Robert Lewandowski podpisał rekordowy kontrakt. Za niecałe pięć lat gry Bawarczycy zapłacą Lewemu ponad ćwierć miliarda złotych. Jak rosły pensje piłkarza w ostatnich kilkunastu latach?
W połowie grudnia 2016 roku Lewy przedłużył umowę z Bayernem Monachium, w którego barwach występuje od sezonu 2014/15. Stara umowa wygasa dopiero w 2019 roku, ale Bawarczycy chcieli już teraz zamknąć usta szukającym sensacji dziennikarzom, którzy przy każdym okienku transferowym informowali o rzekomych przenosinach Lewego do Realu Madryt lub do Manchesteru City. Prezes Bayernu – Karl-Hainz Rummenigge postanowił nie oszczędzać na Polaku i zapewnił swojemu najskuteczniejszemu napastnikowi prawdziwą górę pieniędzy. Już przed złożeniem podpisu pod nową umową Lewy nie mógł narzekać na zarobki. Wtedy inkasował ok. 11 mln euro za rok, teraz dostanie o cztery miliony więcej, a to oznacza, że urodzony w Warszawie piłkarz został najlepiej zarabiającym piłkarzem w niemieckiej Bundeslidze i jednym z najlepiej opłacanych na świecie.
Początki
Pierwsze pieniądze za występy na murawie Lewandowski zarobił, grając w czwartoligowej Delcie Warszawa. Był to sezon 2005/06, a Robert nie miał nawet 18 lat. Miesięcznie dostawał kilkaset złotych, góra sześćset. Nie mógł jednak narzekać, bo jego rówieśnicy często kopali piłkę za darmo. Z Delty przeniósł się do drugiej drużyny Legii Warszawa, grającej wówczas (i obecnie) w trzeciej lidze. Wojskowi nie zapłacili nawet złotówki za osiemnastolatka. Za występy w rezerwach Legii Lewy dostawał ok. trzech tysięcy złotych miesięcznie.
Na Łazienkowskiej Robert spędził rok. Był to jeden z gorszych okresów w sportowym życiu młodego zawodnika. Do siatki udało mu się trafić tylko trzy razy. Po sezonie 2005/06 włodarze Legii postanowili sprzedać Lewego za 5 tys. zł do Znicza Pruszków. Później w Warszawie bardzo tego żałowano.
W trzecioligowym Zniczu Lewandowski spędził dwa sezony, w trakcie których dał się poznać jako niesamowicie skuteczny snajper. Lewy dwukrotnie zdobył koronę króla strzelców ligowych rozgrywek. W 32 meczach strzelił aż 21 bramek, co oznacza skuteczność na poziomie 0,7 gola na mecz. Jego bramki walnie przyczyniły się do awansu pruszkowian szczebel wyżej – do II ligi. Znicz płacił napastnikowi miesięcznie ok. 3-4 tys. zł. Starczało na życie, dojazdy na treningi i niedrogie zachcianki.
Po fenomenalnych dwóch sezonach usługami Roberta zainteresowały się klasowe ekipy ekstraklasy: Jagiellonia Białystok, Cracovia i Lech Poznań. Przenosiny do jednej z tych drużyn oznaczały pokaźne wywindowanie pensji. Lewy znalazł się również w zasięgu radarów Legii, ale i tym razem na Łazienkowskiej nie dostrzeżono ponadprzeciętnego talentu zawodnika. Zamiast na Roberta, Wojskowi postawili na słabego hiszpańskiego napastnika – Arruaberrenę, który okazał się kompletnym niewypałem. Hiszpan ani razu nie wpisał się na listę strzelców i po upływie pół roku opuszczał Warszawę ze spuszczoną głową. Robert w tym czasie piął się w górę, a równocześnie rosła pula na jego bankowym koncie.
Pierwsze miliony
Ostatecznie Lewy wylądował w stolicy Wielkopolski. Lech Poznań zapłacił Zniczowi półtora miliona złotych. Z Kolejorzem Lewy podpisał pierwszy poważny kontrakt, na mocy którego zarabiał ok. 25 tys. zł miesięcznie.
Na Bułgarskiej Robert spędził dwa sezony (08/09 i 09/10). W trakcie tego czasu Lech najpierw zdobył Puchar i Superpuchar Polski, a później wygrał ekstraklasę. Łącznie w 82 oficjalnych meczach w niebieskich barwach Lewy strzelił 41 goli i asystował przy 20 trafieniach. Te statystyki nie pozostawiały żadnych wątpliwości – Roberta nie da się dłużej zatrzymać w polskiej ekstraklasie, jego miejsce jest na Zachodzie.
Na początku 2009 r. prestiżowy brytyjski dziennik „Times” umieścił 20-letniego napastnika na liście 50 najbardziej obiecujących piłkarzy świata do 23. roku życia. Rynkowa wartość Roberta wzrosła w tym czasie do 4,5 mln euro. Mniej więcej tyle w połowie 2010 r. trzeba było zapłacić za jego transfer. Lewy znalazł się na horyzoncie zainteresowań poważnych europejskich marek. Transferowa saga zakończyła się przenosinami do niemieckiego Zagłębia Ruhry, a konkretnie do Dortmundu. Był to strzał w dziesiątkę.
Borussia ściągnęła Roberta w połowie 2010 r. i podpisała z nim umowę na następne cztery lata. Niemcy zapłacili Lechowi grubo ponad 4 mln euro, co po ówczesnym kursie dawało prawie 17 mln zł. Prezes Dortmundczyków Hans-Joachim Watzke, uważany powszechnie za mało rozrzutnego, zagwarantował Polakowi roczną pensję na poziomie 1,8 mln euro, czyli mniej więcej 600 tys. zł miesięcznie. W porównaniu z tym, co dostawał w Poznaniu, była to astronomiczna kwota. Niemniej w Borussii Robert był jednym z najniżej opłacanych piłkarzy.
W swoim pierwszym sezonie na niemieckich boiskach Lewy strzelił 8 bramek, jedną zaś dorzucił w Lidze Europy. Później było już tylko lepiej. W sezonie 2011/12 snajper 22 razy pokonywał bramkarzy ligowych rywali, a w kolejnym dorzucił do tego jeszcze dwa trafienia i zakończył rozgrywki z dorobkiem 24 goli w Bundeslidze. Do tego 10 razy wpisywał się na listę strzelców w Lidze Mistrzów, z czego 4 gole wpadły w pamiętnym półfinałowym meczu z Realem Madryt. Po takich wyczynach Robertowi należała się solidna podwyżka. W dalszym bowiem ciągu pensja Polaka była jedną z najniższych nie tylko w Borussii Dortmund, ale i w całej Bundeslidze. Kiedy Robert próbował rozmawiać z władzami klubu na temat jego wynagrodzenia, usłyszał od prezesa Watzke: „Polak nie może zarabiać najwięcej”. To był koniec dyskusji o podwyżce. Przynajmniej w tamtym momencie.
W tym samym czasie na biurko Cezarego Kucharskiego – agenta Lewandowskiego napływały przeróżne oferty z najbogatszych europejskich klubów, gotowych wyłożyć za Roberta kilkadziesiąt milionów euro (rynkowa wartość snajpera wynosiła wówczas ok. 40 mln euro). Największe zainteresowanie usługami polskiego reprezentanta przejawiał Real Madryt, którego prezes – Florentino Perez rozmawiał osobiście z zawodnikiem. Gotowość do wyłożenia grubej kasy na Lewego przejawiał również rywal zza miedzy – Bayern Monachium.
W obawie przed utratą swojego najlepszego snajpera skąpi włodarze Borussii podwyższyli roczną pensję Roberta ze wspomnianej 1,8 do 7 mln euro, co dawało pokaźną tygodniówkę wynoszącą ponad pół miliona złotych. To był ostatni sezon Lewego w zespole z Zagłębia Ruhry. Po jego zakończeniu wygasał kontrakt i piłkarz mógł odejść za darmo (tzw. wolny transfer – bez kwoty odstępnego) gdziekolwiek chciał. Kierunek mógł być tylko jeden.
Rozrzutni Bawarczycy
Bayern Monachium od dawna prowadzi bardzo cyniczną politykę transferową, a sprowadzenie Roberta Lewandowskiego jest tego najlepszym przykładem. Cała zabawa polega na „podbieraniu” najlepszych zawodników najgroźniejszym rywalom na krajowym podwórku. W 2014 r. ucierpiała na tym Borussia, która dwa razy z rzędu „pozwoliła sobie” na zdobycie tytułu Mistrza Niemiec, a niemałą w tym zasługę miał reprezentant Polski. Nie było lepszego sposobu na osłabienie rywala z północy, jak „przejęcie” Lewego. I wcale nie było to takie trudne. Monachijczycy nie wydali na Roberta nawet jednego euro. Wystarczyło, że przekazali Kucharskiemu, na jakie zarobki może liczyć jego klient.
Bawarczycy podpisali z Lewym kontrakt do 2019 r. Pensja Polaka znów skoczyła. Tym razem do 11 mln euro za rok, czyli prawie milion złotych na tydzień. To uczyniło z Roberta jednego z najlepiej opłacanych piłkarzy w Niemczech. Na większą pensję mogli liczyć niektórzy klubowi koledzy Roberta, np. Holender Arjen Robben czy Francuz Franck Ribery.
Od podpisania umowy do końca 2016 r. Lewandowski rozegrał 124 oficjalne spotkania w barwach Bayernu, w trakcie których strzelił aż 87 bramek, czym bezsprzecznie przyczynił się do dwukrotnego zdobycia przez Bawarczyków tytułu Mistrza Niemiec. W połowie grudnia 2016 r. włodarze Bayernu nagrodzili Polaka nową umową i jeszcze wyższą pensją. Teraz Robert zarabia 15 mln euro rocznie, co na tydzień daje 1,25 mln złotych. To najwyższa pensja w całej Bundeslidze i jedna z najwyższych w całej Europie. Lepsze kontrakty mają m.in.: Cristiano Ronaldo (Real Madryt) – 21,5 mln, Lionel Messi (FC Barcelona) – 20 mln, Gareth Bale (Real Madryt) – 18 mln.
Nowy kontrakt Lewego wygasa dopiero w 2021 r. Do tego czasu Bawarczycy przeleją na konto napastnika prawie… ćwierć miliarda złotych, czyli równowartość dwóch rocznych budżetów Legii Warszawa.