Więcej tańszych leków? Wszystko w rękach Ministerstwa Zdrowia
Trwające prace nad zmianami w tzw. ustawie refundacyjnej są okazją, by rozszerzyć stosowanie mechanizmu, który da realne oszczędności zarówno pacjentom, jak i budżetowi Narodowego Funduszu Zdrowia. Chodzi o import równoległy produktów farmaceutycznych, stosowany z powodzeniem w wielu państwach Unii Europejskiej, a w Polsce skrępowany szeregiem biurokratycznych regulacji.

1 proc. rynku, setki milionów oszczędności
Import równoległy to regulowana przez prawo UE praktyka polegająca na sprowadzaniu oryginalnych leków z innych krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego, gdzie są dostępne w niższej cenie. Import równoległy stanowi alternatywne źródło dostaw tańszych leków. Chodzi nie o zamienniki dyskusyjnej jakości, ale o te same leki, spełniające te same parametry. Dzisiaj udział importu równoległego w polskim rynku leków to zaledwie ok. 1 proc., podczas gdy w Niemczech ok. 8 proc., a w Danii nawet 30 proc. W przypadku leków refundowanych w Polsce dane są jeszcze gorsze: to zaledwie 0,25 proc. wszystkich leków.
Ten 1 proc. tańszych leków z importu równoległego oznacza ponad 20 mln opakowań medykamentów rocznie. Dla pacjentów przekłada się to na 500 mln zł oszczędności w ciągu roku. Zwiększenie możliwości rozwoju tego sektora to kolejne setki milionów pozostające w naszych portfelach. Wśród biurokratycznych barier, których zniesienia domagają się importerzy, są te związane z refundacją. To leży nie tylko w interesie pacjentów, bo zmniejsza braki lekowe na rynku, ale także w interesie budżetu państwa. Budżet ochrony zdrowia znajduje się w fatalnym stanie, więc tańsze leki refundowane mogą przynieść nawet miliardowe oszczędności! W całej Unii Europejskiej oszczędności z tytułu importu równoległego leków przekraczają 14 mld zł.
Jak działać w interesie pacjentów i ochronić polskich producentów
Do Polski w ramach tego mechanizmu płyną leki przede wszystkim z najzamożniejszych państw UE, takich jak Niemcy, Francja, Austria, kraje Beneluksu. Państwom importującym pozwala to na zwiększenie dostępności medykamentów, a eksporterom na wykorzystanie leków, które być może w innym przypadku leżałyby bezużytecznie w magazynach aż do utraty terminu ważności.
Oczywiście, tak wrażliwy rynek jak farmaceutyczny winien być dokładnie nadzorowany. Poluzowanie mechanizmów importu nie oznacza wszak utraty przez państwo kontroli nad tą praktyką. Musimy dobrze wyważyć interes pacjentów i budżetu państwa oraz interes polskich producentów leków. Zwracam jednak uwagę, że na razie import równoległy to 1 proc. rynku: nawet kilkukrotne zwiększenie tego udziału nie zachwieje stabilnością polskich producentów leków.
Stanowisko branży popierają m.in.: Federacja Pacjentów Polskich, Federacja Konsumentów, Związek Pracodawców Hurtowni Farmaceutycznych, Związek Zawodowy Pracowników Farmacji. Ministerstwo Zdrowia, co ważne, jest otwarte na dialog. Oby ten przypadek pokazał, że przy negocjacyjnym stole można wypracować rozwiązania, które dadzą korzyść wszystkim stronom, z pacjentami na czele. I nie można mieć nic przeciwko temu, że i decydenci będą mieli zasłużony sukces…
Źródło: Natemat.pl