Ministerstwo Finansów robi podatnikom wodę z mózgu.
Najpierw proponuje drakońskie przepisy o podatku u źródła, parlament je uchwala, a później resort odracza ich stosowanie.
Resort finansów opracował, parlament uchwalił, a prezydent podpisał, przepisy zaostrzające sposób poboru podatku u źródła. Tym razem urzędnicy z ministerstwa zrozumieli, że naprawdę „pojechali po bandzie”, dlatego błyskawicznie odroczyli stosowanie nowych regulacji. W resorcie zdano sobie sprawę, że przepisy zaskoczyły nie tylko przedsiębiorców, ale i pracowników fiskusa, którzy nie zostali na czas przeszkoleni. Zastawiona na podatników pułapka została zawieszona i zacznie działać dopiero za kilka miesięcy.
Bezwzględne 20 proc.
Nowe przepisy dotyczące poboru podatku u źródła zostały uchwalone w październiku ubiegłego roku. Ich treść wywołała popłoch wśród firm rozliczających się z zagranicznymi kontrahentami z tytułu odsetek, należności licencyjnych, dywidend oraz usług niematerialnych (doradcze, konsultingowe, prawne itd.) Oficjalnie przepisy obowiązują już od 1 stycznia, jednak resort finansów poszedł po rozum do głowy i odroczył ich stosowanie. Nowe regulacje zakładają, że polscy podatnicy będą zobowiązani do zapłaty 20 proc. podatku u źródła od należności, których roczna wartość przekroczy 2 mln złotych w ramach transakcji z jednym kontrahentem. Innymi słowy, nowe zasady odnoszą się do sytuacji, w których podatnik (zagraniczny kontrahent) od tego samego płatnika (polskiej firmy) w jednym roku osiągnie przychody na kwotę przekraczającą 2 mln zł. Firmy będą zobowiązane do pobrania i wpłacenia daniny bez względu na to, czy kontrahentowi przysługuje zwolnienie lub obniżona stawka, przewidziane w ustawach o CIT i PIT (np. w stosunku do odsetek lub dywidend) oraz w umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania (w przypadku usług niematerialnych). Dopiero później – gdy podatnik udowodni zasadność zwolnienia (lub obniżonej stawki), a fiskus to potwierdzi – firmy będą mogły uzyskać zwrot nadpłaconego podatku. Oczywiście trzeba będzie się o to upomnieć. Skarbówka sama z siebie nie odda nawet złotówki.
Niekompetentni urzędnicy
Dotychczas obowiązujące przepisy zakładały, że w przypadku, gdy dana należność była zwolniona, to płatnik nie musiał pobierać podatku i wpłacać go na konto fiskusa. Jeżeli natomiast przypisy podatkowe bądź postanowienia umów o unikaniu podwójnego opodatkowania przewidywały obniżoną stawkę, wówczas miała ono zastosowanie bez względu na kwotę płatności. Zaproponowane przez resort finansów regulacje diametralnie zmieniły „reguły gry”. Zgodnie z nimi polscy płatnicy będą mogli odzyskać nadpłacony podatek dopiero po pewnym czasie. A i to nie będzie takie pewne. Skarbówka może bowiem podważyć zasadność zwolnienia (bądź obniżonej stawki) i wszcząć kontrolę krzyżową, mającą na celu zweryfikowanie zagranicznego kontrahenta. Zwrot daniny ma nastąpić w ciągu pół roku od złożenia wniosku w tej sprawie, jednak fiskus może bez uzasadnienia wydłużyć ten termin. Firmy będą zatem zdane na łaską urzędników, którzy nie zawsze odnajdują się w zawiłościach podatku u źródła.
Mało tego, z ustaleń „Gazety Finansowej” wynika, że pracownicy fiskusa nie zostali odpowiednio przeszkleni z nowych przepisów, nie dostali wytycznych z resortu i w konsekwencji regulacje byłyby egzekwowane po omacku, na chybił-trafił. To był główny powód, dla którego ministerstwo 31 grudnia ub. r. wydało rozporządzenie odraczające stosowanie nowych przepisów. W przypadku wypłat z tytułu dywidend, odsetek i usług niematerialnych „zawieszenie” obowiązuje do 30 czerwca 2019 r., natomiast w przypadku należności licencyjnych lub międzynarodowego transportu osób i towarów – do 31 grudnia 2019 r. Odroczenie dotyczy płatności na rzecz podatników mających miejsce zamieszkania, siedzibę lub zarząd na terytorium państwa będącego stroną zawartej z Polską umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, której przepisy określają zasady opodatkowania dochodów z dywidend, odsetek oraz należności licencyjnych (pod warunkiem istnienia podstawy prawnej do wymiany informacji podatkowych).
Kontrowersyjna opinia
Nie wszystkie przepisy październikowej noweli zostały przez resort finansów „zawieszone”. Od 1 stycznia obowiązują m.in. regulacje dające możliwość uzyskania od fiskusa opinii potwierdzającej możliwość zastosowania zwolnienia (lub obniżonej stawki) dla należności przekraczających limit 2 mln zł. Zatem, mimo iż sam pobór podatku został odroczony, to o opinię podatnicy mogą występować już teraz. Warto się o nią postarać, ponieważ będzie miała zastosowanie po „odwieszeniu” stosowania przepisów. W tym celu należy złożyć stosowny wniosek do skarbówki, uzupełniony obszerną dokumentacją w postaci m.in. oświadczeń zagranicznych kontrahentów, że są oni rzeczywistymi odbiorcami należności. Trzeba jednak pamiętać, że opinia fiskusa dotyczy tylko ustawowych zwolnień od poboru podatku z tytułu dywidend, odsetek i należności licencyjnych, natomiast nie odnosi się ona do preferencji wynikających z umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Zabezpieczenie w postaci opinii skarbówki będzie obowiązywało jedynie przez trzy lata, a jej koszt wynosi 2 tys. zł.
Fala krytyki
Środowisko biznesowe już na etapie prac nad nowelizacją krytykowało pomysł wprowadzenia płatnej opinii. Rządową propozycję przedsiębiorcy porównali do sytuacji, w której matce samotnie wychowującej dziecko każe się płacić za skorzystanie z przysługującej jej ulgi w podatku PIT. Porównanie to może budzić kontrowersje, jednak trafia ono w sedno sprawy. „Okazuje się bowiem, że ustawodawca najpierw gwarantuje podatnikowi pewne udogodnienia (zwolnienie z zapłaty podatku u źródła – red.), po czym oznajmia mu, że – owszem – może z nich skorzystać, ale dopiero jak zapłaci za to fiskusowi, a ten ostatni wyrazi na to zgodę” – mówi w rozmowie z „GF” członek zarządu jednej ze spółek notowanych na GPW.
Z krytyką spotkała się również druga możliwość skorzystania ze zwolnienia w podatku u źródła. Polega ona na złożeniu przez płatnika do urzędu skarbowego oświadczenia podpisanego przez cały zarząd spółki, zapewniającego, że posiada on wszystkie dokumenty uzasadniające daną preferencję podatkową. Musi z niego (oświadczenia) wynikać, że płatnik dysponuje stosem dokumentów wymaganych dla danej preferencji podatkowej oraz że należycie zweryfikował warunki stosowania zwolnienia (w szczególności dotyczące odbiorcy płatności). Złożenia takiego oświadczenia to nic innego jak igranie z ogniem. Wystarczy, że fiskus uzna, że jest ono niezgodne z prawdą, a wówczas każdy z członków będzie pociągnięty do odpowiedzialności karnej skarbowej. Dodatkowo w takiej sytuacji na spółkę zostanie nałożone sankcyjne zobowiązanie podatkowe w wysokości 10 proc. od płatności do 15 mln zł lub 20 proc. od nadwyżki ponad tę kwotę. Oczywiście oprócz tego firma będzie musiała zapłacić podatek u źródła od wartości całej należności.
Prawie oberwało się LOT-owi
Niepokojąca w tym wszystkim jest tendencja ustawodawcy do przerzucania odpowiedzialności za weryfikację kontrahenta na polskich płatników. Ci ostatni będą musieli (za każdym razem, gdy należność przekroczy 2 mln zł) „wyprosić” od zagranicznego kontrahenta dokumenty i oświadczenia dowodzące, że to on jest rzeczywistym odbiorcą należności. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy polska spółka będzie zmuszona uzyskać stos dokumentów od renomowanej firmy, z ugruntowaną pozycją na rynku (np. Google). Ciekawostką jest fakt, że jedną z pierwszych ofiar nowych regulacji mógł być państwowy przewoźnik LOT, który leasinguje samoloty od zagranicznych gigantów. W resorcie szybko zdano sobie z tego sprawę, dlatego we wspomnianym rozporządzeniu z 31 grudnia wyłączono obowiązek poboru podatku u źródła od należności „z tytułu użytkowania lub prawa do użytkowania urządzenia przemysłowego, w tym także środka transportu, urządzenia handlowego lub naukowego”. Niewykluczone, że pretekstem do opracowania „na kolanie” rozporządzenia było ryzyko, że rykoszetem oberwie się narodowemu przewoźnikowi. Świadczy to tylko o pośpiechu i niechlujności procesu legislacyjnego, dotyczącego przecież tak wrażliwej materii, jaką jest podatek u źródła.