2.5 C
Warszawa
niedziela, 24 listopada 2024

Masakra oligarchów

Rosyjska gospodarka powoli umiera. Topnieją rezerwy, a zdolność przyciągania zagranicznych kapitałów jest równa zeru. Amerykanie tymczasem są gotowi do bardzo długiej konfrontacji.

Po ostatnich sankcjach rosyjscy oligarchowie przypominają niedobitki putinowskich najemników zdziesiątkowanych kilka tygodni temu w Syrii przez amerykańską armię. Ważniejsze są jednak następstwa dla Kremla. Retorsje przekształciły rosyjską gospodarkę w toksyczny problem. To z kolei powód rosnącego niezadowolenia społecznego. Na razie w lokalnym wymiarze, lecz nie ma wątpliwości, że wewnętrzne zagrożenia władzy Putina tylko rosną.

Czarny poniedziałek

W kwietniu administracja Donalda Trumpa ukarała Rosję kolejnymi sankcjami. USA dokonały najsilniejszego uderzenia ekonomicznego w Kreml od czasu restrykcji 2014 r. nałożonych powodu wojny na Ukrainie. Obecnie Waszyngton nałożył personalną blokadę na interesy z siedmioma oligarchami należącymi do otoczenia Władimira Putina. Wśród nich znaleźli się: aluminiowy baron Oleg Dieripaska, Wiktor Wekselberg („Renowa”), Sulejman Kerimow („Mieczeł”) i Kiriłł Szamałow, zięć rosyjskiego prezydenta. Ostatniemu nie pomógł nawet fikcyjny rozwód z córką Putina, Jekatieriną. Cóż za poświęcenie dla pieniędzy!

Ponadto sankcjami objęto 17 kremlowskich czynowników i prezesów państwowych korporacji, żeby wymienić tylko szefa „Gazpromu” Aleksieja Millera. Ograniczenia nałożono również na 12 koncernów tej renomy, co zbrojeniowy monopolista „Rostech”. Dlaczego akurat teraz? Na pytanie odpowiedział „The Wall Street Journal”, wyjaśniając, że to odpowiedź na rosyjską ingerencję w amerykańskie wybory. Wśród innych zarzutów znalazły się ataki cybernetyczne, napaść na Ukrainę oraz wsparcie syryjskiego dyktatora.

Sekretarz prasowa Białego Domu Sarah Sanders oświadczyła, że po nałożeniu sankcji prezydent Trump: „Spodziewa się zasadniczej zmiany postępowania Moskwy na arenie międzynarodowej”. Paradoksalnie najmniej parlamentarny w słowach okazał się kongresmen Adam Schiff , przewodniczący komisji do spraw wywiadu. Powiedział bez ogródek, że celem restrykcji jest: „Izolacja reżimu Putina i finansowe ukaranie popierających go oligarchów, czyli najważniejszej bazy Kremla”.

A jak zareagowała Rosja? Jeśli chodzi o skutki ekonomiczne, najlepszym opisem będzie wybuch paniki. „Czarny poniedziałek”, tak zatytułował swoją relację ukraiński portal „Obozriewatiel”. Waszyngton ogłosił sankcje w piątkowy wieczór, dlatego światowe rynki finansowe odreagowały po weekendzie. I tak rosyjskie indeksy giełdowe zawaliły się o 11,42 proc., a wraz z nimi podążył rubel. Rosyjska waluta dotarła do psychologicznego progu 60 rubli za dolara i 74 rubli za euro. Tym samym ponowiła spadkowy rekord grudnia 2014 r. Teraz w ciągu 24 godzin z Rosji wyparowało ok. 50 mld dolarów.

Natomiast zwykli Rosjanie stali się znowu biedniejsi, bo ceny importowanych towarów natychmiast podskoczyły o 4 proc. W ten sposób sankcje zniweczyły efekt podwyżki dla sfery budżetowej rozdanej przez Kreml przed marcowymi wyborami prezydenckimi. Miliarderzy z czarnej listy stali się ubożsi o 16 mld dolarów. Najbardziej dostało się Dieripasce. Aluminiowy gigant „Rusał” stracił na światowych giełdach 40 proc., wydał zatem komunikat o możliwości „technicznego bankructwa”.

Wekselberg stracił nieco mniej, bo umiejętnie dywersyfikował biznes, wykupując udziały zachodnich firm. Tyle że Biały Dom zagroził identycznymi restrykcjami wszelkim firmom z krajów trzecich. Dlatego w tarapaty wpadły szwajcarskie koncerny Oerlikon i Sulzer, w których Wekselberg ma kontrolne pakiety akcji. Rosyjskie akcje wyprzedaje także znany pośrednik w handlu surowcami energetycznymi, szwajcarski „Glencore”. Będąc głównym inwestorem „Rusału”, sam stracił 3,4 proc. notowań.

Spadki nie ograniczyły się do nazwisk z sankcyjnej listy. Największym przegranym okazał się „czysty” wspólnik Dieripaski. Ubytki „Norylskiego Niklu” Władimira Potanina są szacowane na 2,5 mld dolarów, czyli 14,5 proc. wartości. Następny to Roman Abramowicz: jego stalowa kompania „Jewraz” obsunęła się na giełdach o 15 proc. Panika objęła właściwie wszystkie kluczowe aktywy Rosji. Na przykład kapitalizacja największej państwowej instytucji finansowej „Sbierbanku”, którego kondycję brytyjski „The Guardian” uważa za „barometr rosyjskiej gospodarki”, spadła o 17 proc. Koncern wydobycia złota „Polus” zubożał o 16 proc.

Nic dziwnego, że znana komentatorka Julia Łatynina skwitowała całą sytuację krótko: „Departament finansów USA zwolnił ze stanowiska oligarchy kilku kremlowskich biznesmenów, kończąc jednocześnie ich międzynarodowe kariery”. Jak mówi Łatynina, sankcje personalne stały się kijem włożonym w mrowisko. Inni zagrożeni gorączkowo transferują swoje kapitały, szukając dla nich bezpiecznego schronienia. A to z zadowoleniem wykorzystuje amerykańska skarbówka, śledząc wirtualne trasy i kwoty w celu przygotowania następnego uderzenia.

Jakiś czas temu właściciel grupy kapitałowej „Alfa” Michaił Fridmann ostrzegał: „Z obecną władzą najbezpieczniej się układać w drugim szeregu. Prowadzić interesy w świetle kamer to zbyt groźne. Większe dystanse są z kolei nieracjonalne, bo się człowiek w porę nie dokrzyczy”. Tym razem jednak filozofi a Fridmanna zawiodła. Najnowsze sankcje zasadniczo zmieniają globalne reguły gry dla rosyjskiego biznesu. Po pierwsze retorsje objęły oligarchów, którzy zrobili majątki przed prezydenturą Putina, a więc w latach 90. XX w. To oni mają nadal ogromny wpływ na kremlowski reżim, bo jako gwarancję swojej własności wybrali aktywne wsparcie jego polityki.

O Dieripasce zrobiło głośno, gdy na jaw wyszły jego ciemne związki ze sztabem wyborczym Donalda Trumpa. Wekselberg jako polisę ubezpieczeniową wybrał powiązania ze służbami specjalnymi. Kerimow został niedawno aresztowany we Francji, nominalnie za machlojki podatkowe na rynku nieruchomości. Jednak gdy bliżej przyjrzeć się zarzutom francuskiej prokuratury, na jaw wychodzą walizki gotówki, a więc subsydia Putina dla Frontu Narodowego Marine Le Pen. Rosyjskie banki legalizują pieniądze reżimów Syrii i Północnej Korei z pełną świadomością łamania rezolucji ONZ.

Ile pociągnie gospodarka?

Po drugie, zmiana reguł gry dotyczy całej gospodarki Rosji. Jak zauważył komentator „Financial Times” Timothy Ash, od kwietnia wszelkie aktywy tego kraju stały się „toksyczne”. Dlaczego? Biały Dom najwyraźniej wziął sobie do serca marcowy apel „The Washington Post”. Amerykański tytuł nie bez racji ocenił, że na wieść o ekspulsji rosyjskich dyplomatów w odwecie za otrucie Siergieja Skripala, że „cała reakcja Putina ograniczy się do wzruszenia ramionami”. Zaproponował w zamian, aby Zachód na serio dobrał się do pieniędzy rosyjskiego prezydenta, tylko formalnie należących do jego oligarchów. „Najlepiej zlikwidować kremlowskie depozyty rozpoczynając operację od zdemaskowania anonimowych lokat i kont. Ponieważ Putin i jego przyboczni wytransferowali środki na Zachód, po to, aby nadal rządzić Rosją”.

Idąc tym tropem, „Th e New York Times” skomentował, że oligarchowie zostali postawieni przed wyborem. Albo nadal będą popierali międzynarodowe awantury Putina, za cenę repatriacji swoich kapitałów do Rosji, co wyda ich pastwę Kremla. Drugi wariant jest oczywisty. Od kwietnia każdy z nich sto razy pomyśli, zanim wyrazi gotowość sfinansowania kolejnej agresji lub ataku cybernetycznego. Reakcja międzynarodowych koncernów na sankcje jest przewidywalna. Zdecydowana większość dystansuje się, jeśli nie ucieka od rosyjskich aktywów i papierów wartościowych. Właściwe jest pytanie, czy w takich warunkach kremlowska gospodarka przeżyje?

Według ekspertów będzie to zależało od wielu czynników. Na krótką metę obecne straty są do odrobienia. Wysokie ceny ropy naftowej zapewniają Kremlowi poduszkę bezpieczeństwa. Oczywiście nie tak puszystą, jak w latach 2010– 2012, gdy Putin miał do dyspozycji setki miliardów dolarów zachomikowanych w czasach naftowej prosperity. Dziś skarbiec jest pusty. Marne resztki zostaną szybko wydane, zważywszy, że rząd federalny ustami wicepremiera Arakadija Dworkowicza już zapowiedział pomoc dla „dyskryminowanych przedsiębiorców”. A to oznacza nadzwyczajne dotacje lub pośrednie ulgi powiększające i tak sporą dziurę budżetową.

Co innego z wyzwaniami długoterminowymi, bo na taki dystans są obliczone sankcje. Przecież państwo ma dziś prawie 50 proc. udziałów w gospodarce. Kreml jest największym pracodawcą, inwestorem i opiekunem socjalnym. Natomiast gospodarka jest mocno zdeformowana surowcowym charakterem oraz specyfiką zatrudnienia. Ok. 6 mln Rosjan służy w armii i resortach siłowych z założenia nieprzynoszących ekonomicznego zysku. Kolejne miliony są zatrudnione w dotowanym przez państwo sektorze zbrojeniowym. Wydobycie surowców decyduje więc o 70 proc. wpływów eksportowych, połowie PKB i budżetu federalnego, czyniąc zarazem Rosję tak podatną na zagraniczne sankcje.

W takiej sytuacji Witalij Szarpan z Rosyjskiego Stowarzyszenia Analityków Finansowych mówi prosto z mostu: „Rosyjska gospodarka powoli umiera. Na naszych oczach topnieją rezerwy, a zdolność przyciągania zagranicznych kapitałów jest równa zeru. Jednak to, co szczególnie widoczne w najnowszych sankcjach, to amerykańska strategia technologicznej izolacji Rosji. Zablokowano oligarchów niosących dla Kremla innowacyjne nowinki. Abramowicz, Dieripaska i Potanin są właścicielami i udziałowcami setek zachodnich start-upów. Oprócz tego Wekselberg jest prezesem putinowskiej Fundacji «Skołkowo», czyli finansuje największą w Rosji platformę innowacyjną. Wszystko razem świadczy o amerykańskich zamiarach bardzo długiej konfrontacji”.

Tymczasem, jak ocenia „Financial Times”, Waszyngton (a za nim cały Zachód), przeszedł sankcyjny Rubikon. Każdy koncern czy start-up musi od kwietnia brać pod uwagę wszelkie konsekwencje ewentualnej współpracy z Rosją. „Inwestorzy i rynki będą się liczyły z tym, że relacje Zachodu z Rosją są nie tylko najgorsze od 30 lat, ale będą się bardziej komplikować. W związku z tym pewne są kolejne sankcje, które zwielokrotnią ryzyka związane z posiadaniem jakichkolwiek rosyjskich aktywów”. Rosja płaci właśnie straszną cenę za międzynarodowe obsesje Putina.

A teraz najciekawsze. „Paniczna reakcja została tylko po części wywołana amerykańskimi sankcjami. Na rosyjski biznes, w takim samym, jeśli nie większym stopniu, wpływa niepewność związana z możliwym odwetem Kremla”. To fragment analizy portalu RBK, bodaj najbardziej opiniotwórczego tytułu ekonomicznego Rosji. Jak twierdzi RBK, Kreml nie ma absolutnie żadnej możliwości zareagowania symetrycznym odwetem, bez przyczynienia rosyjskiej gospodarce jeszcze większych strat. Najgorsze jest to, że ze względów politycznych Putin jest gotowy dokonać gospodarczego samobójstwa.

Przede wszystkim postara się zrekompensować straty oligarchom. Nie wszystkim, tylko wybranym, co otworzy etap wewnętrznej wojny elit o dotacje. Ponadto na rozkaz Kremla Duma przygotowuje ustawę o ograniczeniu relacji handlowych z USA, a to wywoła nowe sankcje amerykańskie. Krąg poszkodowanych akcjonariuszy i przedsiębiorców Rosji będzie więc stale rósł, bo wiele firm ogłosi bankructwo, a i tak wysoki odpływ kapitału jeszcze się powiększy. Spodziewana ucieczka zachodnich rynków finansowych od rosyjskich papierów wartościowych, w tym rządowych obligacji, będzie chwiała stale kursem rubla, wpływając negatywnie na poziom inflacji.

Rosja straszy na przykład, że przestanie dostarczać amerykańskim koncernom, takim jak Boeing, tytanu niezbędnego w produkcji samolotów. Ponadto zakaże sprowadzania amerykańskich leków. Tyle że znany ekonomista Jewgienij Gontmaher przestrzega: dla USA wymiana z Rosją stanowi 0,2 proc. bilansu handlowego. Relacja odwrotna mówi 6–7 proc. Gospodarka USA zapewnia 25 proc. globalnej wymiany handlowej. Rosja wnosi 1,7 proc. bo jest gospodarką dziesiątki razy mniejszą od amerykańskiej, a na dodatek nieefektywną z powodu korupcji i niskiej jakości zarządzania. Dlatego jak mówi Gontamher, rosyjskie groźby nie robią na amerykańskim biznesie żadnego wrażenia. Co więcej, już kilkunastu miesięcy Waszyngton przygotowuje się do przerwania kontaktów z Moskwą. Nie zrywa wprawdzie obowiązujących umów, na przykład we współpracy kosmicznej, ale nie zamierza ich prolongować. Zatem każda decyzja odwetowa, taka jak tytanowe embargo, tylko wypchnie rosyjskich dostawców z rynku USA. Za to Amerykanie natychmiast wykorzystają istniejącą konkurencję. Przegrają rosyjski biznes i gospodarka.

Podobnego zdania jest główny ekspert ekonomiczny Putina. Były minister finansów Aleksiej Kudrin przygotował gospodarczy program obecnej kadencji rosyjskiego prezydenta. Mówi jednak wprost: „Kreml ma tylko dwa lata na przeprowadzenie niezbędnych oraz niepopularnych reform, bo nie później niż w 2020 r. rozpocznie się nieoficjalna kampania wyborcza, związana z niepewną przyszłością polityczną Putina”. Na pytanie, jak realizować reformy bez technologicznego i finansowego wkładu Zachodu Kudrin nie ma odpowiedzi. Największe obawy rosyjskich ekspertów budzi jednak postawa zwykłych Rosjan. To oni ponoszą najdotkliwsze skutki sankcji i zapaści gospodarczej.

Lud się burzy

Deputowany Piotr Tołstoj jest jednym z inicjatorów twardego, symetrycznego odwetu na USA. Doskonale zdaje sobie sprawę, że importu amerykańskich leków, wartego 6 mld dolarów, nie zamienią chińskie surogaty. Na pytanie, jak Rosjanie mają ratować zdrowie i życie odpowiada: „Niech piją Bojarysznik” (spirytusowa nalewka z brzozowej kory). Ogrom pogardy wynikający z rozwarstwienia na bogatą klasę uprzywilejowaną i resztę hołoty może się zakończyć nieoczekiwanie szybko. Już pod koniec ubiegłego roku centrum eksperckie Kudrina podniosło alarm. Lud się burzy, czego dowodem jest wzrastająca aktywność protestacyjna Rosjan.

Analiza Komitetu Inicjatyw Obywatelskich ujawniała, że w 40 z 86 regionów administracyjnych kraju są ogromne problemy społeczne. Od ekologii, przez represje struktur siłowych, po masowe oszustwa, malwersację, korupcję i wzrost biedy. Na dodatek w jeszcze większej liczbie regionów toczą się klanowe wojny miejscowych elit o kurczące się z powodu kryzysu łupy ekonomiczne. Rosja dosłownie została wprawiona w społeczne wibracje. Cierpliwość prysła po marcowych wyborach prezydenckich. Gdy w syberyjskim Kemirowie spaliło się kilkadziesiąt osób, w tym czterdziestka dzieci, lokalne władze nawet nie usprawiedliwiły się przed gniewnymi demonstracjami tysięcy mieszkańców.

Kolejnym epicentrum stał się Wołokołamsk. Ponad pięćdziesięcioro dzieci ciężko zatruło się oparami gigantycznego wysypiska, na które codziennie zwożone są tony śmieci z Moskwy. Oburzenie na skorumpowaną administrację siedzącą w kieszeni u właścicieli – miliarderów jest ogromne. Tysiące manifestantów obrzuciło śnieżkami i wygwizdało gubernatora obwodu, a ten nawyzywał ich od marionetek zachodnich służb i wezwał na pomoc OMON.

W syberyjskim Krasnojarsku pada śnieg czarny od przemysłowych skażeń i ludzie protestują regularnie. W południowym Krasnodarze strajkują lekarze, którym obcięto płace. W Petersburgu zawiązała się Zielona Koalicja dla ratowania miejskiej zieleni przed kryminalną zmową władz i deweloperów. Od dwóch lat władze nie mogą spacyfikować protestu kierowców tirów obciążonych drakońskimi podatkami. Od 2016 r. trwa protest farmerów pozbawianych ziemi. Strajkowała już Rosyjska Akademia Nauk zagrożona likwidacją. Do strajku przygotowują się nauczyciele niezadowoleni z warunków pracy i płacy. W ubiegłym roku przez ogromny kraj przetoczyły się antykorupcyjne demonstracje Aleksieja Nawalnego.

Nic dziwnego, że w marcu światło dzienne ujrzał raport analitycznej grupy Minczenko. „Prezydent Putin nie jest w stanie zatykać wszystkich rodzących się problemów. Dlatego Rosję czeka wzrost niepolitycznych protestów. Ich tematem będzie ekologia, zła sytuacja socjalna, ale największym wyzwaniem staną się technogenne sytuacje nadzwyczajne”. Raport obala też mit, jakoby społeczeństwo znalazło się w obywatelskim letargu, bo zostało przekupione przez Kreml. Jak się okazuje, ta metoda już nie działa. Najnowszy sondaż ośrodka socjologicznego „Lewada” pokazuje, że Rosjanie przestali być dumni z nowoczesnej armii i uzbrojenia oraz mocarstwowej polityki zagranicznej Putina. W centrum uwagi są problemy, które stoją za demonstracjami i strajkami. Rosjanie boją się bezrobocia, kolejnych cięć w dochodach oraz myślą o zdrowiu i edukacji. A tego Kreml nie jest im w stanie zapewnić.

No dobrze, ale jak mają się do tego sankcje? Cytując profesora Nikitę Pietrowa z WSZE: „Z powodu zachodnich retorsji rosną problemy przedsiębiorstw, które grożą ich bankructwem, co przekłada się na coraz gorsze położenie ekonomiczne obywateli”. Grupa Minczenki sygnalizuje, że w Rosji ścierają się dwie tendencje. Coraz gorsza sytuacja gospodarcza połączona z niskim poziomem elit i brakiem zrozumienia oraz sposobów rozwiązywania konfl iktów społecznych. Drugą tendencją, czyli odpowiedzią jest wzrost aktywności obywatelskiej. „Całość prowadzi do strategicznego osłabienia Kremla i osobiście Władimira Putina, negatywnie odbijając się na jego prawie do rządzenia krajem”. Jak komentuje sytuację szwajcarski „Neue Zurcher Zeitung”: Rosja nie ma dobrej strategii na taką sytuację. Najnowsze rakiety «Kindżał » to żadna odpowiedź na sankcje i straty gospodarcze”.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news