Raty kredytów w złotówkach wkrótce poszybują w górę.
Benjamin Franklin, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki, mawiał, że aby poznać prawdziwą wartość pieniędzy, należy ich trochę od kogoś pożyczyć. Nie minął się z prawdą. O tym, że pieniądze mają największą wartość, gdy musimy je oddać najlepiej wiedzą frankowicze. To oni boleśnie przekonali się, że rata kredytu na pstrym koniu jeździ. Najbardziej bolesna lekcja to ta, że na końcu i tak wygrywa bank. Podobna lekcja czeka wkrótce kredytobiorców, którzy zaciągnęli swoje zobowiązania w złotych polskich, ale ze zmienną stopą oprocentowania. Ich liczbę szacuje się na 2,7 mln osób. Ekonomiści są zgodni, wkrótce rata kredytu o wartości 250 tys. złotych może wzrosnąć nawet o 500 złotych!
Grzmoty z daleka
O tym, że zbliża się kryzys na rynku kredytów, mówi się od kilku miesięcy. Zagrożeniem dla rzesz Polaków ma być dominacja kredytów ze zmiennym oprocentowaniem. Komisja Nadzoru Finansowego w swojej znowelizowanej rekomendacji S zachęca banki do wprowadzenia do swojej oferty produktów kredytowych ze stałą stopą procentową. Na razie banki dopiero zaczynają oferować kredyty ze stałym oprocentowaniem. Jednak ponieważ kredyty te są oferowane maksymalnie na 5 lat, nie cieszą się zainteresowaniem. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że kredytobiorcy chętnie skorzystaliby z oferty na stałe oprocentowanie, nawet gdyby kredyt wiązał się z większymi kosztami. Jednak krótki okres takich warunków stawia pod znakiem zapytania sens takiego zobowiązania. Po co płacić wyższe raty kredytowe teraz, kiedy dostać kredyt jest łatwo i nie jest on drogi, a po pięciu latach i tak przejść
na warunki ogólne?
Szacunki mówią, że obecnie na rynku są zaledwie 4 tysiące kredytów ze stałą stopą oprocentowania. Pionierem wśród banków jest PKO Bank Polski, który zapowiedział wprowadzenie na szeroką skalę oferty kredytów hipotecznych ze stałym oprocentowaniem. Jest pewne, że na rynku usług bankowych pojawią się kredyty ze stałą stopą oprocentowania i to niewykluczone, że na cały okres kredytowania. Poprawę sytuacji może przynieść zainteresowanie banków stabilnością poziomów płynności finansowej i to w perspektywie kilkudziesięciu lat.
W dobie niskich stóp procentowych, łatwo zapomnieć o tym, jak ważne dla naszego domowego budżetu są ich wartości. Jeszcze 5 lat temu wskaźnik WIBOR 3M był na poziomie około 5 proc. Obecnie jego wartość to około 2 proc. Oznacza to, że w przypadku kredytu o wartości 250 tys. złotych zaciągniętego na 30 lat jest mniejsza o przeszło 500 złotych i wynosi około 1200 złotych. Gdyby WIBOR 3M wyniósł 10 proc. (tak było 15 lat temu), to rata tego samego kredytu wyniosłaby 2600 złotych. Ryzyko jest więc znaczne i może być nawet gorsze od ryzyka walutowego. Dlatego KNF proponuje wprowadzenie kredytów ze stałą stopą oprocentowania na okres co najmniej 10 lat. O tym, że wzrośnie oprocentowanie kredytów, ostrzegają bankowcy, a nawet doradcy kredytowi. Obecnie w trakcie zaciągania kredytu podpisujemy oświadczenie o ryzyku, które niesie za sobą zmienna stopa oprocentowania kredytu. Podpisujemy też symulację rat kredytu w przypadku wzrostu stóp procentowych. Przypomina to trochę informowanie o ryzyku walutowym podczas powszechnej akcji kredytowej w obcych walutach.
Nadchodzi burza
Frankowicze zaufali bankom. Niskie koszty kredytu, niskie oprocentowanie, galopująca gospodarka… Wszystko to mogło sprawić, że ponad milion Polaków straciło poczucie rzeczywistości, która jest gorsza niż ta kreowana przez niektórych doradców kredytowych. Chociaż od 10 lat sytuacja kredytobiorców, którzy wybrali tzw. kredyty frankowe, jest gorsza od kredytobiorców złotówkowych, to sytuacja może się błyskawicznie zmienić.
Polskie stopy procentowe pozostają na rekordowo niskich poziomach. Główna stopa procentowa wynosi 1,5 proc. Dzięki temu kredyty obecnie oprocentowane są na poziomie około 4,3 proc. Wszyscy zgodnie zauważają, że stopy procentowe są tak niskie i już od takiego czasu, że w końcu muszą poszybować w górę.
Tym, co może skłonić Radę Polityki Pieniężnej do takiego ruchu, jest rozwijająca się gospodarka, która już zaczyna łapać inflacyjną zadyszkę. W perspektywie 2–3 lat stopy procentowe mogą wynieść 3,5 proc., co będzie oznaczać wzrost raty o nawet 300 złotych. Adam Glapiński, prezes NBP twierdzi, że nie do końca przyszłego roku widzi potrzeby, aby stopy procentowe wzrosły do 5 i więcej procent. O tym, jak niebezpieczne może być to zjawisko, świadczą dane. Na 3,63 mln osób, które mają kredyt, aż 2,68 mln osób ma kredyt w złotówkach. Ich łączne zadłużenie wobec banków to 248 mld złotych. Wzrost stóp procentowych o 2 proc. będzie oznaczał ratę kredytu wyższą o co najmniej 5 miliardów złotych. Po ciężkich czasach frankowiczów nadchodzą ciężkie czasy dla złotówkowiczów. Według Biura Informacji Kredytowej, problemy ze spłatą kredytu mieszkaniowego coraz częściej mają kredytobiorcy, którzy zaciągnęli swoje zobowiązania w złotówkach, a nie we frankach, dolarach czy euro. Opóźnienia w spłacie kredytów dotyczą 2,5 proc. złotówkowiczów, a w przypadku frankowiczów wskaźnik ten wynosi nieco ponad 2 proc.
Tajemnica bankowa
W mediach już pojawiają się przecieki na temat tykającej bomby, jak są określane kredyty złotówkowe ze zmienną stopą procentową. Bankierzy odliczają czas do pierwszej zbliżającej się podwyżki stóp procentowych. Konsekwencje dla całego sektora mogą być poważne. Kwestia ta była przedmiotem rozmów podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie. Prezesi największych banków w Polsce i nie tylko, rozmawiali o tym problemie. Teoretycznie wyższa rata oznacza wyższy zarobek banku. W tym wypadku problemem jest efekt skali i fakt, że opóźnienia w spłacie kredytów w tak dobrych czasach wynoszą 2,5 proc. Pytanie zatem brzmi, o ile wzrośnie współczynnik opóźnień w spłacie zobowiązań w przypadku kredytów złotówkowych. Kolejnym zagadnieniem jest, czy banki wytrzymają presję z tym związaną. Za kilka lat problem wzrostu rat kredytów stanie się problemem równie bolesnym, jak problem kredytów frankowych obecnie. Bankierzy nie mają wątpliwości, że to na nich spadnie wówczas piętno wywołane społecznymi napięciami.
Czekając na wybuch
Jest tylko kwestią czasu, kiedy kredyty złotówkowe zaczną drożeć. Najgorsze szacunki mówią o tym, że raty kredytu wzrosną nawet o 40 proc. Już teraz zawiera się kontrakty na WIBOR 3M na poziomie 2,1 proc. (przy obecnym 1,8 proc.). Kontrakty te są instrumentem finansowym, który na rynkach międzynarodowych zapowiada wartość pieniądza w ciągu najbliższych miesięcy. Skoro zatem finansiści nie mają wątpliwości co do wzrostu kosztów obsługi kredytów, to dlaczego my mielibyśmy mieć? Wzrost raty kredytu o ponad 40 proc. będzie poprzedzony wzrostem inflacji, która dopiero przy wartości 5 proc. spowodowałaby tak gwałtowny wzrost stóp procentowych i przez to rat kredytu. Najprawdopodobniejszym wzrostem jest ten o około 12 proc. w stosunku do obecnych rat kredytów.
Czy można już w jakiś sposób przeciwdziałać zbliżającemu się tsunami? O ile nie mamy wpływu na dane makroekonomiczne, to możemy przygotowywać się do większej raty. Już teraz możemy założyć konto, na które będziemy wpłacać kwotę raty kredytu podwyższoną o np. 200 złotych. Wpłatę zwiększonych środków możemy robić stopniowo, przez co zmianę odczujemy łagodniej. To główna rada doradców finansowych. Możemy też pomyśleć o refinansowaniu naszego obecnego kredytu na taki ze stałą stopą oprocentowania. Jednak w tym wypadku potencjalne korzyści mogą nie odpowiadać kosztom refinansowania w postaci prowizji i innych opłat manipulacyjnych.
Nie da się uniknąć podwyżki stóp procentowych, a przez to wzrostu rat kredytu. Obecni kredytobiorcy nie mają wyboru. Przyszli powinni się zastanowić, czy będzie ich stać na kredyt ze znacznie wyższą ratą.