Europejskie kraje bankrutują częściej niż polscy przedsiębiorcy.
Mogłoby się wydawać, że uchodźcy, terroryzm, gospodarcza stagnacja i groźba nowego konfliktu zbrojnego wyczerpują listę największych zagrożeń, przed jakimi stoi dzisiaj Europa. Tak jednak nie jest. Równie potężnym zagrożeniem dla europejskiego kontynentu jest możliwość upadku państw.
Na czym polega upadłość państwa? Chodzi przede wszystkim o stan finansów publicznych i taką sytuację, w której wydatki są większe niż przychody, a stan zadłużenia nie pozwala na dalsze zaciąganie zobowiązań. Z reguły do takiej sytuacji dochodzi w tych krajach, w których od dłuższego czasu mamy do czynienia z wadliwie funkcjonującymi instytucjami, zwłaszcza tymi, które są najbardziej istotne dla ich gospodarczego systemu.
Niektórzy twierdzą, że są to zwykle kraje, które zazwyczaj nie przestrzegają norm demokratycznych. Nie wszyscy eksperci podzielają ten pogląd, wskazując, że nie zawsze upadają państwa, w których nastąpił deficyt demokracji. Jak zaznaczają, równie często zdarza się, że niedostatek demokracji albo jej całkowity brak, idzie w parze z bardzo dynamicznym rozwojem gospodarczym, o którym w pełni demokratyczne państwa mogą tylko pomarzyć. I nie jest to wcale przesadą. W komunistycznych Chinach, wzrost PKB w ostatnich latach sięgał nawet 10–12 procent. Wprawdzie w ostatnich latach PKB Chin znacznie spadło i jak się szacuje, wyniesie w bieżącym roku 6,5 proc., to i tak nie zmienia to faktu, że brak demokracji nie przeszkadza temu krajowi w bardzo dynamicznym rozwoju gospodarczym.
Zostawmy jednak na razie na boku akademickie rozważania o tym, co tak naprawdę staje się przyczyną upadku państw. Nie ulega wątpliwości, miały one miejsce, i najprawdopodobniej jeszcze nie raz będziemy ich świadkami. Na taki scenariusz wskazał ostatnio materiał ogłoszony przez „Foreign Policy” – prestiżowy amerykański magazyn, zajmujący się globalną polityką i ekonomią. W lipcu na jego łamach opublikowano „Failed States Index” – coroczny ranking państw, którym grozi upadłość. Wynika z niego, że w Europie mamy dwa kraje, które mogą niebawem upaść. Pierwszym z nich jest aspirująca do UE Bośnia i Hercegowina, drugim zaś objęta od dawna programem Partnerstwa Wschodniego Mołdawia. I to rzeczywiście było istotne novum. No bo przecież do tej pory mówiło się, że jeśli ktoś w Europie upadnie, to najprawdopodobniej będzie pogrążona od dawna kryzysem gospodarczym Grecja czy też Ukraina, dotknięta wojną na wschodzie kraju i gospodarczą zapaścią. Tymczasem Amerykanie wskazują, że równie blisko scenariusza upadku są Bośnia i Hercegowina oraz Mołdawia.
Bankructwa to nie nowość
Upadłość państwa nie jest niczym nadzwyczajnym. Jak spojrzymy na historię świata, to szybko okazuje się, że bankructwo ogłaszały nawet największe potęgi gospodarcze świata. Nie sięgajmy jednak setek lat i ograniczmy swoje poszukiwania do XX wieku. Pierwszy najbardziej rzucający się w oczy przykład to Niemcy, które w wyniku traktatu wersalskiego z 1919 r., zostały ukarane przez zwycięskie mocarstwa (Francja, Wielka Brytania, USA i Włochy) za I wojnę światową.
Traktat nałożył na Niemcy ogromne reparacje wojenne, które miały zostać wypłacone jako rekompensata za straty faktycznie poniesione przez aliantów w wyniku działań wojennych. Sięgały one 132 mld marek w złocie (co odpowiadało 33 mld ówczesnych dolarów). Kwota ta miała zostać wypłacona przez Niemcy w ciągu pięćdziesięciu lat. Była to suma nierealistyczna, ale wysokość reparacji miała hamować rozwój gospodarczy Niemiec. Problem ze spłatą niemieckich zobowiązań z czasów I wojny światowej był m.in. przyczyną wielkiego kryzysu w Niemczech.
Po kilku latach Amerykanie i Brytyjczycy postanowili zredukować te reparacje, wierząc, że będzie to krok zapobiegający nowej wojnie. W rezultacie tego 9 lipca 1932 r. w Lozannie Niemcy zawarły z aliantami układ, w którym zrzekli się oni należnych im sum reparacyjnych. Umorzenie niemieckich zobowiązań nie powstrzymało jednak wodza III Rzeszy Adolfa Hitlera od snucia planów nowej wojny w Europie.
Po II wojnie światowej historia się powtórzyła. Niemcy jednoznacznie uznane za odpowiedzialne za wojnę zostały zmuszone do wypłaty odszkodowania na rzecz państw przez nie poszkodowanych. Straty napadniętych przez Niemcy państw oszacowano na 200 mld dolarów. Gdy powstała Republika Federalna Niemiec okazało się, że zobowiązania jej budżetu sięgają aż 670 proc. W obawie przed ZSRR, dług Niemiec został zredukowany o 90 procent i rozłożony na raty. Konrad Adenauer, chcąc uchodzić za jedynego reprezentanta Niemiec na arenie międzynarodowej, nie mógł odmówić spłaty zobowiązań czy po prostu ogłosić upadłości. Dlatego uzgodnił umorzenie znaczącej części zobowiązań. Kwoty te Niemcy spłacili dopiero w 2010 roku. Problem ze spłatą niemieckich zobowiązań z czasów I wojny światowej był przyczyną wielkiego kryzysu. Umorzenie zobowiązań w całości na początku lat 30. ubiegłego wieku oznaczało też faktyczne bankructwo Niemiec.
Możliwość ogłoszenia upadłości przez zachodnioniemiecki rząd sprawiła, że niemiecki dług wobec państw – ofiar II wojny światowej – został zredukowany o 90 procent i rozłożony na raty. Wyjątkiem były zobowiązania Niemiec Zachodnich wobec Izraela i Żydów. W tym przypadku RFN zobowiązała się wypłacić Izraelowi 3,4 mld marek za straty majątkowe oraz 23,3 marek tytułem odszkodowań indywidualnych dla Żydów.
W wyniku nacisków wpływowych kół i organizacji żydowskich tę ostatnią kwotę zwiększono do 49 mld marek. Ostatecznie sprawę odszkodowań za II wojnę światową Niemcy zamknęły dopiero w 2010 roku, ale łącznie były to odszkodowania znacznie niższe niż zostały określone przez aliantów. Niewiele jednak brakowało, by Niemcy (zachodnie Niemcy) stały się państwem upadłym.
Ze spłatą wojennych odszkodowań przez Niemcy miała związek groźba upadłości Wielkiej Brytanii, która najmniej w Europie może się kojarzyć z państwem-bankrutem. W 1932 r., w wyniku zawieszenia spłat reparacji wojennych przez Niemców, Brytyjczycy nie byli w stanie spłacać zobowiązań zaciągniętych u Amerykanów. Sytuację pogarszał dodatkowo szalejący na świecie kryzys gospodarczy. Spadek handlu miał kolosalne skutki dla budżetu Wielkiej Brytanii. Waszyngton rzucił wyspiarzom koło ratunkowe, godząc się na zawieszenie, a potem dłuższe czasowo rozłożenie brytyjskich zobowiązań wobec USA. To uratowało przed bankructwem brytyjskie imperium. Mało tego. W czasie II wojny światowej Brytyjczycy zaciągnęli nowe zobowiązania u Amerykanów. Ostatecznie spłacili je dopiero w 2006 roku.
Polska również została dotknięta widmem bankructwa. Stało się to u schyłku komunistycznej PRL. W 1981 roku rząd gen. Wojciecha Jaruzelskiego ogłosił, że PRL nie posiada środków na spłatę swojego zadłużenia wobec zagranicznych wierzycieli. Wynosiło ono wówczas prawie 25,5 mld dolarów, co stanowiło ponad 50 proc. polskiego dochodu narodowego.
Kilka lat później, na początku 1989 r., było to już prawie 46 miliardów dolarów, co stanowiło równowartość prawie 65 proc. ówczesnego naszego dochodu narodowego. Warto również zaznaczyć, że całkowity wzrost PKB w latach 1979–1989 wyniósł w Polsce zaledwie 1,1 proc. Krótko mówiąc, komunistyczne władze dobrze wiedziały, że Polska jest już całkowitym bankrutem. Dlatego rozpoczęły rozmowy z solidarnościową opozycją, zawierając z nią polityczny kompromis i uruchamiając polityczne zmiany. Komunistom bardziej jednak zależało na zachowaniu władzy niż na oddaleniu widma bankructwa. Tak czy inaczej, zmiany polityczne, jakie się wówczas w Polsce zaczęły, zaowocowały podjęciem przez zachodnich wierzycieli (Klub Paryski, Klub Londyński) rozmów w sprawie restrukturyzacji naszego zadłużenia. W wyniku tych rozmów nasze zadłużenie zostało dwukrotnie zredukowane (w 1991 r. o 30 proc. i w 1994 r. o 20 proc.), umorzono także niezapłacone wcześniej odsetki. Ostatecznie nasze zobowiązania zostały uregulowane dopiero w marcu 2009 r. i dopiero wtedy ostatecznie zniknęło widmo bankructwa naszego państwa.
W gronie bankrutów swoje stałe miejsce ma Rosja, która na przestrzeni ostatnich stu lat, upadała kilkukrotnie. Ostatnia głośna upadłość przypada na roku 1998 i czasy panowania Borysa Jelcyna. By ratować gospodarkę rosyjską, władze zdewaluowały wówczas rubla i ogłosiły 90-dniowy okres odroczenia spłaty zobowiązań wobec zagranicznych wierzycieli. Powodem bankructwa Rosji był wówczas mocny spadek cen surowców, zwłaszcza ropy. Ceny ropy to zresztą problem wielu innych państw, których budżet opiera się na zyskach z jej sprzedaży. Z tego powodu nawet tak bogate kraje, jak Zjednoczone Emiraty Arabskie mają szansę także kiedyś ogłosić upadłość.
———————
Całość w najnowszej “Gazecie Finansowej”.