11.7 C
Warszawa
czwartek, 28 marca 2024

Polityka wschodnia Berlina

Koniecznie przeczytaj

Wojna w Ukrainie to wręcz historyczna szansa w relacjach polsko-niemieckich. Obecna polityka rosyjska Berlina budzi w Warszawie rosnące zniecierpliwienie. Wywołuje także sprzeciw Niemców, którzy nie chcą być wspólnikami ludobójstwa. 

Jeśli Olaf Scholz nie odetnie się od Rosji, Niemcy utracą status europejskiego mocarstwa. Berlin nie ma innej alternatywy niż zwrot ku Warszawie. Tylko Polska może wypełnić rosyjską próżnię, stając się nowym biegunem wspólnej już polityki wschodniej.

Teraz albo nigdy?

Rosja dzieli Polskę i Niemcy – Fakt, że stosunki między Niemcami i Polską opierają się na takich wartościach, jak przyjaźń i współpraca, zawdzięczamy w szczególności wysiłkom podjętym w najnowszej historii politycznej – taką oceną dwustronnych relacji prezentuje niemiecki MSZ. Jednak fakt, że ilustracją rozdziału „Pojednanie” jest nadal Angela Merkel ściskająca rękę Mateusza Morawieckiego, nasuwa wątpliwości. Dokumentując relacje z Moskwą, niemieckie MSZ nie zapomniało, aby na wspólnych fotkach znaleźli się Putin oraz obecny kanclerz Olaf Scholz.

Brak aktualizacji to symboliczne wręcz odzwierciedlenie miejsca Polski wśród priorytetów realpolitik Berlina. Wbrew rozsądkowi, faktom ekonomicznymi, historycznym, a dziś zbrodniom ludobójstwa na Ukrainie pierwsze miejsce wciąż zajmuje Rosja. Od przeszło 60 lat, bez względu na opcję polityczną stojącą u władzy, Niemcy są zakładnikami polityki wschodniej, której osią jest Moskwa.

Fotograficzne archiwum zawiera wiele dowodów instrumentalnego, a więc przedmiotowego stosunku niemieckich elit do Polski. Przykładem jest zdjęcie Konrada Adenauera ściskającego rękę Chruszczowowi. W 1955 r. kanclerz pojawił się na Kremlu, aby negocjować zwolnienie z niewoli hitlerowskich żołnierzy. Adenauer nie uznał jednak nigdy zachodnich i północnych granic naszego kraju. Jego następca Willy Brand pojawił się w Warszawie dopiero 15 lat później. Przywiózł nawiązanie stosunków dyplomatycznych i uznał polskie granice de facto, ale nie de iure. Złożył protokolarny wieniec przed Grobem Nieznanego Żołnierza, ale świat zapamiętał gest oddania hołdu powstańcom warszawskiego getta. Bonn tłumaczyło, że w ten sposób Brand uczcił pamięć wszystkich ofiar niemieckiego nazizmu w Europie Wschodniej. W przeciwieństwie do Żydów polskie ofiary hitlerowskiego ludobójstwa do dziś nie mogą się doczekać godnego upamiętnienia w Niemczech. Decyzja o budowie muzeum w Berlinie budzi zastrzeżenia wśród niemieckich polityków i historyków. Może lepiej, gdy będzie poświęcone Rosjanom, Białorusinom, czyli wszystkim ofiarom, a nie samym Polakom? – pytają komentatorzy. A nuż zechcą odszkodowań takich jak ofiary Holokaustu, a także Kreml? Ostpolitik jest przecież także formą spłaty reparacji wojennych.

Niemieckie władze zawsze dużo mówią o poczuciu winy za kłótnię Hitlera ze Stalinem. To ponoć trauma. Jednak założenia polityki wschodniej nakreślone przez Egona Bahra mówią wyraźnie o realizacji interesów narodowych. Nie o zadośćuczynieniu, prawach człowieka i demokracji, tylko o prosperity niemieckiej gospodarki. Ta zaś ma profil eksportowy, z którego Berlin czerpie główną dywidendę. Jest nią dominacja w Unii Europejskiej i mocarstwowy status na świecie. Taka gospodarka wymaga surowców na czele z energetycznymi.

Kolejna fotografia przedstawia zatem symbol polsko-niemieckiego pojednania, premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmuta Kohla w objęciach. Dopiero w 1991 r. już zjednoczone Niemcy uznały polską integralność terytorialną. Kilka lat później gazociągiem jamalskim przez Polskę do zakładów Boscha i stoczni Thyssen-Kruppa popłynął rosyjski gaz.

Od połowy lat 90., aż do dziś archiwum fotograficzne jest wręcz monotonne. Dokumentuje rytuały bez znaczenia: dwa razy do roku wzajemne kontakty szefów rządów oraz delegacji Sejmu i Bundestagu, od czasu do czasu to samo w formule Trójkąta Weimarskiego, a więc z udziałem Francji. Symbol normalności? Nie, to dzwonek alarmowy regresu. Absolutny brak postrzegania Polski, jako strategicznego partnera, z którym można budować Europę.

Za to jeśli chodzi o Rosję, mamy do czynienia z niemieckim szturmem Kremla, z taką częstotliwością pojawiali się w Moskwie kolejni kanclerze, ministrowie spraw zagranicznych, a przede wszystkim energetyki i gospodarki. To charakterystyczne, bo Borys Jelcyn bywał w Berlinie sporadycznie, a Putin jeszcze rzadziej. Wynika z tego, że Niemcy zabiegają o Rosję, a nie odwrotnie. Co więcej, Berlin promuje Moskwę w Europie i na świecie. Stosunki dwustronne kipią od inicjatyw, jak mawiała Angela Merkel, „podnoszących relacje na nowe, wyższe poziomy”.

Najważniejszą z koncepcji jest wspólna przestrzeń bezpieczeństwa i współpracy. Rzecz jasna od Lizbony do Władywostoku. W tym kontekście warto cofnąć się do lat 1917-1918, które tłumaczą istotę obecnej polityki wschodniej Republiki Federalnej Niemiec. Wówczas trwała I wojna światowa, ale na wschodzie II Rzesza osiągnęła zakładane cele. Kajzerowskie armie okupowały Polskę, Ukrainę, Białoruś, Litwę, Łotwę i Estonię. Czechy i Słowacja wchodziły w skład zależnych od Berlina Austro-Węgier. Bułgaria i Turcja były sojusznikami Niemiec. Mitteleuropa, a więc zaplecze surowcowe, żywnościowe oraz rezerwuar siły roboczej znalazł się w zasięgu ręki. Do pełnej realizacji niemieckiej hegemonii potrzebne było tylko przyciągnięcie Rosji. Berlin próbował, a bolszewicy zgodzili się traktatem brzeskim. Potem wzmocnili współpracę traktatem z Rapallo oraz Paktem Ribbentrop – Mołotow. Kłótnia wodzów narodów niemieckiego i sowieckiego zaprzepaściła strategię Berlina. Konrad Adenauer i Egon Bahr poszli więc po rozum do głowy. To, czego nie udało się osiągnąć zbrojnie, a więc konfrontacją, można osiągnąć sojuszem z Rosją.

Tak z Warszawy wygląda rosyjska polityka Brandta, Kohla, Schroedera, Merkel i Scholza. Okazuje się, że jej cel – podział Europy Środkowej na strefę niemieckich i rosyjskich wpływów – jest niezmienny od przeszło stulecia. Biorąc pod uwagę rozbiory I Rzeczypospolitej, przyjaźń Berlina i Moskwy w duchu Bismarcka liczy sobie 300 lat. Choć obecnie czołgi zastąpił gaz, taka polityka zawsze była, jest i będzie dla Polski egzystencjalnym zagrożeniem. Jeśli niemieckie elity nie odejdą od rosyjskiego aksjomatu, pojednanie Berlina z Warszawą oraz niemiecko-polskie partnerstwo pozostaną wydmuszkami, czyli fikcją.

Gra pozorów

Gdy Olaf Scholz był ministrem gospodarki w gabinecie Merkel, chronił Nord Stream-2. Po napaści na Ukrainę, jako federalny kanclerz zamroził funkcjonowanie gazociągu. Przyszłość współpracy energetycznej z Moskwą oraz decyzja, do której wojna zmusiła polityka SPD, najlepiej oddaje dylematy rosyjskiej polityki Berlina.

W marcu kanclerz ogłosił w Bundestagu nastanie Zeitenwende – przełomu epok. Według Scholz, agresja na Ukrainę sprawia, że świat nie jest już taki sam. Czy na pewno? Z jednej strony Niemcy ostro potępiły rosyjską agresję i zadeklarowały solidarność z Ukrainą. Berlin oficjalnie, a Scholz osobiście, wezwał Kreml do wycofania wojsk i przywrócenia integralności terytorialnej Ukrainy, łącznie z Krymem. To ogromna zmiana. Przez 16 lat Angela Merkel prowadziła Niemcy kursem zbliżenia z Rosją, który dziś okazuje się kolizyjny. Poprzedniczka Scholza twierdziła, że dla polityki wschodniej, rozumianej jako oswajanie Rosji korzystną ofertą gospodarczą, ni ma alternatywy. Stawką miał być pokój w Europie.

W ramach nowego spojrzenia Berlin przyłączył się do sankcji, potwierdzając udział w międzynarodowej izolacji Moskwy. Uznał rosyjskie zagrożenie militarne Europy, deklarując wzrost wydatków obronnych do 2 proc. PKB i gruntowną modernizację Bundeswehry. Scholz odblokował również dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla Ukrainy.

Z drugiej strony, Niemcy nadal opowiadają się za dialogiem z Kremlem. Berlin oficjalnie rozróżnia negatywną ocenę rosyjskiego państwa i pozytywny stosunek do rosyjskiego społeczeństwa. Relatywizuje zatem odpowiedzialność za ludobójstwo, ograniczając ją do Putina. Takie podejście umożliwia politykę uników. Jeśli Rosjanie są niewinni, sankcje uderzające wcałe społeczeństwo nie mają sensu. Dlaczego mają cierpieć niewinni Niemcy, w których dobrobyt uderzy embargo na rosyjski gaz i blokada handlowa, drastycznie bijąc w niemiecki eksport?

W tym kontekście symptomatyczna jest rezolucja Bundestagu, która zakłada możliwość powrotu do współpracy z Rosją, pod warunkiem, że Moskwa zacznie respektować prawo międzynarodowe i zagwarantuje nienaruszalność granic państw sąsiednich.

To furtki sygnalizujące, że niemieckie elity nadal myślą priorytetem Rosji w polityce europejskiej. Tłumacząc stanowisko rządu Olafa Scholza i parlamentu: „Jesteśmy gotowi do polityki »biznes jak zwykle«, nadal chcemy uprzywilejowania Moskwy, tylko na Boga (!) pozbądźcie się Putina. Jeśli na Kremlu zobaczymy człowieka o rękach niepobrudzonych ludzką krwią, natychmiast ku wzajemnej korzyści, uruchomimy Nord Stream-2 i wyjdziemy z innych sankcji”.

Tylko takim stanowiskiem można wytłumaczyć celowe osłabianie blokady gospodarczej Rosji oraz de facto odmowę pomocy wojskowej Ukrainie. Ekonomiści udowodnili, że embargo surowcowe i towarowe zaszkodzi niemieckiemu PKB w minimalnym stopniu. Chodzi zatem o wyłącznie polityczne motywy. Jakie? Po zakończeniu wojny i ewentualnej zmianie władzy na Kremlu Berlin chce ponownie zająć miejsce strategicznego partnera Moskwy.

Widząc faktyczne intencje SPD oraz FDP, ściśle realizujących partykularne interesy niemieckich koncernów i grup kapitałowych, alarm podnoszą niezależni eksperci i think tanki. Także niemieckie. Twierdzą wspólnie, że antyrosyjski zwrot Berlina to pozoracja. Ponieważ takie oceny stają się powszechne, Olaf Scholz tłumaczy, że każda zmiana, a tym bardziej fundamentalna, wymaga czasu. Ma rację, ponieważ z premedytacją gra na czas, aby nie dokonać nawet korekty rosyjskiej polityki. Retoryka, kosmetyka, ściema. O tym, że podobnie zaczynają myśleć Niemcy, świadczą spadające gwałtownie notowania koalicyjnego rządu, kanclerza i SPD.

Polska znaczy więcej niż Rosja

Berlin doskonale zadaje sobie sprawę, że jedyną, realną alternatywą Rosji w nowej polityce zagranicznej jest Polska. Tylko formuła uprzywilejowanego partnerstwa z Warszawą pozwoli Niemcom utrzymać status lidera UE oraz zapewnić korzyści gospodarcze w Europie Środkowej i Wschodniej. Trwanie w sojuszu z Francją przyniesie skutki odwrotne od zakładanych, ponieważ Paryż od dawna traktuje Niemcy i Polskę wyłącznie instrumentalnie. Kluczowym problemem niemieckich elit jest przyznanie, że Polska ma w ręku wszystkie atuty. A to wymaga, aby poszły do Canossy.

Po pierwsze gospodarka. Akurat niemiecka stoi Europą Środkową i Wschodnią. Handel z naszym regionem jest jednym z najważniejszych motorów napędowych niemieckich koncernów, wiele wskazuje zaś, że będzie kluczowy. Według rozgłośni Deutsche Welle, wymiana gospodarcza z 29 państwami (także Bałkanami i Azją Środkową) rośnie w tempie 6 procent rocznie. W przypadku Europy Środkowej wzrosty są dwucyfrowe. Liderem jest Polska, która zajmuje siódme miejsce wśród partnerów Berlina. Tyle że, jak prognozują niemieccy ekonomiści, za trzy lata przesuniemy się do pierwszej piątki, wyprzedzając Włochy i Wielką Brytanię. Bez kooperacji z Polską i naszego rynku zbytu Niemcy nie odrobią strat wynikających z redukcji obecności w Rosji. Rola ostatniej, bez względu na losy wojny, będzie się tylko zmniejszała ze względu na stałe ubożenie i regres demograficzny.

Handel to nie wszystko. Polska staje się państwem suwerennym energetycznie, a więc odpornym na wszelkie zawirowania. To skokowo zwiększa atrakcyjność lokalizacyjną i inwestycyjną dla niemieckich firm. Dysponujemy również lepiej wykształconymi kadrami, wyprzedzając pod tym względem naszych zachodnich sąsiadów. Od Polski zależy w dużej mierze powodzenie niemieckiej rewolucji przemysłowej 4.0.

Po drugie, położenie tranzytowe, które ze względu na rosnące obroty z Chinami ma dla Berlina perspektywiczne znaczenie. Rozbudowa szlaków komunikacyjnych, wraz z polskim sektorem transportowym, przekształca nasz kraj w hub europejskiej i azjatyckiej wymiany towarowej.

Po trzecie, obronność. Polska jest bardziej zaawansowana w modernizacji armii niż Bundeswehra. Niestabilność wewnętrzna Rosji będzie się tylko zwiększała, podobnie jak rola Polski w charakterze bufora militarnego Niemiec i całej Europy Zachodniej. Jest najbliższym europejskim sojusznikiem wojskowym USA.

Po czwarte i przede wszystkim – polityka. Polska inicjatywa Trójmorza energetycznego przechodzi w regionalną integrację ekonomiczną oraz infrastrukturalną, obejmując Skandynawię i Bałkany. Naturalną konsekwencją będzie nadbudowa polityczna i obronna, wzmocniona z czasem nieuchronnym akcesem Ukrainy, a następnie Białorusi. Już dziś jesteśmy graczem politycznym, nadającym ton wszelkim formom instytucjonalnym. Polska staje się zatem integratorem Europy Środkowej i Wschodniej, stając się alternatywą cywilizacyjną dla Rosji. Nadajemy i będziemy wzmacniać podmiotowość regionu w skali całej Europy. Będziemy coraz bardziej pożądanym partnerem nie tylko dla Niemiec, ale także Chin i Turcji.

W 1000 r. odbył się zjazd gnieźnieński, podczas którego Bolesław Chrobry przyjął koronę królewską z rąk niemieckiego cesarza Ottona III. Był to gest uznający polskiego księcia za władcę całej Sklawonii, odpowiadającej terytorialnie Europie Środkowej. Wraz z Galią, Italią i Germanią, Sklawonia okazała się czwartym obszarem uniwersum cywilizacji europejskiej. Ówczesny sojusz polsko-niemiecki zaprzepaściła śmierć Ottona. Jeśli kluczową rolę Gniezna elity Germanii rozumiały tysiąc lat temu, tym bardziej świadome naszego znaczenia są dzisiejsze Niemcy.

We własnym interesie powinny wrócić do idei gnieźnieńskiej, co wymaga od Berlina pragmatycznego podejścia do naszych żądań. Lista nie jest długa. Obejmuje wymóg antyrosyjskiego zwrotu, przeniesienie empatii, czyli zrozumienia interesów partnera z Moskwy na Warszawę oraz podjęcie decyzji o formie rekompensaty za zniszczenia II wojny światowej. Niemiecki biznes i klasa polityczna winny rozpatrywać wszystkie punkty listy jako świetną inwestycję we własną przyszłość.

Z kolei obowiązkiem Warszawy jest przeprowadzenie ofensywy informacyjnej, wskazującej niemieckiej opinii publicznej korzyści płynące z nowej polityki wschodniej opartej na uprzywilejowanym partnerstwie Berlina z Warszawą. Celem kampanii muszą być także wszystkie siły polityczne. Oznacza to intensywne konsultacje dwustronne ze wszystkimi ugrupowaniami poza SPD, postkomunistyczną Lewicą i Alternatywą dla Niemiec. Wymienione partie to przyczółki Kremla, zinfiltrowane i skorumpowane przez Putina.

Najnowsze