Ustawa dezubekizacyjna winna być jedynie pierwszym krokiem w likwidacji uprzywilejowanych rent i emerytur elit komunistycznej Polski. Chcąc rzeczywiście zadbać o budżet, rząd musi przygotować kolejne tego typu rozwiązania.
30 grudnia prezydent Andrzej Duda podpisał tzw. ustawę dezubekizacyjną, obniżającą emerytury i renty byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, a także ich rodzin. Od 1 października 2017 r. maksymalna emerytura dla tych osób nie będzie mogła być wyższa niż średnie świadczenie ZUS. W przypadku emerytur jest to kwota około 2 tys. zł, renty to około 1,5 tys. zł, a renty rodzinnej około 1,7 tys. zł. Według szacunków MSWiA, z chwilą obowiązywania nowej ustawy obniżone zostaną emerytury i renty około 32 tysięcy dawnych pracowników aparatu bezpieczeństwa PRL-u.
Poza funkcjonariuszami komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (SB), jednostek Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, obniżenie emerytur i rent obejmie również osoby, które służyły w podległych Ministerstwu Obrony Narodowej: Wojskowej Służbie Wewnętrznej i Wojskach Ochrony Pogranicza. Kolejną grupą, która odczuje zmiany, będzie kadra naukowo-dydaktyczna, naukowa i naukowo-techniczna oraz słuchacze i studenci Akademii Spraw Wewnętrznych, a także Centrum Wyszkolenia MSW w Legionowie. Do tej pory pobierali oni świadczenia kilkakrotnie wyższe, niż wynosiło średnie świadczenie emerytalne i rentowe, jakie wypłaca ZUS. Spośród wspomnianej liczby 32 tys. funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa, 12 z nich pobierało świadczenia powyżej 12 tys. zł miesięcznie, natomiast emerytury w przedziale od 6 do 12 tys. złotych pobierało około 1,3 tys. osób.
Pozostali ze wspomnianej liczby pobierali świadczenia wyraźnie wyższe, niż wynoszą dzisiaj średnie świadczenia wypłacane Polakom przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Od decyzji obniżającej pobierane świadczenia, będzie przysługiwało odwołanie do sądu. W ustawie zapisano również, że szef MSW będzie mógł wyłączyć z przepisów ustawy „w szczególnie uzasadnionych przypadkach” osoby pełniące służbę na rzecz totalitarnego państwa, ze względu na „krótkotrwałą służbę przed 31 lipca 1990 r. oraz rzetelne wykonywanie zadań i obowiązków po 12 września 1989 r., w szczególności z narażeniem życia”. Minister spraw wewnętrznych będzie również mógł zastosować wspomniane wyłączenie wobec tych funkcjonariuszy, którzy będą mogli wykazać, że mieli swój niezaprzeczalny wkład w walkę z systemem komunistycznym. Jako przykład takiego działania, zanim jeszcze ustawa została podpisana przez prezydenta, wskazywano przypadek płk. Adama Hodysza, który będąc funkcjonariuszem gdańskiej SB, współpracował jednocześnie z opozycją w Trójmieście.
Na pewno na nowej ustawie zyska państwo polskie, które od lat musi zmagać się z trudnościami budżetowymi i każdego roku zmuszone jest do dramatycznego poszukiwania środków na pokrycie bieżących wydatków. Szacuje się, że z chwilą wejścia ustawy dezubekizacyjnej budżet zyska rocznie mniej więcej około 600 mln złotych. To na pewno nie jest mała kwota, która może zostać przeznaczona na wsparcie wielu grup, o których polskie państwo do tej pory nie pamiętało. Wystarczy wspomnieć o tysiącach ofiar komunistycznych organów bezpieczeństwa, które dzisiaj nie pobierają emerytur i rent nawet na poziomie średniego świadczenia, jakie wypłaca ZUS.
Dezubekizacja w wersji Tuska
Zmiany, jakich dokonała w 2009 r. koalicja PO-PSL w ustawie o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy były posunięciem raczej symbolicznym, i jak zaznaczył obecny szef MSW Mariusz Błaszczak, „nie gwarantowały sprawiedliwości społecznej”. Przyjęte wówczas rozwiązania obniżyły emerytury około 25 tysiącom funkcjonariuszy cywilnych służb specjalnych (głównie SB, MO) i dziewięciu członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (m.in. gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu). Z początkiem 2010 r. funkcjonariusze komunistycznej bezpieki dostawali niższe świadczenia, obliczane według wskaźnika w wysokości nie 2,6 proc. podstawy wymiaru za każdy rok służby w latach 1944-1990, lecz 0,7 proc. (przelicznik zwykłej emerytury to 1,3 proc.) W 2010 r. po wejściu przyjętych rozwiązań podawano jednak, że średnia emerytura funkcjonariuszy służb PRL-u nadal wynosi około 2,5 tys. zł. i wciąż jest wyższa niż świadczenie emerytalne zwykłego Polaka, które wynosiło wówczas około 1,6 tys. zł.
Przyjęte w 2009 r. rozwiązania w ogóle nie objęły rent inwalidzkich, na które przeszła uprawniona do tego część byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych, uciekając w ten sposób od obniżki świadczeń. Ponadto tamte rozwiązania nie objęły około 2 tys. funkcjonariuszy SB, których akta znalazły się w zbiorze zastrzeżonym IPN. Wspomniany zbiór tak naprawdę był formą kontroli IPN przez służby specjalne. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) i Agencja Wywiadu (AW) mogły w nim umieszczać akta funkcjonariuszy komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu według własnego uznania i to one decydowały o tym, kto może mieć do nich dostęp. W ten sposób nie było możliwości obniżenia świadczeń emerytalnych i rentowych, nawet pomimo tego, że ustawa miała dotyczyć wszystkich funkcjonariuszy SB. Przyjęte w 2009 r. rozwiązanie w ustawie o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy, całkowicie pominęło również oficerów służb specjalnych Ludowego Wojska Polskiego (LWP), którzy już w ustawie o IPN z 1998 r. zostali zaliczeni do funkcjonariuszy i żołnierzy komunistycznych organów bezpieczeństwa PRL-u. Krótko mówiąc, tamte rozwiązania zostały przygotowane bardzo niechlujnie i trochę „pod publikę”. Rząd Tuska bardziej kierował się wówczas potrzebą przykrycia niewygodnych dla niego problemów niż koniecznością faktycznego wdrożenia w życie zasady sprawiedliwości społecznej. Ta, jak deklarował, miała polegać na rzekomym zrównaniu emerytur funkcjonariuszy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa z emeryturami ich ofiar. Jak podnosił wówczas premier, do kieszeni tych ostatnich miało trafić 600 mln zł rocznie. Tak się jednak nie stało. Nowe rozwiązania okazały się zwykłym bublem, przygotowanym naprędce i pełnym luk. Jednak wdrożone w 2009 r. rozwiązania dezubekizacyjne, stały się przyczyną działań propagandowych środowiska esbeckiego, wspieranego przez postkomunistyczne SLD, które miały doprowadzić do ich zablokowania na ścieżce prawnej. Najpierw nowelizacja ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy trafiła do Trybunału Konstytucyjnego, który w lutym 2010 r. ją oddalił. Trybunał argumentował to tym, że wnioskodawcy nie przedstawili żadnych merytorycznych argumentów, na dowód tego, że przeprowadzona nowelizacja ustawy jest sprzeczna z konstytucją.
Prezes Rzepliński, uzasadniając wyrok TK, zaznaczył wówczas, że odebrano przywileje podtrzymującym reżim państwa komunistycznego, dodając, że „pozytywna weryfikacja z 1990 r. większości funkcjonariuszy SB nie może być traktowana jako wyrok uniewinniający ich od odpowiedzialności za funkcjonowanie komunistycznego systemu”. W orzeczeniu TK dziwne było jednak to, że w odniesieniu do członków WRON uznał on, że jego członkom można było obniżyć emerytury, ale tylko za służbę po 13 grudnia 1981 r. (wprowadzenie w PRL-u stanu wojennego), nie zaś jak zapisano w nowelizacji ustawy, od 8 maja 1945 r. Skutkowało to tym, że również członkowie WRON uniknęli w zasadzie konsekwencji wejścia w życie nowych rozwiązań. Środowisko dawnego SB, wspierane autorytetami III RP, zorganizowało kampanię medialną, usiłując zwrócić uwagę opinii publicznej, że naprawdę dzieje się w Polsce źle, bo stosuje się zasadę odpowiedzialności zbiorowej i łamie najbardziej podstawowe standardy demokracji. Potem miały miejsce kolejne skargi: najpierw do polskich sądów wpłynęło prawie 13,8 tys. skarg emerytowanych funkcjonariuszy na decyzje o obniżeniu im świadczeń, a potem wpłynęły skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu, które złożyło prawie 1,6 tys. esbeków. Ich inicjatorem był gen. Andrzej Kapkowski, który po roku 1990 był m.in. szefem Urzędu Ochrony Państwa, a potem doradcą w Kancelarii Prezydenta RP, a następnie premiera Leszka Millera. W skargach byli funkcjonariusze podnosili, że zostali poddani przez polski rząd dyskryminacji ze względu na ich dawną pracę w Służbie Bezpieczeństwa. Jednak w 2013 r. ETPC postanowił nie rozpatrywać tych skarg. Uznał, że nie doszło „do nadmiernych obciążeń dla skarżących, którzy nie doznali utraty środków do życia albo całkowitego pozbawienia świadczeń, a system ten był i tak bardziej korzystny niż inne systemy emerytalne”. To ostatecznie zamknęło esbekom drogę prawną, ponieważ wykorzystali ostatnią instytucję, która władna była do rozpoznawania skarg obywateli krajów, które są sygnatariuszami konwencji o obronie praw człowieka.
Konieczność poprawki po Platformie
Z racji ułomności rozwiązań, jakie przyjęte zostały w 2009 r., było jasne, że dezubekizacją trzeba będzie się zająć jeszcze raz. Zresztą PiS podnosiło ten problem zanim jeszcze wygrało wybory parlamentarne i przejęło władzę. Tym razem ustawa była przygotowywana od kilku miesięcy. Przyglądało się jej wielu prawników. Zanim projekt nowelizacji ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy trafił pod obrady Sejmu, Kancelaria Sejmu zamówiła kilka opinii prawnych na jego temat. Wskazywały one na konstytucyjną podstawę samej idei dekomunizacji, wychodząc z założenia, że w PRL-u bezsprzecznie łamane były najbardziej elementarne wolności i prawa obywateli i właśnie z takiego punktu widzenia należy patrzeć na ten projekt, który ma charakter rozliczenia się z reżimem PRL-u. Opinie te wskazywały, że do takiego działania zobowiązuje już sama preambuła Konstytucji RP, która zawiera swoisty nakaz uchwalania aktów prawnych, które winny być wyrazem sprawiedliwości państwa, także w aspekcie rozliczenia jego przeszłości. Jak wskazuje konstytucja, stanowienie takiego prawa winno być również wyrazem zdecydowanego odcięcia się od okresu komunistycznego. Krótko mówiąc, sporządzone opinie prawne do nowelizacji ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy podnosiły, że ustawa dezubekizacyjna jest obowiązkiem konstytucyjnym naszych organów ustawodawczych i dlatego ich autorzy uznali je za działanie jak najbardziej słuszne. Opinie odnosiły się również do problemu konstytucyjnej ochrony praw nabytych, który to aspekt od dawna podnosili przeciwnicy ustawy dezubekizacyjnej. Wskazywały m.in., że ochrona praw nabytych nie ma charakteru absolutnego i nie może wykluczać stanowienia regulacji, które znoszą lub ograniczają prawa nabyte, jeśli oczywiście istnieją ku temu wyraźne powody, wśród których wymieniono realizację „wartości konstytucyjnych”.
Opinie wykazywały również, że poza konstytucyjną ochroną znajdują się prawa nabyte „niesłusznie” lub „niegodziwie”, a także te, które są sprzeczne z założeniami istniejącego w państwie porządku konstytucyjnego i zostały uzyskane wbrew zasadzie sprawiedliwości społecznej albo w sposób niedopuszczalny w państwie demokratycznym. A jak zaznaczono, z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia. Mało tego, bardzo wyraźnie podkreślono, że utrzymywanie przywilejów emerytalnych funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa może podważać zaufanie jednostki do państwa i stanowionego w nim prawa. W szczególności zaś przekonania, że jest to państwo demokratyczne, które urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej. Odniesiono się również do podnoszonej przez przeciwników dezubekizacji zasady, że prawo nie działa wstecz (lex retro non agit). W tym aspekcie zwrócono uwagę, że do naruszenia tej zasady doszłoby wtedy, gdyby projekt przewidywał mechanizm zwrotu pobranych świadczeń z okresu przed wejściem ustawy w życie, jako nienależnych. Jednak takiego rozwiązania projekt nie zawiera. Tym samym w żadnym razie nie można mówić o naruszeniu zasady niedziałania prawa wstecz, co potwierdziło już wcześniejsze orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego.
W opiniach znalazły się również odniesienia do zasady proporcjonalności w aspekcie przygotowanego projektu, mówiącej o konieczności racjonalnego działania prawodawcy, który winien wybierać zawsze cele służące najpełniejszej realizacji zapisanego w Konstytucji RP systemu wartości i dobierać środki adekwatne do realizacji tych celów. I w tym aspekcie opinie wyraźnie zaznaczyły, że wymóg ten ma zastosowanie jedynie wobec „ograniczenia prawa, które zostało nabyte w sposób słuszny, nie zaś praw, których niegodziwość została już wyraźnie potwierdzona przez orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego”. A ten, jak stwierdzili autorzy opinii, wyraźnie już określił wcześniej, że w przypadku świadczeń osób służących reżimowi totalitarnemu, mamy do czynienia z nieuzasadnionymi przywilejami emerytalnymi. W konkluzjach opinie prawne do projektu dezubekizacyjnego autorstwa PiS, wskazywały na słuszność przyjętych rozwiązań, które jak określono, należy „uznać za zgodne” ze wskazanymi zasadami demokratycznego państwa prawa wynikającymi wprost z obowiązującej Konstytucji RP i dotychczasowego orzecznictwa TK w tym zakresie.
Konieczność rozwiązań systemowych
Nie jesteśmy krajem, który jako pierwszy boryka się z problemem funkcjonariuszy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Z podobnymi problemami musiało zmierzyć się wiele innych postkomunistycznych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Niektóre z nich problem ten rozwiązały znacznie wcześniej. Tak stało się m.in. w Estonii, gdzie osobom służącym w organach bezpieczeństwa komunistycznego reżimu (tj. sowieckim KGB), świadczenia emerytalne nie są wypłacane przez Estonię, a przez Federację Rosyjską, jako prawnego następcę Związku Sowieckiego. Estoński parlament jasno określił, że organizacja, w której osoby te służyły, prowadziła działalność przeciwko niepodległości Estonii i prześladowała Estończyków. W Polsce musiało minąć 20 lat, zanim w ogóle stało się możliwe podjęcie tego problemu. Jednak rozwiązania, jakie zostały zapisane w nowelizacji ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy z 2009 r., okazały się bardzo dziurawe i nie objęły wszystkich, którzy pracowali w organach bezpieczeństwa PRL-u. Jak już zaznaczyliśmy, możliwe było także to, że część funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa mogła uciec przed obniżką świadczeń, przechodząc m.in. na renty inwalidzkie, które nie zostały nią objęte.
Nowelizacja ustawy przygotowana przez PiS na pewno pozbywa się tych luk i włącza do zakresu jej działania wiele pominiętych wcześniej grup, a także zapobiega „ucieczkom” części esbeków przed skutkami jej działania. I na pewno będzie ona ważnym krokiem w rozliczeniu się polskiego ustawodawcy z okresem komunistycznym. To jednak dopiero pierwszy krok. Chodzi o to, aby wdrożyć w przyszłości takie rozwiązanie systemowe, które objęłoby także inne grupy zawodowe, które w czasach PRL-u aktywnie wspierały komunistyczny system, otrzymując od niego uprzywilejowane świadczenia emerytalne i rentowe. Jest ich w Polsce jeszcze wiele. To przede wszystkim działacze aparatu komunistycznej partii, prokuratorzy i sędziowie, którzy mają na koncie zwalczanie oporu polskiego społeczeństwa i eksterminację ludzi opozycji, wojskowi z LWP, którzy w czasach PRL-u pełnili jednocześnie funkcje partyjne, naukowcy i pracownicy sektora oświaty pełniący funkcje kierownicze w organizacjach partyjnych, pracownicy komunistycznej cenzury, a także szereg innych grup zawodowych, które dzisiaj pobierają świadczenia emerytalne i rentowe, zazwyczaj znacznie wyższe niż przysługujące zwykłym Polakom. Dopiero takie systemowe rozwiązanie mogłoby wypełnić wynikającą z polskiej konstytucji potrzebę realizacji zasady sprawiedliwości społecznej i być takim symbolicznym rozliczeniem się polskiego ustrojodawcy z komunistycznym reżimem.
A poza tym wdrożenie systemowego rozwiązania dezubekizacyjnego pozwoliłoby na zaoszczędzenie co najmniej kilkakrotnie większej sumy niż owe 600 mln złotych, jakie mamy zyskać na „uśrednieniu” rent i emerytur funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa. Na pewno byłyby to ogromne pieniądze nie tylko w aspekcie rosnących potrzeb ZUS, ale i całego budżetu polskiego państwa, który od wielu lat nie jest w najlepszym stanie. Warto nad takim rozwiązaniem się poważnie zastanowić, bo gra idzie zarówno o „sprawiedliwość społeczną”, jak i o bardzo wymierne pieniądze, które można by przeznaczyć na znacznie bardziej pożyteczne cele niż finansowanie spokojnej starości ludzi, którzy czynnie wspierali komunistyczny system.