|

Czterodniowy tydzień pracy

W 2026 r. rusza w Polsce pilotaż związany z wprowadzeniem czterodniowego tygodnia pracy. Sam fakt dyskusji o skróceniu czasu pracy w Polsce budzi wątpliwości. Ale wybór podmiotów do pilotażu nie ma, moim zdaniem, po prostu sensu.

Lubię swoją pracę. Jest moją pasją i wiem, że należę do zdecydowanej mniejszości. Dane dotyczące tego, ile osób w Polsce lubi wykonywane zajęcie zawodowe – świadomie używam takiego określenia – są bardzo zróżnicowane. Ale możemy przyjąć, że co najwyżej jedna trzecia społeczeństwa. W dyskusji o skróceniu czasu pracy, bo do tego ma się sprowadzać czterodniowy tydzień pracy w proponowanym wydaniu, z pewnością inaczej do tego tematu będą podchodzili ci, którzy pracują, bo sprawia im to satysfakcję, a inaczej ci, którzy pracują, bo przecież trzeba z czegoś żyć. Nie zmienia to faktu, że w tej dyskusji jest jednak parę elementów obiektywnych, związanych choćby z sytuacją gospodarki.

Przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że Polska jest wciąż krajem na dorobku. Cieszymy się z naszych sukcesów, bo ewidentnie je osiągamy – jako kraj i jako społeczeństwo – ale do najbogatszych jeszcze nam sporo brakuje. To nie jest nawet kwestia samej wielkości gospodarki czy przeliczenia tej wielkości na mieszkańca, ale skumulowanego bogactwa. Mamy tu olbrzymie braki wynikające choćby z tego, że przez ostatnie dwa i pół wieku Polska była pod zaborami, została wyniszczona przez dwie światowe wojny i nie mogła w pełni się rozwijać przez narzucony system komunistyczny. Musimy zatem pracować, żeby to bogactwo tworzyć – tak jak robią to choćby Koreańczycy, którzy, jeśli już, to w ostatnich latach rozważali zwiększenie liczby godzin pracy w tygodniu, a nie ich zmniejszenie. A pracują dłużej od nas.

Problem w tym, że owa konieczność wypracowywania dobrobytu zderza się z fatalną sytuacją demograficzną. Gdyby nie to, dyskusja nad zmniejszeniem czasu pracy miałaby zupełnie inny wydźwięk. Tymczasem w Polsce już brakuje pracowników – gdyby nie milion obcokrajowców, mielibyśmy mocne ograniczenie wzrostu. A będzie tylko gorzej. Szczególnie wtedy, gdy z rynku zacznie schodzić ostatni wyż demograficzny z 1980 r. Czyli ludzi do pracy będzie coraz mniej, a jeśli wprowadzilibyśmy czterodniowy tydzień pracy, to każdy z nich będzie pracował mniej. Jak to pogodzić?


Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! ‪@PatrickNey‬


No i jest jeszcze kwestia kosztów. Największym problemem wielu branż jest mocny wzrost kosztów pracy i kosztów energii. Jeśli mamy przejść na czterodniowy tydzień pracy, zmniejszając jednocześnie proporcjonalnie liczbę godzin pracy w tygodniu i zostawiając wynagrodzenia na dotychczasowym poziomie, to koszty rosną jeszcze bardziej. To oznacza presję na wzrost cen. Nie twierdzę, że to dramat – ostatecznie w zeszłym roku płaca minimalna wzrosła o 20 proc. i jakoś gospodarka się nie załamała. Ale efekty widzimy choćby w likwidacji wielu stanowisk, na przykład w outsourcingu usług. Sporo zrobił tu rozwój AI, ale sporo też presja kosztowa wynikająca ze wzrostu wynagrodzeń. W części można temu zaradzić przez wzrost wydajności – i oczywiście mamy nadzieję, że to się będzie działo. Ale tak czy inaczej, zmniejszenie efektywnego czasu pracy dodatkową presję kosztową będzie rodziło. Gdyby jeszcze energia była tańsza – a jest najdroższa lub prawie najdroższa w Europie – byłoby łatwiej. Ale jest, jak jest.

Czterodniowy tydzień pracy w Polsce obecnie jest dla mnie bardzo problematyczny. Mamy po prostu poważne wyzwania, które powodują, że czas na takie rozwiązania nie jest dobry. Co nie znaczy, że nie ma firm czy branż, gdzie jego wprowadzenie ma większy sens niż w innych.

Oczywiście może się także okazać, że rozwój sztucznej inteligencji, robotyzacji itd. itp. doprowadzi do tego, że samej pracy będzie dużo mniej. Tak też może być. Jednak póki co to nie jest jednak perspektywa najbliższa. W każdym razie trudno jest budować tutaj jakieś konkretne, realne ramy czasowe i podawać precyzyjne liczby dotyczące liczby redukowanych miejsc pracy. Tym bardziej, że będą zapewne powstawać także nowe zawody.

Oczywiście widzę sens analizowania efektów zmniejszania liczby dni pracy w tygodniu w praktyce – tym bardziej, że, jak już wspomniałem, są obszary, gdzie jest to bardziej zasadne. I tu nawiązuję do pilotażu realizowanego przez rząd. Pilotaż – jak najbardziej, ale on musi mieć jakąś logikę. Jaką logikę ma wprowadzanie testowo czterodniowego tygodnia pracy w urzędach i jednostkach im podległych? To ponad pięćdziesiąt procent wybranych do pilotażu podmiotów. Jaki jest sens, żebyśmy z budżetu państwa – bo na tym także polega pilotaż – ciasnego budżetu, dodajmy, dopłacali do takich koncepcji? Co nam to da? O czym poinformuje? Do czego nas zbliży z punktu widzenia gospodarki? Realnej gospodarki, czyli działających na konkurencyjnym rynku firm, które ją tworzą? No właśnie…

Podobne wpisy