-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Brexit a sprawa futbolu

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej uderzy w najbogatszą piłkarską ligęświata. Już teraz Premier League płaci wysoki rachunek za decyzję Brytyjczyków o opuszczeniu Wspólnoty.

 Dwa lata temu (8 sierpnia 2016 r.) Brytyjczycy zagłosowali w referendum za opuszczeniem Unii Europejskiej. Sceptycy wieścili, że nieodwracalna decyzja wstrząśnie całą europejską gospodarką. Nic takiego się jednak nie stało. Niewykluczone, że ekonomiczne perturbacje pojawią się dopiero pod koniec marca 2019 roku, wtedy bowiem Wielka Brytania oficjalnie opuści Wspólnotę. Na razie negocjatorzy obu stron wciąż nie potrafi ą ustalić, jak będą wyglądać „reguły gry”, po wyjściu Królestwa z unijnych struktur.

Negocjacyjny impas dotyczy przede wszystkim przyszłego statusu brytyjskich terytoriów takich jak Gibraltar oraz losów Irlandii Północnej, a także dostępu Brytyjczyków do wspólnego rynku przepływu osób, towarów i usług. Unia chce jego ograniczenia, z kolei Londynowi zależy na pozostaniu w strefie wolnego handlu. W całej tej dyskusji zupełnie pomija się post-brexitowe losy najbogatszej ligi świata, jaką jest Premier League, której kluby co roku wpłacają do państwowego budżetu ok. 2 miliardów funtów w podatkach. Głosy obaw słychać co najwyżej w środowisku piłkarskim, a i tak są one za ciche, by ktokolwiek w Brukseli lub Londynie je usłyszał. Już teraz angielskie kluby dostają po kieszeni z powodu spadku wartości funta szterlinga. A to dopiero przedsmak problemów, którym Premier League będzie musiała stawić czoła po 29 marca 2019 roku. To właśnie wtedy Królestwo opuści strefę wolnego handlu, co może oznaczać koniec transferowego szaleństwa angielskich klubów. To zaś pośrednio przełoży się na spadek wartości praw do transmisji ligowych spotkań, które wycenia się na kilka miliardów funtów w skali jednego roku.

„Destrukcyjna ścieżka Brexitu, którą podąża rząd, grozi tym, że kluby w całym kraju doświadczą niszczącego efektu” – wyznał niedawno prezes FC Burnley, Mike Garlick, dodając, że już dziś piłkarze niechętnie przylatują na Wyspy.

Spada funt, rosną koszty

Największym problemem angielskiego futbolu jest spadek wartości funta, wywołany wynikiem referendum z 2016 roku. W przeciągu jednego dnia notowania brytyjskiej waluty spadły o kilkanaście procent. Od tamtej pory funt wielokrotnie „próbował” wrócić do dawnych poziomów, jednak jego kurs, osiągnąwszy niewielki szczyt, ponownie pikował. Słaba waluta jest korzystna dla eksporterów, którzy, mimo że nominalnie otrzymują tyle samo pieniędzy, to realnie mają ich więcej. Dla importerów deprecjacja stanowi jednak poważny problem, sytuacja się bowiem odwraca i to oni osiągają relatywnie niższe zyski.

Tak się akurat składa, że na rynku transferowym Anglia jest „importerem netto” – więcej i drożej kupuje z zagranicy, aniżeli sprzedaje. Z raportu firmy Deloitte („Annual Review of Football Finance 2018”) wynika, że w sezonie 2015/16 kluby z Premier League kupiły zawodników spoza Wysp za łączną kwotę ok. 900 mln funtów, podczas gdy sprzedały za ok. 370 mln. Problem polega na tym, że transfery na Starym Kontynencie rozlicza się w euro, który w ostatnim czasie zyskał do funta kilkanaście procent. Z kolei transakcje z klubami z Ameryki Południowej (czyli drugiego co do wielkości rynku transferowego po Europie) dokonywane są w dolarach, który również umocnił się względem szterlinga.

Skutki deprecjacji najlepiej prześledzić na przykładzie konkretnych transferów. W 2016 roku Manchester United kupił z AS Monaco Francuza Paula Pogbę za 105 mln euro. Transfer miał miejsce chwilę po sierpniowym referendum, kiedy funt notował kolejne spadki. W dzień transakcji pomiędzy klubami jeden funt kosztował 1,17 euro, co oznacza, że za francuskiego pomocnika Manchester wyłożył 89,7 mln funtów. Gdyby „Czerwone Diabły” zapłaciły AS Monaco kilkanaście dni przed referendum, wówczas w przeliczeniu na brytyjską walutę koszt transferu wyniósłby 80,2 mln (przy kursie 1,31 GBP/EUR). Zatem tylko na jednym transferze Manchester United stracił ok. 10 mln, a więc blisko połowę rocznej pensji ściągniętego z Monaco zawodnika. Spadek wartości funta dotyczy również kosztów prowizji wypłacanych piłkarskim agentom, którzy w imieniu swoich klientów (zawodników) negocjują warunki kontraktów. We wspomnianym sezonie 2015/16 zespoły Premier League przelały na konta pośredników blisko 200 mln funtów, przy czym większość z tych wypłat dokonana była w euro, a to oznacza kolejne realne straty w klubowych budżetach.

Koniec z wolnym przepływem osób

Jeszcze większym zagrożeniem dla Premier League (od deprecjacji krajowej waluty) jest wykluczenie Wielkiej Brytanii ze strefy wolnego przepływy osób. Rząd w Londynie robi, co może, by do tego nie dopuścić, jednak Bruksela w tej konkretnej kwestii nie zamierza ustąpić nawet o centymetr. „Bądźmy szczerzy, Wielka Brytania zdecydowała się opuścić jednolity rynek, dlatego nie może być dłużej tak samo blisko powiązana gospodarczo z resztą UE” – pisał niedawno w „DGP” Michel Barnier, główny negocjator Komisji Europejskiej do spraw rozmów z Wielką Brytanią w sprawie „brexitu”, dając do zrozumienia, że Bruksela wyklucza dalsze uczestnictwo Królestwa w strefie wolnego przepływy towarów, usług oraz osób. Co to ma wspólnego z Premier League?

W angielskich klubach występuje ponad 100 zawodników z pozostałych krajów unijnych, którzy na mocy wspólnotowych przepisów o swobodnym przepływie osób i kapitału, nie muszą uzyskiwać specjalnych zezwoleń (wiz) na grę w krajowej lidze. Opuszczenie przez Królestwo Unii Europejskiej będzie oznaczać, że wspomnianych sportowców obejmą te same zasady, które dzisiaj dotyczą piłkarzy spoza Wspólnoty. A te są na tyle restrykcyjne, że w skrajnym wypadku co czwarty zawodnik Premier League spoza Wysp może nie uzyskać „papierów” na grę w tych rozgrywkach. Przepisy w tym zakresie są bardzo skomplikowane z jednej strony, surowe z drugiej.

Otóż zawodnik spoza UE musi najpierw uzyskać specjalne zezwolenie (tzw. Governing Body Endorsement – GBE) od krajowej federacji piłkarskiej, by móc starać się o zatrudnienie w jednym z klubów Premier League. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ federacja narzuciła bezwzględne kryteria, które dotyczą ilości występów danego zawodnika w reprezentacyjnej drużynie. Przykładowo, piłkarz pochodzący z kraju, którego reprezentacja zajmuje jedno z miejsc 1-10 w rankingu FIFA musi mieć na koncie rozegranych minimum 30 proc. spotkań w narodowych barwach w przeciągu ostatnich dwóch lat. Wraz ze spadkiem pozycji w rankingu rośnie odsetek wymaganych meczów w reprezentacji. Dlatego zawodnik z kraju, który w klasyfikacji FIFA okupuje miejsce z przedziału 31–50 musiałby rozegrać już nie 30 a 75 proc. oficjalnych meczów w narodowej kadrze, by myśleć o grze w Premier League.

Jeżeli natomiast jakiś piłkarz nie spełnia tych kryteriów, a jednocześnie jest już zawodnikiem jednego z klubów Premier League (sytuacja taka będzie miała miejsce, gdy np. w poprzednim roku spełnił kryteria) wówczas klub, który go zatrudnia, może złożyć specjalny wniosek do federacji o przedłużenie wydanego wcześniej zezwolenia. Przy czym wniosek taki należy szczegółowo uzasadnić, powołując się m.in. na wysoki poziom piłkarski danego zawodnika na podstawie konkretnych statystyk. W takiej sytuacji federacja, na podstawie specjalnych przeliczników, rozstrzyga o „być albo nie być” danego sportowca w Premier League.

Czarny scenariusz

Analitycy rynku walutowego już dziś ostrzegają, że po 29 marca 2019 r. nastąpi kolejna przecena funta. Tym samym realne koszty transferów oraz wypłat dla agentów znów wzrosną. Z tym jednak bogata Premier League z pewnością sobie poradzi, większy problem pojawi się wówczas, gdy Bruksela dopnie swego i ostatecznie Wielka Brytania znajdzie się poza burtą unijnej strefy wolnego handlu. Skutkiem tego będzie spadek płynności na transferowym rynku spowodowany restrykcyjnymi przepisami dotyczącymi rejestracji nowych zawodników z jednej strony, z drugiej zaś wzrostem kosztów prowadzenia szczegółowej dokumentacji, której wymaga się od transakcji z krajami trzecimi.

Jak podaje brytyjski serwis bbc.co.uk, w czarnym scenariuszu post-brexitowe perturbacje mogą spowodować spadek wartości praw do transmisji meczów Premier League. Może do tego dojść, już za niecały rok bowiem zdolności transferowe angielskich klubów zostaną mocno ograniczone za sprawą odcięcia Wyspy od strefy wolnego handlu. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy jakiś klub nie kupi młodego zawodnika, tylko dlatego, że nie rozegrał on wystarczającej liczby meczów w reprezentacji.

„Skończenie z wolnym przepływem ludzi jeszcze bardziej utrudni klubom przyciąganie utalentowanych piłkarzy, jeśli rząd wprowadzi bardziej restrykcyjne warunki, jakie trzeba spełnić, by otrzymać wizę” – potwierdza powyższe obawy prezes FC Burnley. A to właśnie transfery młodych gwiazd do Premier League stanowią o medialnej sile tej ligi. Odcięcie od europejskiego rynku transferowego obniży atrakcyjność całych rozgrywek, sprawiając, że wielkie koncerny mediowe nie będą już tak chętnie wykładać miliardów na zakup praw do transmisji. Tego ostatniego najbardziej obawiają się włodarze angielskich klubów, szczególni ci, którzy zainwestowali w futbol swoje prywatne miliony.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news