e-wydanie

10.4 C
Warszawa
wtorek, 23 kwietnia 2024

Zielony kolonializm

Jeżeli ktoś się łudził, iż wskutek wojny na Ukrainie Unia Europejska zmityguje się nieco z wdrażaniem zielonego szaleństwa zawartego w pakiecie „Fit for 55”, to pozostawał, cytując klasyka, „w mylnym błędzie”.

Owszem, niedawno Parlament Europejski odrzucił trzy projekty dotyczące systemu handlu emisjami (ETS) – lecz oznacza to jedynie odesłanie ich do Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego (ENVI) w celu dalszego procedowania i projekty te po wypracowaniu „kompromisu” wkrótce ponownie trafią pod obrady PE. Czyli mamy starą, dobrą tradycję unijnej „demokracji” – głosujemy tak długo, aż zostanie osiągnięty właściwy wynik. A tymczasem Komisja Europejska prze nieubłaganie niczym walec i właśnie zgłosiła kolejny pomysł – przyśpieszenia zakazu stosowania pieców gazowych.
W 2027 roku ma wejść w życie zakaz instalowania pieców gazowych w nowych budynkach, a w 2030 roku również w budynkach remontowanych i modernizowanych. W zamian ma się stawiać na fotowoltaikę i pompy ciepła. Tymczasem, w ramach walki ze smogiem Polska realizuje akurat przewidziany do 2029 roku program Czyste powietrze, w ramach którego wymieniane są węglowe „kopciuchy” – w dużej mierze właśnie na piece gazowe. Obecnie w Polsce gazem ogrzewane jest ok. 40 proc. domów – i nawet zakładając optymistycznie, że odsetek ten zanadto nie wzrośnie, a z zamontowanych dotąd pieców będzie można korzystać również po roku 2030, to i tak czeka nas masa kosztownych problemów wynikających z narastającego obłędu unijnych „ekologistów” dążących za wszelką cenę do zaprowadzenia zielonej euro-komuny.

Pierwsza sprawa: nigdy nie wiadomo, czy brukselskim klimatystom za chwilę znów się nie odmieni i nie wymyślą czegoś nowego – wszak lobbyści nie próżnują, a korupcja panująca wśród zdemoralizowanych euromandarynów jest wręcz legendarna. Przecież wspomniany program Czyste powietrze wprowadzono raptem cztery lata temu, kiedy to Europa w ramach stopniowej „dekarbonizacji” miała przestawiać się na gaz, jako „paliwo przejściowe”, a na cenzurowanym był przede wszystkim zbrodniczy węgiel – zatem inwestowanie w instalacje gazowe było w pełni racjonalnym rozwiązaniem. Dziś okazuje się, że nagle zmieniła się „mądrość etapu”, a wraz z nią priorytety. Funkcjonujemy więc w warunkach daleko posuniętej niepewności prawa. Druga rzecz – pompy ciepła są wielokrotnie droższe od pieców gazowych, a na dodatek energożerne i ich masowe zastosowanie może stanowić istotne obciążenie dla systemu energetycznego. Z tego powodu np. Niemcy zamierzają wprowadzić przepisy umożliwiające zdalne wyłączanie pomp ciepła w szczytach poboru mocy. Podobny problem zresztą dotyczy powszechnego przejścia na elektromobilność – kolejny „konik” zielonych totalitarystów. Jak wygenerować do tego wszystkiego niezbędną ilość energii elektrycznej? Z uzależnionych od kaprysów pogody OZE? Wolne żarty. A może pompy ciepła mają być zasilane z zamontowanych na dachu paneli fotowoltaicznych? Biorąc pod uwagę nasze warunki pogodowe – życzę powodzenia, szczególnie zimą. Kolejny problem – co z mieszkaniami w budynkach wielorodzinnych, również korzystających z ogrzewania gazowego? Sam mieszkam w dość nowym, ośmioletnim bloku, w którym każde mieszkanie posiada swój piec gazowy, odpowiedzialny za ogrzewanie i ciepłą wodę. Co zrobić z tego typu budynkami? Weźmy dodatkowo pod uwagę, że odchodzenie od gazu sprawi, iż z rynku zaczną znikać specjaliści z uprawnieniami do przeglądów, konserwacji i napraw tego typu instalacji. A to już rodzi niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia – niech no taki niekonserwowany piec wybuchnie…

Brukselczycy powiadają nam, iż szybkie odejście od gazu to nie tylko kwestia „zeroemisyjności”, lecz również uniezależnienia się od rosyjskich surowców. A guzik prawda – Europa ma swoje złoża, w tym gazu łupkowego i mogłaby je eksploatować, zapewniając sobie suwerenność energetyczną. To wyłącznie kwestia decyzji politycznej. Siedzący w tyle głowy spiskowy chochlik podpowiada mi, że to nagłe przyśpieszenie spowodowane jest tym, iż wskutek wojny na Ukrainie i sankcji oraz fiaska Nord Stream 2 Niemcy musiały nagle pożegnać się z wizją europejskiego hubu gazowego i energetycznego hegemona, bazującego na strategicznym, surowcowym partnerstwie z Rosją. Niemcom po prostu załamał się biznes, który miał być narzędziem ich europejskiej dominacji. Za to ich rolę, przynajmniej na skalę regionalną, mogła przejąć Polska, która zawczasu zainwestowała w odpowiednią infrastrukturę i kontrakty gwarantujące nam nie tylko zaspokojenie własnych potrzeb, lecz również możliwość eksportu nadwyżek do sąsiednich krajów. Co ważne – przy zerowym udziale rosyjskiego gazu. Co zatem należało zrobić? Odgórnie zlikwidować rodzący się rynek i zdusić w zarodku groźbę wzrostu znaczenia Polski jako kluczowego, regionalnego dystrybutora oraz pogłębić nasze uzależnienie do importu „zielonych” technologii. I tak spod ekologicznej maski zielonej euro-komuny po raz kolejny wyjrzała dobrze znana, kolonialna gęba „starej Europy”.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze