3.6 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Co się da jeszcze uratować z rozpadającego się systemu podatkowego?

Opublikowany niedawno projekt nowelizacji Polskiego Ładu zawiera co prawda kilka ważnych zmian, które bezskutecznie postulowałem ponad pół roku temu, ale już niewiele można tu naprawić.

Po pierwsze, jest za późno: podatnicy pozytywnie przyjęliby te poprawki, gdyby pojawiły się jeszcze gdzieś do połowy lutego. Pamiętamy, że 15 lutego 1992 r. generalnie poprawiono „balcerowiczowską” wersję podatku dochodowego od osób fizycznych wchodzącą w życie z początkiem tamtego roku i zrobiono to skutecznie: trzeba było już tylko zastosować nowe przepisy i przestać gadać. Po trzydziestu latach okazało się, że jest to niewykonalne. „Ludzie z rynku” pouciekali z tonącego okrętu albo ich wyrzucono, a ci, którzy zostali, nie umieli tego zrobić. Opublikowanie nawet oczekiwanych zmian pod koniec kwartału obowiązywania wyjątkowo złych przepisów nie ma już żadnego znaczenia. Po drugie, szok wojny na Ukrainie oraz narastająca obawa, że całkowicie już „odklejone od rzeczywistości” media oraz większość klasy politycznej wciągną nas w tę wojnę, spowodowały, że rozliczenia podatkowe nie mają już większego znaczenia. Skoro twierdzicie, że „już jesteśmy w stanie wojny”, to my też przechodzimy na „gospodarkę wojenną”, której istota sprowadza się do zasady „bierz walizkę i uciekaj”.

Niewielu już interesują jakieś tam niuanse interpretacyjne opisywane w długich publikacjach „opiniotwórczych mediów”, w dodatku autorstwa „ludzi z rynku”. Najczęściej pada pytanie: skoro nie umieli napisać przepisów, to dlaczego teraz wiedzą jak je wyjaśnić? Zresztą ich opowieści nie mają żadnego znaczenia. Oni też – podobnie jak media – „odkleili się” od realiów, w których „optymalizacja podatkowa”, zwłaszcza ta „międzynarodowa”, jest już bez znaczenia. Codzienność biznesu charakteryzuje narastająca z każdym dniem drożyzna, braki w dostawach i spadek popytu. W ciągu miesiąca udało się skutecznie zdewastować istotną część gospodarki, którą wcześniej niszczono przy pomocy „lokdałnów” i innych bezsensownych ograniczeń jakoby związanych z pandemią. Skoro – jak twierdzą „opiniotwórcze media” – jesteśmy już w stanie wojny i wszystkie siły powinniśmy skoncentrować się na „pokonaniu Putina”, to niech nikt nie liczy na lojalność podatników: gospodarka jest już w istotnej części nieopłacalna i podatnicy, zwłaszcza przedsiębiorcy, nie mają się więc czym dzielić. Bo jak wiadomo – z pustego (również) Salomon nie naleje.

Biznes jeszcze czeka na opamiętanie się klasy politycznej, na które – jak sądzę, nie jest jeszcze za późno. „Odklejeńcy” (nowe słowo), nakręcają równie oderwaną od ekonomicznej rzeczywistości klasę polityczną, która prowadzi swoją wyimaginowaną wojnę z Putinem i zapomniała o obowiązkach w stosunku do obywateli, dla których jedynym jak dotąd zagrożeniem są skutki owej polityki. Jak powiedział jeden z rozsądnych polityków zachodnioeuropejskich: zastosowane sankcje nie mogą być bardziej szkodliwe dla obywateli kraju, który je stosuje niż dla adresata.

Jednak takie słowa spotkały się z hejtem całości mediów (od TVN do TVP) i chyba wszystkich bez wyjątku polityków. Bo tak naprawdę, to do żadnego „Zachodu” nie należymy: jego cechą jest brak egzaltacji, pragmatyzmu i realizmu w imię interesów swoich wyborców i to w krótkim okresie, gdyż liczy się bowiem dzisiaj, bo żyjemy wyłącznie w czasie teraźniejszym. Na „wielkie strategie” szkoda czasu, bo i tak są z zasady błędne lub nieskuteczne. Przypomnę, że wszyscy bez wyjątku sowietolodzy zgodnie od lat twierdzili, że Rosja ma nad „Zachodem” przewagę, bo jest zdolna do wprowadzania i realizacji długookresowej strategii. Kompletne dyrdymały: najlepszym tego dowodem jest bezsensowne wkroczenie na Ukrainę, katastrofa wizerunkowa nie tylko wojsk tego państwa, ale jego zdolności militarnych i przegrana (na własne życzenie) wojna o wpływy w świecie. Codzienna polityka, będąca wynikiem zastosowania jakiejś „strategii”, jest równie bezskuteczna, jak ta, która jest zdroworozsądkową reakcją na codzienność.

Te ogólne refleksje dotyczą także podatków. Pozwolę sobie przypomnieć starą, ponoć zapomnianą już mądrość, że obywatele będą płacić podatki, gdy władza zapewni im pokojowe możliwości zarobku. Czyli warunkiem uzyskania pieniędzy od obywateli przez władzę jest pokój. Podatnicy, którzy boją się, że rządzący wciągną ich wojnę, nie będę przejmować się nie tylko „Polskim Ładem”, ale również jakimikolwiek przepisami podatkowymi.

Z tego, co się zdołałem zorientować, żadne państwo Unii Europejskiej nie doprowadziło swoich systemów podatkowych do takiego stanu. Tam nikt nie prowadzi tzw. polityki Sobieskiego (uratował Austrię po to, aby nas potem wykończyła), przed którą ostrzegali nas również amerykańscy politolodzy, m.in. Edward Luttwak. Czasami i tamtej strony warto posłuchać. Teraz podatnicy oczekują dwóch stanowczych sygnałów ze strony klasy politycznej (również polskiej):

• działania zbrojne za naszą wschodnią granicą zostaną szybko zakończone i my nie będziemy hamować ich procesu pokojowego (bez nas też się zakończą),

• zostaną podjęte działania chroniące opłacalność naszej gospodarki i obywateli przed drożyzną. Tego, jak sądzę, oczekują również wyborcy.

FMC27news