2.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Jak nie dać się inflacji

Raport Gazety Finansowej: Jak chronić swoje oszczędności przed utratą wartości?

Inflacja oficjalnie wynosi już 12,3 proc. To oznacza, że 10 tys. zł trzymane w banku przez rok, traci na wartości ok. 1230 zł. A inflacja wciąż jeszcze nie osiągnęła szczytu. W tych okolicznościach Polacy próbują ratować swoje oszczędności. Już dwa lata temu zaobserwowano wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania pod wynajem. Teraz prostą alternatywą są obligacje państwa, które indeksowane są o wskaźnik inflacji. I to są realne gwarancje, bo są tak wiarygodne, jak wypłacalność państwa polskiego. Wszelkie inne oferty inwestycji z „gwarantowanym zyskiem”, są tak wiarygodne, jak podmioty, które ów zysk gwarantują. A z tym nie jest najlepiej. Zasada zawsze jest taka sama – im większy możliwy zysk, tym większe jest ryzyko. Inwestycje bezpieczne – takie jak obligacje oprocentowane o indeks inflacji –praktycznie tylko utrzymują wartość pieniędzy. Jednak w czasach 12,3-procentowej inflacji, z perspektywami na większą to i tak dużo.

Po pierwsze dywersyfikacja

Jeżeli ktoś ma 10 tys. zł oszczędności, to wiele nie ryzykuje, inwestując je w obligacje Skarbu Państwa indeksowane inflacją. Pieniądze powinny z grubsza zachować swoją wartość.

Trzymanie pieniędzy na kontach w banku nie opłaca się zupełnie. Oczywiście, chroniąc własną wypłacalność, część pieniędzy trzeba w ten sposób lokować, ale tutaj nie ma dobrych rad. Straty będą zawsze. Być może rządowi uda się wymusić (część banków kontrolowanych jest przez państwo), aby podniosły oprocentowanie depozytów, ale nadal w relacji do inflacji będzie to tylko pomniejszanie straty.

Z tego też założenia wychodzą banki, które traktują depozyty klientów jako pieniądz, który musi być dla nich dostępny. Nie mogą więc go zabrać i „zamrozić”, aby otrzymać większą stopę zwrotu. Nie ma więc sensu, z punktu widzenia banku, aby oferować większe oprocentowanie.

Dywersyfikacja oznacza zróżnicowanie. Jeżeli ktoś ma 50 tys. zł oszczędności – może połowę z tego umieścić w obligacjach Skarbu Państwa indeksowanych inflacją, resztę zaś przeznaczyć na inwestycje bardziej ryzykowne albo takie, które można szybciej spieniężyć.

Na przykład inflacja w strefie euro w marcu 2022 r. wyniosła 7,5 proc., czyli trzymanie części oszczędności w euro już zmniejsza stratę wynikającą z inflacji. Dodatkowym zabezpieczeniem tego rodzaju inwestycji jest mniejsza podatność euro na osłabienie aniżeli złotówki. Czyli posiadanie części oszczędności w euro powoduje mniejsze straty niż trzymanie ich w złotówkach.

Podobnie jest z innymi „stabilnymi” walutami. Należy jednak mieć świadomość, że inflacja to problem globalny. W krajach strefy euro wynosi 7 i pół procent, a w Stanach Zjednoczonych 8 i pół procent, i jest to najwyższy wynik w USA od 41 lat. Tak więc dywersyfikacja (którą swojsko tłumaczą na polskiej wsi: nie wkłada się wszystkich jaj do jednego koszyka) nie gwarantuje bezpieczeństwa inwestycji.

Mniejsze i większe ryzyko

Obecna cena złota za uncję to około 1864 dolarów. Mniej więcej tyle samo co rok temu. Po silnej zwyżce w marcu tego roku spowodowanej wojną, ceny złota spadają. W dłuższym okresie kilku, kilkunastu lat, inwestycja w złoto nie jest obarczona wielkim ryzykiem. Analitycy Goldman Sachs uważają, że obecny 2022 rok złoto zakończy na poziomie około 2150 dolarów za uncję. Jednak z prognozami rynkowymi jest jak z prognozami pogody. Korzysta się z nich (lub nie) na własną odpowiedzialność. Różnice prognoz w cenie złota na koniec roku 2022 wahają się od 1500 dolarów za uncję aż do 3000 dolarów.

Przy dywersyfikacji większych oszczędności dobrze jest mieć złoto. Ma tę zaletę, że nigdy dużo nie traci na wartości (chyba że ktoś kupuje na tzw. szczycie górki cenowej). Względnie łatwo jest także złoto upłynnić.

Ogólnie rynek metali szlachetnych zasługuje na uwagę. Rynek srebra zaliczył jakieś jedenaście lat temu spadek z 50 dolarów za uncję. Cena oscylowała później w przedziale 14-20 dolarów. Przez chwilę w marcu 2020 r. było to nawet 12 dolarów. Obecny poziom 23 dolarów wydaje się w miarę bezpieczny. Szczególnie, że branża spodziewa się wzrostu popytu na srebro w związku z rozwojem nowoczesnych technologii. Tak więc jest to ciekawa możliwość inwestycji o dużej płynności i relatywnie niedużym ryzyku utraty znacznej części zainwestowanego kapitału.

Czar kryptowalut

Kryptowaluty, czyli elektroniczne pieniądze, to jedna wielka niewiadoma. Inwestowanie w nie jest porównywane czasem do słynnej „tulipanowej gorączki” z XVII wieku, uznanej za pierwszą bańkę spekulacyjną na świecie. W latach 1636-37 ceny cebulek tulipanów zaczęły rosnąć i nagle bez wyraźnych przyczyn ich wartość spadła do zera. Zwolennicy tej teorii uważają, że za kryptowalutami nie ukrywa się żadna własność, a ich rosnące wyceny są tylko kaprysem ludzi. Tak jak w historii końca „tulipanowej gorączki”, również i w przypadku kryptowalut ceny mogą zjechać do zera.

Sprawa nie jest jednak taka oczywista. W sytuacji, gdy rządy na całym świecie „psują” waluty, inwestycja w kryptowaluty (choćby w tak znane i popularne jak bitcoin, gdzie liczba jest ściśle limitowana i nie może być swobodnie zwiększana), jest po prostu jedną z ciekawych form inwestycji. Tym bardziej, że pozwalają również ukrywać pieniądze przed rządami. Nie bez powodu transakcje w kryptowalutach prowadzą wszyscy ci, którzy nie lubią, gdy ktoś przygląda się ich interesom. Pieniądze w kryptowalutach są znacznie trudniejsze do znalezienia i wyśledzenia przez państwowe instytucje. W ciągu ostatniego roku cena bitcoina spadła o 18 i pół procent i obecnie wynosi ok. 36 tys. dolarów. Jednak w ciągu tych dwunastu miesięcy był moment, gdy jeden bitcoin był wyceniany na ponad 62 tys. dolarów. Krótko mówiąc, inwestycja w kryptowaluty związana jest z dużym ryzykiem, ale proporcjonalnie do owego ryzyka zawiera też szanse na zysk.

Ulokowanie 5 proc. swoich oszczędności w kryptowalutach (np. zróżnicowanym portfelu, różnych kryptowalut) jest ciekawą możliwością dywersyfikacji.

Simon Goldthorpe, prezes wykonawczy Beaufort Financial,  firmy zajmującej się planowaniem finansowym, powiedział CNBC, że chociaż „zalecane jest utrzymywanie pewnej ilości zasobów finansowych w gotówce na wszelki wypadek, szczególnie w świetle rosnących kosztów życia, to jednak gros oszczędności powinno pracować”, na przykład poprzez inwestowanie.

Z powodu wysokiej inflacji niepewną formą oszczędzania są tzw. obligacje korporacyjne (pożyczanie pieniędzy firmom na określony procent). Trudno przypuszczać, aby oferowały one lepsze warunki niż indeksowane obligacje Skarbu Państwa. Pozostają jeszcze inwestycje w akcje. Najlepiej inwestować w fundusze oferujące indeksy giełdowe, np. amerykańskie, brytyjskie lub japońskie. W takim wypadku fundusze te nie pobierają za zarządzanie dużych kwot, kupują bowiem akcje spółek, które tworzą konkretny indeks.

Cytowany wyżej Simon Goldthorpe radzi, by starać się utrzymywać relatywnie dużą „poduszkę bezpieczeństwa”, czyli tracić trochę pieniędzy, ale w zamian za to resztę oszczędności trzymać w długoterminowych inwestycjach, które w czasach inflacji mają sobie świetnie radzić. Inwestowanie na giełdzie to zdaniem Myrona Jobsona, analityka finansów osobistych w brytyjskiej platformie inwestycyjnej Interactive Investor, dobra opcja dla tych, którzy mogą odłożyć swoje pieniądze na pięć lat lub więcej i nie grozi im perspektywa wyciągania kasy „w nagłym wypadku”.

FMC27news