Dlaczego tak się dzieje, że Polska mająca odpowiedni kapitał ludzki i unikatowe rozwiązania innowacyjne, zamiast gromadzić potencjał, jest drenowana z dorobku intelektualnego?
Polska stoi przed ogromną szansą przekształcenia w intelektualne centrum Europy Środkowo-Wschodniej. Mamy ku temu infrastrukturę, kapitał ludzki i pomyślną sytuację ekonomiczną. Naszym głównym atutem jest spójna wizja innowacyjnego rozwoju, która pozwoli na udany skok w XXI w. Nie mniej ważną szansą dla Polski jest postępująca słabość naszego największego konkurenta w regionie. Rosja nie ma strategii rozwoju, a jej potencjał naukowo-badawczy ulega degradacji. Dowodem jest największa od dwudziestu lat ucieczka mózgów. Przejęcie choćby kilkunastu tysięcy naukowców i kreatywnych przedsiębiorców wzmocni nasze szanse w globalnym wyścigu ekonomicznym.
Perspektywy i bariery
W celu potwierdzenia wygłoszonych tez wypada zacząć od empirycznego doświadczenia. Proszę wpisać w dowolną rosyjskojęzyczną wyszukiwarkę internetową hasło: ucieczka mózgów. Efekt w postaci setek artykułów krytycznych wobec stanu rosyjskiej nauki ujawni się natychmiast. Jeszcze ciekawsze rezultaty przynosi wgląd w sieciową wymianę poglądów na temat emigracji z Rosji. Wspólnym mianownikiem okazuje się hasło: gospoda, pora walit! – co można przetłumaczyć frazą: szanowni Państwo, pora uciekać! Przy tym uczestnikami licznych forów dyskusyjnych nie są osoby z niskim cenzusem wykształcenia lub bezrobotne. Emigracyjne nastroje panują głównie wśród tzw. klasy kreatywnej, czyli absolwentów renomowanych uczelni, młodych naukowców oraz innowacyjnych przedsiębiorców. A także, co niespodziewane, wśród wyższej kadry zarządzającej. Osobiste wrażenia autora potwierdzają wyniki badań opinii publicznej. Reprezentatywne ośrodki, takie jak WCIOM i ROMIR szacują, że wolę wyjazdu na stałe deklaruje co piąty Rosjanin. Wśród obywateli do 30. roku życia liczba potencjalnych emigrantów wynosi 29 proc. Odsetek top managerów, którzy chcą opuścić kraj sięga aż 42 proc. Przyczynami i skutkami takiej sytuacji zajmiemy się za chwilę. Na razie skoncentrujmy uwagę na barierach i perspektywach przekształcenia Polski w intelektualne centrum Europy Środkowo-Wschodniej.
Polskie atuty
Od kilku lat przestrzeń informacyjną zajmują dwubiegunowe komunikaty skierowane pod adresem społecznym. Pierwszy biegun to informacje o stałym rozwoju gospodarczym, mierzonym wzrostem PKB wyróżniającym nas pozytywnie na tle innych państw UE. W tym samym nurcie mieszczą się newsy o rewelacyjnych wynalazkach polskich naukowców, które mogą wręcz zrewolucjonizować konkretną dziedzinę nauki, a zatem ludzkiego życia. Z drugiej strony, coraz częściej w mediach rozlega się dzwonek alarmowy. Padają ostrzeżenia, że Polska wpada w tzw. pułapkę średniego rozwoju. A to oznacza, że ile byśmy nie pracowali, poziom gospodarki i naszego życia nie podniesie się ponad medianę Europy Środkowo-Wschodniej. Nie przeskoczymy samych siebie bez zmian strukturalnych, w związku z tym nigdy nie dogonimy takich państw, jak Niemcy, Wielka Brytania czy choćby Włochy.
Brzmi groźnie, bo stawia pod ogromnym znakiem zapytania całą strategię cywilizacyjną i transformacyjny kurs obrany właśnie po to, aby taki cel osiągnąć. Na tym biegunie informacyjnym, coraz częściej pojawiają się również newsy o przejmowaniu polskiej myśli intelektualnej przez zagraniczne korporacje. Na przykład nasz instytut opracowuje technologię, ale z braku zainteresowania krajowego biznesu ślad wynalazku się urywa. Po czym za kilka miesięcy media informują, że polski patent został wykorzystany na skalę przemysłową w USA lub w Niemczech. Firmy z tych krajów stają się wyłącznymi beneficjentami komercyjnego upowszechnienia naszej technologii w skali globalnej. Równie często słychać o polskich badaczach, którzy z braku dofinansowania w kraju, kontynuują światową karierę w zagranicznych ośrodkach akademickich. Te zaś nie mają najmniejszych problemów w dialogu ze środowiskiem przedsiębiorczości. Denerwujące? Jeszcze jak, tym bardziej że Polska ma wszelkie szanse, aby stać się eksporterem technologii, a nie technologów. Słowem, dlaczego tak się dzieje, że Polska mająca odpowiedni kapitał ludzki i unikatowe rozwiązania innowacyjne, zamiast gromadzić potencjał, jest drenowana z dorobku intelektualnego?
A przecież inwestycje w sektor innowacji technologicznych należą do najbardziej opłacalnych na całym świecie. Zgodnie z danymi Global Compact Network Poland – programu rozwoju innowacyjności pod auspicjami ONZ, 60 proc. firm, które zainwestowały w rozwój technologiczny, osiąga pierwsze zyski już po 2,5 roku. Zwrot wkładów sięga 16 proc. rocznie, ale na przykład w przemyśle samochodowym – 46 proc. Tymczasem w Polsce innowacje wprowadza tylko 13 proc. małych i średnich przedsiębiorstw. Z drugiej strony rośnie inwestycyjne zainteresowanie dużych podmiotów, które w sektorze B+R (badania i rozwój) ponoszą dwuipółkrotnie większe nakłady niż średnie firmy i ośmiokrotnie wyższe niż w przypadku małych przedsiębiorstw. W sumie, jak informuje Global Compact, polskie nakłady innowacyjne wzrosły w latach 2011-2015 o 66 proc., co zapewnia nam 24. miejsce w światowym ratingu technologiczności gospodarek. Przy czym naszym głównym problemem nie jest zła sytuacja ekonomiczna lub prawna, tylko brak przełożenia pomiędzy sektorem naukowo-badawczym i przedsiębiorczością. Dla porównania Rosja zajmuje w tym ratingu 55. pozycję.
Zresztą innowacyjność gospodarki wygląda dużo lepiej niż kilka lat temu. W Polsce działa obecnie ok. 2600 firm zajmujących się opracowaniem technologii oraz start-upów, czyli inkubatorów wynalazczości i przedsiębiorczości. Razem wypracowują zysk wart 700 mln złotych rocznie, a perspektywy mówią o 2 mld zł w 2023 r. Co więcej, mamy dobrą, jeśli nie bardzo dobrą infrastrukturę, która zachęca wręcz do otwierania firm wysoko technologicznych. Wreszcie w Polsce działa ok. stu funduszy kapitałowych typu venture, których wyłącznym celem jest finansowe wspieranie takiego biznesu. Od dawna działają platformy przedsiębiorczości innowacyjnej w postaci parków technologicznych i specjalnych stref ekonomicznych, tak w wielkich miastach, jak i na poziomie międzywojewódzkim. Przy tym Polska leży w strefie geograficznej, którą światowy biznes kojarzy, jak by to nie brzmiało, z tanią siłą roboczą. To znaczy faktycznie tanią na tle Europy Zachodniej i USA, ale za to świetnie wykwalifikowaną. Świadczy o tym aktywna działalność międzynarodowych firm „łowców głów”, czyli ośrodków rekrutacyjnych. Mimo to zdaniem wielu ekonomistów, a zwłaszcza młodych i prężnych przedsiębiorców zainteresowanych innowacjami, łatwiej wyjechać do Doliny Krzemowej i robić biznes w Kalifornii niż w ojczyźnie.
Wydaje się jednak, że ten etap mamy wreszcie za sobą. Wyraźnie coś drgnęło, zajmując miejsce typowo polskiego myślenia życzeniowego, wyrażonego w sloganie rozwój innowacyjności, odmienianego przez wszystkie przypadki. Przede wszystkim wzrosła świadomość niezbędności skoku technologicznego, jako fundamentu rozwoju i bezpieczeństwa kraju. Taka jest po prostu globalna rzeczywistość XXI w. Państwa niezdolne do opracowania i przemysłowego wdrażania innowacji nie tylko wypadną ze światowego obiegu gospodarczego, ale będą stopniowo traciły atrybuty suwerenności. Po drugie, takiemu myśleniu politycznemu towarzyszy narastająca świadomość reformy polskiej nauki. Bez likwidacji przeszkód komunikacyjnych pomiędzy instytucjami naukowymi a przedsiębiorczością nie będzie praktycznego przełożenia myśli intelektualnej na wzrost produkcji przemysłowej, a więc obrotów handlowych i eksportowych. W tym celu niezbędna jest szeroka reforma systemu edukacji, a szczególnie szkolnictwa wyższego, przygotowująca odpowiednie kadry naukowe i inżynieryjne. I wreszcie, aby wszystkie planowane zmiany miały sens, potrzebna jest spójna wizja rozwoju kraju, wytyczająca dziedziny i kierunki, w jakich Polska może konkurować z resztą świata, zajmując pozycję lidera naszej części Europy. A jeśli wizja, to również państwowe plany wsparcia finansowego i prawnego inteligentnej gospodarki.
Cóż za niespodzianka, okazuje się, że mamy w ręku wszystkie atuty co prawda w różnym stadium realizacji. Całościową koncepcję rozwoju, a więc strategiczną koordynację zmian zapewnia Plan Zrównoważonego Rozwoju, znany bardziej jako plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Innowacyjność rozumiana jako zdolność do opracowania i przemysłowego wdrażania nowych technologii jest nie tylko integralną częścią projektu reindustrializacji polskiej gospodarki, ale i jego fundamentem. Z takiej zapowiedzi wynikają więc realne priorytety rozwojowe, eksportowe, czyli dziedziny polskiej konkurencyjności na świecie. Po raz pierwszy deklaracjom towarzyszą adekwatne działania legislacyjne, oparte na szeregu preferencji i ułatwień dla innowacyjnego biznesu. Po raz pierwszy państwo zorganizowało specjalny fundusz wsparcia innowacyjności, który wpisuje się zresztą w zasadę nieprzejadania, a inwestowania środków unijnych. Daleko bardziej skomplikowana jest reforma systemów polskiej nauki i edukacji, choć wydawałoby się na pozór, że jest odwrotnie. Cały problem polega jednak na otworzeniu nauki na biznes i odwrotnie, a więc także na otwarciu szerszych kanałów finansowania. Przykładem w tej dziedzinie może być sektor bankowy, który włożył w elektroniczną infrastrukturę miliardy euro. Dzięki temu polski system wirtualnej obsługi należy do najnowocześniejszych na świecie.
Szczególnie delikatnym polem manewru jest nieco skostniały i z pewnością mocno hermetyczny świat akademicki. Jak dokonać reformy, aby poprawić poziom jego przydatności z gospodarczego punktu widzenia, nie niszcząc jednak nauk teoretycznych, które stanowią fundament badań praktycznych? Trzeba mieć świadomość, że wpływ teorii matematycznych, fizycznych czy chemicznych na życie ludzkie ujawnia się po wielu latach lub dziesięcioleciach. Jak powiedział jeden z rosyjskich noblistów, elektryczność nie powstała na skutek modernizacji świeczki. Tymczasem polska nauka znajduje się w światowych rankingach na 37. miejscu pod względem nakładów finansowych i na 20. pod względem potencjału intelektualnego. Aby odpowiedzieć na podobne pytania Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przygotowało Białą Księgę Innowacyjności oraz wyznaczyło trzy filary reformy akademickiej. Pierwszy jest budowany na podstawie zmiany ustawy o szkolnictwie wyższym. Ma odbiurokratyzować uniwersytety i politechniki. Drugi ma na celu skoordynowanie współpracy środowisk akademickich z realną gospodarką, m.in. poprzez stworzenie instrumentów finansowych i stypendialnych. Jest to zapowiedź stworzenia zaplecza naukowo-badawczego dla Planu Zrównoważonego Rozwoju. I wreszcie, trzecim obszarem zmian jest szeroka popularyzacja nauki w społeczeństwie. To bardzo ważna, a patrząc z perspektywy pokoleniowej być może najważniejsza reforma. Wpisuje się w szereg już działających inicjatyw samorządowych i obywatelskich na tym polu, stanowiąc ich logiczne zwieńczenie. Zrealizowanie planów intelektualizacji gospodarki poprzez skokowe podniesienie jej innowacyjności zagwarantuje Polsce rolę naukowego, akademickiego i technologicznego lidera w naszej części Europy.
Jak widać, Polska dokonała wyboru priorytetów, stworzyła spójną wizję przyszłości oraz praktyczny plan reform. Jest to niezwykle ważne, ponieważ taka koordynacja zapewnia możliwość elastycznego reagowania na zmienne wyzwania. A do takich należy z pewnością internacjonalizacja nauki. Powszechną praktyką w skali globalnej jest tworzenie interdyscyplinarnych i międzynarodowych zespołów badawczych. Taka metoda badań innowacyjnych i prac wdrożeniowych uchodzi obecnie za najbardziej efektywną, a więc opłacalną z finansowego punktu widzenia. Ponadto z powodu drenażu intelektualnego Polska boryka się stale z brakiem wykształconych kadr. To niezaprzeczalnie jedna z najpoważniejszych barier przekształcenia naszego kraju w innowacyjne centrum europejskie. W jaki sposób przyciągnąć do Polski niezbędnych specjalistów? Pierwszą szansą jest własny system edukacji, niezwykle popularny wśród młodzieży z WNP, a szczególnie z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Już dziś jesteśmy największym hubem akademickim w tej części Europy. Jednak ten sposób ma podstawowy minus. Kadry trzeba dopiero wykształcić, co wiąże się ze sporymi nakładami i czasem, którego nie mamy w nadmiarze. Może zatem sięgając do zachodnich i izraelskich doświadczeń, warto wykorzystać obecną sytuację społeczno-gospodarczą Rosji?
Emigracyjne źródło
Jak informuje amerykański ośrodek analityczny Stratfor, Rosja przeżywa największą od 20 lat falę emigracji. Tylko pomiędzy kwietniem i grudniem 2014 r., a więc po aneksji Krymu i nałożeniu zachodnich sankcji, z kraju wyjechało 250 tys. Rosjan. W 2015 r. liczba emigrantów sięgnęła już 350 tys. osób. Historycznie nie jest to ani pierwsza, ani największa fala wyjazdów z tego kraju. Pierwsza miała miejsce na początku XX w. Po przejęciu władzy przez bolszewików kraj opuściło ok. 2 mln osób, głównie spośród inteligencji. W ten sposób do USA przybył, m.in. konstruktor lotniczy Igor Sikorski i wynalazca telewizora Władimir Zworykin. Kolejna fala exodusu nastąpiła wraz z rozpadem ZSRR i objęła 1,5 mln osób. Jak szacują rosyjscy ekonomiści, ich wkład w gospodarkę zachodnią wyniósł ok. 700 mld dolarów. Jednak koszty wykształcenia wielotysięcznej grupy uczonych i inżynierów w amerykańskich czy europejskich uczelniach wyniosłyby ok. biliona dolarów. Ekonomiczny udział rosyjskich emigrantów widać szczególnie dobrze na przykładzie Izraela. Ponad milionowa alija (powrót) z obszaru b. ZSRR przełożyła się na intelektualny skok gospodarki tego kraju. Dziś Izrael jest wielkim start-upem, zajmując czwarte miejsce na świecie pod względem innowacyjności. Tel Awiw kieruje się przy tym skoordynowaną strategią wkładu technologicznego w globalne produkty korporacji amerykańskich i europejskich. Innymi słowy, bez izraelskich innowacji obywa się rzadko który kompletny i wysoko technologiczny produkt z USA lub UE. Wyjątek stanowi sektor wojskowy, w którym Tel Awiw osiągnął najwyższy poziom. Przemysł obronny pozwala obecnie Izraelowi na stopniową zmianę strategii innowacyjnej, czyli na przejście od wkładu technologicznego w cudze produkty, do wytwarzania kompletnych urządzeń własnych. Przypomnijmy raz jeszcze, że za rewolucją przemysłową i intelektualną w tym kraju stali w ogromnej mierze radzieccy, a więc głównie rosyjscy emigranci. Dziś najlepsze umysły Rosji także uciekają z kraju. Dlaczego?
Po pierwsze z powodu polityki Kremla, która odebrała im perspektywę rozwoju i samorealizacji. Jest to polityka rozumiana w szerokim spektrum skutkowym, od niestabilności międzynarodowej, przez kryzys gospodarczy, po wewnętrzne represje. Z kraju wyjechali, m.in. Paweł Durow założyciel Wkontaktie – rosyjskiego odpowiednika Facebooka czy Dmitrij Zimin – założyciel Wympiełkomu największej sieci telefonii komórkowej. Emigrują naukowcy, tacy jak ekonomista Siergiej Gurijew – rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie, czyli czołowej uczelni w kraju. Wraz z nimi zmieniają miejsce pobytu znane i mniejsze firmy, które rejestrują swoją działalność poza Rosją. Na przykład Durow przeniósł Wkontaktie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ale jak informuje Stratfor, firma Game Insight – siódmy co do wielkości operator internetowy Rosji, znalazła przystań w sąsiedniej Litwie. Taki los wybierają setki właścicieli małych i średnich firm, którzy boją się o swój dorobek i przyszłość rodziny. Nawet Władimir Putin przyznał, że nie panuje nad korupcyjnymi działaniami swoich służb specjalnych i państwowych organów kontroli. Mimo hucznego ogłoszenia moratorium kontrolnego dla małego i średniego biznesu, w najlepsze trwa plaga wykańczania przedsiębiorczości za pomocą biurokratycznych represji. Jak poinformował Putin, na 100 proc. spraw karnych wszczętych w wyniku kontroli, zasadnych było tylko 13 proc. Jednak prokuratorskie oskarżenie wymusiło na 80 proc. przedsiębiorców zamknięcie biznesu. Z Rosji emigrują jednak nie tylko ludzie z majątkiem i dorobkiem, lecz także coraz większe grono specjalistów naukowych i badaczy w dziedzinach kluczowych z punktu widzenia ekonomicznej innowacyjności. Przyczyną ich wyjazdów są finansowe cięcia dokonywane przez rząd w wyniku kryzysu gospodarczego. Jak informuje Gazieta.ru, finansowanie cywilnego sektora nauki w Rosji zmniejszyło się z 2,6 proc. PKB w 2014 r. do 1,9 proc. w 2015 r. W budżetach na lata 2016-2017 zagwarantowano podobną sumę pieniędzy, ale ze względu na inflację tylko nominalnie. Faktycznie środki zostały zredukowane do 1,5 oraz 1,2 proc. PKB, ale ze względu na zakładane sekwestry, kwoty mogą ulec dalszemu obniżeniu. Na stan finansów bardzo niekorzystnie wpływa konieczność zagranicznych zakupów nieomal całego instrumentarium badawczego, po rozpadzie bowiem ZSRR ta gałąź przemysłu przestała istnieć. Ponadto coraz większym problemem jest międzynarodowa izolacja rosyjskich środowisk naukowych.
Jednak największy cios zadała reforma Rosyjskiej Akademii Nauk, która faktycznie zlikwidowała rosyjskie badania teoretyczne, a więc podstawę wszelkiej innowacyjności. Taki jest wynik klasycznego wylania dziecka z kąpielą, czyli odgórnej decyzji o przystosowaniu systemu naukowego do potrzeb praktycznej gospodarki. Jak zamierzono, tak i zrobiono, przekazując zarząd instytutów badawczych w ręce managerów niemających nic wspólnego z nauką. Obecnie liczy się więc biurokratyczna sprawozdawczość, a z jej powodu uczeni dzielą wyniki własnych prac na dziesięć artykułów naukowych w międzynarodowej prasie specjalistycznej. Tylko dzięki takim absurdom mogą uzyskać granty, czyli potwierdzić własny atest. Nic dziwnego, że środowisko naukowe jest nie tylko wzburzone, ale i wielu młodych specjalistów poważnie rozpatruje wyjazd z kraju i kontynuację kariery za granicą. O ile już nie wyemigrowali. Jedynymi obszarami, które nie narzekają na brak środków, są militaria, a więc Instytut Fizyki Jądrowej im. Kurczatowa oraz projekty realizowane przez Agencję Inicjatyw Obronnych, czyli odpowiednik amerykańskiej DARPA. Jak przyznał przewodniczący RAN akademik (profesor) Władimir Fortow, ucieczka mózgów z Rosji nasiliła się szczególnie w okresie 2015-2016. Fortow podniósł alarm, Rosja bowiem utraciła nie tylko szereg technologii, ale przede wszystkim dorobek nauk fundamentalnych, którego nie jest w stanie odtworzyć. Nie może już dogonić światowych liderów innowacyjności w wielu dziedzinach. Zdanie takie podziela środowisko akademickie, które uznaje obecną politykę naukową Kremla za zabójczą. Uczeni wytykają decydentom brak wizji, strategii i priorytetów rozwoju naukowego. Szczególnej krytyce podlega forsowanie praktycznych badań militarnych kosztem prac teoretycznych, co może wypchnąć niebawem Rosję z grona naukowych mocarstw.
Tendencję degradacji technologicznej Rosji potwierdzają także oceny zachodnie. Stratfor twierdzi, że kolejny kryzys ekonomiczno-społeczny, jaki nieomal na pewno dotknie ten kraj, będzie w ogromnej mierze skutkiem zaniechań w dziedzinie nauki i edukacji. Tymczasem skutki intelektualnej emigracji stały się na tyle dramatyczne, że rząd opracował specjalny projekt przyciągania młodych specjalistów z państw poradzieckich, w tym azjatyckich. Jednak jego realizacja jest mocno wątpliwa z prozaicznego braku odpowiednich środków finansowych.
Spoglądając na emigrację rosyjskich naukowców i wykształconych Rosjan z polskiego punktu widzenia można wysunąć kilka wniosków. Przede wszystkim trzeba wykorzystać unikalną szansę i przejąć choćby część tamtejszej klasy kreatywnej z pożytkiem dla naszej gospodarki. Pozwoli to na spore oszczędności, a zarazem wzmocni nasz udział w światowej nauce. W sferze praktycznej przełoży się na tworzenie międzynarodowych inkubatorów przedsiębiorczości z rozległymi skutkami perspektywicznymi. Po pierwsze, w grę wchodzi budowa kontaktów biznesowych na rosyjskim rynku. Po drugie, wzmocnieniu ulegnie nasza rola regionalnego centrum innowacyjności. Po trzecie, spodziewane efekty technologiczne przyciągną zachodnie finansowanie start-upów. I po czwarte, większość młodych emigrantów z Rosji nie planuje powrotu do kraju. Ich brak przyczyni się do trwałego osłabienia rosyjskiego potencjału intelektualnego, czyli znaczenia tego państwa na arenie międzynarodowej. Natomiast nasza rola polityczna i nasz potencjał ekonomiczny będą ciągle rosły. Warto zatem zastanowić się, jak zatrzymać Rosjan w Polsce i wpisać ich wiedzę w gospodarkę innowacyjną.