12.5 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Koniec immunitetu Kulczyków

Charakterystyczne było to, że tygodnik „W sieci” wycofał się z mocnego tekstu o interesach doktora Jana, a niedługo potem firma Kulczyka zamieściła widoczną, prestiżową reklamę.

W poniedziałek 4 grudnia ruszył pierwszy z dwóch procesów wytoczonych przez Sebastiana i Dominikę Kulczyków (dzieci słynnego Jana Kulczyka, najbogatszego Polaka) „Gazecie Finansowej”, Krzysztofowi Galimskiemu i mnie. Sąd na pierwszej rozprawie wysłuchał wstępnie stron. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy źli, bo napisaliśmy, iż dr Kulczyk sfingował własną śmierć, a teraz prowadzimy konsekwentną kampanię oczerniania wizerunku jego i jego spadkobierców.

Oczywiście niczego takiego nie napisaliśmy.

Fragment, który dzieci słynnego doktora doprowadził do wściekłości, brzmi: „Kulczyk żyje. Ukrywa się na Cyprze. To w skrócie treść jednej z notatek ostatnio sporządzonych w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dodajmy – jednej z kilku, jakie pojawiły się w siedzibie «Fabryki gwoździ» na Rakowieckiej. Padają w nich różne miejsca. Zwykle odległe i bardziej egzotyczne. Ale w jednej rzeczy są zgodne. Najbogatszy Polak sfingował własną śmierć. Przynoszone przez kapusiów i agentów informacje jak dotąd się nie potwierdziły. Ale każda z nich jest sprawdzana. I to bardzo dokładnie. Wielu ludzi z nowej władzy bowiem chciałoby jeszcze z «doktorem Janem» szczerze i dokładnie porozmawiać” – to główna teza materiału, za który dzieci doktora domagają się 300 tys. zł i przeprosin.

Skąd ta wściekłość? Otóż dzieci doktora Jana uważają, że należy im się swoistego rodzaju immunitet. Zeznając na ostatniej sprawie przed sądem, poskarżyły się, że „Gazeta Finansowa” rozpoczęła przeciwko nim całą kampanię medialną. W żaden sposób nie połączyli tego z faktem dwóch spraw wytoczonych redakcji i dziennikarzom po 300 tys.

Pomysł, że dzieci Jana Kulczyka będą nam robić ścieżkę zdrowia w sądzie, a my będziemy spokojnie czekać, aż nas dorżną z pomocą swoich drogich prawników, jest uroczy w swojej naiwności.

Rodzina Kulczyków przyzwyczaiła się swoistego immunitetu medialnego. Po prostu spory z pierwszą familią biznesu dla żadnego wydawnictwa nie są interesem. Charakterystyczne było to, jak tygodnik „W sieci” wycofał się z mocnego tekstu o interesach Kulczyka, a niedługo potem jego firma zamieściła widoczną, prestiżową reklamę. Mamy więc „kij” – procesy o horrendalne kwoty (kto bogatemu zabroni pozywać) i „marchewkę” – czyli reklamy dla tych, co nie zaczepiają, a jak zaczepią, to grzecznie przepraszają.

Paradoksalnie proces z relatywnie niedużą redakcją, jaką jest „Gazeta Finansowa”, może skończyć się dla Kulczyków kresem swoistego immunitetu medialnego. Będziemy bowiem nie tylko na bieżąco relacjonować procesy, ale również robić to, co nie opłaca się dużym wydawnictwom – pisać o interesach tej wpływowej rodziny. Oczywiście mottem są dla nas słowa seniora rodu, doktora Jana, który mawiał, że duże pieniądze lubią spokój, wielkie zaś ciszę. Interes opinii publicznej jest odwrotny. Zrobimy więc co w naszej mocy, aby pieniądze Kulczyków tej ciszy nie miały.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze