3.2 C
Warszawa
środa, 20 listopada 2024

Europejskie „Alternatywy 4”

Weszlibyście Państwo w taki interes, przy którym „Alternatywy 4” Stanisława Barei to fraszka? No właśnie. Dlaczego zatem rząd, oślepiony wizją brukselskich miliardów, wpakował Polskę w bliźniaczy mechanizm europejskiego Funduszu Odbudowy – i jeszcze cieszy się jak głupi do sera?

Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację. Jesteście Państwo członkami spółdzielni mieszkaniowej i Wasz blok ucierpiał wskutek jakiejś katastrofy do tego stopnia, że wymaga generalnego remontu, wraz ze wszystkimi mieszkaniami. Władze spółdzielni wychodzą wówczas z ofertą: spółdzielnia jako całość zaciągnie na ten remont kredyt żyrowany przez wszystkich lokatorów, uzyskując tym samym lepsze warunki, niż gdyby każdy miał występować o kredyt osobno. Następnie każdy mieszkaniec przedstawi zarządowi do akceptacji szczegółowy plan remontu wraz z kosztorysem (Mieszkaniowy Plan Odbudowy – MPO), by uzyskać swoją część finansowania, mieszczącą się w określonych „widełkach” zależnych m.in. od metrażu i stopnia zniszczeń. MPO można oczywiście negocjować. Jak na razie, wszystko brzmi w miarę racjonalnie, prawda?

Jednak uwaga, bo tu zaczynają się schody. Po pierwsze, ów plan mieścić się musi w szczegółowych, ustalonych odgórnie priorytetach i wytycznych. Po drugie, część pieniędzy lokator otrzyma w formie bezzwrotnego grantu, a część w formie nisko oprocentowanej pożyczki (czyli mamy „pożyczkę od pożyczki”). Po trzecie, pieniądze zostaną wypłacone „z dołu” – tzn. każdy będzie musiał najpierw samemu ponieść koszty (często zadłużając się we własnym zakresie na ich pokrycie) i zakontraktować w ściśle określonym czasie odpowiednie zlecenia, a następnie z rachunkami w ręku wystąpić do spółdzielni o refundację. Dopiero wtedy zarząd oceni, czy wydatki spełniły ustalone warunki, czy były zasadne, czy nie doszło do nadużyć itp. – i stosownie do wyników tej kontroli podejmie decyzję o zwrocie kosztów na poszczególnych etapach prac, wypłacając je w transzach, mniej więcej dwa razy do roku. Przy czym, na każdym etapie spółdzielnia będzie mogła podjąć decyzję o wstrzymaniu refundowania, wytknąć uchybienia, fuszerki, opóźnienia względem narzuconego odgórnie harmonogramu – i albo litościwie da czas na poprawienie niedociągnięć, albo zadecyduje, że część funduszy przepada.

Po czwarte – warunki określone w Kamieniach Milowych Remontu. Na wstępie lokator (szczególnie taki, który z jakichś względów miał z władzami spółdzielni na pieńku) będzie musiał wykazać, że cieszy się nieposzlakowaną opinią w miejscu pracy, jest niekarany, nie ma założonej „błękitnej karty”, wreszcie – przestrzega względem domowników odpowiednich standardów praworządności, wyrażonych w zapisach Regulaminu Lokalu Mieszkalnego przedstawionego prezesowi spółdzielni, który dodatkowo zasięga opinii żony, dzieci, teściowej, szwagra, pociotków oraz zgromadzenia lokatorów z Parlamentu Mieszkaniowego. Jeżeli zapisy regulaminu okażą się w oczach zarządu nieprawomyślne, a na dodatek żona będzie lobbować, by temu bydlakowi nie dawać ani grosza, przynajmniej dopóki to ona nie zacznie decydować o rodzinnym pożyciu, delikwent zaś się w porę nie ogarnie – wówczas przepada pokaźna zaliczka na rozpoczęcie remontu. Jednak i to jeszcze nie koniec. Mianowicie, wszelkie inwestycje aż do najmniejszych szczegółów muszą wypełniać wspomniane na wstępie wytyczne. A zatem lokator musi zamontować określony typ okien ze względu na dążenie do ogólnej pasywności energetycznej budynku. Z podobnych względów zobowiązany zostanie do instalacji wskazanego rodzaju energooszczędnej kuchenki, pralki, lodówki, zmywarki, telewizora, mebli z ekologicznych materiałów, żarówek itd. Po spełnieniu tych wymogów zostaje jeszcze audyt ogólnego wystroju wnętrza – kafelków, paneli podłogowych, koloru ścian pokrytych obowiązkowo eko-farbą – i gotowe. Przy czym, na każdym etapie zarząd z prezesem będzie mógł naciskać na lokatora, by ten odpowiednio przemodelował swój styl życia – porzucił nałogi, przeszedł na weganizm, wypłacał dzieciom kieszonkowe, a najlepiej ustąpił pola żonie, która z jakichś względów bardziej prezesowi się podoba – szantażując go pod byle pretekstem wstrzymaniem refundacji, na poczet której rzeczony lokator musiał wszak zawczasu się zadłużyć.

No i po piąte – niezależnie od tego, czy i ile pieniędzy nasz nieszczęśnik finalnie dostanie, wciąż pozostaje żyrantem wspólnego długu, który wraz z pozostałymi lokatorami będzie musiał solidarnie spłacać. W efekcie, pod koniec remontu cały blok jest bezwzględnie podporządkowany władzom spółdzielni, za których plecami stoi kilku uprzywilejowanych, najbogatszych mieszkańców, dysponujących lokalami o największym metrażu i wpłacających największą składkę spółdzielczą oraz – co za przypadek – będących właścicielami sieci hurtowni i firm remontowych. Ogłoszone zostaje „zacieśnienie międzylokatorskiej integracji”, blok zmienia nazwę na blokhauz i od tej pory wszyscy tyrają na spłatę indywidualnych i wspólnotowych zobowiązań w tzw. twórczym kolektywie.

Weszlibyście Państwo w taki interes, przy którym „Alternatywy 4” Stanisława Barei to fraszka? No właśnie. Dlaczego zatem rząd, oślepiony wizją brukselskich miliardów, wpakował Polskę w bliźniaczy mechanizm europejskiego Funduszu Odbudowy – i jeszcze cieszy się jak głupi do sera?

FMC27news