Z gen. Leonem Komornickim rozmawia płk. Andrzej Derlatka.
Panie generale, od pewnego czasu coraz wyraźniej mówi się o strategicznym zagrożeniu ze strony Rosji i Białorusi. W styczniu zeszłego roku Łukaszenka wizytował armię białoruską na poligonie przy granicy z Litwą i Polską, gdzie usłyszał meldunki o gotowości do „wyrąbania korytarza” do obwodu królewieckiego. Czy to realne zagrożenie?
Tak, to nie tylko realne, ale to część długofalowej strategii rosyjskiej. Białoruś jest dziś de facto częścią rosyjskiego systemu wojskowego. Przesmyk suwalski – z perspektywy Rosji kluczowy teren do połączenia Kaliningradu z Białorusią – to nasz słaby punkt. Jego przejęcie ogniowe lub lądowe odcięłoby państwa bałtyckie od reszty NATO. Rosja może próbować wykorzystać moment politycznego chaosu, rozbieżności między USA a Europą Zachodnią, by przetestować spójność NATO.
Czy możemy polegać na artykule 5 NATO?
To zależy. Artykuł 5 nie działa automatycznie, wymaga konsensusu. A dziś Zachód jest spolaryzowany, społeczeństwa są zniechęcone i niechętne wojnie. Bez poparcia społecznego politycy nie wyślą wojsk. To otwiera przed Rosją pole do agresji i testowania determinacji sojuszu.
Jak wygląda nasza gotowość obronna?
Fatalnie. Wojsko funkcjonuje jak administracja – żołnierze przychodzą do służby o 8 i wychodzą po 15. Koszary pustoszeją. Brakuje infrastruktury, kadr instruktorskich, poligonów i podstawowej gotowości. W jednostkach przy granicy z obwodem królewieckim często po godzinach nie ma nikogo. To oznacza, że w razie ataku weekendowego nikt nie zdąży nawet zareagować.
Co z powrotem do powszechnego poboru?
Konieczny. Nie chodzi tylko o szkolenie indywidualnych żołnierzy – potrzebujemy struktur: rezerwowych brygad, dywizji, dowództw i sztabów. Rezerwa musi być zorganizowana i gotowa do natychmiastowego wejścia do akcji. To proces na minimum pięć lat. Trzeba stworzyć centra szkoleniowe dla różnych rodzajów wojsk, odbudować zaplecze socjalne, stołówki, magazyny.
A ćwiczenia? Przecież na defiladach wypadamy świetnie.
Ale ćwiczeń prawdziwych – brygadowych, dywizyjnych, z pełnym wykorzystaniem sprzętu i logistyki – brakuje. Bez nich nie budujemy realnych zdolności bojowych. To wszystko pozostaje w teorii. Zdarzają się nawet przypadki, że sprzęt grzęźnie w terenie jak amerykański ciągnik na Litwie. To świadczy o braku przygotowania do działań w realnych warunkach.
A jeśli Rosja użyje broni jądrowej?
Dziś nie mamy żadnej odpowiedzi. Nie jesteśmy objęci programem nuclear sharing. Francuski parasol jądrowy jest symboliczny i nieobejmujący broni taktycznej. Musimy zacząć pracować nad własnym odstraszaniem – w tajemnicy. Mamy doświadczenia i zaplecze intelektualne z czasów prac nad bronią neutronową. Trzeba też rozmawiać z USA – jeśli zaczną się obawiać naszej samodzielności, być może sami zaproponują objęcie nas parasolem jądrowym.
Czy ćwiczenia Zapad mogą być testem generalnym?
Zdecydowanie tak. Ćwiczenia rosyjsko-białoruskie służą sprawdzeniu gotowości, a przy okazji wywieraniu presji politycznej. W razie decyzji o ataku przesmyk suwalski można ogniowo przeciąć w dwa-trzy dni. Wtedy NATO zostaje postawione przed faktem dokonanym, a Rosja może szantażować eskalacją, w tym jądrową.
Jak ocenia Pan sytuację Ukrainy?
Rosja przeszła do strategii wyniszczającej. Nie chce już opanować całej Ukrainy – jej celem jest eksterminacja ukraińskiego potencjału wojskowego i podporządkowanie czterech obwodów. To wojna na wyczerpanie, także społecznego ducha walki. Ukraina ma dziś ogromne braki – amunicji, obrony powietrznej, sprzętu. Jeśli pomoc z Zachodu osłabnie, może dojść do załamania frontu. Rosja się nie spieszy. Buduje armię masową. Właśnie ogłoszono kolejny pobór – 160 tys. ludzi.
Czy Europa zda egzamin?
Tylko jeśli się zorganizuje wokół twardych gwarancji bezpieczeństwa. Polska ma dziś szansę być jednym z liderów – mamy potencjał, położenie, armię w rozbudowie. Ale potrzebujemy strategii narodowej, której podporządkowane będą działania dyplomacji, prezydenta, premiera i całego rządu. Dziś tego nie ma – mamy chaos i wewnętrzne konflikty.
Czy można wypracować alternatywne gwarancje, poza NATO?
Trzeba szukać – bilateralnych, jak z Francją. Kluczowy byłby zapis o natychmiastowej pomocy militarnej, wzorem dawnej Unii Zachodnioeuropejskiej. Taki zapis daje realną gwarancję. Powinniśmy też myśleć o strategicznej suwerenności – jak Izrael, jak Korea Południowa. To oznacza zdolność do samodzielnego działania, ale też do formułowania własnych oczekiwań wobec sojuszników.
Czyli chodzi o to, by Polska nie była tylko wykonawcą cudzej polityki?
Dokładnie. Musimy być moderatorem, nie petentem. Tworzyć koalicję państw flanki wschodniej – wspólnie formułować strategię odstraszania. Budować własne zdolności – szczególnie w zakresie obrony powietrznej i zdolności do uderzeń odwetowych. Rosja boi się tylko jednego – że wróg przeniesie wojnę na jej terytorium.