0.6 C
Warszawa
wtorek, 10 grudnia 2024

Świat po koronawirusie

Sądząc po międzynarodowej reakcji na koronawirusa, czekają nas naprawdę ciężkie czasy

Chyba że siła wyższa ześle na polityków refleksję o potrzebie powrotu do współpracy.

Światowe media koncentrują się na ekonomicznych skutkach epidemii wywołanej koronawirusem COVID-19. Weźmy na przykład tytuł Deutsche Welle: „Koronawirus groźniejszy dla gospodarki Niemiec niż dla mieszkańców”. A jednak społeczne skutki epidemii zaczynają docierać do politycznych elit.
− Koronawirus zmieni reguły gry w zglobalizowanym świecie − zauważył francuski minister gospodarki i finansów Bruno La Maire. Co miał na myśli?

Austriacki portal kurier.at nazywa reakcję władz „uzdrawianiem za pomocą strachu”. Oferta rządzących coraz bardziej przypomina reguły stanu wojennego niż stosowanie medycznego podejścia do problemu. Mówiąc wprost, czy to epidemia wywołuje taką, a nie inną reakcję polityczną, czy to koronawirus ujawnił deformację współczesnej polityki? Przecież zaraza tak samo wprawiła w panikę chińskie politbiuro, jak i demokratycznie wybranych reprezentantów państw Unii Europejskiej. Wspólną cechą elit władzy jest bezsilność wobec globalnej choroby, a jedyną propozycją – drakońskie zakazy. Czym różni się izolacja prowincji Hubei od sanitarnego kordonu we włoskich Alpach? Jaka jest różnica pomiędzy patrolami rosyjskiej gwardii narodowej blokującymi granicę z Chinami, a analogicznymi przedsięwzięciami amerykańskiej straży na pograniczu meksykańskim lub wyprowadzeniem wojska na rogatki włoskich miast?

Na tym nie koniec. Francuski ekspert Christophe Leguevaques tak odpowiada na pytanie o los zwykłych Europejczyków w razie dalszego rozwoju epidemii: po pierwsze, izolacja lub poważne utrudnienie kontaktów ludności poszczególnych regionów; zamkniecie lotnisk i dworców kolejowych, a nawet ograniczenie zakupu paliwa do samochodów. Po drugie, mobilizacja rezerwistów do walki z sanitarnymi następstwami ogromnego kryzysu. To znaczy pomoc szpitalom i podczas masowej akcji szczepień. Jeśli chodzi o Francję, prawdopodobieństwo katastrofy na podobieństwo grypy „hiszpanki” uruchomi 16 punkt konstytucji: „Jeśli Republika, suwerenność narodu lub integralność terytorialna znajdują się w obliczu bezpośredniego zagrożenia, a normalne funkcjonowanie konstytucyjnych organów państwa jest niemożliwe, prezydent przejmuje pełnię władzy”. Inny z ekspertów, Michel Ruimy wskazuje, że w skali mikroekonomicznej epidemia zakończy się wzrostem cen detalicznych żywności oraz usług kluczowych dla funkcjonowania postindustrialnych społeczeństw, takich jak edukacja czy nomen omen ochrona zdrowia. Nie jest to jednak odpowiedź na brak alternatywy wobec siłowych działań państwa. Tym bardziej na pytanie, jak doszło do podobnego zaniedbania.

Pewną podpowiedzią jest przebieg włoskiej epidemii. − Nie ma okopów ani linii frontu, a jednak znaleźliśmy się w stanie wojny − podsumowuje sytuację dziennikarka Gloria Riva. Zdaniem lekarzy włoski system zdrowia rozpadł się, zanim rozległ się sygnał trwogi koronawirusa. − Od dawna pracujemy na 150 proc. naszych możliwości − twierdzą dyrektorzy placówek ochrony zdrowia. Włoskiemu systemowi brakuje 50 tysięcy pielęgniarek, 56 tys. lekarzy, a w ostatnich latach zlikwidowano 759 oddziałów szpitalnych o łącznej liczbie 3,2 tys. łóżek. Dane są niepełne, ponieważ średnia wieku personelu medycznego oscyluje wokół 50 lat, a więc do ogólnej liczby potrzeb należy doliczyć jeszcze 47 tys. osób wszystkich specjalności, które wypełnią lukę pokoleniową.

− Sytuacja jest szczególnie zła w Lombardii, dlatego nie dziwi wybuch epidemii w tym regionie − kończy wywód Riva. Za niedoborami stoi potrzeba oszczędności wywołana regułą budżetowej równowagi obowiązującą państwa strefy euro i UE w całości. Skutek jest taki, że Włochy wydają 20 proc. mniej środków na ochronę zdrowia niż Wielka Brytania, 34 proc. mniej niż Francja. W porównaniu z Niemcami różnica wynosi aż 45 proc. na niekorzyść Włoch. Sytuację pogorszyła do końca finansowa sytuacja państwa, wywołana ułomnością strefy euro. Euro tak wydrenowało włoskie kieszenie, że rząd przeznaczył ponad 30 mld na ratowanie budżetu przed niedopuszczalnym deficytem. Jednak tylko 7 mld z wymienionej kwoty przeznaczono na modernizację gospodarki; resztę pochłonęło złagodzenie skutków wzrostu podatku VAT. − Jeśli nie ma finansowania służby zdrowia na odpowiednim poziomie ani pieniędzy na dodatkowy personel, to wykluczona jest nie tylko skuteczna walka z koronawirusem, ale pod wielkim znakiem zapytania staje przyszłość włoskiej medycyny jako takiej − stawia diagnozę „L’Esperesso”.

Dlatego analitycy „Foreign Policy” nie mają wątpliwości: Zachód przegrywa wojnę z epidemią, czego dowodem są drakońskie metody zastępcze stosowane wobec obywateli. Ograniczanie konstytucyjnych wolności i podstawowych praw, takich jak swoboda podróżowania, nie zastąpią działań medycznych i naukowych. Wszyscy mają prawo do pomyłek, ale strach zaraził już wiele państw. Rozpada się znany nam ład międzynarodowy, a więc instytucjonalne mechanizmy współpracy, także zdrowotnej. Przykładem jest los Światowej Organizacji Zdrowia, skazanej na dobrą wolę państw członkowskich. WHO może doradzać, ale nie może nakazać. Poza tym jej budżet jest porównywalny z finansami przeciętnego szpitala w USA. Członkowie WHO notorycznie zalegają zaś ze składkami, wydają bowiem pieniądze na zbrojenia − tak w skrócie można podsumować wnioski „Foreign Policy”. Wraz z uwagą, że wiele państw na świecie niechętnie dopuszcza międzynarodową pomoc lub misje medyczne z powodów wewnętrznych.

Instrument polityki
Taka postawa nie wróży pokonania koronawirusa, ignoruje bowiem medyczne podejście do choroby. Dlaczego jednak Japonia lekceważy obowiązek ratowania pasażerów statku Princess Diamond? Holenderski liniowiec tygodniami błąka się na azjatyckich akwenach, bo żadne państwo nie chce wpuścić zadżumionego statku do swoich portów. USA izolują własnych obywateli w zagranicznych bazach wojskowych, a nie na własnym terytorium. Senator Richard Shelby z Alabamy dziękuje prezydentowi za to, że zrezygnował z planów rozmieszczenia ośrodka dla zakażonych w jego stanie. Wydaje się, że koronawirus przestał być chorobą, zamieniając w polityczny instrument. Wróćmy na chwilę do Włoch. Tamtejsi politycy przerzucają się odpowiedzialnością. Rzym chce ukarać lekarzy za rzekome niestosowanie nadzwyczajnych zaleceń. Władze lokalne obwiniają stolicę o przekroczenie kompetencji. Wszystko wskazuje, że rządząca zakażonym regionem partia Liga chce wykorzystać epidemię jako trampolinę odzyskania władzy w całym kraju.

Jej prezes Matteo Salvini oświadczył, że Włochy powinny zamknąć granice i czasowo zawiesić układ z Schengen. Politycy Ligi, którzy obsadzili regionalne urzędy, rwą się do walki z wirusem. Można zrozumieć zamykanie placówek edukacyjnych i obiektów użyteczności publicznej w rejonach, gdzie liczba zarażonych idzie w setki. Jednak analogiczne kroki podejmowane w gminach, w których w ogóle nie stwierdzono choroby, jest działaniem na pokaz. Po prostu Liga ma na szczeblu krajowym 35 proc. poparcia, a to za mało do samodzielnego wygrania wyborów i utworzenia autorskiego rządu. Głosów ma przysporzyć troska o wyborców. Innym przykładem jest Francja, która zakazała organizacji masowych imprez powyżej 5 tys. osób. Troska o zdrowie obywateli? Z pewnością, ale także brzydkie podejrzenie, że chodzi nie tylko o to. Od miesięcy Pałac Elizejski boryka się milionowymi protestami Francuzów. Najpierw buntem żółtych kamizelek wobec nierówności socjalnych, obecnie solidarnego sprzeciwu związków zawodowych wobec reformy emerytalnej.


Przeczytaj też:

Zarabianie na panice

Chiny, koronawirus i tajemnice …

Wirus, który wstrząsnął Chinami


Chiny wprowadziły drakońskie metody zwalczania wirusa, używając do tego policyjnych metod i aparatu represji. Tyle że nie chodzi o los Chińczyków, tylko trwałość władzy partii komunistycznej, personalnie zaś o dalszą karierę przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga. Jest też aspekt protestacyjny. Koronawirus obniżył temperaturę buntu w Hongkongu. Władimir Putin ostentacyjnie gra koronawirusem. Agencja Newsru.com tłumaczy wprowadzenie nadzwyczajnych środków obawami o stabilny tranzyt władzy w 2024 r., gdy Putin być może zrezygnuje z prezydentury. W tym celu Kreml ogłosił utopijny plan wzrostu gospodarczego oraz poprawy jakości życia Rosjan. Wiadomo, że są nie do zrealizowania, bo gospodarka cierpi na chroniczną stagnację, a reszty dokona systemowa korupcja.

Tymczasem winę za niepowodzenie można zrzucić na zarazę, która obniżając światową koniunkturę na surowce energetyczne zniweczy dobre chęci Putina. Najlepiej, jeśli Rosjanie uwierzą, że COVID-19 to amerykańska broń biologiczna zastosowana przeciwko Moskwie. Identycznie, jak stonka zrzucana w latach 50 aby powalić komunizm. To nie żart, rosyjska i chińska propaganda usilnie pracują nad odbiorem społecznym epidemii. Co więcej, koronawirus stał się potężnym orężem hybrydowym. Mieszkańcy ukraińskiego miasteczka pod Połtawą zbudowali barykady i zaatakowali autobusy wiozące na kwarantannę własnych obywateli ewakuowanych z Chin. Zamieszki poprzedził fałszywy komunikat ministerstwa zdrowia, który opublikowali w sieci „nieznani sprawcy”. Jego treść wprowadziła ludność Nowych Sanżar w stan paniki z powodu rzekomego niebezpieczeństwa.

Instrumentalne wykorzystanie COVID-19 przysparza sympatii politykom działającym na rzecz deglobalizacji. Prawdą jest, że proces globalnej integracji nie przyniósł samych korzyści. Dziś tacy politycy jak Donald Trump słusznie domagają się skorygowania błędów. Istnieje jednak spora grupa przywódców, którzy stawiają na czystej wody populizm. W dobie epidemii skutkiem ich działalności jest wzrost szowinizmu i nawrót rasowych uprzedzeń. Skrajną, choć szczególnie łatwą do przyjęcia jest teoria spiskowa, która głosi, że sam wirus, jak i epidemia nie są dziełem przypadku. W zależności od opcji ideowej i politycznych preferencji zwolennicy globalnego spisku dzielą się na dwie grupy.

Pierwsza wierzy w spisek światowych elit przeciwko społeczeństwu. Czy to nie przypadek, że do epidemii doszło zaraz po Jesieni Narodów XXI w.? W kilka miesięcy zamieszki, bunty i protesty wylały się na ulice 32 państw świata na wszystkich kontynentach. Ich podłożem był brak solidarności i nierówności społeczne wynikające z niedostrzegania potrzeb ubogich milionów przez nieliczne, za to bogate elity władzy i biznesu. Druga grupa wyraża przekonanie, że epidemia jest wynikiem wojny światowych mocarstw o nowy podział stref wpływów. USA prowadzą ekonomiczny konflikt z Chinami, a Rosja walczy z liberalną demokracją. Czy za pomocą wirusa? Jedno jest pewne. Teorie spiskowe nie biorą się znikąd. Są dowodem postępującej nieufności społecznej wobec rządzących. Naprawdę wielu ekspertów podkreśla, że jej powstanie jest jednym z największych skutków globalizacji, a obecna epidemia pokazała tylko ostrość problemu. Przełamanie negatywnego scenariusza, który niszczy nie tylko instytucje polityczne, ale przede wszystkim uderza w biznes, potrwa latami.

Chiński przechył
Analitycy są również zgodni co do jednego. − Epidemia wykazała nadmierną zależność globalnej, a szczególnie europejskiej gospodarki od Chin − uważa naczelny redaktor „Die Zeit”. Theo Sommer stawia pytanie: czy Europa może się obejść bez chińskiego udziału w produkcji, a Europejczycy bez importu dóbr z Państwa Środka? Już teraz trzeba myśleć o ekonomicznym rozwodzie z Chinami, tym bardziej, że proces deglobalizacji idzie pełną parą i tylko przyspieszył z powodu epidemii. Koronawirus unieruchomił bowiem fabryki i transport Chin, przerywając łańcuchy kooperacyjne Europy. Epidemia postawiła pod znakiem zapytania stabilność polityczną Państwa Środka, a więc ujawniła problem długotrwałej odbudowy wzajemnego zaufania. Jednak zagadnienie wpływu Chin na gospodarkę nie ogranicza się tylko więzami kooperacji. Magiczne słowo „dekoniunktura” bije we wszystkie gospodarki świata. PKB Chin to 19 proc. globalnego dochodu. Im mocniejsze spadki w Chinach, tym większe straty świata. Według danych MFW w 2019 r. Chiny odpowiadały za 32 proc. światowego wzrostu ekonomicznego. Rok wcześniej Pekin eksportował 13 proc. globalnej masy towarów i usług. Z kolei chińska gospodarka jest największym importerem. Jej udział sięgnął 11 proc. − Załamanie na światowym rynku surowcowym odwzorowuje sytuację, w której chiński rynek z jego przemysłem, są głównymi konsumentami surowców naturalnych na świecie − podsumował sytuację „The New York Times”.

Oprócz Europy, dla której Chiny są największą montownią i fabryką podzespołów, największymi przegranymi pozostają państwa surowcowe. Takie jak Rosja, kraje OPEC, a szczególnie państwa Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej. Przegranymi są również same Chiny, które od kilku lat realizują plan ekspansji globalnej. W ramach projektu Jednej Drogi-Jednego Pasa zainwestowały miliardy dolarów w budowę wpływów inwestycyjnych, kredytowych i energetycznych na drodze do Europy i Afryki. Obecnie chińskie ambicje stoją pod znakiem zapytania, podobnie jak plany polityczne i ekonomiczne państw surowcowych. Szczególnie odbija się to na globalnej pozycji Rosji i zdolności Putina do agresywnej strategii międzynarodowej. Z drugiej strony epidemia uderza mocno w Europę. Podważa wartości oraz instytucjonalne osiągnięcia UE, o zagrożeniu dla wzrostu gospodarczego nie wspominając. Sytuacja jest tak dramatyczna, że może zniszczyć dorobek pokoleń budowany od zakończenia II wojny światowej. Na wygranej pozycji wydają się stać jedynie USA. Amerykańska gospodarka jak na razie wychodzi z epidemiologicznego kryzysu obronną ręką, co jest zasługą Donalda Trumpa, konsekwentnie odłączającego Stany Zjednoczone od odpowiedzialności za globalne procesy. USA mają własne surowce energetyczne, wysokie technologie, w tym również medyczne, a co najważniejsze: siłę militarną zdolną je obronić.

Resztę świata czekać może nasilona konfrontacja, na razie tylko ekonomiczna. Wobec przerwania łańcuchów kooperacji i dekoniunktury zderzą się bowiem interesy państw surowcowych, producentów i wreszcie rynków finansowych. Społeczeństwa, czyli konsumentów czeka niedobór, jeśli nie deficyt podstawowych dóbr, stąd nawoływania do ograniczania i zmiany struktury konsumpcji. Niektórzy analitycy widzą w koronawirusie poligon testujący ludzkość przed skutkami zmian klimatycznych. Jednak katastrofa jest bliższa. Wielu ekspertów wzywa do rezygnacji z chińskich łańcuchów kooperacji i powrotu produkcji do Europy. Tylko komu europejskie koncerny będą sprzedawały samochody, AGD i elektronikę, skoro Chiny są kluczowym konsumentem unijnej produkcji? Tymczasem chińska gospodarka pozbawiona europejskiego udziału stoczy się jeszcze większą recesję, pogrążając innych konsumentów europejskiego eksportu, takich jak Rosja i kraje OPEC.

Albo globalne elity pójdą po rozum do głowy i usiądą do stołu negocjacji po to, aby wspólnie zapobiec najgorszemu, albo ludzkość stoczy się w gospodarczy, społeczny, a więc polityczny chaos deglobalizacji, zwiastujący konflikty militarne o przetrwanie. To kolejny paradoks, bo stan naukowej wiedzy wymusza wręcz szybkie opanowanie wirusa i stworzenie skutecznej szczepionki. Tyle że COVID-19 to także ostry system niewydolności ładu międzynarodowego, która trwa i pogłębia się od dawna bez koronawirusa.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news