e-wydanie

6.7 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Pyrrusowe zwycięstwo Macrona

Zamach na sądownictwo końcem marzeń o francuskiej Europie?

Czy sukces Emmanuela Macrona w wyborach prezydenckich okaże się pyrrusowym zwycięstwem? Wskazuje na to skandal sędziowski z Pałacem Elizejskim w roli głównej. Wzburzenie opinii publicznej ma ogromne znaczenie. To paliwo dla opozycji, które zwiększa szansę odbicia parlamentu w czerwcowych wyborach. Ultralewicowy, a zarazem eurosceptyczny premier pogrzebie drugą kadencję Macrona. Czy postawi krzyżyk na francuskiej Unii Europejskiej, prowadząc kraj do Frexitu?

Sto dni spokoju? Macron zapomnij!

7 maja podczas ceremonii zaprzysiężenia Emmanuel Macron przedstawił wizję drugiej i konstytucyjnie ostatniej kadencji w Pałacu Elizejskim. W okolicznościowym wystąpieniu stary-nowy prezydent wezwał obywateli do pracy nad osiągnięciem większej jedności Unii Europejskiej, obrony demokracji przed zagrożeniami, takimi jak Rosja i poprawy jakości życia we Francji.

Wyjaśniając ostatnie hasło, Macron uściślił: – Będziemy niestrudzenie działać, aby stać się niezależnym narodem. Budować lepsze życie i odpowiedzieć na wyzwania naszego stulecia. W tym kontekście słowa poświęcone integracji europejskiej zabrzmiały niepokojąco, zważywszy na francuskie ambicje hegemonii w UE.

– Francuzi wybrali jasny projekt na przyszłość. Projekt republikański i europejski. Projekt na rzecz niezależności w zdestabilizowanym świecie – podkreślił Macron, nie zważając na rosyjską agresję, która wymaga niezwykłej spójności Unii ze Stanami Zjednoczonymi i całą wspólnotą euroatlantycką. Tymczasem prezydent ocenił, że jego nowy mandat władzy jest równoznaczny ze staraniami o nowy ład europejski oparty na kontynentalnej autonomii.

Mówiąc nieco złośliwie, francuski przywódca jest w swojej narracji uderzająco podobny do Putina. Kremlowski herszt powtarza jak mantrę kłamstwa o nazistowskiej Ukrainie i antyrosyjskim spisku Zachodu. Macron od lat i równie uparcie bredzi o politycznej i militarnej niezależności Europy, z uporem lepszej sprawy rozmontowując amerykański parasol obronny. Jedyny, jaki wobec oczywistej słabości własnej posiada Unia.

Jeszcze większym paradoksem jest zdawkowe potraktowanie problemów samej Francji, co mocno kontrastuje z zapowiedzią nowego otwarcia w Pałacu Prezydenckim. Oklaskujące zwycięstwo Macrona liberalne media zgodnie podkreślają, że inauguracyjne orędzie nie zwiastuje kontynuacji polityki rozpoczętej pięć lat wcześniej. Rozpoczyna odmienny styl i cel sprawowania urzędu. „Le Figaro” dodaje mimochodem, że dotychczasowe sukcesy Macrona, szczególnie wewnętrzne, były więcej niż skromne, jednak zdaniem rozgłośni Deutsche Welle, tylko z powodu obstrukcji sił opozycyjnych. Przecież Macron nie zrealizował obietnic wyborczych z 2017 r., ponieważ spotkał się z atakami zarówno prawicy, jak i lewicy. Można zapytać, co jest nie tak z Francją? Czy niepowodzeniom systemowych reform, których bez wątpienia wymaga kraj, jest winna opozycja czy jednak prezydent?

W każdym razie przeciwnicy polityczni jeszcze przed zaprzysiężeniem wysłali prezydentowi jasny sygnał. Nie ma mowy o 100 spokojnych dniach. Tradycyjnie 1 maja związki zawodowe wyprowadziły na ulice niezadowolonych Francuzów. W całym kraju dziesiątki tysięcy ludzi protestowały, wzywając rząd do podjęcia działań zwiększających zasobność portfeli, zwłaszcza rewaloryzacji emerytur. Tak wygląda presja społeczna wywierana na Macrona. Kompletnie oderwany od rzeczywistych problemów buja w obłokach abstrakcji.

Ponieważ związki zawodowe mają socjalistyczną orientację, francuska lewica wykorzystała pierwszomajowe wiece do mobilizacji elektoratu przed czerwcowymi wyborami parlamentarnymi. Politycy tej orientacji argumentują, że Macron to pieszczoch korporacji i rynków finansowych, bogacących się na globalizacji i integracji europejskiej kosztem zwykłych obywateli. Po raz kolejny ogłosili, że nie jest prezydentem wszystkich Francuzów, a jedynie tych bogatych. Nie ma więc bladego pojęcia o codziennych problemach i obawach, wynikających na przykład z lawinowo rosnących kosztów życia.

Wobec wagi oskarżeń, polemika urzędników Pałacu Elizejskiego zabrzmiała nieprzekonująco. Według nich wizja rozwiązania bolączek Francji autorstwa prezydenta jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Skoro jednak brak oczywistych rezultatów dotychczasowej prezydentury, opozycja pyta, co Macron robił ostatnie 5 lat?

Zamach na wymiar sprawiedliwości

Jedna z tajemnic pierwszej kadencji Macrona przedostała się do opinii publicznej na skutek buntu sędziów, którzy oskarżyli Pałac Elizejski o zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości. Skandal jest tym większy, że uderza w unijnego komisarza sprawiedliwości. Według informacji portalu Politico, francuscy sędziowie podają w wątpliwość bezstronność Didiera Reyndersa. Chodzi o to, że nie chce zbadać „poważnych ataków rządu prezydenta Emmanuela Macrona na krajowe sądownictwo”.

Dwa największe związki zawodowe sędziów od dłuższego czasu wyrażają obawy co do postawy byłego ministra spraw zagranicznych Belgii, a dziś członka Komisji Europejskiej. Zarzut braku obiektywizmu argumentują długoletnią zażyłością z byłym prezydentem Francji Nicolasem Sarkozy. W liście do Ursuli von der Leyen francuscy sędziowie proszą przewodniczącą KE o interwencję.

„Pytamy, czy komisarz sprawiedliwości Reynders nadal może zajmować się naszą skargą” – Politico cytuje fragment dokumentu, w którym sędziowie skarżą się na bezczynność KE w sprawie atakowania wymiaru sprawiedliwości przez ministra sprawiedliwości Érica Dupond-Morettiego.

Jądrem problemu jest wielomiesięczny spór obu związków zawodowych z Dupondem-Morettim, podczas którego minister Emmanuela Macrona miesza z błotem sędziów prowadzących śledztwo w sprawie korupcji Sarkozy’ego. Szykanowanie ma polegać na blokowaniu nominacji sędziowskich z pobudek politycznych. Co najważniejsze, postawa francuskiego ministra sprawiedliwości wskazuje na osobistą interwencję prezydenta. Otóż podczas niedawnej kampanii przed wyborami prezydenckimi Sarkozy wielokrotnie wyrażał poparcie dla Macrona.

Aferę „odpaliły” medialne publikacje, które udowodniły bliskie związki Sarkozy z Reyndersem. Obaj panowie dali wyraz swojej przyjaźni podczas korupcyjnej afery, która od kilku lat jest przedmiotem śledztwa. Chodzi o okoliczności sprzedaży francuskich helikopterów do Kazachstanu w 2010 r. Reynders, ówczesny minister w rządzie Belgii jest podejrzany o wykorzystywanie swoich wpływów, aby pomóc biznesmenom wskazanym przez Sarkozy. Jeśli belgijskie dochodzenie korupcyjne zostało umorzone, to francuskie jest cały czas w toku.

W ten sposób, jak w liście do von der Leyen wskazują francuscy sędziowie, Sarkozy, który poparł reelekcję Macrona, stał się centralną postacią sporu między wymiarem sprawiedliwości i Pałacem Elizejskim. Podkreślają, że były prezydent został w ubiegłym roku skazany na trzy lata więzienia za próbę wpływania na rezultat śledztwa dotyczącego finansów jego kampanii wyborczej 2007 r.

Przeciek o podsłuchiwaniu rozmów Sarkozy’ego i jego prawnika Thierry Herzoga miał kluczowe znaczenie dla strategii obrony byłego prezydenta, który oskarżył wymiar sprawiedliwości o politycznie polowanie na czarownice. Istotą jest sposób, w jaki była głowa państwa dowiedziała się o prawomocnych działaniach operacyjnych francuskiego wymiaru sprawiedliwości.

Kiedy na polecenie sędziów badaniem przecieku zajęli się prokuratorzy, głównym podejrzanym został prawnik Dupond-Moretti. Złożył natychmiast skargę na działania prokuratury, twierdząc, że sąd, zlecając śledztwo, nadużył swojej władzy. Kilka tygodni później, w lipcu 2020 r. Macron desygnował Duponda-Morettiego na stanowisko ministra sprawiedliwości, a więc szefa instytucji, którą ten pozwał.

Po mianowaniu, jako szef resortu wycofał własną skargę, ale natychmiast zarządził dochodzenie administracyjne w sprawie sędziów prowadzących śledztwo w jego sprawie. Czynności sprawdzające nie wykazały, aby ci dopuścili się uchybień lub nadużyli kompetencji. Postępowanie w sprawie Sarkozy’ego, w które ingerował Dupond-Moretti trwa, a rezultaty wraz z ewentualnym aktem oskarżenia, mają zostać ujawnione w czerwcu. Tymczasem 12 i 19 czerwca Francuzi ponownie udadzą się do urn wyborczych. Tym razem zagłosują na deputowanych parlamentu.

Właśnie z tego powodu sędziowie nie tylko nagłaśniają aferę, ale angażują w skandal Ursulę von der Leyen. Związki zawodowe wymiaru sprawiedliwości zapytane przez Politico, czego oczekują od przewodniczącej KE, wyjaśniają dyplomatycznie, że większego zaangażowania w bezstronny nadzór. To jawna sugestia braku obiektywizmu, a więc dziwnej opieszałości komisarza sprawiedliwości Reyndersa, powiązanego z Sarkozy, Dupond-Morettim i z Macronem.

– Biorąc pod uwagę fakty, na które zwróciliśmy uwagę komisji, pan Reynders musi teraz ocenić, czy wystąpił konflikt interesów w sprawie dyscyplinarnej, która została wszczęta w następstwie sprawy dotyczącej osoby, z którą wydaje się być blisko. Wydaje nam się, że zaistniała sytuacja, którą można racjonalnie uznać za brak „obiektywnej” bezstronności – wyjaśnili portalowi reprezentanci francuskiego wymiaru sprawiedliwości.

Politico dodaje, że Macron obstawał przy decyzji o pozostawieniu Duponda-Morettiego na stanowisku ministerialnym, pomimo krytyki opinii publicznej. Prezydent powtórzył linię obrony, jakoby ​​ związki sędziowskie zaatakowały protegowanego z powodów politycznych.

Nowy premier równa się Frexit?

Afera aferą, z pewnością nie pierwsza i nie ostatnia z udziałem Pałacu Elizejskiego. Gdyby nie wyborcze okoliczności. Prawda w oczy kole, mówi polskie przysłowie. Wszyscy pamiętamy, z jakim „oburzeniem” Macron przyjął upomnienie Mateusza Morawieckiego na temat pertraktacji z Putinem, podczas gdy cywilizowany świat z Hitlerem i Stalinem XXI w. jakoś nie negocjuje. Ponadto Pałac Elizejski ma na głowie kwestię odpowiedzialności za łamanie krymskich sankcji UE. W latach 2014-2020 tak owocnie łamał embargo, że większość rosyjskich czołgów i samolotów jest wyposażona we francuską optoelektronikę.

Takie zarzuty wobec Macrona podnosili rywale do prezydentury. Obecnie krytyką zajmują się opozycyjne partie. Podzielając stanowisko sędziów w sprawie zamachu na niezależność wymiaru sprawiedliwości, przygotowują się do odbicia parlamentu z rąk proprezydenckiego ugrupowania La République en marche (Republiko Naprzód!).

To prawda, że konstytucja mówi o V Republice jako państwie o ustroju prezydenckim. Władza wykonawcza, a więc desygnowanie członków gabinetu ministrów oraz inicjatywa ustawodawcza i prowadzenie polityki zagranicznej leżą w prerogatywach Macrona. Ponadto, wbrew pozorom, Francja jest krajem mocno scentralizowanym ze słabo rozwiniętą samorządnością terytorialną, co dodaje wagi głowie państwa. Jednak bez przyjaznego Zgromadzenia Narodowego władzę Macrona można nazwać bezzębną. W gestii izby niższej parlamentu leży ustawodawstwo oraz kontrasygnowanie (zatwierdzanie) kandydatury szefa rządu. Wobec skomplikowanych procedur legislacyjnych opozycyjny parlament może sparaliżować każde działanie Pałacu Elizejskiego. A co dopiero powiedzieć o opozycyjnym premierze? Dlatego wybory parlamentarne są we Francji nazywane trzecią turą wyścigu prezydenckiego.

– Bez wspierających go posłów Emmanuel Macron jest bezsilny. Nie będzie mógł realizować swojego projektu, jakże szkodliwego dla Francji i krzywdzącego Francuzów – zagrzewa wyborców liderka prawicy. Wprawdzie Marine Le Pen była główną rywalką prezydenta w dwóch poprzednich turach, jednak największą niespodziankę parlamentarną może sprawić lider skrajnej lewicy. Jean-Luc Mélenchon, który w wyścigu o Pałac Elizejski zajął trzecie miejsce, zyskał sympatię wyborców zarówno umiejętnościami koalicyjnymi, jak i programem, który odpowiada realnym nastrojom. Oczywiście milczącej zazwyczaj większości Francuzów, a nie bogatych elit stawiających na Macrona.

W czasie pierwszomajowych demonstracji wezwał lewicę do zjednoczenia się przeciwko władzy elit. Z powodzeniem. 4 maja Francuska Partia Socjalistyczna i skrajnie lewicowa „Francja Nieugięta” porozumiały się w sprawie utworzenie koalicji wyborczej, która ma realne szanse przejąć większość mandatów od „Republiko Naprzód!”. Tym samym pozbawi Pałac Elizejski maszynki do głosowania.

Akces do koalicji Mélenchona zgłosili również komuniści i Zieloni. Oznacza to, że ​cztery ​partie będą prowadziły kampanię w oparciu o wspólny program i wystawią wspólnych kandydatów w 70 okręgach wyborczych. Projekt nosi nazwę „Socjalnego i Ekologicznego Związku Ludowego”. Będzie pierwszą koalicją francuskiej lewicy od 2002 r. W odróżnieniu od inicjatywy sprzed 20 lat obecna koalicja jest zarazem radykalna i eurosceptyczna. Pójdzie do wyborów z postulatami podniesienia płacy minimalnej, ograniczenia cen podstawowych produktów i obniżenia wieku emerytalnego do 60 lat.

Program zagraniczny już budzi lęk w Brukseli. Zieloni i „Francja Nieugięta”: – Ogłosili gotowość do nieprzestrzegania prawa unijnego. Już podczas kampanii prezydenckiej Mélenchon wezwał do renegocjacji traktatów o Unii Europejskiej, ignorowania dyrektyw KE, o ile jest to niezbędne w realizacji programu socjalnego.

– Jeśli pewne przepisy europejskie są punktem odniesienia (ochrona konsumentów, normy środowiskowe itp.), wiele innych jest nie do przyjęcia. Aby móc urzeczywistnić nasze postulaty, będziemy musieli przezwyciężyć te blokady i być gotowi na nieposłuszeństwo europejskim regulacjom – potwierdziły obie partie.

Za obszary sporne z Brukselą uznały: Reguły konkurencji UE, politykę gospodarczą, w tym Pakt Stabilności i Wzrostu oraz „neoliberalną orientację” Wspólnej Polityki Rolnej. Co więcej, pod wpływem Mélenchona, w dokumentach programowych znalazł się zapis o konieczności przestrzegania ustawodawstwa francuskiego i europejskiego. Dokładnie w tej kolejności.

W takiej sytuacji rodzi się pytanie, czy lider skrajnej lewicy i twórca koncepcji plebiscytowego głosowania przeciwko Macronowi, może w lipcu zająć fotel premiera Francji? Ankieta ośrodka Harris Interactive wskazuje, że nowy blok lewicy, jak i centrowa koalicja proprezydencka, mogą przyciągnąć po ok. 33 procent głosów w pierwszej turze. Prognozuje jednak, że w drugiej turze oba bloki otrzymają odpowiednio 100 i 300 mandatów Zgromadzenia Narodowego, w którym zasiada łącznie 577 deputowanych.

Do wyborów pozostał jeszcze miesiąc, podczas którego sytuacja ekonomiczna Francji może ulec zmianie, przysparzając głosów lewicy. Obywatele planują urlopy, tymczasem niska siła nabywcza sprawia, że z portfeli ubywa pieniędzy. Popularności Macronowi nie przysporzy werdykt w sprawie powiązań ministra sprawiedliwości ze skazanym prezydentem Sarkozy i unijnym komisarzem Reyndersem. Od czasu, gdy Francuzi potężnie zubożeli w czasie epidemii, są wręcz uczuleni na objawy sitwy i grup trzymających władzę.

Dlatego wizja jednego z liderów opozycji w roli szefa rządu budzi najwyższy niepokój Pałacu Elizejskiego i Brukseli. Wrogi parlament to koniec ambicji Macrona o francuskiej Europie. Apetyt na hegemonię Paryża w Unii zaostrzyło odejście Merkel, tworząc unikalną szansę na zamianę ról w duecie z Niemcami. Tymczasem zdaniem francuskiego ministra ds. Europy Clémenta Beaune, premier w rodzaju Mélenchona to katastrofa, która prowadzi do Frexitu.

Podobnego zdania jest eurobiurokracja. Według Politico: Bruksela jest już francuska. Zdaniem portalu „warto obserwować, jak Francja domaga się swoich interesów”. Najpierw francuski urzędnik skarży się na jakiś problem. Wkrótce do Brukseli wpływa dokument, który zostaje przekształcony w propozycję polityki. Ta zaś w ciągu kilku miesięcy przybiera kształt dyrektywy KE.

Dlatego wyraz obaw rozwojem sytuacji we Francji dał belgijski wiceprzewodniczący klubu Zielonych w Parlamencie Europejskim Philippe Lamberts: – UE już cierpi z powodu ataków takich polityków jak Wiktor Orbán i Jarosław Kaczyński. Jeśli teraz dołączą Francuzi, istnieje ryzyko, że cała konstrukcja UE upadnie. Należy dodać, że chodzi o konstrukcję Emmanuela Macrona.

Najnowsze