3.8 C
Warszawa
poniedziałek, 25 listopada 2024

Czeski raj rosyjskiego wywiadu

Jak alarmuje kontrwywiad, Czechy stały się rajem dla rosyjskich służb specjalnych.

Dzięki ideologicznym podziałom, a już na pewno biznesowym powiązaniom czeskiej sceny politycznej, wywiadowcze macki Moskwy oplatają UE i NATO. A to ważna przesłanka dla naszego bezpieczeństwa narodowego.

“Republika Czeska jest zaniepokojona wzrastającą aktywnością rosyjskich służb specjalnych”, tak brzmią tytuły prasowe komentujące ostatni raport tamtejszego kontrwywiadu.

Alarmistyczny raport
Corocznie Informacyjna Służba Bezpieczeństwa (BIS) publikuje materiał przedstawiający wyniki swojej pracy, a zarazem kontrwywiadowczą ocenę stanu państwa. Podczas tegorocznej konferencji prasowej szef służby Michal Koudelka uznał pracę za „niezwykle owocną”. Słowem, jest się czym pochwalić, o czym świadczy „zapobieżenie wrogiej działalności dziesiątków rosyjskich i chińskich agentów. Rekomendacje BIS dla MSZ uniemożliwiły im wjazd do kraju lub uzyskanie akredytacji. Innych, którzy zostali zdemaskowani, wydalono z Czech tzw. cichą ścieżką (bez ujawniania faktu opinii publicznej i mediom)”. Ponadto służba „wykryła i rozbiła siatkę szpiegowską jednej z rosyjskich służb specjalnych, paraliżując całkowicie wrogą strukturę”. Już oficjalnie wydalono z kraju trzech kremlowskich dyplomatów. Pretekstem była wspólna antyszpiegowska akcja państw UE i NATO. Została przeprowadzona w ramach solidarności z Wielką Brytanią, po zamachu chemicznym w Salisbury dokonanym na Siergieju Skripalu. Koudelka jednoznacznie zidentyfikował wydalonych Rosjan jako „oficerów wywiadu pracujących pod dyplomatyczną legendą”. W swoim wystąpieniu podkreślił: „Republika Czeska pozostaje jednym z głównych celów rosyjskich operacji, będących częścią wojny hybrydowej prowadzonej przeciwko Unii Europejskich i NATO”. Jak na jeden rok, aktywność kontrwywiadowcza może zaskakiwać, z drugiej strony potwierdzając całkowicie skalę rosyjskiego ataku oraz priorytetową rolę, jaką w kremlowskich planach odgrywają Czechy.

Tymczasem zaskoczenia być nie powinno, na co wskazują wcześniejsze raporty BIS. Od co najmniej pięciu lat czeska służba specjalna ostrzega, że „Rosja stanowi największe wyzwanie, zagrożenie i ryzyko numer jeden dla czeskiego bezpieczeństwa”. Na przykład w latach 2016-2017 BIS wykryła i co najważniejsze zidentyfikowała sprawców ataków cybernetycznych na zasoby informacyjne ministerstwa spraw zagranicznych i ministerstwa obrony. W trakcie „najsilniejszego, długotrwałego ataku kremlowskim hakerom udało się włamać do 150 personalnych kont merytorycznych pracowników MSZ, co pozwoliło wykraść dane do przyszłych uderzeń w praktycznie wszystkie instytucje państwowe”. Podczas operacji wymierzonej w czeską armię, hakerom udało się sfałszować sieciowy adres ministerstwa i umieścić w nim wirus X-Agent. Jak poinformowała BBC, „według amerykańskiej firmy bezpieczeństwa cybernetycznego CrowdStrike był to ten sam wirus, którym rok wcześniej zarażono cyfrowe zasoby ministerstwa obrony Ukrainy”. Zgodnie z danymi BIS, za atakiem na MSZ stała Turla, jedna z najstarszych grup hakerskich identyfikowana z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Sprawcami drugiej napaści byli członkowie Fancy Bear. Podobnie jak amerykańskie służby specjalne, także czeski kontrwywiad uważa, że grupa wykonuje rozkazy GRU, a więc wywiadu wojskowego Rosji.

Pseudo „dyplomaci”
Niemniej interesująco brzmiały raporty z lat 2013-2014, w których BIS zwracała uwagę na nieproporcjonalny rozmiar placówek dyplomatycznych i konsularnych Rosji w Czechach. Otóż ich personel liczy stu trzydziestu akredytowanych przedstawicieli, cieszących się immunitetem osobistej nietykalności. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, a więc w kraju o wiele większym i zajmującym znacznie wyższą pozycję w relacjach międzynarodowych Moskwy ze światem, rosyjskich dyplomatów jest osiemdziesięciu. O ile można ich nazwać „dyplomatami”, bowiem czeski kontrwywiad uważa, że co najmniej jedna trzecia z nich to oficerowie trzech najważniejszych służb specjalnych Kremla posiadających uprawnienia wywiadowcze. Chodzi o wspomniane GRU i FSB oraz o Służbę Wywiadu Zagranicznego. Jeśli zaś mowa o praskiej ambasadzie Rosji szpiegostwem pod „przykryciem dyplomatycznym” ma się parać nawet połowa personelu. W świetle wątpliwych z punktu widzenia gospodarzy „sukcesów” rosyjskich służb specjalnych, czeskie MSZ zagroziło akcją wyrównania dyplomatycznych proporcji za pomocą wstrzymania i odmowy akredytacji. Jak poinformował „Bild”, ministerstwo nie ukrywa nawet, że za ewentualną decyzją stoją rekomendacje BIS. Jak uważa niemiecki tabloid, „takie są skutki wykrycia wielu szpiegowskich epizodów, które teraz zemszczą się na pracownikach rosyjskiej ambasady”. Natomiast inny niemiecki tytuł „Die Welt” „poraził” bezpośredni ton kontrwywiadowczego raportu. BIS nie owija niczego w przysłowiową bawełnę i otwarcie nazywa rosyjskie placówki dyplomatyczne „rezydenturami, czyli bazami wypadowymi rosyjskich służb”. Natomiast „dyplomaci” są nazywani zagrożeniem dla bezpieczeństwa czeskich obywateli. Skąd taka ranga Czech w hybrydowej agresji Kremla oraz adekwatny najazd agenturalny na Pragę, Brno czy Karlowe Wary? Przecież szpiedzy nie pojawili się dlatego, aby pojeść knedlików i popić znakomitego piwa.

Bezbronny jak Czech
Tegorocznej publikacji dokumentu na temat bezpieczeństwa państwa towarzyszył skandal. Koudelka chwali służbę, oceniając, że „jest uznawana przez NATO jako sprawdzony partner, co potwierdza przebieg wspólnych operacji, w tym antyterrorystycznych”. Tymczasem czeski prezydent Milosz Zeman, wzorem amerykańskiego kolegi Donalda Trumpa, podważył, jeśli nie zdyskredytował, raport BIS, a zatem wiarygodność własnej służby specjalnej. W wywiadzie udzielonym Telewizji Barrandov, wyraził opinię, że w Czechach nie ma żadnych szpiegów, ani rosyjskich, ani chińskich. „Pokażcie mi chociaż jednego złapanego na gorącym uczynku”, kpił Zeman. Deprecjonowanie kontrwywiadu wywołało medialną burzę i falę krytyki ze strony politycznych oponentów. Z drugiej strony w BIS i z BIS nie zawsze było tak pięknie. Jak wiadomo, początki bywają trudne, ale czeska służba pobiła rekordy nieudolności. Lata 90-te XX w. zapisały się ostrą grą o polityczną kontrolę nad czeskimi służbami pomiędzy prezydentem Vaclavem Hawlem i kolejnymi gabinetami ministrów. Na wyniki nie było trzeba długo czekać. Morale pracowników upadło, w działania wkradł się bałagan, owocując serią skandali. W ręce przypadkowego złodzieja dostał się laptop ze ściśle tajnymi danymi walutowych kont służby, finansowania, a więc topografii operacji specjalnych. Trudno uwierzyć, że taki zasób został sprzedany na praskim dworcu kolejowym równie przypadkowemu paserowi, jak głosi oficjalna wersja.

Rozgrywki międzynarodowe
Potem wybuchł konflikt pomiędzy BIS i brytyjską MI6. Londyńskie media ujawniły, że iraccy „dyplomaci” w Pradze, szykowali zamach bombowy na mieszczące się tam „Radio Swoboda”. Operacja nie wyszłaby na jaw, bo miejscowe instytucje bezpieczeństwa zawiodły, gdyby nie ucieczka irackiego „konsula”, który zagarnąwszy 150 tys. dolarów, oddał się w ręce Brytyjczyków. Za wpadkę Czesi zrewanżowali się nieładnie, ujawniając w mediach nazwisko brytyjskiego oficera, działającego w praskiej ambasadzie. Cała afera na długo podważyła wiarygodność czeskich służb w NATO. I słusznie, bo pełna kompromitacja nastąpiła w tzw. sprawie Roberta Rachardżo. Rosyjski agent pod bokiem kontrwywiadu przez kilka lat zdobywał tajne informacje o czeskiej armii. Zdobywał, to mało powiedziane. Za seks-pośrednictwem ważnej sekretarki kontrolował dosłownie każdy ruch kilku generałów. Gdy wreszcie Czesi wpadli na jego trop, zdołał uciec z kraju, wywożąc najtajniejsze informacje zapisane w swoim komputerze. Nastąpiła reforma sektora bezpieczeństwa, ale czy skuteczna?

Sprawy wewnętrzne
Polityczne gry pomiędzy kolejnym prezydentem Vaclavem Klausem i premierem Milośem Zemanem wyniszczyły BIS. Wzajemne obawy o polityczne wykorzystanie, doprowadziły do redukcji personelu i obcięcia budżetu. W efekcie kontrwywiad ma tylu pracowników i pieniędzy, że wystarcza na jednoczesne tropienie od trzech do pięciu podejrzanych o szpiegostwo, podczas gdy naprawdę są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Najważniejszą przeszkodą, która uniemożliwia propaństwowy kompromis i wyznaczenie klarownych zadań, jest polaryzacja czeskiej sceny politycznej. Gdy spojrzeć na spektrum parlamentarnych ugrupowań, w pełni ujawnia się skala „rosyjskiego rozłamu”. Przoduje w nim Czeska Partia Komunistyczna, która w wyborach 2017 r. otrzymała 8 proc. poparcia i 15 miejsc w parlamencie. Największą siłą opowiadającą się za dialogiem z Moskwą i prorosyjskim zwrotem politycznym, jest populistyczne ugrupowanie „Wolność i Bezpośrednia Demokracja” z 22 deputowanymi. W sumie daje to 18 proc. prorosyjskiego poparcia społecznego. Nie trzeba dodawać, że partie tego nurtu są zarazem eurosceptyczne, oponując przeciwko obecności Czech w UE i NATO.

Dużo ważniejszą od ideologii jest jednak kwestia politycznych, a więc biznesowych, powiązań konkretnych polityków z Kremlem. „Moskwa aktywnie oddziałuje na lobby atomowe Czech, mając nadzieję na modernizację i dostawy paliwa do dwóch elektrowni jądrowych. Rosyjski wywiad stawia przed sobą zadanie pozyskiwania czeskich naukowców, przemysłowców i menedżerów ponadnarodowych koncernów”. Temu samemu celowi służy pozyskiwanie i współudział w unijnych grantach, co sprzyja kradzieży technologii”. Tak brzmi analiza „Czeskiego Radio”, którą zamyka teza o organizacji przez Kreml nowego internacjonału. Komintern XXI w. jest koncepcją geopolitycznego doradcy Kremla Aleksandra Dugina, któremu marzy się euroazjatyckie imperium ze stolicą w Moskwie. Czesi i Słowacy są historycznie wrażliwi na hasła jedności Słowian, w związku z tym Praga zajmuje ważne miejsce w moskiewskiej polityce. „Może nowy internacjonał nie będzie miał takiej formuły jak sto lat temu, ale rosyjskie sieci szpiegowskie i politycznego wpływu z pewnością nie będą mniejsze” – kończy myśl „Czeskie Radio”, wskazując, że za ideologią idzie polityczna i ekonomiczna korupcja. „Politycy z pierwszych stron gazet i menedżerowie są uwikłani w lobbing rosyjskich interesów. I jednych i drugich kuszą ogromne łapówki”.

Ondrej Kundra, dziennikarz specjalizujący się w problematyce wywiadowczej tłumaczy wszystko prościej. Autor książki pt. „Agenci Putina” twierdzi, że „Rosjanie po prostu nigdy z Czech nie wyszli”, a dowodem są moskiewskie powiązania czołowych polityków. Po rozpadzie ZSRR nominalnie rozwiązane KGB pozostawiało na miejscu dostatecznie wielu oficerów i agentów, którzy stali się biznesmenami. Przedsiębiorcy od razu weszli w kontakt z rosyjskojęzyczną mafią, której nieoficjalną stolicą zostały Karlowe Wary. Gdy Putin przywrócił służbom specjalnym systemową rolę w państwie ich emisariusze wraz z zarobionymi pieniędzmi, i co ważne kontaktami w czeskim establishmencie od razu powrócili do szeregów. Sprzyja temu liberalna polityka wizowa Pragi, dzięki której Czechy przekształciły się w jedną ze stolic rosyjskiej emigracji. Dziś Rosjan i obywateli innych państw WNP jest w kraju tak wielu, że mieszkańcy Pragi pytają czy żyją jeszcze w stolicy Czech? A wielu z emigrantów naturalizowało się uzyskując obywatelstwo. Co symptomatyczne, nawet w trudnych czasach rosyjski wywiad wojskowy GRU nie przestał traktować Czech, jak bazy w operacjach nielegalnego handlu bronią i narkotykami. O to także zadbali komunistyczni agenci oraz wielu oficerów byłej armii radzieckiej, którzy dzięki na przykład małżeństwom, pozostali w Czechach po powrocie wojsk do Rosji. Innym, choć podobnym problemem jest czeska autokefalia prawosławna całkowicie podporządkowana Moskwie, ale z racji przyjętych rozwiązań prawnych dysponująca sporym majątkiem. Dlatego jednym z najważniejszych aspektów rosyjskiej obecności jest gra nastrojami rosyjskiej społeczności w Czechach, którą kontrwywiad otwarcie nazywa V kolumną Kremla. Choć w ostatnim czasie hybrydowa agresja nabrała nowego wymiaru. „Chcą nas podzielić i wprowadzić chaos” informuje portal „Respekt”.

Podobnego zdania jest BIS: „Rosja od dawna buduje struktury propagandowe (promoskiewskie portale) oraz instrumenty wpływu, których celem jest dbanie o kremlowskie interesy polityczne i gospodarcze na szkodę Czech, UE i NATO”. Metoda jest bardzo perfidna bowiem Putin nie szczędzi środków przekupstwa Czechów, którzy kierują rosyjskimi zasobami medialnymi, prezentując jako czeskie poglądy Moskwy. Jeśli dodać do tego otwarcie proputinowskiego Zemana, którego opozycja i zachodnie media nazywają nie inaczej tylko kremlowskim koniem trojańskim, wyłania się obraz dramatyczny. Prezydent i jego środowisko polityczne pozostają głusi i ślepi na wszelkie alarmy. Co gorsza, to odbiorcy bardzo wrażliwych danych osobowych i tajnych informacji zawartych w raportach kontrwywiadu ale poprzestańmy na takim stwierdzeniu czeskich mediów. Sytuacja jest na tyle poważna, że zdezorientowana opinia publiczna pyta, po której jesteśmy stronie? Ma na myśli wybór Europy, który mimo lat w UE i NATO nie jest dla niej w pełni oczywisty. Nie byłoby tragedii, gdyby rozterki ograniczały się do polityki wewnętrznej i nie miały ogromnego wpływu na wspólnoty, do których należą Czechy. Nic z tego. Według medialnych ucieczek autorstwa zachodnich służb specjalnych Praga stała się słabym miejscem wśród zachodnich stolic, a Czechy równie podejrzanym punktem na unijnej mapie. Z informacji ujawnionych w formie prasowych hipotez wyłania się obraz rajskiej rezydentury służb specjalnych Rosji, która swoimi szpiegowskimi mackami z Czech sięga coraz dalej. Jeśli jeszcze nie oplata całej Europy, to z pewnością jej środkową część. Takie odczucie prezentują austriaccy i niemieccy odpowiednicy BIS, wskazując na zasięg, a raczej obszar działania rosyjskich „dyplomatów i biznesmenów” żyjących w Czechach. To ważne ze względu na udział we wspólnej polityce wizowej, która przed rosyjskimi agentami otwiera swobodę poruszania po całej UE. Identyczna praktyka powoduje daleko szersze możliwości biznesowej, finansowej i technologicznej współpracy czeskich organizacji, które tak naprawdę są „przykrywkami” czyli wydmuszkami założonymi przez rosyjski wywiad. W sumie wiedza, która powinna stać się ważną przesłanką działania polskich instytucji bezpieczeństwa. Po pierwsze brak pewności, w jakim stopniu decyzje czeskich władz wynikają z ich suwerennych pobudek politycznych i ekonomicznych, a w jakim z interesów lub podszeptów Kremla. Po drugie, sami Czesi uznają Polskę za przykład właściwej ochrony kontrwywiadowczej przed rosyjską ingerencją w wewnętrzne sprawy. A jeśli potrafimy się skutecznie obronić przed szpiegami Kremla przybywającymi ze wschodu to może dobrze byłoby zwrócić uwagę na inne kierunki geograficzne. Unia to wspólny obszar gospodarczy, który umożliwia swobodne przemieszczanie ludzi, kapitałów, inwestycji czyli biznesową wolność. A zatem, ile z czeskich podmiotów kooperujących z polską gospodarką to tak naprawdę rosyjska własność? A wśród niej ile podmiotów to legalizacyjne przedsięwzięcia kremlowskich służb specjalnych? To proste pytania z bardzo trudnymi odpowiedziami. Dotyczą nie tylko Czech ale generalnie biznesu przybywającego z Zachodu, nie wyłączając USA. Jeszcze bardziej skomplikowany problem, to jak nie popaść w paranoję, w końcu daleko nie każda firma czy biznesmen służą agentom Putina. Na takie pytania muszą odpowiedzieć nasz wywiad i kontrwywiad z naciskiem na muszą. Natomiast Polacy winni mieć na ten temat elementarną wiedzę.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news