W epoce sztucznej inteligencji i cyfryzacji kluczowym zasobem będzie tania i obfita energia. Wymusza to dokonanie wielkiego zwrotu w polityce energetycznej, z czego większość decydentów nadal nie zdaje sobie sprawy.
Stany Zjednoczone pod rządami Donalda Trumpa mogą narzucić mordercze dla wielu państw tempo w zakresie obniżania kosztów energii. Jednym z państw, które odczują to najboleśniej, będzie niestety Polska.
Ledwie obietnica?
Jedna z obietnic prezydenta elekta w czasie kampanii prezydenckiej brzmiała, że w ciągu pierwszego roku swoich rządów doprowadzi do redukcji kosztów energii o połowę. Polityka nigdy nie wolno oceniać po deklaracjach, a jedynie po realnych efektach działań, niemniej jednak w przypadku Trumpa wolno choćby założyć, że będzie przynajmniej kontynuował politykę Joe Bidena. Wbrew bowiem wszelkim pozorom prezydentura przedstawiciela Partii Demokratycznej przebiegała pod znakiem historycznie najwyższej w dziejach USA eksploatacji paliw kopalnych. Biden nie tylko nie wygasił rewolucji łupkowej, ale w czasie jego rządów Stany Zjednoczone stały się światowym liderem w wydobyciu ropy naftowej, prześcigając nie tylko Rosję, ale nawet największe potęgi z krajów arabskich. Liczba pozwoleń na odwierty w czasie prezydentury Bidena okazała się wyższa niż w latach 2016-2020, gdy prezydentem był jego główny adwersarz.
Donald Trump chce utrzymać ten trend i wykorzystać ogromny potencjał drzemiący w amerykańskich złożach, aby rzucić konkurencję na kolana. Politykę klimatyczną nazywa wprost „zieloną ściemą”, choć z samej tylko racji, że wsparcia udzielił mu Elon Musk, nie może wypowiedzieć wojny fotowoltaice, w którą bilioner zainwestował znaczne sumy.
Przygotowująca się do objęcia rządów administracja Trumpa już teraz intensywnie pracuje nad wprowadzeniem ważnych zmian w dziedzinie energetyki od razu w pierwszych dniach po zaprzysiężeniu. Mówi się przede wszystkim o zwiększeniu liczby pozwoleń na odwierty gazu łupkowego, który w formie ciekłej ma być eksportowany w jeszcze większych ilościach niż do tej pory oraz zasilać rynek wewnętrzny. Dodatkowo ma zostać cofnięte wprowadzone w styczniu przez Bidena zamrożenie nowych pozwoleń na eksport LNG.
Bez dopłat
Donald Trump zamierza zlikwidować znaczną część dopłat i ulg podatkowych przyznawanych w ramach realizacji polityki klimatycznej przez swojego poprzednika. Istotna część z nich została wprowadzona w ramach ustawy Inflation Reduction Act. Zdaniem prezydenta elekta tego rodzaju programy służą jedynie marnotrawstwu publicznych środków, dlatego zamiast dotacji na zakup elektrycznych aut należy się spodziewać wielkich publicznych inwestycji w rozbudowę elektrowni atomowych i modernizację sieci elektrycznej.
Nowa głowa państwa wielką nadzieję pokłada w szczególności w SMR, czyli małych reaktorach modułowych. Budowane w nowej technologii jednostki mają znacząco zwiększyć udział elektrowni jądrowych w krajowym miksie energetycznym (obecnie atom odpowiada za ok. 18 proc. wytwarzanej energii). W tym celu Trump zamierza dokonać sporych zmian w instytucjach regulujących sektor jądrowy w kraju, ale także wywierać znaczną presję na Międzynarodową Agencję Energii, która jego zdaniem zanadto uległa klimatystycznym modom.
W sposób symboliczny nowa administracja zamierza także wznowić prace nad ropociągiem Keystone, nad którym prace zostały wstrzymane w pierwszych dniach urzędowania Bidena. Decyzja ta ma wymiar nie tylko symboliczny, ponieważ przesyłany z niezwykle obfitych złóż w kanadyjskiej Albercie surowiec mógłby uczynić Stany Zjednoczone jeszcze większą potęgą w zakresie energetycznym.
Mocne uderzenie na początek
Samo to, że Donald Trump przygotowuje duży pakiet decyzji i reform związanych z energetyką do wprowadzenia już w pierwszych dniach urzędowania, pokazuje, jak ważny dla jego prezydentury jest to obszar. Równie wysoki priorytet mają rzekomo mieć tylko kwestie związane z masową deportacją nielegalnych imigrantów. Należy się w związku z tym spodziewać, że wprowadzaniu ich w życie będą towarzyszyły bardzo ostre protesty jego przeciwników, którzy będą starali się za wszelką cenę zablokować najważniejsze projekty.
Donalda Trumpa będzie można rozliczać z zapowiedzi już za rok, gdy zgodnie z jego zapowiedziami ceny powinny spaść o połowę. Warto natomiast zwrócić uwagę, że jego starania na rzecz nielimitowanego użycia paliw kopalnych i rozbudowy sieci elektrowni atomowych mają głęboki sens ekonomiczny. USA mierzą się z Chinami w wyścigu o dominację technologiczną (do tego wyścigu nie ma co zaliczać Europy), a większe szanse na zwycięstwo będzie miał ten, kto dostarczy swoim potentatom więcej zasobów do zużycia. Szczególnie energochłonny jest sektor sztucznej inteligencji, ale i zwykłe centra danych pochłaniają coraz większą ilość energii.
Decyzja Trumpa to nie wypowiedzenie wojny, lecz podjęcie dawno rzuconego przez Pekin wyzwania. Państwo Środka odpowiada obecnie za aż 95 proc. wszystkich rozpoczętych budów elektrowni węglowych oraz za połowę wszystkich rozpoczętych budów elektrowni atomowych. W czasie gdy Europa i wiele innych zachodnich krajów z autentycznym przejęciem podąża ścieżką zeroemisyjności, Chiny zobowiązały się, że osiągną ją dopiero 10 lat później, wcześniej za pomocy elektrowni węglowych wytwarzając dla wszystkich zainteresowanych panele słoneczne i elektryczne auta.
Zakończony niedawno szczyt klimatyczny COP29 w Baku w Azerbejdżanie cieszył się wyjątkowo niewielkim zainteresowaniem mediów i polityków. Wobec zwycięstwa Trumpa do coraz większej liczby osób zaczęło docierać, że miraż „zielonej” i „czystej” energii jako podstawy nowoczesnego systemu energetycznego właśnie dobiega końca. Jeśli Stany Zjednoczone zejdą ze ścieżki zielonej transformacji w dotychczasowym kształcie i narzucą szalone tempo konkurencji cenowej w zakresie energii, możemy być wkrótce świadkiem spektakularnej dekompozycji zeroemisyjnej narracji.
Lekcja dla Polski
Taki rozwój wydarzeń na świecie powinien jak najszybciej wpłynąć na rządzących Polską, która z zadziwiającym uporem realizuje od wielu lat scenariusz energetycznej autodestrukcji. Poważnym sygnałem ostrzegawczym były już listopadowe dni zastoju w odnawialnej energetyce, które wymusiły nie tylko pospieszne oparcie się na energii pozyskiwanej z węgla, ale i import z Ukrainy oraz Niemiec.
Wzorem Trumpa rząd Donalda Tuska powinien jak najszybciej postawić na masowo przeprowadzane próbne odwierty gazu, które zostały przecież wstrzymane główne z przyczyn politycznych. Wstrzymaniu powinny ulec wszystkie projekty związane z wyłączeniem z użytkowania kopalni węgla oraz elektrowni węglowych. Polska ma dziś praktycznie najdroższą energię na świecie, co czyni ją szczególnie narażoną na porażkę w wyścigu, który narzucili wszystkim Trump i Komunistyczna Partia Chin. Co jednak najważniejsze, polskie państwo musi za wszelką cenę zerwać wszystkie ograniczenia narzucone mu w związku z unijną polityką klimatyczną. Mając na uwadze wiążące Polskę liczne zobowiązania i umowy, może to być oczywiście bardzo trudne, lecz wobec spadających na innych kontynentach cen energii będzie to już wkrótce koniecznością.