3.5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Operetkowy pucz. Scholz brzytwy się chwyta

Czy to nie dziwne, że pucz Reichsbürgerów zdemaskowano w rocznicę powołania koalicji SPD/Zieloni/FDP? Po 12 miesiącach bilans rządu Olafa Scholza jest mierny, a on sam traci poparcie wyborców i politycznych sojuszników. Najwyraźniej operetkowy zamach stanu ma odwrócić uwagę Niemców od kryzysowej rzeczywistości.

Jędrzej Dzitko 

Ekscytacja

„Tysiące policjantów przeprowadziły obławę na terenie całych Niemiec. Zatrzymano skrajnie prawicowych ekstremistów, którzy chcieli obalić rząd drogą zbrojnego zamachu stanu” – news takiej treści wstrząsnął niemiecką opinią publiczną.

Według federalnych prokuratorów, w działaniach wzięło udział 3 tys. funkcjonariuszy policji, którzy przeszukali 130 adresów w 11 z 16 krajów związkowych. Media podkreślają, że choć obławy na politycznych ekstremistów nie są w RFN czymś nadzwyczajnym, tym razem skala operacji była niezwykła. Jak ujawnił minister sprawiedliwości Marco Buschmann, podejrzani mogli planować zbrojny atak na instytucje państwowe. Wyjaśnił, że grupa zamachowców była powiązana, z tzw. Ruchem Obywateli IV Rzeszy. Jego zwolennicy odrzucają konstytucyjny ustrój, wzywają do obalenia demokracji i przywrócenia autorytarnych rządów.

Wśród zatrzymanych znaleźli się: berlińska sędzia, a zarazem była deputowana Bundestagu z ramienia partii AfD Brigit Malsack-Winkemann oraz uważany za przywódcę spisku heski arystokrata Heinrich XIII Reuß. W sumie z 25 zatrzymanych osób prokuratorzy wydali sankcję na areszt 13 podejrzanych, w tym obywatela Rosji. Powagę sytuacji ma uzmysławiać fakt, że lista przeszukanych obiektów zawierała adres koszar jednostki sił specjalnych KSK. Media przypominają, że w przeszłości elitarny oddział Bundeswehry był przedmiotem dochodzenia wobec specjalsów powiązanych z ruchem neofaszystowskim.

Federalną obławę podsumował oficjalny komunikat, w którym MSW zarzuciło spiskowcom utworzenie organizacji terrorystycznej dysponującej zbrojnym ramieniem. Celem była napaść na instytucje konstytucyjne, w tym parlament i rząd.

– Podejrzani byli świadomi, że stawiane przed sobą zadania mogli osiągnąć jedynie siłą – oświadczyli z kolei prokuratorzy, cytowani przez rozgłośnię „Deutsche Welle”. Wyrazy uznania dla pracy organów śledczych i policji padły z ust kanclerza Olafa Scholza. Minister sprawiedliwości użył nawet sformułowania, że spiskowcy byli „opętani brudnymi fantazjami” i chyba takie stwierdzenie oddaje istotę operetkowego zagrożenia. Jak 25 osób, niemających kompletnie żadnych możliwości urzeczywistnienia „fantazji”, mogło zniszczyć demokrację? Nawet wiek spiskowców ośmiesza zarzuty niemieckiej prokuratury.

Arystokrata Heinrich XIII ma 71 lat, natomiast szef zbrojnej komórki ma lat 69. Obaj są zatem w  wieku mocno niepoborowym. Intencje władz kompromituje także rosyjski ślad. Otóż po udanym zamachu puczyści mieli zamiar skonsultować się z Moskwą w celu ustalenia dalszych losów Niemiec! Chcieli przyłączyć RFN, jako nową gubernię kremlowskiego imperium? A po co Putinowi dwa „leśne dziadki”, skoro na Moskwę pracują dziesiątki „pożytecznych idiotów” z całej sceny politycznej i wielu sektorów gospodarki Niemiec.

To się nie trzyma kupy. Wyraz powątpiewania w prawdziwość spisku dali nawet współkoalicjanci SPD. Deputowana Bundestagu z klubu Zielonych Sara Nanni zasugerowała, że ​​grupa nie była zdolna do żadnego działania.

– Na światło dzienne wychodzi coraz więcej szczegółów, które budzą wątpliwości, czy ci ludzie byli wystarczająco poczytalni, aby zaplanować i przeprowadzić zamach stanu – oceniła polityk. Najlepiej sens farsy oddał dziennik „Stuttgarter Zeitung”: „Dzisiejszej RFN nie można porównywać z Republiką Weimarską. (…) Niemniej jednak fantazje o zainstalowaniu Heinricha XIII jako głowy niemieckiego państwa, to gazowe bąble wydobywające się z dużo większego bagna” – czytamy na łamach tego tytułu.

Topniejące poparcie

Z sytuacji politycznej, a zwłaszcza ekonomicznej Niemiec, zadowolony jest chyba tylko Olaf Scholz. W okolicznościowym nagraniu z okazji rocznicy zajęcia fotelu kanclerskiego długo wymieniał swoje sukcesy, na czele z humanitarnym, finansowym i zbrojeniowym wsparciem Ukrainy. To prawda, że jego gabinet stanął w obliczu kryzysu energetycznego. Starał się wesprzeć obywateli narażonych na gwałtowny wzrost cen. Rząd podniósł płacę minimalną i świadczenia socjalne. Dlatego Scholz powtarzał słowa: zatroszczyliśmy się, dbamy; położyliśmy niezbędny fundament, udając, że ma sytuację pod kontrolą.

Kogo przekonał? Na pewno nie wyborców. Większość Niemców widzi rzeczywistość w ciemnych brawach, a koalicja SPD/Zieloni/SPD straciła większość poparcia, co regularnie wykazują badania opinii publicznej. Już tylko mniejszość jest zdania, że obecny rząd zdał egzamin i daje sobie radę. Jedną z przyczyn są kłótnie pomiędzy koalicjantami. Zielony wicekanclerz Robert Habeck wyraźnie promuje siebie i własną partię kosztem SPD oraz Scholza.

 – Występuje niczym gwiazda filmowa, realizacja jego pomysłów budzi duże wątpliwości, a na koniec za wszystko płacą szeregowi obywatele – wskazują eksperci, dodając, że koalicja rządowa powinna robić dużo więcej niż tylko wydawać coraz większe pieniądze. Kryzysu gospodarczego oraz inflacji nie uśmierza się jedynie transferami finansowymi. Ponadto wyjaśniają, że pod względem ekonomicznym 2023 r. może być jeszcze trudniejszy. Wspiera ich minister finansów z partii FDP Christian Lindner, który chce ustabilizować budżet i powrócić do reguły hamulca zadłużeniowego. Tylko jak to zrobić w warunkach niedoboru energii, czyli bez dostaw gazu z Rosji? W przyszłym roku inflacja pozostanie nadal wysoka, tymczasem niemiecka gospodarka stoi w obliczu recesji. Dla kanclerza oznacza to nowe problemy z utrzymaniem wewnętrznej spójności koalicji, co już nie jest łatwym zadaniem.

Do dymisji szykuje się najprawdopodobniej minister obrony, krytykowana przez wszystkie siły polityczne za bezczynność. Bundeswehrze kończy się amunicja, realizacja kontraktów na myśliwce jest znacznie opóźniona, tymczasem Christine Lambrecht nie jest w stanie uruchomić gigantycznych środków obiecanych wiosną przez kanclerza. Media alarmują, że chwieją się ambicje Niemiec jako potęgi militarnej Europy, bo Lambrecht jest nieudolna. Deputowani koalicji i opozycji liczą na jej dymisję w najbliższych miesiącach. Niedociągnięcia minister niweczą epokową zmianę niemieckiej polityki bezpieczeństwa, nazwaną Zeitenwende. Jeśli sama nie odejdzie, cała wina spadnie na Olafa Scholza. Już dziś opozycja zarzuca kanclerzowi, że nie zainwestował wystarczającego kapitału politycznego w spełnienie obietnic złożonych na początku roku.

Sama Lambrecht kompromituje Berlin na arenie międzynarodowej. Najpierw uznała dostawę 5 tys. hełmów za wybitną pomoc wojskową Ukrainę, a obecnie złamała regułę poufności, nagłaśniając ofertę antyrakietowej pomocy Warszawie. Jakby tego było mało, woziła syna na wakacje rządowym śmigłowcem. Tymczasem armia jak miała, tak ma zapas amunicji na kilka godzin walki, nie wspominając o obiecanych dostawach na Ukrainę.

– To wstyd pod każdym względem – dla Bundeswehry, dla Niemiec – ale także dla nas w UE i NATO – tak „zasługi” Lambrecht oceniła zielona deputowana europarlamentu Viola von Cramon. Media wprost nazywają nieudolną polityczkę „minister samoobrony PR”. Z tego powodu w Scholza uderzył drugi koalicjant Wolni Demokraci. Według portalu Politico, ministerstwo finansów obsadzone przez FDP wystosowało do kanclerza ostry protest w związku z niewykorzystaniem środków na cele wojskowe.

Tymczasem, jak oceniają eksperci „Deutsche Welle”, zamiast rozwiązywać problemy, Scholz kręci i lawiruje. Skutkiem jest niemiłe zjawisko. Zarówno europejscy partnerzy Republiki Federalnej Niemiec, jak i USA wciąż nie są pewni, jaką strategię realizuje kanclerz. W sprawie Rosji oraz własnych zobowiązań wobec Unii Europejskiej i NATO. Wobec rosnących kłopotów kanclerza i koalicji rządzącej naprawdę trudno uwierzyć w przypadkową zbieżność czasową pomiędzy śmiesznym puczem i falą rocznicowej krytyki federalnego gabinetu.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny