11.6 C
Warszawa
niedziela, 28 maja 2023
Advertisement

Ćwierć miliarda Lewandowskiego

Koniecznie przeczytaj

Robert Lewandowski podpisał rekordowy kontrakt. Za niecałe pięć lat gry Bawarczycy zapłacą Lewemu ponad ćwierć miliarda złotych. Jak rosły pensje piłkarza w ostatnich kilkunastu latach?

W połowie grudnia 2016 roku Lewy przedłużył umowę z Bayernem Monachium, w którego barwach występuje od sezonu 2014/15. Stara umowa wygasa dopiero w 2019 roku, ale Bawarczycy chcieli już teraz zamknąć usta szukającym sensacji dziennikarzom, którzy przy każdym okienku transferowym informowali o rzekomych przenosinach Lewego do Realu Madryt lub do Manchesteru City. Prezes Bayernu – Karl-Hainz Rummenigge postanowił nie oszczędzać na Polaku i zapewnił swojemu najskuteczniejszemu napastnikowi prawdziwą górę pieniędzy. Już przed złożeniem podpisu pod nową umową Lewy nie mógł narzekać na zarobki. Wtedy inkasował ok. 11 mln euro za rok, teraz dostanie o cztery miliony więcej, a to oznacza, że urodzony w Warszawie piłkarz został najlepiej zarabiającym piłkarzem w niemieckiej Bundeslidze i jednym z najlepiej opłacanych na świecie.

Początki

Pierwsze pieniądze za występy na murawie Lewandowski zarobił, grając w czwartoligowej Delcie Warszawa. Był to sezon 2005/06, a Robert nie miał nawet 18 lat. Miesięcznie dostawał kilkaset złotych, góra sześćset. Nie mógł jednak narzekać, bo jego rówieśnicy często kopali piłkę za darmo. Z Delty przeniósł się do drugiej drużyny Legii Warszawa, grającej wówczas (i obecnie) w trzeciej lidze. Wojskowi nie zapłacili nawet złotówki za osiemnastolatka. Za występy w rezerwach Legii Lewy dostawał ok. trzech tysięcy złotych miesięcznie.

Na Łazienkowskiej Robert spędził rok. Był to jeden z gorszych okresów w sportowym życiu młodego zawodnika. Do siatki udało mu się trafić tylko trzy razy. Po sezonie 2005/06 włodarze Legii postanowili sprzedać Lewego za 5 tys. zł do Znicza Pruszków. Później w Warszawie bardzo tego żałowano.

W trzecioligowym Zniczu Lewandowski spędził dwa sezony, w trakcie których dał się poznać jako niesamowicie skuteczny snajper. Lewy dwukrotnie zdobył koronę króla strzelców ligowych rozgrywek. W 32 meczach strzelił aż 21 bramek, co oznacza skuteczność na poziomie 0,7 gola na mecz. Jego bramki walnie przyczyniły się do awansu pruszkowian szczebel wyżej – do II ligi. Znicz płacił napastnikowi miesięcznie ok. 3-4 tys. zł. Starczało na życie, dojazdy na treningi i niedrogie zachcianki.

Po fenomenalnych dwóch sezonach usługami Roberta zainteresowały się klasowe ekipy ekstraklasy: Jagiellonia Białystok, Cracovia i Lech Poznań. Przenosiny do jednej z tych drużyn oznaczały pokaźne wywindowanie pensji. Lewy znalazł się również w zasięgu radarów Legii, ale i tym razem na Łazienkowskiej nie dostrzeżono ponadprzeciętnego talentu zawodnika. Zamiast na Roberta, Wojskowi postawili na słabego hiszpańskiego napastnika – Arruaberrenę, który okazał się kompletnym niewypałem. Hiszpan ani razu nie wpisał się na listę strzelców i po upływie pół roku opuszczał Warszawę ze spuszczoną głową. Robert w tym czasie piął się w górę, a równocześnie rosła pula na jego bankowym koncie.

Pierwsze miliony

Ostatecznie Lewy wylądował w stolicy Wielkopolski. Lech Poznań zapłacił Zniczowi półtora miliona złotych. Z Kolejorzem Lewy podpisał pierwszy poważny kontrakt, na mocy którego zarabiał ok. 25 tys. zł miesięcznie.

Na Bułgarskiej Robert spędził dwa sezony (08/09 i 09/10). W trakcie tego czasu Lech najpierw zdobył Puchar i Superpuchar Polski, a później wygrał ekstraklasę. Łącznie w 82 oficjalnych meczach w niebieskich barwach Lewy strzelił 41 goli i asystował przy 20 trafieniach. Te statystyki nie pozostawiały żadnych wątpliwości – Roberta nie da się dłużej zatrzymać w polskiej ekstraklasie, jego miejsce jest na Zachodzie.

Na początku 2009 r. prestiżowy brytyjski dziennik „Times” umieścił 20-letniego napastnika na liście 50 najbardziej obiecujących piłkarzy świata do 23. roku życia. Rynkowa wartość Roberta wzrosła w tym czasie do 4,5 mln euro. Mniej więcej tyle w połowie 2010 r. trzeba było zapłacić za jego transfer. Lewy znalazł się na horyzoncie zainteresowań poważnych europejskich marek. Transferowa saga zakończyła się przenosinami do niemieckiego Zagłębia Ruhry, a konkretnie do Dortmundu. Był to strzał w dziesiątkę.

Borussia ściągnęła Roberta w połowie 2010 r. i podpisała z nim umowę na następne cztery lata. Niemcy zapłacili Lechowi grubo ponad 4 mln euro, co po ówczesnym kursie dawało prawie 17 mln zł. Prezes Dortmundczyków Hans-Joachim Watzke, uważany powszechnie za mało rozrzutnego, zagwarantował Polakowi roczną pensję na poziomie 1,8 mln euro, czyli mniej więcej 600 tys. zł miesięcznie. W porównaniu z tym, co dostawał w Poznaniu, była to astronomiczna kwota. Niemniej w Borussii Robert był jednym z najniżej opłacanych piłkarzy.

W swoim pierwszym sezonie na niemieckich boiskach Lewy strzelił 8 bramek, jedną zaś dorzucił w Lidze Europy. Później było już tylko lepiej. W sezonie 2011/12 snajper 22 razy pokonywał bramkarzy ligowych rywali, a w kolejnym dorzucił do tego jeszcze dwa trafienia i zakończył rozgrywki z dorobkiem 24 goli w Bundeslidze. Do tego 10 razy wpisywał się na listę strzelców w Lidze Mistrzów, z czego 4 gole wpadły w pamiętnym półfinałowym meczu z Realem Madryt. Po takich wyczynach Robertowi należała się solidna podwyżka. W dalszym bowiem ciągu pensja Polaka była jedną z najniższych nie tylko w Borussii Dortmund, ale i w całej Bundeslidze. Kiedy Robert próbował rozmawiać z władzami klubu na temat jego wynagrodzenia, usłyszał od prezesa Watzke: „Polak nie może zarabiać najwięcej”. To był koniec dyskusji o podwyżce. Przynajmniej w tamtym momencie.

W tym samym czasie na biurko Cezarego Kucharskiego – agenta Lewandowskiego napływały przeróżne oferty z najbogatszych europejskich klubów, gotowych wyłożyć za Roberta kilkadziesiąt milionów euro (rynkowa wartość snajpera wynosiła wówczas ok. 40 mln euro). Największe zainteresowanie usługami polskiego reprezentanta przejawiał Real Madryt, którego prezes – Florentino Perez rozmawiał osobiście z zawodnikiem. Gotowość do wyłożenia grubej kasy na Lewego przejawiał również rywal zza miedzy – Bayern Monachium.

W obawie przed utratą swojego najlepszego snajpera skąpi włodarze Borussii podwyższyli roczną pensję Roberta ze wspomnianej 1,8 do 7 mln euro, co dawało pokaźną tygodniówkę wynoszącą ponad pół miliona złotych. To był ostatni sezon Lewego w zespole z Zagłębia Ruhry. Po jego zakończeniu wygasał kontrakt i piłkarz mógł odejść za darmo (tzw. wolny transfer – bez kwoty odstępnego) gdziekolwiek chciał. Kierunek mógł być tylko jeden.

Rozrzutni Bawarczycy

Bayern Monachium od dawna prowadzi bardzo cyniczną politykę transferową, a sprowadzenie Roberta Lewandowskiego jest tego najlepszym przykładem. Cała zabawa polega na „podbieraniu” najlepszych zawodników najgroźniejszym rywalom na krajowym podwórku. W 2014 r. ucierpiała na tym Borussia, która dwa razy z rzędu „pozwoliła sobie” na zdobycie tytułu Mistrza Niemiec, a niemałą w tym zasługę miał reprezentant Polski. Nie było lepszego sposobu na osłabienie rywala z północy, jak „przejęcie” Lewego. I wcale nie było to takie trudne. Monachijczycy nie wydali na Roberta nawet jednego euro. Wystarczyło, że przekazali Kucharskiemu, na jakie zarobki może liczyć jego klient.

Bawarczycy podpisali z Lewym kontrakt do 2019 r. Pensja Polaka znów skoczyła. Tym razem do 11 mln euro za rok, czyli prawie milion złotych na tydzień. To uczyniło z Roberta jednego z najlepiej opłacanych piłkarzy w Niemczech. Na większą pensję mogli liczyć niektórzy klubowi koledzy Roberta, np. Holender Arjen Robben czy Francuz Franck Ribery.

Od podpisania umowy do końca 2016 r. Lewandowski rozegrał 124 oficjalne spotkania w barwach Bayernu, w trakcie których strzelił aż 87 bramek, czym bezsprzecznie przyczynił się do dwukrotnego zdobycia przez Bawarczyków tytułu Mistrza Niemiec. W połowie grudnia 2016 r. włodarze Bayernu nagrodzili Polaka nową umową i jeszcze wyższą pensją. Teraz Robert zarabia 15 mln euro rocznie, co na tydzień daje 1,25 mln złotych. To najwyższa pensja w całej Bundeslidze i jedna z najwyższych w całej Europie. Lepsze kontrakty mają m.in.: Cristiano Ronaldo (Real Madryt) – 21,5 mln, Lionel Messi (FC Barcelona) – 20 mln, Gareth Bale (Real Madryt) – 18 mln.

Nowy kontrakt Lewego wygasa dopiero w 2021 r. Do tego czasu Bawarczycy przeleją na konto napastnika prawie… ćwierć miliarda złotych, czyli równowartość dwóch rocznych budżetów Legii Warszawa.

Autor

Najnowsze