0.1 C
Warszawa
niedziela, 24 listopada 2024

Bezkarność za krzywdy

Dlaczego urzędnicy nie ponoszą odpowiedzialności za krzywdzenie obywateli?

Skarbówka oskarżyła przedsiębiorcę o to, że uczestniczył w oszustwie podatkowym. Jak się okazało – niesłusznie. Mimo że przedsiębiorca w wyniku skandalu stracił kontrahentów, a tym samym pokaźne dochody, nie otrzyma zadośćuczynienia ani przeprosin. Historia, którą opisała „Rzeczpospolita”, nie jest jednak odosobniona. Co roku wiele osób jest niesłusznie oskarżanych i zatrzymywanych w wyniku błędnych decyzji urzędników i śledczych. Dotychczas największe odszkodowanie otrzymał mężczyzna, który niesłusznie spędził w więzieniu 12 lat. Za zniszczone życie otrzymał zaledwie 2,8 mln złotych. Dlaczego za błędy popełnione przez urzędników, śledczych czy sądów, Polacy nie mogą liczyć na uczciwe odszkodowanie?

„Dozwolone” błędy
W ubiegłym tygodniu polskich przedsiębiorców poruszyła historia Leszka K. To przedsiębiorca, który handlował sprzętem elektronicznym. Miesięczne obroty jego firmy wynosiły ok. 1-2 mln euro. – Wśród kontrahentów była spółka X, która kupowała w hurtowni telefony komórkowe. Obroty z tych transakcji sięgały pół miliona złotych. Spółką X zainteresował się urząd kontroli skarbowej. Sprawdzał rzetelność deklarowanych podstaw opodatkowania oraz prawidłowość obliczania i wpłacania podatku VAT. Spółka, chcąc dowieść swoich racji, wielokrotnie wnosiła o przeprowadzenie dowodu z przesłuchania świadków, m.in. pracowników hurtowni Leszka K. UKS odmówił, a w uzasadnieniu napisał, że firma Leszka K. sama „brała udział w łańcuchu rzekomych dostaw o nieustalonym pochodzeniu, w ramach których występowali znikający podatnicy” – opisywała sprawę red. Dorota Gajos-Kaniewska z „Rzeczpospolitej”. Jak się później okazało, spółka X wysłała odpis tego postanowienia Leszkowi K, z informacją, że w związku z podejrzeniem o uczestnictwo w nielegalnym procederze, jest zmuszona zakończyć z nim współpracę. Od przedsiębiorcy odwrócić się mieli też inni kontrahenci. Mimo że K. wezwał urzędników do usunięcia i zaniechania naruszeń dóbr osobistych, ci tego nie zrobili. Sytuacja stała się ciekawsza, gdy Wojewódzki Sąd Administracyjny zwrócił uwagę, że ustalenia skarbówki dot. K. wynikały z niepełnego i dowolnie ocenionego materiału dowodowego. Po takim stanowisku sądu K. pozwał Skarb Państwa reprezentowany przez dyrektora UKS. Największym zaskoczeniem okazała się jednak decyzja sądu okręgowego. Ten uznał, że co prawda zarzuty UKS odnoszące się do K. były nieuprawnione i doprowadziły do naruszenia jego dóbr osobistych, ale odszkodowania i przeprosin nie otrzyma.

– Niewłaściwa ocena materiału dowodowego nie oznacza jej bezprawności, bowiem nie naruszała żadnych przepisów prawa. Dyrektor urzędu kontroli skarbowej działał w ramach obowiązków nałożonych przez odpowiednie przepisy proceduralne, a zatem jego działanie nie może być uznane za naruszenie dóbr osobistych powoda – stwierdził sąd okręgowy. Decyzję oddalającą powództwo podtrzymał sąd apelacyjny. Co więcej – sąd apelacyjny stwierdził, że specyfi ka czynności kontrolnych organu skarbowego oraz sporządzania motywów konkretnych decyzji i postanowień może prowadzić do naruszenia dóbr osobistych, a prowadzenie postępowań dowodowych i ocena materiału dowodowego ze swej natury obciążone są ryzykiem błędu.

Niskie odszkodowania
Równie bulwersująca jest historia przedsiębiorcy z Wałbrzycha Marka Kubala. Kubala został w 2000 roku oskarżony i aresztowany m.in. za niepłacenie podatków i przemyt samochodów. Jego firma takiego skandalu nie przetrwała. Po 11 latach sądowej batalii Kubala został oczyszczony z zarzutów. Po tej decyzji przedsiębiorca, któremu zniszczono dobre imię i firmę, zaczął walkę o odszkodowanie. Swoje straty wycenił na 48 mln złotych. Sąd Okręgowy w Świdnicy uznał, że Kubali należy się odszkodowanie tylko za areszt i przyznał… 89 tys. złotych. Pieniądze od razu zajął komornik (po wydarzeniach z 2000 roku mężczyzna stracił nie tylko biznes, lecz także popadł w spiralę długów), a Prokuratura, w trakcie apelacji przedsiębiorcy, zaczęła domagać się kasacji przyznanego wcześniej odszkodowania. To właśnie historia Kubali posłużyła za podstawę do napisania scenariusza filmu „Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego i Andrzeja Kotkowskiego z 2013 roku.

Polowanie na prezesów
Przed sądami w Polsce walczą jednak nie tylko prywatni przedsiębiorcy, lecz również menadżerowie państwowych przedsiębiorstw. Tylko w ostatnich dniach media żyły dwiema sprawami – Zbigniewa Paszkowicza i Jakuba Karnowskiego. Paszkowicz, były prezes Lotosu, został w lutym zatrzymany przez ABW, działającą na zlecenie gdańskiej prokuratury regionalnej, pod zarzutem wyrządzenia szkody w mieniu spółki. Teraz sąd uznał, że zatrzymanie było nielegalne. Uchylono też wszystkie środki zapobiegawcze postanowione przez prokuraturę (m.in. dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju i poręczenie majątkowe w wysokości 1 mln złotych). Decyzja jest prawomocna. Z kolei Karnowski, były prezes PKP, któremu prokuratura, zarzuca niegospodarność, wygrał w sądzie zażalenie na zastosowanie dozoru i odebranie paszportu. – Podtrzymuję swoje wcześniejsze stanowisko. To hucpa polityczna – mówił Karnowski w rozmowie z portalem Gazeta.pl. To właśnie kwestia „polityczności” jest najczęściej podnoszona przez menadżerów państwowych spółek. Najbardziej spektakularną pozostaje do dziś historia Andrzeja Modrzejewskiego. Modrzejewski był prezesem Orlenu w latach 1999 – 2002. W 2002 roku został zatrzymany przez funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa. Po dwóch latach wyszło na jaw, że zatrzymanie mogło wynikać z chęci usunięcia Modrzejewskiego ze stanowiska i zablokowania podpisania kontraktu na dostawy ropy. To właśnie ta sprawa przerodziła się później w aferę Orlenu, a sam menadżer został w 2006 roku uniewinniony.

– Po kolejnych siedmiu latach zapadły z kolei wyrok za nadużycie uprawnień podczas tamtego aresztowania. Satysfakcja dla Modrzejewskiego była – powiedzmy to jasno – umiarkowana. Menadżer przez długie lata pozostawał poza „wielką grą”, a przynajmniej eksponowanymi stanowiskami. (…) Dopiero w 2016 roku dawny szef koncernu otrzymał prezesowską posadę: w maju 2016 roku został powołany do zarządu Unipetrolu, czeskiej spółki Orlenu – wspomina red. Mariusz Janik. Jednak nawet symboliczne oczyszczenie z zarzutów i odszkodowanie nie zawsze mogą być wystarczającym dla ofiar. – Zatrzymanie, i to jeszcze w tak spektakularny sposób, fatalnie wpływa na karierę. Taką sprawę łatwo nadmuchać, ale wytłumaczenie się z niej, jest już potem bardzo trudne. (…) Na człowieka spada odium, bez względu na winę lub jej brak. (…) Takie osoby są też postrzegane jako ryzykowne: zatrudni pan menadżera, o którym wiadomo, że władza chce w niego uderzyć? – ocenił sytuację zatrzymywanych w ostatnich tygodniach menadżerów państwowych spółek Jeremi Mordasewicz, przedsiębiorca i współzałożyciel Business Centre Club w rozmowie z portalem InnPoland.

FMC27news