Bezkrytyczna wiera w sojusze?
Według zapowiedzi MON, Polskie Wojsko ma otrzymać ponad 160 mld zł na modernizację do 2026 r. Wśród priorytetów zabrakło jednak Marynarki Wojennej z jej funkcją strategicznego odstraszania. Czy nasza doktryna obronna znowu opiera się jedynie na bezkrytycznej wierze w sojusze?
Od czasu wojny w Gruzji w 2008 r. oraz konfliktu na Ukrainie w 2014 r., aksjomaty polskiego bezpieczeństwa zostały zakwestionowane. Państwa Zachodu nie potrafią do dziś skutecznie przeciwstawić się wielopłaszczyznowym działaniom Rosji, które obejmują zarówno bezpośrednią interwencję wojskową (Syria), jak i niejawne wspieranie agresji na sąsiednie państwo (Ukraina). Rosja podsyca także podziały w Zachodniej Europie i stymuluje radykalizmy. W ślad za tymi działaniami idą projekty przemysłowe o charakterze politycznym, jak Nord Stream 2, rozbijające europejską solidarność.
Kalkulowany sojusz
Niepewność jest wpisana w polską geopolitykę, odkąd w XVII wieku straciliśmy przewagę nad umacniającymi się sąsiadami. Doprowadziło to do utraty samodzielności Polski w zakresie bezpieczeństwa. Ten stan trwa niestety do dziś. W 1939 r. alianci nie podjęli decyzji o udzieleniu Polsce bezpośredniej pomocy, pomimo jednoznacznie brzmiących traktatów. Niezależnie od dotychczasowych dobrych doświadczeń współpracy z NATO i USA, nierozsądnym byłoby ślepo zakładać, że ogólnikowy art. 5. Traktatu Waszyngtońskiego, w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa narodowego Polski, zagwarantuje sojusznicze zaangażowanie w pełni odpowiadające naszym potrzebom. Jest natomiast pewne, że w przypadku konfliktu z Rosją, działania Sojuszu Północnoatlantyckiego będą wynikały z interesów wielkich państw oraz z chłodnej analizy przebiegu konfliktu, nie zaś z automatyzmu zapisów traktatowych.
Czy nasz kraj może jednak skutecznie odstraszyć agresora, a w razie potrzeby zwiększyć szanse na sojuszniczą reakcję? Jeśli nie ma się możliwości militarnego zniszczenia przeciwnika, odstraszanie słabszego państwa wobec silniejszego powinno polegać na zapewnieniu nieuchronności włączenia się sojuszników do konfliktu. Aby być pewnym realnego wsparcia NATO, Polska powinna posiadać własne, suwerenne narzędzia, które takie zaangażowanie wymuszą. Jak wynikało z prac prowadzonych w MON w latach 2016-2017, najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłaby groźba wykonania przez Polskę uderzeń rakietowych na kluczowe obiekty agresora. W naszych realiach zadanie to może zrealizować wyłącznie Marynarka Wojenna przy pomocy okrętów podwodnych wyposażonych w rakiety manewrujące. W ich przypadku moment ataku i jego cel są nieznane przeciwnikowi. Okręt podwodny – nosiciel pocisków – jest trudny do zlokalizowania i zniszczenia. Same rakiety mają wysoką skuteczność trafi eń i zasięg co najmniej 1000 km wokół okrętu. Te warunki spełniają wyłącznie pociski manewrujące wystrzeliwane spod wody. Pozostałe platformy dla rakiet – nawodne, powietrzne lub lądowe – są łatwe do zlokalizowania, śledzenia i zniszczenia. Ponadto, pociski manewrujące o zasięgu pozwalającym na rażenie odpowiednich celów, nie są nam oferowane w wersjach innych, niż morska.
Zagwarantować zaangażowanie
Nieuchronność ataku rakietowego spod wody na odległość nawet 1000 km wymusi odpowiedź przeciwnika. Ta reakcja stanowi istotę odstraszania. Widmo eskalacji skutecznie wpłynie na sojuszników Polski i spowoduje włączenie się ich w rozwiązanie konfliktu oraz niedopuszczenie do utraty kontroli nad jego przebiegiem. Działanie to będzie zmotywowane bezpośrednim interesem krajów NATO, nie zaś jedynie suchym zapisem art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Z kolei potencjalny agresor – Rosja – nie będzie mógł liczyć na utrzymanie konfliktu na wygodnym dla siebie poziomie regionalnym. W ten sposób sama wiarygodna groźba użycia przez Polskę rakiet będzie zwiększać szanse na pokojowe rozwiązanie konfliktu, bo będzie to leżało także w interesie mocarstw. Aby powyższa doktryna odstraszania działała, poza warunkami militarnymi trzeba też spełnić kluczowy warunek polityczny – użycie pocisków musi być całkowicie suwerenne, czyli leżeć jedynie w rękach polskich władz państwowych. W przypadku wymogu autoryzacji odpalenia rakiet, na przykład przez NATO, sojusznicy mogą uznać, że zablokowanie polskiego odwetu będzie łatwiejszym i tańszym sposobem na deeskalację. Pociski uzależnione od zgody na użycie wydawanej przez silniejszego partnera nie będą pełniły funkcji odstraszającej. Będą więc nieprzydatne.
Tylko jeden sojusznik zaproponował MON rozwiązanie, które zapewnia polskim władzom całkowitą niezależność w użyciu rakiet manewrujących. Jest to rząd Francji. Opracowane przez europejski koncern MBDA rakiety NCM, dostępne wyłącznie razem z dostosowanymi do ich przenoszenia okrętami podwodnymi Scorpene, budowanymi przez koncern Naval Group, jako jedyna z ofert nie jest objęta żadnymi ograniczeniami lub zgodami na użycie uzbrojenia, w tym strategicznych rakiet manewrujących. Jeszcze do niedawna posiadanie strategicznego uzbrojenia, jak morskie rakiety manewrujące, było ograniczone do wielkich mocarstw. Wśród państw Zachodu tylko USA, Wielka Brytania i Francja dysponują taką bronią. Polska ma szansę do nich dołączyć, stając się pożądanym partnerem w ramach NATO oraz jednym z najważniejszych aktorów w sojuszu, także w sytuacji konfliktu. Byłoby strategicznym błędem MON, gdyby wielkie inwestycje w obronność ominęły możliwość zapewnienia Polsce dodatkowej polisy bezpieczeństwa na wypadek nietrwałości sojuszniczych więzi. Taką polisą będą dalekosiężne rakiety manewrujące i przenoszące je okręty podwodne. W odróżnieniu od innych systemów uzbrojenia, nie mają one tylko znaczenia militarnego, ale także polityczne. To właśnie polityczne kalkulacje związane z polskimi rakietami zmniejszyć mogą szanse na to, że konflikt w ogóle wybuchnie, czyli zapewnić skuteczne odstraszanie.