9.2 C
Warszawa
czwartek, 6 marca 2025

Nowy, wspaniały (?) świat

Historia gwałtownie przyspieszyła na naszych oczach i nie ma zamiaru się zatrzymać. Świat, który znamy od końca zimnej wojny i do którego się przyzwyczailiśmy, ulega szybkiej dekompozycji. USA, które wyszły zwycięsko z zimnej wojny i przez lata były jedynym hegemonem na świecie, teraz są w odwrocie. Tracą siły, słabną i tracą potencjał do zajmowania się całym światem.

Czy ktoś jeszcze pamięta, że wykorzystując swą potęgę w różnych zakątkach świata, Stany Zjednoczone krzewiły wartości demokracji, praw człowieka, wolności słowa i liberalizmu gospodarczego, czasem przy użyciu środków militarnych, jak w Afganistanie czy Iraku? Wyzwanie USA rzuciły ortodoksyjne i fundamentalistyczne organizacje islamskie wspierane przez państwa jawnie wspierające terroryzm, i te, które robiły to w sposób ukryty. Symbolem ich zuchwałości był atak na wieże World Trade Center w Nowym Jorku. USA podjęły wyzwanie przy pomocy sojuszników z NATO oraz spoza. Koszty były gigantyczne, a rezultaty fatalne. Wszędzie USA przegrały.

Jeśli dokonamy egzegezy tego, co mówi i robi prezydent Trump, to skonstatujemy, że podejmuje on radykalną próbę odwrócenia tego trendu. Hasło MAGA – zróbmy Amerykę znowu wielką – które przyniosło mu zwycięstwo w wyborach, oznacza po prostu, że Ameryka, w słusznej ocenie amerykańskiej opinii publicznej, przestała być wielką i powoli przesuwa się niebezpiecznie ku upadkowi. W tym czasie Chiny jako globalny rywal kwitną, rosną w potęgę i stały się już hegemonem dla większości państw globalnego Południa. Już w trakcie pierwszej kadencji prezydent Trump podjął radykalną decyzję o wycofaniu się z całego Środkowego i Bliskiego Wschodu za wyjątkiem Izraela, który ma pozostać ostatnim bastionem. W USA mieszka więcej Żydów niż w Izraelu. Mają ogromny wpływ na politykę amerykańską, gospodarkę, finanse i życie społeczne. Zwolennicy obu głównych partii, republikańskiej i demokratycznej, w większości zdecydowanie popierają obronę Izraela i jego interesów.

W relacjach z pozostałymi państwami Bliskiego Wschodu dyplomacja USA skutecznie zabiega o interesy Izraela, niekiedy bardziej niż sam Izrael (np. porozumienia Abrahamowe). Decyzję o wycofaniu podtrzymał prezydent Biden, ale zrealizował ją fatalnie, czego symbolem stała się chaotyczna ewakuacja z Kabulu i kompromitacja na oczach całego świata.

Przez długi czas przed wyborami ludzie Trumpa pracowali nad stworzeniem ekipy nowej administracji i programu głębokich radykalnych reform. Już sześć miesięcy przed wyborami mieli opracowane jego podstawowe założenia, których do dziś nie ujawniono, by zaskoczyć zgodnie z taktyką szoku i przerażenia. Wiemy nieco o nich z wystąpień Trumpa w kampanii wyborczej, zeznań członków jego administracji przed komisjami senackimi i decyzji po wyborze. Główne części programu dotyczą polityki wewnętrznej: deportacji migrantów, ochrony rynku wewnętrznego (np. poprzez wysokie cła), powrotu produkcji przemysłowej do USA, inwestycji w przemysł najnowszych technologii, oszczędności i redukcji wydatków. To temat fascynujący sam w sobie i dodatkowo barwny poprzez ekspresję głównego kontrowersyjnego wykonawcy Elona Muska. W przeszłości rada nadzorcza jego własnej firmy pozbawiła go funkcji prezesa za stosowane metody (sic!).

W inauguracyjnej mowie prezydent Trump, prezentując priorytety, wskazał na reformy wewnętrzne, restrykcyjną politykę migracyjną oraz ograniczenie zaangażowania USA w sprawy międzynarodowe, w szczególności w konflikty światowe.

Ekspansywny izolacjonizm, czyli w polityce nie ma sentymentów

Zakończenie roli światowego żandarma i światowego mentora (już wycofano się ze wszystkich programów pomocowych – będą realizować tylko zgodne z nową polityką zagraniczną) oznacza jednocześnie konsolidację i wzmocnienie państwa poprzez nabytki terytorialne. Szokujące postulaty dotyczące przejęcia Grenlandii nie są nowe, bo były regularnie zgłaszane już od XIX w.,
najczęściej z ofertą zakupu. Grenlandia jest zaniedbywana przez relatywnie biedną Danię, nie jest praktycznie broniona, a jej bogactwa nie są eksploatowane. Unia Europejska nie ma realnych traktatowych praw do Grenlandii, bo Dania zazdrośnie tego nie chciała. Włączenie Kanady do USA też stale powraca w polityce USA od przegranej z Wielką Brytanią w 1812 r. wojny o Kanadę. W 1930 r. USA planowały kolejną militarną inwazję. Teraz protektorat słabej relatywnie Wielkiej Brytanii nad Kanadą jest iluzją, więc Trump uznał, że przejęcie pokojowe jest możliwe. Dodatkowo gra rolę czynnik strategiczny – Arktyka od strony Grenlandii i Kanady nie jest praktycznie chroniona i broniona, bo Kanady i Danii po prostu na to nie stać. Tylko USA mogą to zrobić. Trump realizuje dyplomację transakcyjną. Najpierw szokuje daleko idącymi żądaniami i oczekuje negocjacji, w których od początku ma przewagę. Tego można się spodziewać i teraz.

USA zamierzają ograniczyć swoją militarną obecność w świecie i skoncentrować się na obronie swoich najważniejszych interesów. Priorytety to obszar Ameryki Północnej i jej najbliższego otoczenia oraz obszar wschodniego Pacyfiku z Japonią, Australią i Nową Zelandią. Z uwagi na interesy gospodarcze i handlowe to kluczowy obszar zainteresowania, od którego zależy w ogóle pomyślność USA. Stany Zjednoczone przejęły od byłego Imperium Brytyjskiego charakter mocarstwa morskiego i muszą bronić wolności żeglugi. Przerwanie szlaków komunikacyjnych na Atlantyku i Pacyfiku to podstawowa klęska. Muszą mieć potężną flotę broniącą tych szlaków i bazy wojskowe w ich rejonach. Będą więc ciąć koszty i ograniczać obecnie obecność wojskową wszędzie, ale nie tam.

Kluczowym projektem jest nadal NATO jako trwały sojusz, ale przebudowany. USA domagają się od europejskich sojuszników, by stali się mocnymi i wiarygodnymi partnerami, zabezpieczającymi USA od wschodu po drugiej stronie Atlantyku. Nie zamierzają wycofywać się z NATO pomimo bombastycznych fraz retorycznych samego Trumpa, który usiłował nimi zmusić Europejczyków do działania. Wprowadzenie obowiązku 5 proc. wydatków obronnych wobec wszystkich sojuszników z wyjątkiem USA, które wydają ok. 3,5 proc., ale są już teraz dominującym i wiarygodnym mocarstwem, związane jest z zamiarem znacznego ograniczenia obecności wojskowej USA w Europie, lecz w porozumieniu z sojusznikami. W miarę militarnego wzmacniania europejskich sojuszników będą możliwości uwalniania sił amerykańskich i stopniowe przenoszenie ich na inne priorytetowe obszary. Obiektywnie Europa jest wystarczająco bogata i stać ją na to. Amerykanom zależy zwłaszcza na najbogatszych i najludniejszych państwach: Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoszech. Pisząc kolokwialnie, w realnym świecie liczy się wielkość PKB i liczba dywizji. Europa wobec USA stoi na słabej pozycji. Bez USA obecnie nie jest w stanie samodzielnie się obronić. Nie ma obszaru, w którym nie potrzebowałaby wsparcia USA. Siły zbrojne państw europejskich są rozproszone i nie mają wspólnego dowództwa. Ponadto Unia Europejska jest politycznie podzielona. Państwa, takie jak Węgry, Słowacja, Austria czy Rumunia, prezentują politykę mniej lub bardziej prorosyjską. Powstaje nowa prorosyjska Grupa Wyszehradzka, bo po wyborach w Czechach spodziewany jest powrót do władzy prorosyjskiej partii byłego premiera Babisa. Politycznie Polska będzie więc osamotniona wśród najbliższych sąsiadów. Pod względem politycznym Polska jest niestety nadal na gorszej pozycji. W latach 60. ubiegłego wieku przed takim problemem stała Turcja, która postawiła na przemysł obronny i siły zbrojne, kiedy jej słaba gospodarka borykała się jeszcze z feudalną spuścizną. Zdecydowała się kupować za granicą broń, ale nie bez offsetów i inwestycji firm zbrojeniowych w gospodarkę. Wtedy też np. Turcja dodatkowo wynegocjowała dostęp do amerykańskiej broni atomowej w ramach NATO Nuclear Sharing. Dzięki wzmocnieniu militarnemu stała się mocarstwem regionalnym o znaczeniu wykraczającym nawet poza region Bliskiego Wschodu. Tą drogą może dalej iść Polska, ale powinna unikać obserwowanych błędów.

Amerykańskie poklepywanie Polski po ramieniu za wielkie wydatki zbrojeniowe jest też sygnałem rosnącej roli naszego kraju. Ma jednak głównie walor mobilizacyjny dla innych sojuszników. Obecnie aż 26 mld dol. wpompowaliśmy w amerykańską gospodarkę, a planujemy dobić do 60 mld. Polska kupuje w USA „jak leci” i nie domaga się offsetów ani inwestycji w swoją gospodarkę. Inaczej niż znacznie bogatsze Niemcy, Finlandia, które wymusiły np. za F-35 na Lockheed Martin Co. niższe ceny oraz 100-procentowe offsety, w tym fabryki lotnicze w obu krajach. Mogliśmy zażądać od Lockheed Martin Co. fabryki koreańskich samolotów FA-50, których kupujemy aż 48 sztuk. Nie jest to absurd, bo te koreańskie samoloty w ponad 75 proc. są właśnie własnością Lockheed Martin Co. i powstały w oparciu o technologię samolotu F-16, a Lockheed ma w Polsce fabrykę PZL Mielec, gdzie już produkuje się kadłuby F-16. Koreańczycy to proponowali, licząc na budowę w przyszłości ich supernowoczesnego samolotu KF-21 Boramae (też wspólny projekt z Lockheedem) i wspólną ich sprzedaż na rynkach EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka). Chcieli stworzyć w Polsce w ramach offsetu i inwestycji w gospodarkę centrum produkcyjne też innego sprzętu, którym jest ogromne zainteresowanie w świecie. Nic o tym nie słychać.

Innym korzystnym dla USA ewenementem jest zakup śmigłowców szturmowych Apache w firmie Boeing za 10 mld dol. Cały wynegocjowany offset to ok. 3 proc. zakupu na zaplecze serwisowe. Przypominam, że za zakup F-16 polska wymusiła 100 proc. offsetu (i tak gorzej niż Turcja, która otrzymała technologię ich produkcji oraz całą fabrykę do ich wytwarzania). Teraz zachęcony naszą naiwnością Boeing oferuje nam dodatkowo samoloty F-15 – oczywiście licząc na sprzedaż, znowu bez inwestycji, w polską gospodarkę i normalnego offsetu.

Piszę o tym, bowiem obecność amerykańska w naszym kraju ma kluczowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Jeśli wycofanie miałoby nastąpić, na co się niestety zanosi, musimy wynegocjować korzystne dla nas warunki tej ewakuacji. Dotyczy to zwłaszcza broni jądrowej. Co prawda zgodnie z Aktem Stanowiącym NATO – Rosja z 1997 r. (nadal formalnie obowiązuje) w Polsce nie może być rozlokowana broń jądrowa ani znaczniejsze siły militarne NATO, to USA mogą udostępnić nam broń jądrową, uznając wreszcie nieważność tej umowy, bo Rosja, napadając Ukrainę, ją złamała, a ponadto umieściła broń jądrową na Białorusi. USA mogą też, nie łamiąc tej umowy, udostępnić ją niezależnie od NATO na podstawie bilateralnej umowy. Jest też oferta Francji udostępnienia europejskim państwom NATO jej broni jądrowej, ale złożyła ją na razie tylko Niemcom. Drugim obszarem są pomijane dotychczas inwestycje w polski przemysł obronny i w rezultacie w polską gospodarkę, nie mniej niż inwestowane przez Polskę 60 mld dol. w gospodarkę USA.

Rosnący niedostatek sił

Symptomami słabnących relatywnie sił USA są niedawne przypadki zwycięstw partyzantów Huti w Jemenie (części Osi Oporu Iranu) realizujących irańską strategię oraz pozwolenie na wypchnięcie wojsk USA i Francji z państw afrykańskiego Sahelu walczących z islamskimi ISIS i Al-Kaidą, których miejsce zajęła Rosja. Huti opanowali północny Jemen zamieszkały przez szyitów. Na południu Jemenu bronią się sunnickie wojska legalnego jemeńskiego rządu. Huti, solidaryzujący się z palestyńskim Hamasem w Gazie, atakują irańskimi rakietami Izrael oraz statki na Morzu Czerwonym. Zablokowali niemal cały ruch statków przez Kanał Sueski oraz grożą atakami na Cieśninę Ormuz w Zatoce Perskiej. Stanowią poważne zagrożenie dla gospodarki światowej i handlu międzynarodowego. USA i niektóre inne państwa sojusznicze odpowiadają atakami lotniczymi i rakietowymi na pozycje Huti w Jemenie, chociaż wiadomo, że jedynie skuteczne byłoby wysłanie koalicji wojsk lądowych z USA na czele. Jeszcze 10 lat temu z koalicją Huti walczyła koalicja państw Zatoki z Arabią Saudyjską na czele. Przegrali, bo znowu się okazało, że samo, nawet najnowocześniejsze uzbrojenie, nie wygrywa. Wojska lądowe koalicji składały się w przewadze z żołnierzy zaciężnych, głównie niepiśmiennych Pakistańczyków, dla których nie była to ich wojna. Wtedy Huti jeszcze nie zagrażali szlakom komunikacyjnym i USA powstrzymały się od udziału, uznając, że bogate państwa rejonu sobie poradzą. Teraz zagrażają, ale USA nie mają już wystarczających sił.

USA i Francja były w umiarkowany sposób zaangażowane w wojnę państw Sahelu z ISIS i Al-Kaidą. Przegrywały bitwy. Rządy państw afrykańskich były coraz bardziej zaniepokojone. Doszło w rejonie do kilku zamachów stanu. Obecnie we wszystkich z nich rządzą junty wojskowe. Państwa te skorzystały z rosyjskiej oferty wysłania do walki najemników Grupy Wagnera, która odnosiła sukcesy. Rosja umocniła się w regionie i stanowi już trwały element sytuacji. USA i Francja zmuszone zostały do wycofania. Szczęście, że w sposób uporządkowany.

W tym kontekście nie jest zaskoczeniem faktyczna rezygnacja USA z doktryny Monroe. Od 1823 r. jej idea – Ameryka dla Amerykanów – była podstawą amerykańskiej polityki izolacjonizmu, blokowania ekspansji mocarstw europejskich na kontynenty obu Ameryk oraz dominacji na nich USA. Teraz już nie państwa europejskie stosują ekspansję, a potężne Chiny, i USA niewiele z tym robią. Pewnym sukcesem jest odwiedzenie Argentyny od członkostwa w zdominowanej przez Chiny i Rosję organizacji BRICS. Zaraz po zwycięstwie Trumpa w wyborach prezydenckich do Ameryki Południowej udał się Xi Jinping, aby celebrować otwarcie wielkiego chińskiego portu Chancay w Peru, co ma promować rozwój stosunków gospodarczych z państwami latynoamerykańskimi w ramach programu Pasa i Szlaku (Nowy Jedwabny Szlak) oraz BRICS. Współpraca Chin z Ameryką Łacińską ma także wymiar wojskowy, o czym świadczą znaczne zakupy chińskiego uzbrojenia przez m.in. Boliwię, Bahamy, Trynidad i Tobago, wzajemne wizyty wojskowych oraz ćwiczenia wojskowe. Chiny rozpoczęły też współpracę wywiadowczą z Kubą, nakierowaną na penetrację USA. Nie jest tajemnicą, że kubański wywiad ma najgłębsze i najliczniejsze aktywa w USA w każdym możliwym obszarze. Ponadto Kuba świetnie nadaje się do umiejscowienia stacji nasłuchowych i innego sprzętu szpiegowskiego z uwagi na bliskość geograficzną.

Trzy bieguny globalnego układu sił

Chiny i Rosja nie mogły nie dostrzec pogłębiającego się kryzysu USA i Unii Europejskiej oraz stopniowego osłabiania się ich pozycji. Od lat chcą konsekwentnie przebudować układ stosunków międzynarodowych i globalną organizację świata. Dostrzegły procesy historyczne, które zmieniły układ sił pomiędzy mocarstwami. Na spotkaniu z rosyjskimi dyplomatami w ubiegłym roku Putin powiedział, że „cały system bezpieczeństwa euroatlantyckiego rozpada się na naszych oczach”. Europa „jest marginalizowana w globalnym rozwoju gospodarczym, pogrąża się w chaosie i traci międzynarodową sprawczość oraz tożsamość kulturową”. Jeśli słowa Putina nacechowane są myśleniem życzeniowym, to jest w nich wiele prawdy.

Prezydentura Trumpa to powrót do „real politics” i rewolucja zdrowego rozsądku, czyli zrozumienie własnej sytuacji. Z punktu widzenia USA to konieczność powrotu do koncertu mocarstw w celu ułożenia na nowo relacji pomiędzy nimi. Szczególnego znaczenia nabrały stosunki z Rosją jako przeciwwagi rosnących Chin. Rosji też doskwiera popadanie w zależność wasalną od Chin i chcą z niej wyjść, a USA chcą jej rzucić koło ratunkowe. Przełom już się odbywa. Niestety, w ramach oczyszczania z kwestii konfliktowych ofiarą stała się Ukraina. Trump w ramach gałązek oliwnych zapewnił Rosję o zamknięciu Ukrainie drogi do NATO oraz o akceptacji rosyjskich zdobyczy terytorialnych na Ukrainie. Zmienił też retorykę na antyukraińską (Ukraina współwinna wojnie, Zełenski dyktatorem, konieczne wybory na Ukrainie itp.) oraz zdecydował o przywróceniu pełnych stosunków dyplomatycznych. Natomiast gra idzie o większą stawkę. Rubio uzasadnił poprawę relacji z Rosją tezą, że lepiej, by nie była ona młodszym partnerem Chin, gdyż może dojść do sytuacji, w której niezależnie od tego, czy Rosja chce poprawić swoje stosunki z USA, czy nie, nie może tego zrobić, ponieważ stała się całkowicie zależna od Chińczyków. Wyjaśnił też, jak Amerykanie chcą osłabić sojusz Moskwy i Pekinu. Główny cel jest jeden – uniemożliwienie, by Rosja stała się „stałym młodszym partnerem” Państwa Środka.

FMC27news