10.1 C
Warszawa
poniedziałek, 7 października 2024

Szef BlackRock z ochroną

Prezes największej na świecie firmy inwestycyjnej zwiększył wydatki na osobistą ochronę. Promując latami kontrowersyjne ideologie, gigant musi się dziś mierzyć z dużą falą krytyki.

Jakub Wozinski

Stwierdzenie, że wielki biznes jest dziś bardzo zaangażowany w kształtowanie polityki społecznej oraz wspieranie różnorakich ideologii, jest oczywiście truizmem. W przypadku zarządzającej bilionami dolarów firmy BlackRock zjawisko to wzmogło się jednak do niespotykanych dotąd rozmiarów. W pewnym sensie zasadne jest stwierdzenie, że stworzyła ona zupełnie nowy paradygmat aktywności w tym obszarze.

Narastające obawy

Dokładne omówienie, na czym ów paradygmat polega, warto jednak poprzedzić krótką wzmianką o tym, co stało się w ostatnich dniach. Jak poinformował „Financial Times”, mająca swoją siedzibę w Nowym Jorku firma potroiła wydatki na osobistą ochronę dla Larry’ego Finka, które sięgnęły tym samym prawie 800 tys. dolarów. Tego rodzaju kwota to oczywiście absolutna błahostka w porównaniu do ponad 10,5 bln dolarów, którymi na co dzień zarządza BlackRock, lecz uwagę zwraca przede wszystkim towarzyszący zwiększeniu budżetu na ochronę komunikat. Otóż zdaniem władz firmy, było to konieczne w związku z rzekomo narastającym ekstremizmem, aktywnością grup odpowiedzialnych za „spiskowe teorie” oraz pogróżkami kierowanymi pod adresem BlackRock przez polityków z okazji trwającej kampanii wyborczej (głównie po stronie republikańskiej).

I rzeczywiście, firma kierowana przez Larry’ego Finka podpadła w ostatnim czasie bardzo wielu środowiskom. Swoje wyrazy niezadowolenia z jej działalności wyrażały już m.in. grupy aktywistów klimatycznych przekonujących, że BlackRock swoją niedostateczną aktywnością w zakresie polityki klimatycznej doprowadzi cały świat do katastrofy. Z tego samego powodu już w 2021 roku przed nowojorską siedzibą firmy protestowała także grupka rabinów.

Popełnianie zupełnie innych błędów wytykają BlackRock środowiska sceptycznie nastawione do woke’istowskiej ideologii. Z ich punktu widzenia finansowy gigant ma na sumieniu rozkręcenie największej w ostatnich latach histerii kampanii polegającej na nakłanianiu świata biznesu i korporacji do uczestnictwa w neomarksistowskiej rewolucji kulturowej.

Wzbierający antywoke’izm

Zarzuty te są najczęściej odpierane przez media głównego nurtu jako element populizmu stosowanego przez środowiska konserwatywne. W tym kontekście przywołuje się najczęściej osobę Donalda Trumpa, który przy okazji wielu wyborczych wieców odgrażał się w sposób mniej lub bardziej bezpośredni wszystkim korporacyjnym sponsorom woke’izmu. Ubiegający się o powrót do Białego Domu polityk żywi z pewnością do Finka osobisty uraz, ponieważ w następstwie wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku prezes BlackRock jednoznacznie opowiedział się po stronie Joe Bidena. Krytyka BlackRock nie dotyczy jednak oczywiście samego Donalda Trumpa, gdyż firma ta stała się wręcz jednym z głównych bohaterów przedwyborczej debaty wszystkich najważniejszych kandydatów Partii Republikańskiej zorganizowanej w grudniu ubiegłego roku.

Czy zatem zarzuty pod adresem BlackRock to tylko kwestia ściśle polityczna, a stawianie finansowego giganta pod pręgierzem jest pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia? Zdecydowanie nie: bez względu na wyznawane poglądu polityczne nikt nie może zaprzeczyć temu, że dzięki posiadanej pozycji firma kierowana od lat przez Larry’ego Finka miała ogromny wpływ na upowszechnienie się specyficznie rozumianych nowych standardów w świecie biznesu. Wiodące media ekonomiczne od lat informowały o tym, że BlackRock stał się globalnym liderem inwestowania na nową modłę, zarządzając m.in. największym na świecie „zrównoważonym” ETF-em. W 2020 roku Fink obwieścił nawet całemu światu, wszem i wobec, że oto nadeszła nowa epoka, w której raportowanie ESG staje się nowym wyznacznikiem dla inwestowania, zyskowności i kierunków rozwoju.

BlackRock nie było oczywiście jedyną firmą zaangażowaną w zrównoważony i zwoke’izowany biznes, lecz zarządzając tak ogromnymi aktywami i przewodząc wszelkim rankingom, nie sposób nie obciążyć jej proporcjonalnie największą odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację. Wymuszając na podmiotach na całym świecie nieustanną pogoń za najbardziej progresywnymi i neomarksistowskimi rozwiązaniami w świecie reklamy, miejscach pracy oraz kierunkach inwestycji, amerykańska spółka wyzwoliła ogromne pokłady radykalizmu. Krytycy stosowanych przez nią rozwiązań od samego początku zauważali, że kryteria przyznawania poszczególnym firmom wysokich lub niskich ratingów ESG były bardzo nieostre, lecz nie przeszkadzało to w nakręcaniu gorączki poprawności politycznej.

Swego rodzaju szczytowym punktem tej histerii okazały się słynne kampanie reklamowe z udziałem osób transseksualnych. Zarezerwowane dotąd dla sportowców, modelek, aktorów czy celebrytów przestrzenie reklamowe zostały powierzone osobom, które z największym trudem można było uznać za reprezentujące szczególne wdzięki, wysportowanie czy też odniesiony w życiu sukces. Zatrudnienie przez producenta piwa Bud Light influencera Dylana Mulvaney okazało się spektakularną klapą i sprawiło, że latami najbardziej popularna marka nagle straciła zaufanie klientów. Podobne bojkoty konsumenckie spotykały także inne firmy, które chciały wystąpić w roli awangardy społecznej rewolucji. Świetnym przykładem jest tu chociażby koncern Disney, dla którego zwoke’izowany kurs okazał się wręcz autodestrukcyjny (spółka przestała przynosić dochody).

Pękająca bańka

Największe firmy inwestycyjne świata przyczyniały się do radykalizacji świata korporacji, polityki i mediów niejako w białych rękawiczkach: „brudną robotę” polegającą na podporządkowywaniu wszystkiego ideologiom wzięły na siebie firmy, instytucje, państwa czy samorządy korzystające z ich usług, a rolą BlackRock i innych gigantów było tylko stworzenie odpowiedniego modelu zachęt. W żaden sposób nie rozmywa to jednak odpowiedzialności, która spoczywa głównie na wielkich rozgrywających świata finansów.

W pewnym sensie Larry Fink bardzo mocno zapracował więc na swój własny brak poczucia bezpieczeństwa, ponieważ walnie przyczynił się do eskalacji skrajnych postaw. Sprzyjanie woke’izmowi przez korporacyjny świat doprowadziło do tego, że w ostatnich dniach jesteśmy wszyscy świadkami niezwykle niepokojących zjawisk, takich jak choćby antyizraelskie nastroje na amerykańskich uniwersytetach, które lada moment mogą się przerodzić w regularne pogromy.

Najprawdopodobniej wystraszony nieco tym, co dzieje się z amerykańskim społeczeństwem, Larry Fink już w ubiegłym roku obwieścił światu, że model ESG musi zostać nieco ograniczony. Wpływ na to miało także niewątpliwie pęknięcie bańki i masowe wycofywanie środków z funduszy inwestujących w zrównoważone, inkluzywne, ekologistyczne i woke’istowskie przedsięwzięcia. Wielki run na BlackRock nie doszedł w końcu do skutku, ale wycofując swoje środki z kont kontrowersyjnej firmy, rządzone przez republikanów stany zdołały nieco ostudzić zapał finansistów.

Wielu amerykańskich wyborców zakłada zapewne, że doszedłszy do władzy, Donald Trump podejmie przeciwko BlackRock i innym gigantom odpowiedzialnym za woke’istowską histerię bardzo zdecydowane działania. Już pierwsza kadencja jego rządów pokazała jednak, że sygnalizowany początkowo radykalizm ostatecznie nader często zamieniał się w daleko idące kompromisy. Na lata 2017-2021 przypadał zresztą okres rekordowych wzrostów BlackRock oraz rozkwitu jego progresywistycznego modelu inwestowania. Wiele wskazuje na to, że jeśli Trump zostanie po raz kolejny prezydentem, na radykalne działania względem firmy Larry’ego Finka raczej nie ma co liczyć.

FMC27news