1.5 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Spółdzielcze przemeblowanie bankowe

Kryzys w bankowości spółdzielczej? Aż tak źle nie jest, ale mimo zapewnień KNF i ministra finansów sektor nie jest tak stabilny, jak mówią oficjele. Według informacji „Gazety Finansowej” trzy z banków spółdzielczych są zagrożone upadłością. Co więcej, te które są w najlepszej sytuacji, chcą się odłączyć od już istniejących banków zrzeszających i utworzyć własną organizację – tak by nie płacić za nietrafione inwestycje swoich dotychczasowych partnerów. To może zachwiać stabilnością nie tylko rynku bankowości spółdzielczej, lecz także wielu gmin, które w tych placówkach trzymają swoje pieniądze.

 

Jakiekolwiek słowa o kiepskiej sytuacji banków – nawet gdy nie wymienia się żadnej nazwy – budzą olbrzymie emocje. Po głośnych upadłościach SKOK Wołomin i SK Banku w Wołominie branża potrzebuje chwili spokoju. Kolejne kryzysy mogłyby podważyć zaufanie do systemu a bez tego, żaden bank nie może istnieć.

„[…] kilka banków jest toksycznych i one upadną jeszcze w tym roku. To małe banki, od razu uspokajam, i nie będzie to zaburzało polskiego systemu finansowego. Jednak oznacza to, że nadzór nie spełnił swojej funkcji i mieliśmy wydarzenia, jakie mieliśmy – mówię tu o bankach, które już upadły i wypłatach z BFG. Pewne jest, że czeka nas jeszcze upadłość kilku banków. Ta agonia może się przeciągnąć o kilka miesięcy i nastąpić w 2017 r. Jednak to nie będzie wynikać z tego, że w tym roku wszedł podatek bankowy, tylko z tego, że te banki były źle zarządzane, a nadzór instytucjonalny działał źle” – powiedział podczas wykładu na SGH wiceminister finansów Konrad Raczkowski. Wybuchła burza. Od tych słów natychmiast odcięła się Komisja Nadzoru Finansowego, jak i też sam szef Raczkowskiego. Posypały się zapewnienia, że system bankowy jest absolutnie stabilny i żadne, ale to żadne upadłości nam nie grożą. Niecałe 24 godziny po tej wypowiedzi wiceminister ponownie zabrał głos i zapewnił, że został… źle zrozumiany. – Dementuję, polski sektor bankowy jest stabilny, a moja wypowiedź odnosiła się do upadłości, które miały miejsce, do wypłat z BFG, które miały miejsce i do konsekwencji dla wierzycieli, które przecież odczują oni w latach 2016-2017 – oświadczył Raczkowski. Czyli, że upadłości to przeszłość, a teraz już wszystko jest ok. To publiczne pokajanie się jednak nie wystarczyło. Dwa dni później został odwołany ze stanowiska.

Jednak według naszych informacji zagrożone niewypłacalnością są przynajmniej trzy banki spółdzielcze – BS w Ciechanowie, Nadarzynie i Przecławiu. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że od lat szefową tego ostatniego jest posłanka PO i wiceprzewodnicząca komisji finansów publicznych Krystyna Skowrońska. – Wątpię, żeby te banki dało się jeszcze uratować. Na pewno konieczny jest przegląd wszystkich wierzytelności i wprowadzenie planów naprawczych, ale nie sądzę, żeby starczyło na to czasu – twierdzi nasz informator z resortu finansów. O zaniedbania oskarża Komisję Nadzoru Finansowego, mówiąc, że departament zajmujący się bankowością spółdzielczą od dawna zna problem, ale nic nie chce zrobić, bo przecież problemy miały dotyczyć tylko SKOK-ów, a nie tych banków, nad którymi od zawsze KNF sprawował nadzór.

Ewentualna upadłość któregoś z tych banków raczej nie dotknie indywidualnych klientów. Depozyty do sumy 100 tys. euro chroni Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Również przedsiębiorcy korzystający z ich usług to zwykle mniejsze, lokalne firmy, których zdeponowane na kontach środki rzadko kiedy przekraczają ten limit. Te są więc dość bezpieczne, mogą ich dotknąć co najwyżej chwilowe problemy z płynnością. Gorzej wygląda sytuacja jednostek samorządu terytorialnego. – To grozi paraliżem dla wielu gmin, które trzymają swoje pieniądze, na kontach właśnie w tych małych, lokalnych bankach – mówi nasz informator z Ministerstwa Finansów.

Budowlańcy grzebią banki

Skąd te problemy? – W przypadku Ciechanowa i Przecławia to nietrafione inwestycje, szczególnie w deweloperkę. To branża, która ma teraz spore kłopoty finansowe. Wszystko zaczęło się od upadku dwóch dużych firm, Ganta i Henpolu. Oba banki dawały branży duże kredyty i inwestowały też w obligacje tych firm. To były lokalnie duże przedsiębiorstwa z renomą. Nikt nie spodziewał się ich upadku.

Największym z zagrożonych jest Polski Bank Spółdzielczy w Ciechanowie – jeden z najstarszych (założony w 1899 r.) banków w całym kraju. Jego 26 placówek obsługuje klientów nie tylko w samym Ciechanowie, lecz także m.in. w Warszawie, Płocku, Mławie czy Przasnyszu. Wartość jego aktywów wyceniana jest na prawie 1,5 mld zł, co lokuje w pierwszej piątce BS-ów. Ostatnie lata to prężny rozwój banku i coroczny zysk na poziomie ok. 3 mln zł. Niestety, to nie wystarczyło. Kryzys w branży budowlanej zagroził płynności finansowej również innych firm. W ciągu pierwszego półrocza 2015 r. przedsiębiorcy wycofali z banku aż 40 proc. złożonych tam depozytów. Sytuacja tego banku jest już na tyle niepokojąca, że 22 marca KNF wyznaczył tam kuratora. Robert Wenerski ma nadzorować narzucony wprowadzany właśnie program naprawczy.

Zupełnie z czego innego wynika zła sytuacja w trzecim z banków. Według naszych informatorów ten sam człowiek, który doprowadził do upadku BS Wołomin również tu wyłudzał kredyty, których nie miał zamiaru spłacać. Chodzi o powiązanego z dawnymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi Dariusza U. ps. „Uzi”.

Jak więc dalej będzie wyglądać sytuacja tych banków? KNF najchętniej zastosowałaby scenariusz już niedawno przećwiczony, gdy upadłość groziła w Banku Spółdzielczym w Lesznowoli. Komisja ustanowiła tam jednogłośnie zarząd komisaryczny już w kwietniu 2015 r. „Zarząd komisaryczny został zobowiązany m.in. do przygotowania i uzgodnienia z KNF oraz bankiem zrzeszającym procesu restrukturyzacji banku, a także opracowania programu restrukturyzacji (programu postępowania naprawczego)” – czytamy w komunikacie urzędu. Dwa miesiące później bank został przejęty przez SBG. Klienci nie odczuli żadnej zmiany. Wszystkie oddziały dalej funkcjonują, tyle że pod nowym szyldem. Jednak żeby taki scenariusz zadział, muszą być spełnione dwa warunki. Upadłość musi grozić na tyle małemu podmiotowi, by jego przejęcie nie było zagrożeniem dla stabilności finansowej ratującego banku.

————————————————

Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news