Wybory pod obserwacją

W minionym tygodniu z rąk przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, sędziego Marciniaka, zaświadczenie o wyborze na funkcję Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej odebrał na Zamku Królewskim Karol Nawrocki. To kolejny etap przybliżający kandydata popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość – na ten moment prezydenta elekta – do zaprzysiężenia, które formalnie powinno się odbyć w pierwszej dekadzie sierpnia.

Tymczasem między tym, co na Zamku Królewskim, a tym, co powinno się wydarzyć w Sejmie przed Zgromadzeniem Narodowym – mam tu na myśli zaprzysiężenie – mamy jeszcze jeden etap. Otóż zgodnie z obowiązującymi przepisami Sąd Najwyższy musi orzec o ważności dokonanego przez Polaków wyboru, czyli uwzględnić ewentualne protesty, które spływają do Sądu Najwyższego i będą przez niego rozpatrywane. To wynik zaangażowania mecenasa Giertycha, który kwestionuje wynik wyborów. Wszystko w rękach Sądu Najwyższego. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że przewaga Karola Nawrockiego nad Rafałem Trzaskowskim przekroczyła 350 tys. głosów. Trudno sobie wyobrazić, by kilkanaście czy kilkadziesiąt błędów – jak wszystko na to wskazuje – w protokołach obwodowych komisji wyborczych, gdzie m.in. zamieniono miejscami liczbę głosów przypisaną Karolowi Nawrockiemu i Rafałowi Trzaskowskiemu, mogło zniwelować różnicę między kandydatami albo doprowadzić do sytuacji, w której przewagę uzyska Rafał Trzaskowski.

Jednak wśród obecnie rządzących mamy tych bardziej umiarkowanych, a także część bardzo radykalną. To właśnie ta najbardziej radykalna postanowiła niemal do samego końca angażować wszystkie dostępne siły i środki, aby storpedować moment oficjalnego zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta Rzeczypospolitej. Tutaj jeszcze jedna ważna uwaga. Otóż temu, co się dzieje wokół próby zakwestionowania czy podważenia wyników wyborów, bacznie przyglądają się też czynniki zewnętrzne – z racji tego, co mamy za naszą południowo-wschodnią granicą. Mam tutaj na myśli wojnę w Ukrainie. Z całą pewnością jakakolwiek próba podważenia legalności wybranego prezydenta czy większego zamieszania politycznego nie jest na rękę przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, NATO, ale wydaje się, że – w mniejszym stopniu – także Brukseli. Przypomnę, że jako jedna z pierwszych z gratulacjami po wyborze do Karola Nawrockiego trafiła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, niejako mówiąca głosem Berlina, czyli głównego zarządzającego tym tworem pod nazwą Unia Europejska. To oznacza, że w zasadzie w Polsce mamy do czynienia z jakimś mniejszościowym czynnikiem, który stara się podważyć werdykt suwerena z 1 czerwca. Wszystko natomiast wskazuje na to, że te zewnętrzne siły – mam tutaj na myśli Unię Europejską, a przede wszystkim Waszyngton – na pewno na to nie pozwolą. Nie pozwolą na próbę zdestabilizowania i zakwestionowania tego, czego dokonali Polacy jeszcze te kilkanaście dni temu. Wszystko wskazuje na to, że wskazana data zaprzysiężenia zostanie dotrzymana, a marszałek Sejmu Szymon Hołownia nie będzie próbował kwestionować daty samego zgromadzenia i formy zaprzysiężenia.

Oprócz tego, co działo się w ostatnich dniach pod kątem wyniku wyborów z 1 czerwca, warto też zauważyć to, co dzieje się w obrębie obozu rządzącego. Mam tutaj na myśli szerszą formułę niż sama Koalicja Obywatelska. Z jednej strony mamy do czynienia z próbą uspokojenia nastrojów wewnątrz koalicji. Mam na myśli współpracę Koalicji Obywatelskiej z Trzecią Drogą i Lewicą, z drugiej strony – wyraźne sygnały świadczące o tym, że partnerzy Koalicji Obywatelskiej, mocno osłabieni po wyborach prezydenckich, chcieliby nieco odbudować swoją pozycję – bardziej się upodmiotowić w tej koalicji, która rządzi Polską od grudnia 2023 r. Do tego w zeszłym tygodniu premier Donald Tusk w trakcie swojego exposé zadeklarował, że w tej chwili rządząca większość centrolewicowa przystąpi bardziej energicznie do pracy i że nastąpi usprawnienie rządu. Poprzez „usprawnienie rządu” rozumiemy sytuację, w której z całą pewnością nastąpiłaby reforma działów, a to by się wiązało z łączeniem – być może – niektórych ministerstw, a więc także podcięciem skrzydeł koalicjantów, którzy musieliby się z niektórymi ważnymi stanowiskami w państwie pożegnać. Więc jak widzimy, mamy tutaj do czynienia z kwadraturą koła i nic nie wskazuje na to, żeby była jakaś forma porozumienia między główną partią rządzącą, czyli Koalicją Obywatelską a partnerami.

Przez najbliższych kilka miesięcy będziemy świadkami boksowania między tymi trzema partiami współrządzącymi Polską. Na to wszystko nakłada się coraz bardziej widoczny konflikt w Trzeciej Drodze – jednym z trzech członków rządzącej koalicji – gdzie mamy sytuację wyraźnego podważania sensu funkcjonowania tej formacji politycznej ze strony dołów partyjnych Polskiego Stronnictwa Ludowego. Do mediów przedostała się informacja, że prezes PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz, rozpisał ankietę wśród swojego aktywu, z pytaniem, jak odnoszą się do perspektywy dalszego współrządzenia w ramach obecnej centrolewicowej koalicji. Czy ewentualną alternatywą dla tego rozwiązania byłoby wejście w koalicję z prawą stroną – m.in. z Prawem i Sprawiedliwością i Konfederacją. Oto dowiedzieliśmy się z tych samych mediów, że stosunkiem głosów mniej więcej 70 do 30 aktyw partyjny wskazał, że na razie Polskie Stronnictwo Ludowe powinno pozostawać w obrębie tego, co wyłoniło się po wyborach w październiku 2023 r. Zwracam tylko uwagę, że Polskie Stronnictwo Ludowe jest najliczniejszą partią w Polsce – w sensie bazy członkowskiej – a w tej ankiecie wzięło udział tylko 4 tys. osób. To jest niewielki odsetek ogółu tych, którzy mają legitymacje członków Polskiego Stronnictwa Ludowego i do końca nie można traktować tych wyników jako czegoś reprezentatywnego dla aktywu partyjnego. Tym niemniej docierające sygnały okazują wyraźnie, że jest coraz większe zniecierpliwienie, jeśli chodzi o samą koalicję z PL2050 Hołowni. Z drugiej strony coraz częściej padają uwagi, czy Polskie Stronnictwo Ludowe nie powinno jednak zastanowić się nad jakąś zmianą formuły, jeśli chodzi o funkcjonowanie i poszukiwanie być może nowej większości parlamentarnej.

Wcale nie mniej, nie bardziej wesoło jest, jeśli chodzi o Lewicę. Spore kłopoty ma Nowa Lewica Czarzastego i Biedronia, a tuż pod progiem znajduje się w tej chwili Razem Zandberga. W sumie, jeżeli popatrzymy sobie na ostatnie sondaże, to notowania Trzeciej Drogi też z całą pewnością nie napawają optymizmem liderów tej formacji.

Czyli, innymi słowy, jeszcze nie dotarliśmy do półmetka obecnej kadencji, a już widzimy, że gdyby dzisiaj odbywały się wybory, to solidną większość miałaby obecna opozycja. Oczywiście, oddzielnym problemem pozostaje to, czy polskie Prawo i Sprawiedliwość zdołałoby zawiązać koalicję z Konfederacją w ramach tzw. Koalicji Polskich Spraw, być może jeszcze z Polskim Stronnictwem Ludowym. Na razie ten wariant wydaje się mało prawdopodobny.

Natomiast w polskiej polityce w najbliższych tygodniach, miesiącach, z całą pewnością wydarzy się bardzo wiele. Bo skoro mówiłem o problemach wewnątrz koalicji, to nie sposób nie powiedzieć o tym, że coraz więcej sygnałów świadczy o tym, że także wewnątrz Koalicji Obywatelskiej – Platformy Obywatelskiej – odbywa się w tej chwili zacięty pojedynek czy też próba podważenia pozycji Donalda Tuska, i zacięty pojedynek – w nieodległej perspektywie – o to, kto mógłby zastąpić Donalda Tuska w funkcji szefa Platformy Obywatelskiej czy premiera rządu.

Tutaj pojawia się oczywiście nazwisko ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. On wydaje się najbardziej prawdopodobnym następcą Donalda Tuska, gdyby ten nie zdołał utrzymać steru władzy w swoich rękach do późnej jesieni tego roku. Zupełnie realna wydaje się perspektywa ponownego głosowania nad wotum zaufania i być może będziemy świadkami próby podmienienia premiera. Cóż, aktyw, który jest na dole, znacznie lepiej wyczuwa puls społeczny, puls nastrojów i wie, że nie jest tak dobrze, jak mówi to TVN24, pisze „Gazeta Wyborcza” czy informuje Radio Tok FM. Innymi słowy, dla wielu działaczy Platformy, Koalicji Obywatelskiej, to ten etap, na którym zaczynają oni sobie zadawać pytanie, czy z Donaldem Tuskiem Platforma Obywatelska, szerzej – Koalicja Obywatelska, a jeszcze szerzej – cały blok centrolewicowy, będzie w stanie wygrać wybory w 2027 r.

Podobne wpisy