e-wydanie

6.1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Energetyczna wojna światowa

Nie ma wątpliwości, że zielona krucjata zwiastuje nowy rodzaj geopolitycznej konfrontacji. Większość świata sprzeciwia się ekologicznej dyktaturze, ponieważ cele klimatyczne skazują miliardy ludzi na głód, konflikty i nędzę. Niosą za to miliardowe zyski rynkom finansowym, stając się nowym instrumentem walki o globalną dominację. Czy zieloni rozpętają III wojnę światową?

Pęknięcie

Zielona ideologia głosi konieczność odejścia od paliw kopalnych. Uzasadnieniem jest wciąż rosnąca emisja gazów cieplarnianych, zanieczyszczająca ziemską atmosferę. Według ekologów efekt cieplarniany wywoła niebawem śmierć planety. Zwolennicy czystej energii forsują zatem strategię wyhamowania destrukcyjnych zmian. Jedyną drogą jest przejście ludzkości na bezemisyjne źródła odnawialne.

Drugim, równie istotnym elementem ideologicznego przekazu jest utopijna obietnica wiecznego pokoju. Zieloni wskazują, że dzięki transformacji energetycznej ludzkość zaprzestanie wojen o zasoby surowcowe. W ten sposób czysta energia zmieni strategicznie kierunkowskazy polityki międzynarodowej. Świat odejdzie od geopolitycznej konfrontacji, ponieważ ta w dużej mierze straci po prostu sens.

Według zwolenników źródeł odnawialnych transformacja energetyczna będzie największym przełomem ludzkości od czasu II wojny światowej. Przez 50 lat, które upłynęły od jej zakończenia, globalny ład uformował konflikt pomiędzy demokracją i totalitaryzmem. Jedną z głównych osi zimnej wojny była geopolityczna rywalizacja o kontrolę nad zasobami energetycznymi oraz zapewnienie bezpieczeństwa ich tranzytu.

Obecnie, pomimo upadku komunizmu, taka linia podziału nie tylko nadal obowiązuje, ale konflikt energetyczny ulega stałemu zaostrzeniu. Przykładem były do niedawna Stany Zjednoczone, które, rewolucjonizując technologie wydobywcze, zwiększyły produkcję LNG do stopnia zagrażającego gospodarkom Rosji i OPEC.

W latach 2012-2020 z powodu nadprodukcji ceny ropy naft owej oraz gazu systematycznie malały. W ten sposób światowa ekspansja amerykańskiej ropy łupkowej ikoncentratu gazowego zagroziła globalnemu statusowi geopolitycznemu tradycyjnych eksporterów.

Wydawało się, że epidemia COVID-19 potwierdza zielone teorie i definitywnie zamknie erę paliw kopalnych. Za sprawą powszechnego lockdownu runął popyt na konwencjonalne paliwa. Jednak w 2021 r. nastąpiło silniejsze od prognoz odbicie gospodarcze, a wówczas okazało się, że globalna gospodarka zderzyła się z katastrofalnym niedoborem surowców energetycznych. Sytuację wykorzystuje przede wszystkim Rosja, która dyktuje importerom wielkość dostaw i cen paliw. Podobnie reagują państwa OPEC, z tym że to Moskwa wykorzystuje eksport nośników energii do celów geopolitycznych. Doraźnym jest ponowne uzależnienie Ukrainy. Zadaniem długoterminowym pozostaje energetyczne ubezwłasnowolnienie całej Europy. Kampania wewnętrznego rozbicia UE i NATO na państwa importujące rosyjskie surowce i kraje czynnie sprzeciwiające się Moskwie, jest dobitnym przykładem geopolitycznej konfrontacji, której osią jest szantaż energetyczny.

Dlatego, jak twierdzą zieloni, tylko powszechny dostęp do tanich źródeł odnawialnej energii powstrzyma eskalację napięcia pomiędzy eksporterami paliw, a ich importerami. Co więcej, powszechny dostęp do zielonej energetyki wesprze światową demokrację.

Nie jest tajemnicą, że zdecydowaną większością państw surowcowych rządzą autorytarne i dyktatorskie reżimy. Ponadto bogate zasoby paliwowe nie bez przyczyny są nazywane ekonomicznym przekleństwem. Zniechęcają posiadaczy do podjęcia strukturalnych ipolitycznych reform, a także skoku technologicznego. Budują tym samym cywilizacyjny mur pomiędzy wysokorozwiniętymi i zacofanymi regionami świata.

Wniosek może być tylko jeden, twierdzą ekolodzy: powszechny rozwój gospodarczy, dostatek społeczny i polityczną stabilność może dać jedynie zielona globalizacja. Jej piewcami są Unia Europejska, a od niedawna również Stany Zjednoczone.

Zgodnie z osiągniętym kompromisem, do 2030 r. UE powinna zredukować emisję gazów cieplarnianych (głównie CO2 ) o 55 proc. wstosunku do 1990 r. Docelowy plan Komisji Europejskiej, znany pod nazwą Zielonej Unii lub neutralnej klimatycznie gospodarki przewiduje zerową emisję w 2050 r.

Według jednego z głównych lobbystów zielonego zwrotu eurokomisarza Fransa Timmermansa „Wszyscy członkowie UE zobowiązali się do realizacji ambitnych celów na lata 2030 –2050. Teraz muszą potraktować ten biznes poważnie, zapewniając mniejsze zużycie energii i wzrost generacji ze źródeł odnawialnych. Unia musi zmienić cały transport, sektor energetyczny i nałożyć zaporowe ceny na kwoty emisji dwutlenku węgla”. Wypowiedź eurokomisarza uświadamia gigantyczną skalę przeobrażeń.

Timmermans odniósł się równie entuzjastycznie do planu Zielonej Ameryki Joe Bidena: – Jego przywództwo będzie odczuwalne na całym świecie. Wspaniale jest obserwować, że demokratyczna administracja na czele z prezydentem angażuje się w ochronę klimatu. To pomoże nam przekonać resztę świata do tego samego – powiedział eurokomisarz. Niestety z chwilą wybuchu ostrego kryzysu energetycznego Timmermans zapadł się pod ziemię. Natomiast Komisja Europejska, rząd Niemiec, a także Biały Dom wbrew faktom nadal forsują zieloną transformację. Ignorują twarde dane świadczące, o tym, że rola źródeł odnawialnych w globalnym bilansie energetycznym jest przeszacowana. Tylko paliwa kopalne zapewnią dostateczne moce produkcyjne, gwarantując rozwój ludzkości. Nie można tego powiedzieć o kapryśnej generacji wiatrowej, solarnej, a nawet wodnej, uzależnionych od pogody. Jeśli chodzi o geopolitykę, podczas kryzysu media przypomniały sobie o alarmujących prognozach ekspertów, którzy wskazują, że zielona konwergencja krajów rozwiniętych i rozwijających się to mrzonka. Proces będzie w najlepszym wypadku chaotyczny i w  żaden sposób nie przyczyni się do poprawy międzynarodowej współpracy, a zatem stabilności ładu międzynarodowego. Świat znalazł się w bardzo niebezpiecznym momencie. Bezmyślne narzucanie celów klimatycznych pogłębi nierówności społeczne, czyli zjawiska ubóstwa, dyskryminacji edukacyjnej, zawodowej wreszcie głodu.

Zielona kurtyna

„Bariera pomiędzy retoryką i rzeczywistością to stała cecha polityki. Rzadko jednak zdarza się, aby przepaść między twardymi faktami a ideologią była tak duża, jak wprzypadku zielonej transformacji” – takim wnioskiem dziennik „The Times” skomentował szczyt klimatyczny.

Gdy przywódcy Grup G-7 iG-20 deklarowali, że dekarbonizacja świata jest tuż za rogiem, porozumienie z Glasgow mówi zupełnie co innego. Tylko wnikliwy obserwator dostrzegł, że nośnym społecznie obietnicom wycofania paliw kopalnych, towarzyszy formuła „Realizacji tak szybkiej, jak to możliwe”, którą równie dobrze może zastąpić fraza „jak najpóźniej”.

Jak ujawnia brytyjski tytuł, za kulisami obrad sekretarz stanu USA Antony Blinken namawiał ministra spraw zagranicznych Zjednoczonych Emiratów Arabskich szejka Abdullaha bin Zayeda Al Nahyana do dalszego zwiększania produkcji ropy. Natomiast prezydent Joe Biden przed przybyciem do Glasgow rozważał nawet ukaranie Rosji i Arabii Saudyjskiej, jeśli w najbliższym czasie nie zwiększą wydobycia ropy naftowej i gazu.

Ponadto klauzuli dokumentu końcowego COP26, zawierającej obietnicę rezygnacji z węgla do 2040 r. nie podpisali trzej najwięksi konsumenci paliw kopalnych na świecie, czyli Chiny, Indie, USA (oraz Rosja), które odpowiadają łącznie za ponad 70 proc. globalnej emisji CO2 . „O ile Xi Jinping oraz Władimir Putin odmówili udziału w konferencji, to co robił w Glasgow Joe Biden?” – pytał „The Times”, wyjaśniając: „Obecność Bidena podkreśla jedynie zamęt w oficjalnej polityce Zachodu. Z jednej strony, nasi liderzy chcą, aby wydobycie ropy i gazu odeszło w przeszłość. Z drugiej strony, doskonale wiedzą, że obywatele, a więc wyborcy nie darują im deficytu paliw i energii, których nie mogą wygenerować źródła odnawialne, a ponadto są wściekli z powodu gwałtownego wzrostu cen”.

To, co ukrywają zachodni politycy, otwarcie robi Pekin. Wicepremier Han Zheng polecił państwowym firmom energetycznym, aby za wszelką cenę zapewniły dostawy ciepła i prądu w okresie zimowym. W tym samym czasie Stany Zjednoczone i inne kraje zależne od energii kuluarowo błagają głównych producentów o zwiększenie wydobycia surowców.

– Płynne przejście na czystą energię jest fantasmagorią – tak na łamach amerykańskiego magazynu „Foreign Affairs” twierdzą Jason Bordoff i Megan Sullivan. Wyjaśniają, że świat nie uniknie potężnych wstrząsów spowodowanych transformacją całego systemu energetycznego, bo to on jest źródłem zasilania światowej gospodarki i sercem ładu geopolitycznego. Co więcej, najbiedniejsze irozwijające się kraje świata będą potrzebowały ogromnych ilości energii, a to one wytwarzają ogromne zanieczyszczenia.

Bordoff to były doradca ds. polityki energetycznej Baracka Obamy, natomiast Sullivan jest wysoką urzędniczką Rady Bezpieczeństwa Narodowego Joe Bidena ds. Bliskiego Wschodu. Według obojga, od długoterminowych celów klimatycznych ważniejsze są zagrożenia, które pojawią się w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Będą skutkowały kryzysami i napięciami, wywołanymi tarciami geopolitycznymi zielonej oraz naftowo-gazowej polityki międzynarodowej. Zpunktu widzenia ekologicznego obłędu głoszą herezję, ujawniając przepaść między zieloną ideologią i rzeczywistymi potrzebami społecznymi.

– Jeśli ludzie dojdą do wniosku, że ambitne plany przeciwdziałania zmianom klimatu zagrażają dostępności energii lub bezpieczeństwu jej dostaw, gwałtownym sprzeciwem zablokują proces transformacji – mówią  eksperci i dodają: – Paliwa kopalne mogą w końcu zniknąć, ale polityka energetyczna i geopolityka już nie. Odejście od ropy i gazu zmieni świat równie dramatycznie, jak obie globalne wojny. Dlaczego?

Presja zwolenników zielonego zwrotu wywierana na koncerny wydobywcze połączona z naciskiem na inwestorów wywoła efekt ekonomiczny odwrotny od zamierzonego. Jeśli poziom inwestycji w sektor naftowo-gazowy runie, prowadząc do spadku podaży szybszego od redukcji popytu, zjawisko doprowadzi do cyklicznych niedoborów, a tym samym jeszcze wyższych i bardziej niestabilnych cen ropy.

Przejście na czystą energię zwiększy wpływ geopolityczny i finansowy eksporterów taniej ropy, a więc monarchii Zatoki Perskiej. Zjawisko ujawni się niestety z jeszcze większą dynamiką na rynku gazu. Znacząco wzrośnie potencjał Rosji, zdolnej do taniej produkcji surowca. Dla Europy będzie to oznaczać zwiększone uzależnienie od rosyjskiego gazu, zwłaszcza wraz zpojawieniem się gazociągu Nord Stream-2.

Następnie przewagę uzyskają mocarstwa czystej energetyki. W dłuższej perspektywie zwycięzcami transformacji staną państwa o wysokim wskaźniku innowacyjności. Tyle że wówczas zmienią się priorytety decydujące o kształcie ładu międzynarodowego.

Pierwszym będzie prawo narzucania standardów energetycznej czystości. Już dziś kraj lub firma, które wyznaczają światowe normy w danej dziedzinie, utrzymują przewagę konkurencyjną. W przypadku technologii wymagających optymalizacji cyfrowej sieci energetycznej i zarządzania popytem konsumentów ktokolwiek wyznaczy standardy, zostanie globalnym hegemonem.

Drugim priorytetem zielonej globalizacji będzie kontrola nad łańcuchem dostaw minerałów takich jak kobalt, miedź, lit, nikiel i metale ziem rzadkich, które mają wyjątkową wartość dla zielonych technologii. Według MAE, w2040 r. zapotrzebowanie na takie surowce zwiększy się sześciokrotnie. Otworzy nową erę kolonizacji Afryki i Azji, które odpowiadają za ponad połowę obecnych dostaw. Już dziś w uzależnianiu państw producenckich czołowe miejsce zajmują Chiny. Ich kontrola nad zasobami niezbędnymi dla zielonych technologii zapewnia Pekinowi realną potęgę gospodarczą i geopolityczną.

Trzecim obszarem zielonej konfrontacji będzie zdolność taniego wytwarzania komponentów nowych technologii. Na przykład Chiny odpowiadają za dwie trzecie światowej produkcji krzemu i 90 proc. płytek półprzewodnikowych do ogniw słonecznych. Drastycznie wykluczając te towary z globalnych łańcuchów dostaw, Chiny mogą tworzyć poważne problemy.

Ostatnim polem walki o ekologiczną supermocarstwowość będzie produkcja i eksport paliw niskoemisyjnych. Zwłaszcza wodór nabierze kluczowego znaczenia dla osiągnięcia zerowej emisji. Jeśli powstanie zdywersyfi kowany rynek wodoru przerwę w łańcuchu dostaw w jednym miejscu można zrekompensować dostawami z innego. Natomiast w średnioterminowej perspektywie wytwarzanie i handel paliwami niskoemisyjnymi spowoduje napięcia i zagrożenia geopolityczne. Kraje uzależnione od jednego lub dostawców staną w obliczu kolosalnych zagrożeń bezpieczeństwa energetycznego.

Jednak kluczowe niebezpieczeństwo spowoduje kolosalny popyt na energię elektryczną. Wynika to z faktu, że jej transport na duże odległości jest trudniejszy i droższy. Dlatego zależność od importu elektryczności stworzy najwięcej problemów geopolitycznych. Dodatkowe zagrożenie wywoła fakt, że czysta energia już teraz wzmacnia protekcjonizm. Wiele państw utrudnia dostęp do taniej czystej energii z zagranicy, obawiając się zależności od innych krajów i dążąc do zachowania miejsc pracy. Doskonałym przykładem są cła i taryfy, które Indie nakładają na chińskie panele słoneczne w celu rozwoju własnego przemysłu fotowoltaicznego. Wpodobnym duchu Kongres USA rozważa przyznanie ulg podatkowych firmom, które produkują pojazdy elektryczne na własnym terytorium.

Zielona wojna?

Koncepcja ochrony planety przed zmianami klimatycznymi to ideologia i główny nurt światowej polityki. Dlatego jest niemal pewne, że kraje zmierzające w kierunku dekarbonizacji będą próbowały zmusić inne państwa do pójścia w swoje ślady. Taki proces zagraża ludzkości dyktaturą wywołaną ekologicznym regulacjami międzynarodowymi.

Na przykład do 2023 r. UE zamierza wprowadzić mechanizm transgranicznej regulacji emisji gazów cieplarnianych. W jej ramach towary importowane z krajów niespełniających standardów klimatycznych UE będą podlegały restrykcjom celnym. Z czasem jednak taryfy handlowe mogą się zamienić w sankcje, czyli szokowy instrument wymuszania dekarbonizacji. Przejście do globalnej gospodarki wolnej od dwutlenku węgla doprowadzi do konfl iktów z nieuchronnymi zwycięzcami i przegranymi.

Niektóre mocarstwa, takie jak Chiny i Stany Zjednoczone, skorzystają na transformacji. Inne, takie jak Rosja, nieuchronnie znajdą się po drugiej stronie. Przy tym relacje między Pekinem i Waszyngtonem są bardziej napięte niż kiedykolwiek. Nieobecność Xi Jinpinga w Glasgow daje pewność narastania konfl iktu klimatycznego obu mocarstw.

Jak twierdzi magazyn „The Economist”, transformacja energetyczna wpłynie również na stosunki USA z europejskimi sojusznikami. Droga do zerowej emisji może być trudna dla relacji amerykańsko-europejskich. Zawiła poli[1]tyka klimatyczna Waszyngtonu skomplikuje zieloną strategię po drugiej stronie Atlantyku i może zaostrzyć napięcia handlowe.

Wreszcie transformacja energetyczna wpłynie na Rosję. Moskwa jest silnie uzależniona od eksportu ropy i gazu, a w dłuższej perspektywie przejście na czystą energię będzie stanowić poważne zagrożenie dla jej finansów. Podejście Kremla do globalnego ocieplenia stanie się źródłem ogromnych napięć w stosunkach z Waszyngtonem i Brukselą, przestrzega brytyjski tygodnik. Konieczność rezygnacji z konwencjonalnych paliw nasili agresję hybrydową Moskwy. Ponadto, jeśli tradycyjni konsumenci energii na Zachodzie ograniczają wykorzystanie paliw kopalnych, Rosja zwróci się w kierunku Chin, wpadając ostatecznie w objęcia Pekinu.

Prawdziwa katastrofa czeka natomiast tzw. Trzeci Świat. Rozdźwięk między bogatymi i biednymi narodami został przekonująco zademonstrowany na konferencji klimatycznej w Glasgow. Kraje o niskich dochodach wezwały uprzemysłowionych gigantów do naprawy szkód. Jedna czwarta całkowitej emisji od początku ery przemysłowej pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, prawie tyle samo z Europy, a z całego kontynentu afrykańskiego – tylko 2 proc.

Tymczasem to bogate kraje coraz bardziej domagają się zmniejszenia śladu węglowego, podczas gdy kraje rozwijające się zwiększają wykorzystanie paliw kopalnych, aby zapewnić sobie wzrost gospodarczy. Dlatego rezygnacja z ich konsumpcji będzie kosztowała ubogie regiony 2 bilionów dolarów rocznie.

Już dziś prawie 800 milionów ludzi nie ma dostępu do elektryczności, nie mówiąc już o ilości energii potrzebnej do osiągnięcia znaczącego wzrostu gospodarczego. Tymczasem energia słoneczna, wiatrowa i inne źródła odnawialne nie są obecnie wystarczające do wspierania industrializacji i podniesienia poziomu życia. Jeśli bogate narody będą nadal odchodzić od paliw kopalnych, a kraje rozwijające się nie znajdą realistycznych i przystępnych cenowo alternatyw, przepaść tylko się powiększy, twierdzą eksperci ONZ.

Napięcia między światem rozwiniętym irozwijającym się będą rosły nie tylko ze względu na wykorzystanie energii pochodzenia mineralnego, ale także ze względu na technologie ich produkcji. Na przykład Gujana, Mozambik i Tanzania, mają znaczne zasoby węglowodorów, które chciałyby zagospodarować. Jednak kraje bogate, które uważają się za liderów klimatycznych, będą wywierać presję, aby zniechęcić je do dalszej eksploatacji. Ponadto instytucje finansowe napotkają opór aktywistów wzywających do niewspierania projektów wydobywczych wkrajach rozwijających się.

Według szacunków MFW, przejście na czystą energię wymaga inwestycji wwysokości około 100 bilionów dolarów wciągu najbliższych 30 lat. Niewiele jest powodów, by oczekiwać, że tak radykalna restrukturyzacja może zostać zakończona sprawnie, jasno i bez konsekwencji. Jeśli utopijny program zostanie jednak wdrożony, a dostępność energii będzie zagrożona, szereg państw uzna cele klimatyczne za największe zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Zrobią wszystko, aby zapzapewnić sobie przetrwanie, co oznaczać może wybuch III zielonej wojny światowej.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm