Polska jest u progu katastrofy demograficznej i politycznej.
Mamy w Polsce do czynienia z dyktaturą nieudaczników. Kolejnymi eszelonami polityków, którzy nie tyle mają wizję pozytywnych zmian, ile chcą się dorwać do koryta, czyli publicznych pieniędzy.
W ciągu ostatnich 30 lat powiększyliśmy polską gospodarkę o 125 proc. Polakom żyje się coraz lepiej, ale wciąż relatywnie jesteśmy biednym krajem. Jednak największym problemem Polski dziś jest nie gospodarka, a mentalność kolejnych rządzących ekip. W zachodnich demokracjach politycy także dbają o swój interes prywatny. Na pierwszym miejscu jest jednak zawsze interes państwa. W Polsce do władzy idą ci, którzy w normalnej gospodarce nie mają nic do sprzedania. Jeżeli nie będą pracować w sektorze państwowym, to będą klepać biedę. Mamy więc do czynienia z dyktaturą nieudaczników. Kolejnymi eszelonami polityków, którzy nie tyle mają wizję pozytywnych zmian, ile chcą się dorwać do koryta, czyli publicznych pieniędzy.
Charakterystyczne jest to, że głoszący potrzebę uzdrowienia Polski politycy PiS, po zdobyciu władzy zaczęli ustawiać na dochodowych posadach swoich krewnych i znajomych. Symbolem była synekura dla syna Mariusza Kamińskiego za ok. 50 tys. zł. Miesięcznie. Kamiński, nadzorujący wszystkie tajne służby, prezentowany był jako „Dzierżyński dobrej zmiany”, taki czekista co to nawet swoich zamknie, jak złapie na kradzieży. Okazało się, że była to tylko figura retoryczna, na użytek mediów. PiS okazał się jeszcze bardziej zachłanny niż poprzednicy. Masową wymianę osób na państwowych posadach politycy PiS tłumaczyli ręcznie robioną dekomunizacją. Gdy okazało się, że Kazimierz Kujda, wieloletni bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego, a od 2015 r. prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, był tajnym współpracownikiem peerelowskiej bezpieki, to czołowi politycy PiS zaczęli nagle „mówić «Gazetą Wyborczą»”, czyli podkreślać, że nieważne co się robiło w PRL-u. Ważne co się robi obecnie dla Polski. Gołym okiem widać więc, że dekomunizacja według PiS polega jedynie na zastąpieniu cudzych komuchów, własnymi.
Problemem Polski i Polaków jest to, że ci, którzy starają się o władzę, nie interesują się tym, jak Polska będzie funkcjonować za 10–20 lat. PiS przywrócił poprzedni wiek emerytalny i otworzył granicę dla zagranicznych pracowników, aby ratować bankrutujący ZUS. W efekcie młodzi Polacy, aby otrzymać wyższe pensje, muszą emigrować na Zachód. Na ich miejsce sprowadzamy zaś imigrantów zarobkowych ze Wschodu i szeroko rozumianej Azji. To nie jest mądre. Startuje właśnie kolejny absurdalny start- -up polityczny Roberta Biedronia. Ten obiecuje już wszystko i wszystkim, a przy okazji atakuje konserwatywne wartości społeczne. Biedroń ostatnie 20 lat spędził jako działacz publiczny i specjalnych pozytywnych efektów jego działań nie widać. Gdyby udało mu się dorwać do władzy (na szczęście nasze społeczeństwo ma zdrową niechęć do polityków nachalnie promujących postęp obyczajowy), to zapewne ograniczyłby się do szerzenia demoralizacji, ale korzyści z tego nie byłoby żadnych. Ciekawą alternatywą jest dziś próba wejścia do polityki Roberta Gwiazdowskiego. Znany prawnik ma do niej zdrowe podejście. Nie jest nieudacznikiem, który musi dostać państwową posadę, aby przeżyć. Pytanie tylko, czy Polacy dadzą szansę uczciwej alternatywie?
Środowiska wolnościowe do tej pory koncentrowały się przy Januszu Korwin-Mikke. Ten jednak od lat ma kłopot z przekonaniem do siebie zwykłych ludzi. A skandaliczne wypowiedzi, które mają ściągać na siebie uwagę opinii publicznej, bardziej szkodzą, niż pomagają wolnościowej idei. Polska stoi u progu katastrofy demograficznej i politycznej. Można oczywiście ignorować problemy, licząc, że „to nie będzie miało miejsca za mojej kadencji”. A można też spróbować zakończyć dyktaturę nieudaczników pchających się po państwowe pensje. Czego i Państwu i sobie życzę. W końcu, zgodnie z prawem statystyki, kiedyś do władzy w Polsce, zupełnie przypadkiem, mogą dorwać się ludzie kompetentni.