8.9 C
Warszawa
poniedziałek, 7 października 2024

Hiszpania na łopatkach

Żaden inny kraj europejski nie ucierpiał na ostatnich zawirowaniach tak bardzo, jak Hiszpania. Spory udział w tym ma socjalistyczny rząd Pedro Sáncheza.

Przyglądając się danym makroekonomicznym ukazującym to, w jakim tempie światowa gospodarka wraca w powolnym tempie do stanu sprzed pojawienia się wirusa SARS-CoV-2, uwagę zwracają przede wszystkim kraje europejskie. W przeciwieństwie do Chin czy Stanów Zjednoczonych, które wprawdzie ze sowimi kłopotami, ale systematycznie odbudowują przedpandemiczny potencjał, Stary Kontynent wydaje się mieć jak na razie spore problemy z ogarniającym europejską gospodarkę kryzysem.

Szok na rynku pracy

Negatywnym bohaterem tego zjawiska jest Hiszpania, która wiosną uznawana była za jedno z głównych światowych ognisk pandemii. Choć liczba ofiar śmiertelnych nowej choroby okazała się daleko mniejsza niż pierwotnie zapowiadano, w kraju tym zdecydowano się na jedne z najbardziej drastycznych środków zapobiegawczych. Wolność Hiszpanów została ograniczona w stopniu dużo większym niż w przypadku większości innych krajów, a działanie całych sektorów gospodarki zostało wręcz zamrożone na wiele tygodni. Skutkiem tego do dziś w kraju tym przestało istnieć aż milion miejsc pracy. Bezrobocie w Hiszpanii osiągnęło już poziom 16,2 proc. i jest dwukrotnie wyższe niż średnie bezrobocie w całej Unii Europejskiej. Tak przynajmniej mówią dane oficjalne, gdyż szacuje się, że liczba bezrobotnych może być już nawet o 0,7 mln większa. Tak źle nie jest w żadnym innym europejskim kraju – nawet w równie dotkniętych długotrwałym lockdownem Włoszech bezrobocie nie wymknęło się spod kontroli. Czynników, które wpłynęły na pogłębiającą się zapaść hiszpańskiej gospodarki, jest wiele. Oprócz drastycznych ograniczeń związanych z reżimem sanitarnym, wielkim ciosem dla Hiszpanii okazał się ogromny zastój w turystyce, która odpowiada aż za 11 proc. całego produktu krajowego brutto i stanowi trzeci najważniejszy sektor gospodarki. Ograniczenia w podróżach i branży hotelarskiej dokonały znacznych strat, które trudno będzie szybko odrobić, tym bardziej, iż branża turystyczna jest silnie powiązana z branżą rozrywkową. Sama branża piłkarska odpowiada aż za 1,3 proc. hiszpańskiego PKB, a jej funkcjonowanie było poddane licznym ograniczeniom, tak jak wiele innych, które stanowią o sile hiszpańskiego sektora rozrywki. Wedle różnych szacunków w tym sezonie lata na Półwyspie Iberyjskim zameldowało się 25 proc. mniej turystów niż w poprzednich latach i trudno dziś sobie wyobrazić, aby kolejny rok przyniósł radykalną poprawę.

Tłuste lata, chude lata

Problemy Hiszpanii nie zaczęły się jednak dopiero wraz z wybuchem pandemii. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego południowy kraj boryka się dziś z tak wielkim kryzysem, należy szukać co najmniej w początkach lat XXI w. Hiszpania dała się wówczas ponieść fali taniego długu i przerodziła się w jeden wielki plac budowy. Korzystając z ekspansywnej polityki banków centralnych i wprowadzenia euro, hiszpańskie władze centralne i lokalne podjęły się szeregu inwestycji, które przez niemal dekadę tworzyły pozory trwałego gospodarczego rozwoju. Powstało tysiące kilometrów nowych autostrad i dróg ekspresowych, zrealizowano wiele przedsięwzięć infrastrukturalnych, lecz niestety skutkiem ubocznym tego wszystkiego było przywyknięcie do sporej niegospodarności. Normą stało się życie ponad stan. Gdy w 2008 r. wybuchł wreszcie kryzys finansowy, Hiszpania znalazła się pod sporą presją, lecz prawdziwe trudności spotkały ją dopiero kilka lat później, gdy doszło do eskalacji kryzysu w strefie euro. Dług publiczny wystrzelił do poziomu blisko 100 proc. PKB, a w kolejnych latach nie udało się go zredukować do bezpiecznego poziomu. Rok 2020 przyniósł zaś ze sobą konieczność dalszego zwiększenia zadłużenia (deficyt sięgający 12 proc. PKB) przy jednoczesnym braku realnych perspektyw na jego szybką redukcję. Hiszpania stanowi swego rodzaju „park rozrywki” dla całej Europy i świata, dlatego nie należy spodziewać się, aby w dłuższej perspektywie jej sektor turystyczno-rozrywkowy znacząco ucierpiał. W o wiele gorszej sytuacji są jednak pozostałe sektory hiszpańskiej gospodarki. Wynika to m.in. z trudnej sytuacji na rynku pracy, który jest przeregulowany, a na dodatek cierpi na zbyt duży zakres ingerencji związków zawodowych. W połączeniu z wysokim opodatkowaniem pracy sprawia to, że obecnie rekonstrukcja miejsc pracy przebiega w wyjątkowo wolnym tempie.

Rządy populistów

Bardzo negatywny wpływ na kiepską kondycję gospodarki ma także socjalistyczny rząd Pedro Sáncheza, którego niezmienną ambicją jest stałe podwyższanie płacy minimalnej. Jego populistyczna i nastawiona na rozdawnictwo polityka odpowiedzialna jest za to, że obecnie Hiszpania radzi sobie z kryzysem bodajże najgorzej ze wszystkich państw na kontynencie. Gdyby Hiszpania miała własną walutę, jej kurs spadałby zapewne obecnie w takim tempie, w jakim tracą na wartości waluty Argentyny, Brazylii, Kolumbii czy też Turcji. Jak jednak wiadomo, kraj ten posługuje się wspólną walutą europejską, która do tej pory uniknęła drastycznych spadków. Liderzy Unii Europejskiej, a więc przede wszystkim Niemcy i Francja, są jednak coraz bardziej zaniepokojeni sytuacją w Hiszpanii. Pomimo tego, że niedawno ogłoszono wielki, warty 750 mld euro pakiet pomocy dla wszystkich krajów Unii, w ramach którego każdy kraj ma wdrożyć własny plan odbudowy, poczynania rządu Sáncheza budzą wciąż niepokój. Istnieje obawa, że kiepska kondycja Hiszpanii, a także innych krajów europejskiej unii walutowej, może przyczynić się do wybuchu kolejnego, wtórnego kryzysu w całej strefie euro. Gdyby miał się spełnić najczarniejszy scenariusz, Hiszpania musiałaby przejść pod swego rodzaju niemiecki zarząd, tak jak Grecja w minionej dekadzie. Jako główny gwarant wypłacalności całej strefy euro, Berlin będzie z pewnością naciskał na to, aby Hiszpanie narzucili sobie zdecydowanie większe oszczędności.

Dochód gwarantowany

O to może być jednak trudno, ponieważ skrajnie lewicowy rząd Sáncheza nie rezygnuje z kontrowersyjnych i kosztownych pomysłów, takich jak choćby bezwarunkowy dochód gwarantowany. Kryzys związany z koronawirusem dostarczył idealnego wręcz uzasadnienia do tego, aby wdrożyć w życie skrajnie socjalistyczne rozwiązanie. Już od połowy czerwca hiszpańskie władze uruchomiły specjalne pensje dla najbiedniejszych rodzin. Istnieje silna presja na to, aby wkrótce rozszerzyć je na całe społeczeństwo. Unia Europejska będzie miała zapewne niedługo spory problem z Hiszpanią, gdyż obecnie trudno jest doszukać się jakichkolwiek oznak nagłej i zdecydowanej poprawy sytuacji. Wyjścia z kłopotów nie ułatwia nadto nieodpowiedzialny i populistyczny rząd. Po kryzysie z 2008 r. bezrobocie sięgało poziomu nawet ponad 25 proc., a wielu Hiszpanów w poszukiwaniu pracy rozjechało się dosłownie po całym świecie. Tym razem sytuacja jest być może jeszcze bardziej poważna, gdyż pod wieloma względami kryzys dopiero się rozkręca. Największym problemem Hiszpanii pozostaje przy tym sama władza, która swoją skrajną polityką jedynie pogarsza całą sytuację. Obecnie jego uwagę, zamiast prób wyciągnięcia ojczyzny z gospodarczej otchłani, zaprząta kwestia zniszczenia mauzoleum poświęconego generałowi Franco. To z pewnością dobry sposób na odwrócenie uwagi społeczeństwa od narastających trudności ekonomicznych, ale gospodarce w niczym się nie przysłuży.

FMC27news