2.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Plajta Gazpromu. Putin w opałach

Niedawne załamanie rynkowej wartości Gazpromu to tylko wierzchołek góry problemów, z których rosyjski koncern już się nie podniesie. Ponieważ wydobycie i eksport gazu oraz ropy naftowej są kluczowymi źródłami dochodów budżetowych, krach reżimu Putina staje się nieuchronny.

Gazowy strzał w stopę

W ostatnich tygodniach rosyjska propaganda dokonuje cudów. Komunikat dla świata płynący z Moskwy w pełni zasługuje na porównanie do potiomkinowskiej wioski. Koncentruje się wokół rzekomo pozytywnych tendencji zachodzących w gospodarce. Jego celem jest przekonanie międzynarodowej opinii publicznej, że Rosja uodporniła się na wojenne restrykcje. Kreml trzyma rękę na pulsie i panuje nad sytuacją ekonomiczną. Co więcej, antyrosyjskie sankcje uderzają obuchem w państwa zachodnie. Jak fikcja ma się do rzeczywistości?

30 czerwca na moskiewskiej giełdzie runęły notowania Gazpromu. W mniej niż 24 godziny złoty spadochron Putina stracił na wartości 30 proc. a wszystkie indeksy giełdowe o 8 proc. Przyczyna? Mimo szumnych zapowiedzi Gazpromu, który na początku ubiegłego miesiąca ogłosił rekordowe zyski, w tym roku do akcjonariuszy nie trafi dywidenda.

„Wbrew obietnicom zarządu firmy większościowy inwestor uznał, że w obecnej sytuacji nie jest wskazane wypłacanie dywidendy z zysków za 2021 r”.. – przekazał Gazprom. O kogo chodzi? O rosyjski skarb państwa, który jest bezpośrednim właścicielem 32 proc. udziałów. Co najmniej 10 proc. akcji jest własnością innych spółek państwowych.

Jak oceniają komentatorzy, decyzja Kremla jest ogromnym zaskoczeniem dla międzynarodowych rynków finansowych. Wcześniej koncern rekomendował wypłatę rekordowej w historii spółki dywidendy 1,2 bln rubli (22,8 mld dolarów) Co ważne, taka sytuacja miała już miejsce w 1998 r. Wówczas Rosja stała na progu bankructwa i niewypłacalności. Czy kradnąc pieniądze pozostałych udziałowców, Kreml kieruje się dziś podobną oceną rozwoju wydarzeń?

– To katastrofa dla Gazpromu, ponieważ jedyną zachętą do inwestowania w spółkę były wysokie dywidendy – takiego komentarza udzielili analitycy Tinkoff Investments, obracającego akcjami największych firm Rosji.

Oceny eksperckie pokrywają się z unijnymi komentarzami na temat zaufania do Gazpromu, a zatem Rosji. Ponieważ w czerwcu koncern zmniejszył radykalnie dostawy dla głównych odbiorców z Europy, oburzony premier Włoch Mario Draghi oskarżył Moskwę o działanie z pobudek politycznych. Odkrył wreszcie, że Rosja przestała być wiarygodnym partnerem energetycznym! Zresztą w ten sam ton uderzył nie mniej zirytowany Olaf Scholz. Rozczarowania nie kryli inni przywódcy państw UE uzależnionych całkowicie od surowców z Rosji.

Dla przypomnienia. Czerwcowy zawał to już druga po wybuchu wojny tak znacząca przecena akcji gazowego monopolisty. 28 lutego zachodni inwestorzy rozpoczęli paniczną wyprzedaż udziałów. W londyńskim City Gazprom stracił wówczas 57 proc. wartości rynkowej, Łukoil – 55 proc. a Sbierbank, aż 71 proc. Był to skutek pierwszego pakietu sankcji nałożonych na Rosję. W przypadku Gazpromu nastąpiły wcześniejsze spadki wywołane szantażem energetycznym 2021 r. Straty wyniosły 31 proc. wartości akcji. Zważywszy na nonszalancję Kremla, warto zadać pytanie, czy Gazprom jest w ogóle coś warty?

Chiny nie pomogą

Na pozór dobry nastrój Putina, a więc komunikat o znośnej kondycji gospodarki ma uzasadnienie. Od chwili rozpoczęcia wojny Rosja zainkasowała za gaz i ropę naftową 93 mld euro. Jest to wynik wzrostu cen paliw. Kreml może sobie także pogratulować operacji rynkowej dywersyfikacji. Jednak również tylko na pozór.

Według danych fińskiego CREA (Centrum Badań nad Energią i Czystą Atmosferą), na pierwszym miejscu listy odbiorców Chiny zdetronizowały Niemcy. Pekin uiścił Moskwie 12,6 mld euro, a Berlin 12 mld. Jednak gdy podsumować eksport do UE, kraje członkowskie wpłaciły Rosji prawie dwie trzecie całej kwoty, czyli 57 mld euro.

Putin zarobił najwięcej, bo 46 mld euro na eksporcie ropy. Za gaz przesyłany rurociągami Gazprom dostał 24 mld euro. Wpływy uzupełniło 13 mld euro za gotowe paliwa w rodzaju oleju napędowego; 5,1 mld euro za LNG i 4,8 mld za węgiel. Z tym że przed agresją przychody z eksportu surowców energetycznych dawały Rosji dziennie ok. 1,1 mld euro. W maju 2022 r. wpływy spadły do 883 mln euro. Rosjanie tracili 200 mln euro dziennie, jednak na wzroście cen zyskiwali prawie 450 mln. Wychodzili zatem na plus.

Dla przykładu, eksport gazu do UE spadł o 23 proc. w stosunku do zeszłego roku. W maju spadek ten wynosił już 30 proc. rok do roku. Jednak z powodu wysokich cen, przychody Gazpromu były dwa razy wyższe niż w 2021 r. Zgodnie z oficjalnymi informacjami koncernu, tylko 6 europejskich firm odmówiło narzuconej przez Kreml płatności w rublach. Tyle że Gazprom, podobnie jak Putin, dobrze wiedzą, że tracą rynek europejski, kluczowy dla dalszej prosperity budżetu państwa.

Analizę przedstawił „Kommiersant”. Dziennik przypomniał, że kryzys naftowy z lat 70. XX w. również zaczął się od rekordowo wysokich cen ropy naftowej i gazu. Był to skutek embarga nałożonego na Zachód przez OPEC za poparcie Izraela w wojnie z Egiptem i Syrią. Tyle że transformacja energetyczna USA i Europy przyniosła następnie kilkanaście lat rekordowo niskich cen. Jeśli obecnie potwierdzi się taki scenariusz, oznacza plajtę Gazpromu.

„Kommiersant” przypomina, że koncern jest rosyjskim monopolistą w dziedzinie dostaw surowca tradycyjnymi rurociągami: O ile mamy techniczną możliwość przekierowania do Azji eksportu ropy lub LNG, Gazprom jest przywiązany do Europy budowanymi od dekad sieciami przesyłowymi. Sprzedaż gazu do Europy stanowiła w 2021 r. połowę przychodów koncernu, a więc jak ją zastąpić? – pyta dziennik. Ocenia również, że optymizm sektora energetycznego Rosji wynika z błędnych kalkulacji długoterminowych.

Jeśli państwa UE, a zwłaszcza Niemcy, dotrzymają własnych zobowiązań, już z końcem tego roku zakończą import rosyjskiej ropy oraz zmniejszą dostawy gazu o 50 proc. aby całkowicie zakończyć współpracę energetyczną z Moskwą w 2027 r.

Tymczasem prezes Gazpromu Aleksiej Miller uparcie twierdzi: – To nasz gaz i nasze zasady. Nie będziemy grać według cudzych reguł, których nie akceptujemy – powiedział na niedawno zakończonym forum ekonomicznym w Petersburgu. Miał na myśli reorientację eksportu do Strefy Azji i Pacyfiku.

To prawda, że koncern wybudował gazociąg Siła Syberii do Chin, który ma docelowo transportować do 38 mld metrów sześciennych paliwa rocznie. Jednak obecna przepustowość pozwoliła w ubiegłym roku na eksport jedynie 16,5 mld metrów sześciennych gazu. W tym samym czasie Gazprom dostarczył Europie 150 mld metrów. Drugi z projektów, Siła Syberii-2 jest od 2017 r. na etapie memorandum z Chinami. Co prawda 4 lutego 2022 r. podczas wizyty Putina w Pekinie, koncern podpisał nowy kontrakt z chińską spółką CNPC. Umowa przewiduje dostawy 10 mld metrów surowca rocznie, tzw. szlakiem dalekowschodnim.

Ponadto w kwietniu Putin zaatakował europejskich odbiorców rosyjskich surowców energetycznych, za dążenie do zmniejszenia importu ropy i gazu. Według Kremla działają na własną szkodę. W tym kontekście Putin wskazał kluczowe zadania, którymi powinien rozwiązać rosyjski sektor energetyczny. Po pierwsze, musi zapewnić bezpieczne dostawy odbiorcom krajowym, a więc kontynuować gazyfikację Rosji. Po drugie, ma zwiększyć poziom dywersyfikacji kierunków eksportu. Po trzecie, zarządził powiększenie krajowych mocy przetwórczych w sektorze naftowym i gazowym. Tyle że kremlowski morderca opowiada dyrdymały. Wszystkie polecenia, projekty, w tym umowy i memoranda z Chinami są niewykonalne w przewidywalnym czasie, jeśli w ogóle.

W świetle doświadczeń niemiecko-rosyjskiej współpracy energetycznej budowa infrastruktury rurociągowej jest procesem czasochłonnym, kosztownym i ryzykowanym. Kierunek chiński nie jest wyjątkiem. Budowa pierwszej nitki Siły Syberii trwała ponad pięciu lat. Oddanie do eksploatacji ropociągu Syberia Wschodnia – Ocean Spokojny trwał trzy lata, a jego rozbudowa ponad 10 lat. Ponadto nowe rurociągi są ponad finansowe możliwości Rosji. Koszty realizacji takich przedsięwzięć pochłaniają dziesiątki miliardów dolarów, a znalezienie źródeł finansowania w warunkach sankcji i pogarszającej się sytuacji gospodarczej jest praktycznie niemożliwe. Wreszcie ani Rosja, ani Chiny nie mają odpowiednich technologii, a zachodnie embargo wyklucza ich szybkie nabycie.

Dlatego zdaniem Ośrodka Studiów Wschodnich jest nierealne, aby infrastruktura przesyłowa umożliwiła przekierowanie europejskiego eksportu Gazpromu do Azji. Ponadto, o ile część doraźnych kontraktów ropy naftowej może być przerzucona na rynki dalekowschodnie, o tyle ewentualne długoterminowe kontrakty gazowe wymagałyby długotrwałych negocjacji. Wiadomo, że zawarty w 2014 r. 30-letni kontrakt z Pekinem zawiera bardzo korzystne warunki cenowe dla Chin. Obecnie Moskwa handluje ropą naftową także z Indiami, tyle że znajduje odbiorców w Azji dzięki cenowym upustom sięgającym 30 proc.

W ocenie OSW buńczuczne zapowiedzi dywersyfikacyjne Kremla i Gazpromu to bujda. Mają na celu wywarcie presji na Europę, aby odstąpiła od rezygnacji z importu rosyjskich surowców. Dlaczego?

Sytuacja Gazpromu staje się opłakana. W wyniku agresji na Ukrainę, sankcji i polityki szantażu, czyli zmniejszania dostaw do UE, koncern traci Europę, która jest największym i najbardziej dochodowym rynkiem. Tymczasem Rosja nie wie, co robić z nadmiarem gazu. Chodzi na przykład o złoże Bowanienkowskie na Półwyspie Jamalskim, które miało zasilać Nord Stream-2. Zamiast rzeki euro Gazprom ponosi gigantyczne koszty jego utrzymania. Ostatnio ogłosił, że złoże będzie wykorzystane do gazyfikacji Rosji. Bez dostępu do tego paliwa pozostaje, ok. jedna trzecia gospodarstw domowych, czyli 40 mln obywateli „energetycznego supermocarstwa”. Tyle że zważywszy na dotowanie cen energii oraz koszty z założenia niedochodowego projektu, to kolejna pułapka dla budżetu państwa i czarna dziura finansowa dla Gazpromu. Prawda o Gazpromie to jednocześnie początek nieuchronnych kłopotów Putina

Rosja weszła w ostry kryzys

Według różnych ocen eksport surowców, zwłaszcza energetycznych, stanowi podstawę handlu zagranicznego. Do 24 lutego przynosił ponad 36 proc. wpływów budżetowych. Z chwilą wybuchu wojny i rozpoczęcia embarga handlowego, udział dochodów surowcowych w budżecie wzrósł do 65 proc. Tymczasem wydatki Kremla, na czele z wojennymi, ciągle rosną. Odwrotnie mają się rezerwy finansowe zapewniające funkcjonowanie gospodarki, a przede wszystkim spokój społeczny. Przy tym zapowiedź radykalnego obniżenia dochodów eksportowych to tylko jeden z licznych sygnałów kryzysu, który może kosztować Putina władzę, a nawet życie.

O złej sytuacji finansowej świadczy również fakt, że Rosja przestała spłacać odsetki obligacji dolarowych. Tak należy traktować oświadczenie o regulacji zobowiązań międzynarodowych w rublach, które utraciły status waluty wymienialnej. Jeszcze większym problemem od rosyjskiego długu państwowego jest zadłużenie korporacyjne. Jak ocenia „Financial Times”, prywatne firmy z Rosji są winne zachodnim instytucjom kredytowym 150 mld dolarów. Kwota znacznie przewyższa zobowiązania rosyjskich władz. Właśnie z tego powodu agencja ratingowa Fitch obniżyła poziom finansowej wiarygodności Moskwy do poziomu C, który poprzedza kwalifikację państwa niewypłacalnego. Kiedy nastąpi bankructwo? Ocenę utrudnia Kreml, celowo ograniczając publikację danych statystycznych. Wiemy jednak na pewno, że sytuacja gospodarcza i społeczna znacznie się pogorszyła w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Na równi z malejącymi zasobami finansowymi, w Rosję uderza załamanie importu. W czerwcu nastąpiło progowe wyczerpanie zapasów zagranicznych części, podzespołów i szerokiej gamy towarów. Dlatego zgodnie z oczekiwaniami gospodarka pogrąża się właśnie w recesji. Dowodem jest spadek PKB o ok. 2 proc. W skali rocznej ma wynieść od 8 do nawet 12 proc. Odczuwalnym symptomem jest ostre hamowanie popytu wewnętrznego, który oprócz wydobycia i zbytu surowców, był kluczowym motorem napędowym utrzymującym gospodarkę na powierzchni. W kwietniu i maju obroty handlu detalicznego zmniejszyły się odpowiednio o 10 i 12 proc.

Nic dziwnego, upada przemysł. Może Rosjanom na zimę wystarczy kartofli i wódki, ale samochodów z pewnością nie kupią. Produkcja motoryzacyjna runęła o 60 proc. Nie przeprowadzą się także do nowych mieszkań. Liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 70 proc. To równoznaczne z krachem sektora budowlanego.

Stałemu pogorszeniu ulega sytuacja w przemyśle naftowym. Według Rosstatu, wydobycie ropy naftowej obniżyło się w kwietniu o 12 proc. rok do roku. Natomiast „Kommiersant” ocenia, że w 2022 r. spadek wydobycia ropy naftowej wyniesie ok. 5-8 proc. w wariancie bazowym, do nawet 17 proc. w scenariuszu pesymistycznym. Jeśli nastąpi, zada powalający cios rosyjskim finansom.

Czarnym łabędziem dla tak ogromnego kraju, jak Rosja są narastające problemy transportu towarowego. Nawet kolei, na której w dużej mierze opiera się dywersyfikacja eksportu z zachodu na wschód, zmniejszyła przewozy o 2,3 proc. Natomiast transport lotniczy przestał istnieć, o czym świadczy spadek obrotów, aż o 85 proc.

W takich warunkach nie jest zaskoczeniem wzrost cen (szczególnie żywności). Oficjalnie prognozowana inflacja ma w skali rocznej wynieść 23 proc. choć niezależne analizy wskazują raczej na 30 proc. Dlatego wojna i sankcje bardzo silnie uderzyły w społeczeństwo. Z analiz OSW wynika, że realne dochody w Rosji obniżają się od 2013 r. W 2021 r. były o ok. 10 proc. niższe. Tymczasem zgodnie z rządowymi ocenami realny spadek dochodów obywateli w 2022 r. wyniesie 8-10 proc.

Kreml uspokaja Rosjan, jak może. Na pokrycie tegorocznych wydatków oprócz bieżących dochodów ma do dyspozycji rezerwy, w tym ok. 4 bln rubli nadwyżki z dochodów naftowo-gazowych oraz 8 bln rubli z Funduszu Dobrobytu Narodowego. Zasoby państwowe są więc szacowane na ok. 12 bln rubli. Jednak rząd będzie musiał zwiększyć dotacje dla depresyjnych regionów kraju oraz wesprzeć niewydolne fundusze ubezpieczeń społecznych. Łącznie wydatki państwowe na wszystkie cele mają wynieść ponad 40 bln rubli (ok. 597 mld dolarów). Już w maju władze musiały sięgnąć po 2 bln rubli na pokrycie deficytu Funduszu Emerytalnego.

Dlatego największą niewiadomą jest los rosyjskiego biznesu, którego podtrzymanie będzie wymagało wielu bilionów rubli wsparcia. Informacji o źródłach finansowania brak, a wobec malejących dochodów eksportowych i zamrożenia miliardów dolarów rezerw walutowych, powodzenie operacji budzi ogromne wątpliwości. Rosji nie pomogą ani zasoby złota ani diamentów, ich sprzedaż została bowiem praktycznie zablokowana.

Przebiegowi rosyjskiego kryzysu z coraz większą uwagą przyglądają się Chiny. Jak, m.in. informował Bloomberg, Pekin rozważa zakup lub zwiększenie zaangażowania kapitałowego w koncernach, takich jak Gazprom czy aluminiowy gigant Rusał. Analizy opłacalności przeprowadziły chińskie odpowiedniki, w tym China National Petroleum, China Petrochemical, Aluminum Corporation of China. Nie ukrywają, że wyczekują okazji taniego nabycia udziałów w rosyjskich spółkach, choć odmawiają komentarzy. Nieoficjalne przecieki mówią jednak, że negocjacje trwają.

Do gazowego strzału w stopę, Putin może więc śmiało dodać samobójczy cios geopolityczny. Pekin wyciąga wnioski z przedłużającej się i obrastającej w koszty agresji na Ukrainę. Każde załamanie międzynarodowe i wewnętrzne Rosji otwiera przed Chinami perspektywę kolonizacji ekonomicznej i politycznej sąsiada. To pewnik, że za przejęciem udziałów w Gazpromie, Rosniefti oraz innych koncernach pójdzie zawłaszczenie ich zasobów, a więc Syberii, Dalekiego Wschodu i Arktyki. Wówczas jedyną metody obrony przed utratą suwerenności i bogactw naturalnych stanie się rosyjska broń jądrowa.

Wojna rosyjska-chińska byłaby godnym zwieńczeniem epoki Putina oraz paradoksem. Moskwa zaatakowała Ukrainę pod hasłem samoobrony przed Zachodem, który chce zagrabić rosyjską ropę naftową i gaz.

FMC27news