W wielu państwach Unii Europejskiej firmy, które startują w przetargach na realizacje dużych inwestycji infrastrukturalnych, muszą spełnić warunki, które w Polsce moglibyśmy odebrać jako wygórowane. To jednak przemyślana strategia, która chroni ich rodzime rynki. Inaczej jest w Polsce. U nas panuje wyjątkowa otwartość, jeśli chodzi o rynek zamówień publicznych. Brak mechanizmów ochrony wykorzystują firmy z całego świata, głównie z Azji, które coraz śmielej korzystają z faktu, że w Polsce ma miejsce budowlany boom.
Sąsiedzi cenią bezpieczeństwo, a w Polsce najważniejsze są pieniądze
Członkostwo kraju, z którego pochodzi firma, w NATO; kadra posługująca się językiem kraju, w którym firma planuje budować czy własne zasoby, takie jak sprzęt czy wytwórnie w kraju klienta — to tylko niektóre z obostrzeń czekające na kontrahentów w Łotwie czy w Czechach.
W Niemczech niezbędne są specjalne certyfikaty. W Polsce najważniejsze są pieniądze, czyli najniższa oferta.
Dziś na budowach, także tych o znaczeniu strategicznym, pracują firmy, które bazują na rynku podwykonawczym. Ich referencje pochodzą często od partnerów, których późniejszy udział w inwestycji jest iluzoryczny. Na polskim rynku coraz pewniej czują się więc spółki z Azji, czego dowodem jest obecność takich gigantów jak: Hyundai E&C czy Samsung E&C.
Perspektywa odbudowy powojennej Ukrainy też jest magnesem dla wielu zagranicznych firm z sektora budowlanego, które będą chciały wykorzystać przyjazny polski rynek jak trampolinę do zdobycia kontraktów. Czy nie jest to ostatni moment, aby polski rząd poszedł śladem europejskich partnerów i zaczął chronić polski rynek i działające na nim firmy?
Centralny Port Komunikacyjny oraz związane z nim inwestycje drogowe i kolejowe czy energetyka jądrowa to tylko wybrane inwestycje z wielu strategicznych projektów, nad którymi polskie państwo powinno mieć szczególną kontrolę. Wszyscy pamiętamy przecież, choć minęła już dekada, problemy z budową autostrad przez chińskie konsorcja budowlane.
Ważne, aby budowlany boom nie przerodził się w jedno wielkie bum
W jednym z wywiadów prezes Budimexu przedstawił wymogi wejścia na rynek czeski dla firm z zagranicy, to m.in. konieczność posiadania własnych wytwórni czy sprzętu. Z kolei prezes spółki STRABAG przekonywał, że rozwiązaniem, zarówno dla rynku, gospodarki czy przyszłych użytkowników jest certyfikacja generalnych wykonawców, czyli skrupulatna kontrola tego, czy kontrahent ma odpowiedni personel, sprzęt, jak i moce. Ten proces ma jeszcze jedną zaletę. Pozwala wyeliminować nierzetelnych wykonawców, którzy prowadzą agresywną politykę cenową bez gwarancji realizacji zlecenia, chociażby z powodu braku lokalnych zasobów.
Ktoś może powiedzieć, że będzie drożej, a cały ten budowlany boom szybko się skończy. Pytanie, czy jeśli nic nie zrobimy, to inwestycje zaraz po oddaniu same nie zrobią bum?
Źródło: Obserwatorgospodarczy.pl