Niektórych przyjaciół Rosji rozbawił znany, złowrogi żart Putina, wypowiedziany w 2016 r. na uroczystości przyznania uczniom nagród w dziedzinie geografii. Stwierdził on wówczas, że „granica Rosji nie kończy się nigdzie”. Inni zdali sobie sprawę, że to wcale nie żart, a zdawkowy, prawdziwy opis rozrostu terytorialnego państwa rosyjskiego od czasów powstania Księstwa Moskiewskiego w 1213 r. z ok. 30 tys. km2 do obecnych ponad 17 mln km2 (w okresie Związku Sowieckiego było to ponad 20 mln km2).
Andrzej Derlatka twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu
Rosjanie endemicznie uważają, niezależnie od epoki historycznej, że powiększanie terytorium własnego państwa kosztem sąsiadów, zapewni im bezpieczeństwo i dobrobyt. Proces grabieży w Europie Środkowej i Północnej trwał do końca XVIII w. drogą wojen z Litwą i Polską (obecne Ukraina i Białoruś), ze Szwecją (Finlandia i Inflanty – obecne kraje bałtyckie), w Europie Południowej i na Kaukazie do końca XIX w. drogą wojen z Turcją. Ekspansja w Azji Centralnej i na Syberii aż do ówczesnej granicy Chin określonej w traktacie nerczyńskim w 1689 r., który tak jak liczne traktaty z Litwą i Polską złamała, trwała do 1860 r. W rezultacie dziś Rosję zamieszkuje ok. 190 narodów.
Analizując historię Rosji, łatwo dostrzeżemy fakt, że w polityce rosyjskiej ogromne znaczenie mają słowa władców znamionujące zamiary, plany nawet dalekosiężne. Putin z uporem nawiązuje do idei jednoczenia wszystkich prawosławnych narodów ruskich wokół idei ruskowo mira. Narodami ruskimi są zwłaszcza Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini. W języku rosyjskim funkcjonują obok siebie nietożsame pojęcia „Ruskij” i „Rosjanin”, ale pojęcie „ruski mir” odnosi się też do nieetnicznych Rosjan przynależących do obszaru kultury i języka rosyjskiego oraz obyczajowości i tradycji niekoniecznie wyznawanej religii prawosławnej. Na tej zasadzie do ruskowo mira przynależą też np. Buriaci i Tatarzy Nadwołżańscy. Sam Putin zapewnia, że „niczego nie ukrywa” i swoje plany ujawnia w publikowanych „esejach polityczno-historycznych” oraz wystąpieniach publicznych. W tym względzie (i paru innych) przypomina Hitlera, który postępował podobnie od czasu publikacji „Mein Kampf”. Podobnie też jego enuncjacje i enuncjacje Putina były lekceważone przez świat polityki międzynarodowej, z tragicznymi później konsekwencjami. Putin widzi potrzebę istnienia ideologii państwowej, podobnie jak jego poprzednicy od niemal zarania państwowości rosyjskiej. Najpierw na początku XIV w. pojawiła się mocno propagowana też przez cerkiew prawosławną idea jedności ziem ruskich pod berłem władcy Księstwa Moskiewskiego (jednocześnie Kijowskiego i Włodzimierskiego). Pojawił się tytuł „wielki książę wszech Rusi”, a około 1446 r. wprowadzono tytuł „hospodara wszech Rusi”, później „hospodara wszystkiej Rusi”, stosowany przez kolejnych książąt moskiewskich, uwzględniając ziemie ruskie znajdujące się za granicą w Wielkim Księstwie Litewskim i Koronie. Dawało to podbudowę ideologiczną i propagandową do zbrojnych aneksji kolejnych obszarów kosztem Litwy i Polski w ramach „zbierania ziem ruskich”. Rzeczpospolita Obojga Narodów nie uznawała tych (ani późniejszych tytułów cara i cesarza Rosji). Używano nazwy Wielkie Księstwo Moskiewskie wobec całej Rosji. Dopiero Sejm Konwokacyjny w 1764 r. otoczony przez wojska rosyjskie uznał tytularne roszczenia rosyjskie. W okresie rozbiorów Rosja wykorzystała uznanie tych tytułów jako pretekst, do składania żądań terytorialnych wobec ziem ruskich należących do Rzeczypospolitej. To pokazuje, jak mogą wykorzystać ideę ruskowo mira. Rosjanie dbają o pozory prawnomiędzynarodowe. Traktaty rozbiorowe pod presją wojsk rosyjskich musiał akceptować polski Sejm.
Związek Sowiecki przesuwał granice z uwzględnieniem analogicznej ideologii państwowej. Szczególnie widoczne to było we wrześniu 1939 r., gdy zaprezentowano agresję na Polskę jako „zjednoczenie narodów białoruskiego i ukraińskiego” w ramach Związku Sowieckiego. Rocznica tej napaści 17 września jest niezwykle uroczyście świętowana na Białorusi i w Rosji po dziś dzień. Na Białorusi ogłoszono ten dzień Świętem Jedności Narodowej. Na wiecu z tej okazji w 2022 r. Łukaszenka oświadczył, że „Białystok i Białostocczyzna to ziemie białoruskie. Podobnie Wilno – to też białoruskie miasto”. Pewnie widział przed oczami mapę podziału ziem polskich pomiędzy hitlerowskimi Niemcami i Rosją Sowiecką załączoną do Paktu Ribbentrop- Mołotow. Zapowiedział wystawienie pomnika Stalina w Mińsku, by uświetnić „przywrócenie jedności”. W ten sposób propagandowo utrwala w umysłach swoich obywateli „oczywistą” rzekomą konieczność historyczną jedności ziem ruskich i ich zjednoczenie z Rosją, ale także przykrywa zbrodnie wywołania przez Rosję Sowiecką podczas II wojny światowej w spisku z III Rzeszą Niemiecką i liczne zbrodnie ludobójstwa, m.in. na narodzie polskim, z czego do dziś dnia Rosji nie rozliczono, w przeciwieństwie do Niemiec.
Aneksja ok. 2 mln km2 ziem chińskich (razem z Mongolią) odbyła się po podpisaniu pod presją wojsk rosyjskich stosownych traktatów przez cesarza Chin w Ajgunie (1858 r.) i Pekinie w 1860 r. Rosja wykorzystała wówczas słabość Chin po II wojnie opiumowej, w której sama nawet nie brała udziału. Do dzisiaj Władywostok, którego nazwa pochodząca od słów „władać” i „wschód” ma podkreślać rosyjską dominację w tym regionie. Sami Chińczycy używają jego tradycyjną chińską nazwę Chajszenwaj, co oznacza Zatokę Złoty Róg. Jest to nadal głęboka rana w świadomości Chińczyków, co nie wróży dobrze relacjom Chin z Rosją. Chińczycy są cierpliwi. Inne straty po wojnie opiumowej: Hongkong i Makau powróciły do Chin po dziesięcioleciach starań w latach 90. XX w. W 1964 r. Chiny oficjalnie zgłosiły Rosji Sowieckiej żądanie zwrotu zagarniętych ziem chińskich. Rosja odmawia, chociaż w 2008 r. oddała Chinom ok. 340 km2, co świadczy, że jest świadoma problemu.
Granice jako narzędzie polityki międzynarodowej Rosji
Przez cały okres istnienia niepodległej Ukrainy Rosja odmawiała delimitacji (ustalenia i wyznaczenia w terenie) granicy. Granicę pomiędzy Ukrainą a Rosją z czasów Związku Sowieckiego traktowała coraz bardziej jako tymczasową w miarę odzyskiwania sił po czasach smuty jelcynowskiej. Wobec dążeń społeczeństwa ukraińskiego do integracji z Unią Europejską, czego wyrazem były trwające od 1997 r. negocjacje stowarzyszeniowe, uznano w Moskwie, że będzie to jeden ze sposobów utrudniania Ukrainie marszu na Zachód. W Moskwie uważano (i nadal się tak uważa), że Unia nie przyjmie kraju o nieokreślonych granicach. To samo dotyczyć będzie NATO, jeśli będą toczone walki o granicę. Najpierw poprzez publikacje ideologów takich jak Dugin, czy prokremlowskich polityków jak nieżyjący Żyrinowski, półoficjalnie wysuwano roszczenia terytorialne wobec Ukrainy, zwłaszcza do tzw. Noworosji, czyli całej wschodniej i południowej Ukrainy z Charkowem, Ługańskiem, Donieckiem, Chersoniem, Mikołajowem i Odessą. Prowadzono razem z cerkwią prawosławną indoktrynację w duchu „ruskowo mira”, zwłaszcza wobec rosyjskiej mniejszości w Ukrainie i rosyjskojęzycznych Ukraińców (łącznie ok. 50 proc. ludności, a większość na wschodzie Ukrainy). Stosowano subwersję i tworzono prorosyjskie bojówki, a w 2014 r. dokonano napaści i stosunkowo łatwo zdobyto najbardziej zdominowane prorosyjsko tereny Doniecka, Ługańska i Krymu. Miarą sukcesu Moskwy było zajęcie Krymu przez z lekka zakamuflowane oddziały rosyjskie „zielone ludziki”, przy braku oporu (ani jednego wystrzału) i zdradzie wojska ukraińskiego (całe oddziały przeszły na rosyjską służbę). Armia ukraińska zareagowała z opóźnieniem, ale w zaciętych i niezwykle krwawych walkach (np. pod Słowiańskiem) w 2015 r. powstrzymała napór wojsk rosyjskich. Rosyjska Duma 30 września 2022 r. jednostronnie anektowała cztery wschodnie obwody terytorialne Ukrainy: doniecki, ługański, chersoński i zaporoski. Chociaż w całości ich jeszcze nie zdobyła. Uważano w Moskwie m.in., że zmiana statusu (nieważne, że nieuznawana w świecie) stworzy ewentualny pretekst np. do użycia broni jądrowej, zgodnie z jej doktryną obrony terytorium Rosji, albo uwiarygodnienia nuklearnego szantażu. Poza tym to tworzenie faktów dokonanych, które mogą być używane w negocjacjach pokojowych. Jak się okazało, Putin użył tego argumentu w swoich niedawnych „propozycjach pokojowych”.
Ekspansja na Bałtyku
W wizjach geopolitycznych Putina znaczące miejsce ma ekspansja na obszarze Bałtyku. To rosyjska droga na świat. Potrzebna dla gospodarki rosyjskiej „jak powietrze”. Tym ważniejsza im trudniejszy jest jej dostęp do Morza Czarnego, coraz mocniej kontrolowanego przez wrogą Ukrainę i znajdującego się w obszarze nadzoru nadbrzeżnych państw NATO.
Rosja od początku XVIII w. tworzyła warunki do zapewnienia sobie w jej pojęciu bezpiecznego i trwałego dostępu do Morza Bałtyckiego. Stąd – zgodnie z jej wielowiekową doktryną ekspansji – wyparto Szwecję z Inflantów oraz zagrabiono Finlandię. Dostęp do Morza Czarnego Rosja wywalczyła dopiero pod koniec tego wieku (Azow) w czasach Katarzyny Wielkiej.
Obecnie cały obszar Bałtyku, po akcesji Szwecji i Finlandii, jest kontrolowany przez państwa NATO. Szczególnie dotkliwe komunikacyjnie są dwa miejsca: Zatoka Fińska pod artyleryjską kontrolą ogniową Finlandii i Estonii oraz Cieśniny Duńskie w pełni kontrolowane przez Danię. Podobnie zresztą jak cieśniny łączące Morze Czarne ze Śródziemnym są kontrolowane przez natowską Turcję. Dania już zapowiedziała blokadę dla rosyjskich statków handlowych i wożących rosyjskie towary ze względów ekologicznych (np. tzw. flota cieni).
Sprawa dostępu do otwartego morza staje się dla Rosji sprawą zasadniczą. Należy się więc niebawem spodziewać jej ruchów na tym obszarze, zwłaszcza w rejonie Zatoki Fińskiej i być może w rejonie przesmyku suwalskiego.
Pierwszy krok został uczyniony. Poza tworzeniem potężnego nowego Północnego Okręgu Wojskowego, w odpowiedzi na wstąpienie Szwecji i Finlandii do NATO, Rosja zaczyna tworzyć sytuacje zagrożenia i niepewności na granicach z Finlandią, państwami bałtyckimi i Polską. Granice, które były spokojne przez dziesięciolecia, nagle stają się niespokojne i niepewne. To stara rosyjska metoda przećwiczona w Ukrainie, a znana sprzed czterech setek lat na granicach z Litwą i Polską, gdzie faktycznie od XVI w. trwał cały czas stan dywersji rosyjskiej, aż do wkroczenia wojsk rosyjskich na początku XVIII w. do Rzeczpospolitej „w celu zapewnienia spokoju”. Rosja wymyśla i tworzy sytuacje trudne i nieznośne, by później rozwiązywać je na swoich warunkach.
Przykładem takiego rosyjskiego działania jest wojna hybrydowa prowadzona przez Rosję od 2021 r. przeciwko Polsce. W rozmowie telefonicznej z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem w listopadzie 2021 r. Putin powiedział, że UE powinna wpłynąć na Polskę, by ta zrezygnowała z kroków, które mogą prowadzić do eskalacji napięć na polskim odcinku unijnej granicy z Białorusią. Stwierdził, że nie wolno pozwalać Polsce na akty przemocy. Według Kremla, Putin zwrócił uwagę Michela na „stosowanie przez polskie służby wobec migrantów gazu łzawiącego, granatów hukowych i innych środków specjalnych”. Zaapelował przy tym do szefa Rady Europejskiej, by „nie pozwalano na akty przemocy wobec migrantów”.
W ramach rosyjskiej taktyki wzmagania napięć na granicach w rejonie Bałtyku Rosja nagle i niespodziewanie zgłosiła roszczenia terytorialne wobec Finlandii, Estonii, Litwy i Polski.
Rosja proponuje zmianę przebiegu granic morskich na Bałtyku, które zostały ustalone w 1985 r., ponieważ według rosyjskiego MON obecne granice nie odzwierciedlają aktualnej sytuacji geograficznej. Chce rozszerzyć wody terytorialne Rosji. Zmiany dotyczyłyby granic przy sześciu fińskich wyspach oraz w pobliżu ujścia rzeki Narwy na granicy z Finlandią. Na granicy z Litwą zmiany obejmowałyby Mierzeję Kurońską oraz przylądek na południe od Przylądka Taran, oraz Mierzeję Wiślaną na granicy z Polską w rejonie rosyjskiej bazy wojskowej w Bałtijsku. Rosja chce notyfikować zmiany w ONZ i planuje ich wprowadzenie w styczniu 2025 r. Plan opublikowano na oficjalnych stronach MON, ale już wieczorem go usunięto. Brak uznania granic ze strony Polski, Finlandii oraz Litwy spowoduje rzekomą sporność terytoriów, co może być podstawą do incydentów i prowokacji ze strony Moskali. W Finlandii przypomniano sytuację z lata 1938 r., gdy ambasador Rosji Sowieckiej przekazał rządowi fińskiemu notę, że Związek Sowiecki zajmuje wyspy na Zatoce Fińskiej. Około półtora roku później Armia Czerwona najechała Finlandię. W grudniu ub. roku Putin oświadczył, że z Finlandią „będą problemy”. Putin wielokrotnie mówił też, że chciałby powrotu granic z epoki imperium rosyjskiego. Wówczas istniała morska granica rosyjsko-szwedzka (Wielkie Księstwo Finlandii i Inflanty wchodziły w skład Rosji), która spełniała rosyjskie oczekiwania. Być może wycofanie komunikatu ze stron rosyjskiego MON wynika z faktu, że na Kremlu uzmysłowiono sobie, że roszczenia dotyczące granic okręgu królewieckiego to „broń obosieczna”. Warto przypomnieć, że jeszcze na konferencji w Jałcie ustalono, że całe Prusy Wschodnie wejdą po wojnie w skład Polski, która miała stracić swoje ziemie na Wschodzie zgodnie z linią Curzona. O ile co do Prus Wschodnich i Gdańska nie było wątpliwości, to nie zdecydowano, jaki wariant linii Curzona przyjąć ze Lwowem dla Polski, czy bez. Dopiero na konferencji w Poczdamie Stalin zgłosił chęć pozyskania Królewca, ponieważ „Rosji potrzebny jest niezamarzający port na Bałtyku”. W efekcie razem z Królewcem Rosja otrzymała połowę dawnych Prus. Pamiątką tego targu jest absurdalna granica wytyczona jak przy linijce, przecinająca rzeki i linie komunikacyjne. Okręg Królewiecki jest dla Rosji gospodarczo obciążeniem, ale jest obecnie narzędziem szachowania Europy Zachodniej i Środkowej arsenałem broni jądrowej. Polska coraz mocniej podnosi sprawę demilitaryzacji Okręgu w ramach uzgodnień po wojnie pomiędzy NATO i Rosją oraz poddania go międzynarodowej kontroli, np. Unii Europejskiej.
Rosja, otwierając sprawę granic okręgu królewieckiego, otwiera sobie puszkę Pandory, bo poza Polską roszczenia mogą wysunąć i inni jej sąsiedzi: np. Chiny, Japonia (Kuryle) i państwa Azji Centralnej, czy też Finlandia, której zagrabiła rdzennie fińskie ziemie (Karelia).