5 C
Warszawa
piątek, 15 listopada 2024

Redystrybucja optymizmu

Na zakończenie ubiegłego roku podzieliłem się z Państwem refleksjami wokół wpływu programu „500+” na redukcję ubóstwa i rozwarstwienia społecznego – jeśli symulacje przeprowadzone przez zespół prof. Szarfenberga okażą się trafne, to czeka nas prawdziwa społeczna rewolucja. Ale, niejako po drodze, mieliśmy również kolejną dobrą nowinę. Otóż w roku 2016, po raz pierwszy w historii badań nastrojów konsumenckich – prowadzonych przez GUS od 1997 roku – tak wielu Polaków uznawało, że ich sytuacja materialna w ciągu minionych 12 miesięcy uległa poprawie. Ponadto – również po raz pierwszy – więcej Polaków przewiduje, że w najbliższych 12 miesiącach poprawi się sytuacja finansowa ich gospodarstw domowych.

Kilka słów wyjaśnienia odnośnie do samego badania. GUS co miesiąc zadaje ankietowanym zestaw tych samych pytań badających bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK) oraz wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK). Pytania dotyczą zmiany sytuacji finansowej gospodarstwa domowego w ostatnich 12 miesiącach, przewidywań co do zmian ww. sytuacji w najbliższych 12 miesiącach, zmian w ogólnej sytuacji ekonomicznej kraju w minionych i najbliższych 12 miesiącach oraz dokonywanych obecnie ważnych zakupów. Odpowiedzi zapisywane są w formie punktów dodatnich bądź ujemnych – w zależności od tego, czy przewagę mieli respondenci nastawieni optymistycznie, czy pesymistycznie. Przykładowo, jeśli o 3,1 proc. więcej ankietowanych stwierdziło, iż ich sytuacja materialna uległa pogorszeniu, to wynik zapisywany jest jako -3,1 Średnia wyciągnięta z otrzymanych danych pokazuje bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK). Analogicznie jest w przypadku wyprzedzającego wskaźnika ufności konsumenckiej (WWUK), gdzie bada się przewidywania na kolejne 12 miesięcy – odnośnie do sytuacji własnego gospodarstwa domowego, zmian w sytuacji gospodarczej kraju, poziomu bezrobocia i oszczędzania pieniędzy.

Ogólnie rzecz biorąc, powyższe sprowadza się do prostego zagadnienia – czy Polacy mają pieniądze bądź spodziewają się je mieć i czy będą je wydawać bądź oszczędzać.

Rzecz jasna, patrząc miesiąc po miesiącu, odpowiedzi ulegają pewnym wahaniom (choć na uwagę zasługuje listopad 2016, kiedy to pierwszy raz o 0,4 proc. więcej Polaków stwierdziło, że ich sytuacja finansowa uległa poprawie), ale tak naprawdę ciekawe jest spojrzenie „z lotu ptaka” na dane roczne. Od razu powiem, że rok po roku przeważają u nas „pesymiści” – z tym że obecnie ów „wskaźnik pesymizmu konsumenckiego” jest rekordowo niski i wyniósł zaledwie -5,2 proc. (BWUK) oraz -8,6 proc. (WWUK). Dla porównania rok wcześniej wartości te wynosiły odpowiednio -10,9 i -15,1 proc. W poprzednich latach było jeszcze gorzej, a w miarę porównywalne wyniki zarejestrowano tylko w 2007: -7,1 (BWUK) i -7,9 (WWUK). Innymi słowy, tak mało „pesymistyczni” nie byliśmy nigdy wcześniej – a w naszych uwarunkowaniach znikomy „pesymizm” ociera się wręcz o optymizm.

Z przewagą prawdziwych optymistów mamy natomiast do czynienia przy przewidywaniu zmian sytuacji finansowej gospodarstw domowych w kolejnym roku – tu zbiorcze dane za 2016 pokazują dodatni wskaźnik na poziomie 0,9 proc. W 2015 było to -2,8 proc., jeszcze wcześniej -7,3; -13,6; -18,5… I to wszystko pomimo negatywnych przewidywań co do przyszłości sytuacji ekonomicznej kraju – tu mamy przewagę pesymistów na poziomie -9,4 proc. To zresztą pewna stała – z reguły ponad dwukrotnie gorzej oceniamy ogólną sytuację gospodarczą niż własne portfele. Swoista ciekawostka, z której wynika, że nie przekładamy do końca kondycji gospodarki na poziom własnych dochodów.

I tu warto się zadumać nad fetyszyzowaniem takich danych jak wzrost PKB czy poziom inwestycji. Z jednej strony jesteśmy bombardowani doniesieniami o spadku dynamiki PKB, a z drugiej – najwyraźniej wiążemy to z naszą codziennością tylko „o tyle, o ile”. Powyższe stanowi dla mnie podwójną poszlakę. Po pierwsze, ów luźny związek między oceną ogólnej sytuacji gospodarczej a domowym budżetem może obrazować skalę dochodów wypracowywanych w „szarej strefie”. Po drugie, może to potwierdzać podejrzenia, że gros owoców wzrostu gospodarczego jest przechwytywana i wyprowadzana w siną dal, inwestycje zaś, którymi tak lubią chwalić się rządzący, mają dość znikomy wpływ na zamożność „taniej siły roboczej”. Innymi słowy, ciekawe, ile w PKB jest tak naprawdę „pustych kalorii” służących jedynie nabijaniu statystycznych „słupków”.

Kończąc, nie sposób nie powiązać tej nagłej „redukcji pesymizmu” z programem „500+” – a to z kolei oznacza, że dla poziomu życia w warunkach „uśmieciowionej” gospodarki istotna jest nie tyle ogólna koniunktura, ile redystrybucja. Warto też zwrócić uwagę, że beneficjenci owej redystrybucji nie utopią otrzymanych pieniędzy w giełdowych bańkach spekulacyjnych, nie wyprowadzą ich na wyspy Bergamuty, lecz wydadzą tu, na miejscu, zasilając obieg realnej gospodarki. Jest to więc redystrybucja konsumpcji – a na optymistycznych konsumentach bogacą się wszyscy.

FMC27news