19.2 C
Warszawa
czwartek, 24 kwietnia 2025

Brzoska i po Brzosce

Zgodnie z przewidywaniami Rafał Brzoska wypełnił swoją misję związaną z kampanią wyborczą i z końcem maja kończy współpracę z rządem. Żegnając się, skrytykował unijne przepisy, ale na największą krytykę zasługuje on sam.

O tym, jak zakończy się misja założyciela i prezesa InPostu, wiadomo było w zasadzie już w chwili jej rozpoczęcia. Tylko najbardziej naiwni mogli zakładać, że w całej akcji z zatrudnieniem „polskiego Elona Muska” do misji deregulacji chodzi o coś więcej, niż tylko o zrobienie na wyborcach dobrego wrażenia.

Liberalny podwykonawca

Donald Tusk już od lat 80. ma opinię gospodarczego liberała, choć on sam skłaniał się zawsze ku opcji socjalnego liberalizmu, czyli doktryny nakazującej łagodzić skutki „bezdusznych” mechanizmów rynkowych za pomocą rozbudowanych zabezpieczeń socjalnych. Jednak w ostatnich latach wieloletni lider „Polski liberalnej” ostatecznie skapitulował wobec socjalnej ofensywy Prawa i Sprawiedliwości, przelicytowując nawet ostatecznie partię Jarosława Kaczyńskiego zakresem świadczeń dla obywateli (oraz skalą zadłużenia publicznego).

Doszło ostatecznie do tego, że sam Tusk nie był w stanie wystąpić w roli autentycznego gospodarczego liberała i na użytek kampanii wyborczej zatrudnił podwykonawcę –Rafała Brzoskę. Rolę w tym przedstawieniu rozpisano wedle do bólu przewidywalnego scenariusza: zdolny miliarder niczym Elon Musk miał dokonać racjonalizacji i ulepszeń w polskim systemie prawnym, a zatrudniający go Tusk zebrać oklaski za pomysłowość i wolę pójścia z duchem czasu.

W oczywisty sposób polityczny teatr z udziałem Rafała Brzoski motywowany był wyłącznie chęcią pozyskania przychylności centroprawicowego wyborcy. Obóz rządzący zastosował ten sam manewr nagłego odwołania się do retoryki suwerennościowej i wolnorynkowej przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r., aby następnie nie zrealizować nawet skromnej części swoich obietnic. Tym razem szef InPostu miał za zadanie stworzyć wrażenie, że rząd chce być wreszcie przyjazny dla rodzimych przedsiębiorców i w trybie ekspresowym wprowadza długo oczekiwane zmiany.

Pozorowany heros

Pewne zdziwienie może wywoływać fakt, że Rafał Brzoska nie poczekał z ogłoszeniem swojej decyzji aż do drugiej tury wyborów prezydenckich, gdy rządzący powrócą już do swojego zwyczajnego trybu administrowania państwem, wolnego od fałszywych obietnic. Od początku było wiadomo, że misja deregulacyjna miała trwać 100 dni, ale jej zakończenie można było oficjalnie oznajmić dopiero później. Jeszcze przed świętami szef InPostu zakomunikował, że z końcem maja kończy się jego misja w zespole ds. deregulacji, a opracowane przy jego udziale rozwiązania przyjmą ostatecznie kształt
400 propozycji. Kończąc swoją przygodę konsultanta rządu Donalda Tuska, Brzoska podjął także refleksję na temat polskiego prawa, konstatując, że coraz większy wpływ na nie mają unijne dyrektywy ograniczające naszą konkurencyjność.

Słowa prezesa InPostu na temat trudnego losu polskich firm w kontekście zmagań z międzynarodowymi korporacjami czy też dyktowania warunków gry przez Brukselę błyskawicznie obiegły główne serwisy informacyjne. Pozwoliły one pokazać misję Brzoski jako heroiczny bój, który nie miał prawa się udać pomimo szczerych chęci głównego zainteresowanego. Na dodatek implementację wszystkich propozycji szefa InPostu pozostawiono samemu rządowi na bliżej niesprecyzowaną przyszłość. To bardzo wygodne rozwiązanie dla obu stron. Rafał Brzoska będzie mógł zawsze umyć ręce, stwierdzając, że zrobił wszystko, co mógł i stworzył gotowe propozycje. Rząd będzie miał zaś gotową wymówkę do niewprowadzenia zmian, zasłaniając się ustaniem pracy swojego specjalnego konsultanta.

Bez względu jednak na to, jak bardzo Brzoska starałby się przedstawić siebie jako bohatera pragnącego wyczyścić stajnię Augiasza regulacji i dyrektyw, ocena jego działalności może być tylko jednoznacznie negatywna. Założyciel InPostu wziął udział w wielkiej politycznej hucpie, za sprawą której być może poprawił sobie wizerunek w części mediów, lecz która od samego początku dawała tylko iluzoryczne szanse na poprawę losu polskich przedsiębiorców i podatników.

Okrutna drwina

Biorąc udział w kampanii wyborczej obozu rządzącego, Rafał Brzoska okrutnie zadrwił z idei deregulacji. Pomaganie rządowi, bez względu na polityczne barwy, nie jest oczywiście niczym złym, ale prezes InPostu mógł zwyczajnie postawić warunek, że z chęcią pomoże usunąć zbędne przeszkody dopiero po zakończeniu drugiej tury wyborów prezydenckich. Byłby to niezawodny test tego, jak bardzo poważnie powierzoną mu misję traktuje obóz uśmiechniętej Polski.

Rafał Brzoska już od lat zbiera bardzo pozytywne recenzje jako jeden z nielicznych polskich przedsiębiorców, który nie tylko przeszedł długą drogę od pucybuta do milionera, ale także zdołał dokonać udanej ekspansji na zagranicznych rynkach. W ostatnim czasie InPost z sukcesem wszedł m.in. na rynek brytyjski, przejmując nawet tamtejszego dostawcę paczek Yodel. Teoretycznie powinno się więc mu jedynie przyklaskiwać jako autorowi tak bardzo potrzebnych sukcesów polskiego biznesu na arenie międzynarodowej.

W istocie jednak Rafał Brzoska przez swoją kampanijną posadę deregulatora zapracował mocno na status antybohatera. Swoją postawą zademonstrował przede wszystkim to, że zależy mu na dobrych kontaktach z władzą oraz własnym wizerunku. Jego z góry skazana na niepowodzenie, bo podporządkowana kampanii wyborczej, misja, nie miała prawa się udać, a jej głównym sutkiem będzie to, że słowa „deregulacja” przestanie w końcu w ustach polityków cokolwiek znaczyć.

Brzoska wraz z Tuskiem zabawili się kosztem Polaków, odgrywając żenujące przedstawienie, na końcu którego szef InPostu i tak wzruszył ramionami, stwierdzając, że niewiele da się zrobić. I rzeczywiście, niewiele da się w Polsce zrobić, jeśli liderami biznesu będą osoby pokroju Brzoski. O tym, jak unijne regulacje wyniszczają polską gospodarkę, można by opowiadać długo i obszernie, ale jeśli wśród najbardziej wpływowych polskich przedsiębiorców są osoby zdolne do tego, aby z tak poważnej sprawy jak deregulacja czy usprawnienie systemu podatkowego urządzić polityczno-medialną farsę, to można być jedynie pesymistą.

Polski DOGE okazał się niewypałem i kampanijną wydmuszką. Zyskał Brzoska, zyskał Tusk, a stracili polscy przedsiębiorcy, którzy coraz bardziej uginają się pod ciężarem unijnych regulacji czy Zielonego Ładu. Podbijający europejskie rynki prezes InPostu zdaje się tym jednak nie przejmować, ponieważ udzielił cenniejszego niż jakakolwiek wpłata wsparcia obozowi rządzącemu pchającego Polskę wprost w objęcia unijnego państwa.

FMC27news