Piast zdobył mistrzostwo, ale to Legia zgarnie więcej kasy.
W ostatniej kolejce piłkarskiej Ekstraklasy, rozgrywanej 19 maja, drużyna Piasta Gliwice pokonała na własnym stadionie Lecha Poznań, pieczętując w ten sposób pierwszy tytuł mistrza Polski w 74-letniej historii klubu. W tym samym czasie warszawska Legia podzieliła się punktami z niżej notowanym Zagłębiem Lubin (2:2), kończąc krajowe rozgrywki na drugiej pozycji. Oba kluby, Piast i Legia, zarobią krocie jak na polskie warunki. Łącznie do kieszeni mistrza i wicemistrza wpadnie ponad 30 mln zł. Logika podpowiada, że to Gliwiczanom należy się większy kawałek finansowego tortu. Jednak to „Wojskowi” zarobią więcej. Dlaczego? Ponieważ przy podziale kasy pod uwagę brane są nie tylko bieżące wyniki, lecz także te historyczne. A to właśnie Legia w ostatnich latach była hegemonem na krajowym podwórku. Piast natomiast był raczej „chłopcem do bicia”, punktowanym co tydzień przez silniejsze zespoły. Mimo to włodarze nowego mistrza Polski nie mogą narzekać. W kasie Piasta każdy grosz jest na wagę złota. Klubowa spółka jest od lat finansowana z budżetu zadłużonego po uszy miasta. Finansowa kroplówka jest dla zespołu Waldemara Fornalika ważniejsza niż sam tytuł mistrza Polski. Dodatkowe miliony pozwolą klubowi sprowadzić nowych zawodników w miejsce tych, którzy opuszczą klub w letnim okienku transferowym. Na horyzoncie Piasta majaczą również miliony w twardej walucie, które leżą w europejskich pucharach. Do nich jednak prowadzi długa i kręta droga, lecz możliwa do pokonania. Gdyby gliwicki zespół zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, wówczas w jednym przelewie zainkasowałby trzykrotność swojego rocznego budżetu.
Liczy się historia
Obecnie obowiązujący system podziału pieniędzy za ligowe osiągnięcia został ustalony cztery lata temu przez organizatora tych rozgrywek, spółkę Ekstraklasa. Wówczas Rada Nadzorcza spółki, w skład której wchodzą przedstawiciele poszczególnych klubów oraz prezes PZPN Zbigniew Boniek, wymyśliła, że wypłaty dla zespołów będą przydzielane w oparciu o pięć kategorii. Pierwsza z nich jest najbardziej sprawiedliwa, bowiem zakłada, że każdy klub dostaje taką samą kwotę. Na ten cel władze ligi przeznaczają aż 55 proc. z łącznej puli wynagrodzeń, wynoszącej 150 mln zł. W ubiegłym sezonie każdy z szesnastu uczestników rozgrywek otrzymał więc po ok. 5,17 mln zł.
Druga część wypłaty wynika z tzw. rankingu historycznego, obejmującego cztery ostatnie sezony. Ma się to jednak zmienić, ponieważ władze ligi planują rozciągnąć ten okres na pięć kolejnych lat. Na ten cel idzie 17,5 proc. całości puli. W zeszłym sezonie było to ok. 26,34 mln zł, z czego najwięcej dostała Legia Warszawa, która w przeciągu czterech ostatnich lat aż trzy razy zdobyła mistrzostwo, a raz zakończyła rozgrywki na drugim miejscu, co przełożyło się na 3,21 mln zł. Każdy kolejny klub w rankingu historycznym inkasował o ok. 200 tys. zł mniej. Piast otrzymał w tej kategorii 1,99 mln (w ostatnich czterech sezonach gliwiczanie zajęli odpowiednio 14, 10, 2 i 12 miejsca). W trzeciej kategorii pod uwagę brane są miejsca w tabeli bieżącego sezonu. Na ten cel ekstraklasa przeznacza kolejne 17,5 proc. puli. Zatem tak samo jak to miało miejsce przy kryterium historycznym, również i tutaj na konto Legii wpłynęło dodatkowe 3,21 mln zł. Piast z kolei zainkasował ok. 461 tys. zł, bowiem zakończył rozgrywki tuż nad strefą spadkową (14. miejsce). W kolejnej kategorii na dodatkową kasę mogą liczyć tylko kluby, które zakończyły ligę na pozycjach od 9 do 16. Jest to tzw. dodatek solidarnościowy (solidarity payment), czasem nazywany również „piłkarskim janosikowym”. Chodzi o to, by uboższe zespoły, które z racji niskiej pozycji w tabeli otrzymały mniejszy kawałek tortu, nie odstawały od finansowej czołówki ekstraklasy. W ubiegłym sezonie kluby zainkasowały z tego tytułu po około 280 tys. zł.
Dodatek solidarnościowy ma wielu krytyków wśród piłkarskich ekspertów. Zwracają oni bowiem uwagę na fakt, że przecież w dolnej części tabeli mogą wylądować bogate Legia lub Lech, które wszak nie są zespołami „na dorobku”. Ostatnia kategoria obejmuje cztery najmocniejsze zespoły danego sezonu, które za swój sukces otrzymują dodatkowy bonus. Tutaj w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze. W zeszłym roku spółka Ekstraklasa przeznaczyła na ten cel 13 mln zł, z czego warszawska Legia zgarnęła 5,1 mln, druga Jagiellonia Białystok – 3,8 mln, trzeci Lech – 2,6, zaś czwarty Górnik Zabrze – 1,3 mln.
Legia zgranie więcej
Za obecny sezon łączna pula do podziału pomiędzy 16 uczestników ekstraklasy będzie wyższa o 5 mln zł, wyniesie więc ok. 155 mln zł. Mimo że to Piast wywalczył tytuł mistrza, to i tak więcej kasy otrzymają „Wojskowi”. Decydujące znaczenie w podziale łupów ma bowiem ranking historyczny, zdominowany przez warszawską Legię. Różnica pomiędzy mistrzem a wicemistrzem nie będzie jednak wielka. Według wyliczeń „Gazety Finansowej” może ona wynieść maksymalnie 1 mln zł. Legioniści zainkasują ok. 16 mln zł, natomiast Gliwiczanie nieco ponad 15 mln zł. Za triumf w rozgrywkach Piast powinien otrzymać o 1,5 mln zł więcej od Legii, jednak 13-krotny mistrz Polski nadrobi ok. 2,3 mln zł za ranking historyczny. Skąd ta kwota? Otóż „Wojskowi”, jako najlepsza drużyna ostatnich lat, otrzymają ok. 3,3 mln zł, natomiast Piast, z racji swojej 11. pozycji w rankingu historycznym, może liczyć jedynie na 1,1 mln zł. Dla każdej z tych dwóch drużyn zainkasowane pieniądze mają zupełnie inne znaczenie. Dla Legii są to tylko dodatkowe miliony w budżecie wartym ok. 200 mln zł. Dla Piasta zaś każdy kolejny milion jest jak kroplówka utrzymująca go przy finansowym życiu. Nie jest tajemnicą, że świeżo upieczony mistrz jest uzależniony od kasy z miejskiego ratusza. Wiadomo również, że z roku na rok finanse śląskiego miasta mają się coraz gorzej. Ratusz oszacował, że w 2019 roku deficyt wyniesie 215 mln zł przy dochodach 1,3 mld zł. Z kolei dług Gliwic wzrośnie w tym roku z 324 do 469 mln zł, przez co każdy z zameldowanych mieszkańców (łącznie 168 tys. osób) zadłużony będzie na 2,8 tys. zł.
Trudna sytuacja budżetowa gminy nie sprzyja finansowaniu drogiego w utrzymaniu klubu. Rocznie na ten cel miasto przeznacza dotację w wysokości ok. 13,7 mln zł. Zatem wygrywając ligę Piast zainkasował ok. 2 mln zł więcej, co zapewne ucieszyło miejskich księgowych. Ligowa wygrana oznacza również dodatkowe zyski, które zostaną skonsumowane dopiero w przyszłym sezonie. Historyczny sukces przyciągnie bowiem na stadion nowych kibiców, którzy do tej pory byli obojętni na ligowe losy Piasta. Stadion przy ul. Okrzei w Gliwicach może pomieścić maksymalnie 10 tys. kibiców, jednak trybuny rzadko kiedy wypełniają się chociażby w połowie. W obecnym sezonie średnia frekwencja wyniosła ok. 4,7 tys. kibiców, co oznacza, że klub sprzedał w 36 kolejkach łącznie 169 tys. biletów. Skoro miasto dołożyło do klubu 13,7 mln zł, to można powiedzieć, że do każdej wejściówki gmina dorzuciła 81 zł.
Kręta droga na salony
Triumfując w ekstraklasie, Piast otworzył sobie wrota do kolejnych historycznych osiągnięć i jeszcze większej kasy. Jako mistrz Polski gliwicki klub zagwarantował sobie prawo do gry w eliminacjach do prestiżowej Ligi Mistrzów. W ostatnich latach drzwi do elitarnych pucharów zostały jednak mocno przymknięte. Organizatorzy tych rozgrywek (UEFA) robią co mogą, żeby mniejsze i słabsze zespoły nie psuły imprezy klubowym gigantom, poprzez zaniżanie poziomu turnieju. Przez niewielką szczelinę przecisną się tylko nieliczne kluby z piłkarskiego „trzeciego świata”. Dlatego już teraz można zakładać, że Piasta nie będzie w tym gronie. Ostatnim polskim klubem, któremu się to udało, była Legia (sezon 2016/17). Wówczas za jednym razem na konto „Wojskowych” powędrowało od UEFY prawie 100 mln zł. Dla gliwickiego klubu taka kwota oznaczałaby potrojenie rocznego budżetu. Piast ma jednak realne szanse na grę w mniej prestiżowej Lidze Europejskiej. Tam również leżą góry twardej waluty. Za udział w fazie grupowej UEFA płaci 3 mln euro, zaś za zwycięstwo oraz remis odpowiednio: 570 tys. i 190 tys. euro. Do gry na dwóch frontach (liga krajowa i puchary europejskie) potrzeba jednak szerokiej i stabilnej kadry. Z tym Piast może mieć poważny problem. Po zwycięstwie w ekstraklasie nastąpi nieunikniony demontaż podstawowego składu drużyny. Do Legii z wypożyczenia wróci Tomasz Jodłowiec. Przypieczętowane są również losy najlepszego ligowego stopera Aleksandra Sedlara, który już siedzi na walizkach i lada dzień opuści Gliwice. Poza tym wciąż nie wiadomo, czy tacy piłkarze, jak: Michal Papadopulos, Mateusz Mak, Tomasz Mokwa, Paweł Tomczyk czy Gerard Badia, a więc kręgosłup Piasta, przedłużą swoje umowy, które wygasają z końcem maja