Dlaczego Londyn zajmuje się problemami Szczukina?
Najnowsza dintojra rosyjskich oligarchów zadaje kłam tezie o niezależności zachodnich mediów. Zaangażowanie w ciemne porachunki skorumpowanych elit Kremla to dowód gnicia europejskiej demokracji i sprzedajności czwartej władzy.
Kto z europejskich zjadaczy chleba wie cokolwiek o Aleksandrze Szczukinie? Ile osób zna jego zięcia Ildara Uzbekowa? Kogo obchodzi wojna z ich biznesowymi przeciwnikami: Rustamem Magdiejewem i Rusłanem Rostowcowem? Według Eurostatu powszednimi bolączkami mieszkańców Zjednoczonej Europy są: bezrobocie, terroryzm, nielegalna migracja, a nade wszystko postępujące ubóstwo i rozwarstwienie społeczne.
Wystarczy, aby wywołać falę pesymizmu, która objawia się depresjami, nerwicami i, co najważniejsze, utratą wiary w demokrację i zdolność elit do odwrócenia destrukcyjnych trendów. Tymczasem opiniotwórcze media w rodzaju „The Guardian”, „The Observer”, „Forbes”, a za nimi praktycznie wszystkie liczące się tytuły Europy i USA analizują szczegóły kłótni oligarchów o pieniądze skradzione w Rosji.
Żeby jeszcze chodziło o szemranych biznesmenów z czołówki list najbogatszych, takich jak Roman Abramowicz, Oleg Dieripaska czy Aliszer Usmanow. Są to ludzie, którzy przenieśli swoje majątki na Zachód, integrując aktywy w europejską i globalną gospodarkę. Od ich powodzenia zależą więc tysiące miejsc pracy w Wielkiej Brytanii i UE. Ten rodzaj zainteresowania własnościowymi dintojrami można jeszcze zrozumieć. Tymczasem jedyną inwestycją w Europie Szczukina był skromny prezent. Papa kupił córce Jelenie pretensjonalną galerię sztuki położoną w snobistycznej dzielnicy Londynu. Reszta majątku przepływa na anonimowe konta w rajach podatkowych. Bohaterami głośnej afery są w istocie syberyjscy producenci węgla, z trudem mieszczący się na rosyjskiej topliście biznesu. Zgoda, majątki szacowane na miliard lub kilkaset milionów dolarów to również nie w kij dmuchał. Tylko dlaczego Londyn zajmuje się problemami jakiegoś Szczukina? Mało tego, w kryminalne porachunki rosyjskich złodziei zaangażowali się brytyjscy politycy. Przed nazwiskami niektórych widnieje wciąż dumny tytuł: sir.
Z jakiego powodu brytyjska elita polityczna przeszła zadziwiającą metamorfozę? Od reprezentowania interesu wyborców do lobbowania majątkowych korzyści dla nikomu nieznanych biznesmenów z dalekiego obwodu kemirowskiego Rosji? Tak jakby nad Londynem nie wisiało widmo brexitu, zwiastujące milionom Brytyjczyków horrendalne problemy ekonomiczne, a Zjednoczonemu Królestwu rozpad. Dlaczego parlamentarzystów, ministrów i dziennikarzy nie obchodzi fakt, że od decyzji o brexicie znad Tamizy odpłynął bilion dolarów w postaci inwestycji i kapitałów? Interesuje za to majątek Szczukina. Aż chce się zapytać: czy wyście poszaleli?
Medialne najazdy
Jesienią brytyjską opinią publiczną wstrząsnął skandal. Jak poinformował „The Guardian”, londyński korespondent katarskiej telewizji Al Jazeera podał się do dymisji na znak sprzeciwu wobec cenzury. Willy Jordan oskarżył własną redakcję o zablokowanie publikacji wyników dziennikarskiego śledztwa, w którym ujawnił kulisy kampanii skierowanej przeciwko magnatowi węglowemu Aleksandrowi Szczukinowi. Oskarżyciele Szczukina spreparowali 30-stronicowy dokument pt. „Blood Coal Money” (Krew, węgiel i pieniądze). Na jego osnowie zlecili nakręcenie filmu dokumentalnego o identycznym tytule. Emisję poprzedziła kampania czarnego PR, na którą nie poskąpiono środków. Zwiastun ukazał się, m.in. w londyńskim metrze i w miejskich autobusach. Czego dowiedzieli się Brytyjczycy? „Gdy nie stać nas na czarny chleb, bo nie dostajemy od pół roku pieniędzy, córeczka Szczukina opływa w dostatki”, skarży się w kadrze syberyjski górnik. Fundamentem materiału jest oskarżenie Szczukina o zabójstwo ojca czterech córek, niejakiego Jewgienija Łazarewicza. Liczący 55 lat przedsiębiorca został komisarycznym zarządcą jednej z wielu kopalni Kuzbasu (Kuźnieckiego Zagłębia Węglowego) postawionych w stan upadłości, po jakimś czasie zaś zaginął o nim wszelki słuch. Rodzina wszczęła poszukiwania, oskarżając o domniemane zabójstwo Szczukina. Nienasycony baron węglowy chciał jakoby zmusić zarządcę do nielegalnego eksportu antracytu z nierentownej kopalni.
„Mój brat chciał tylko sprawiedliwości” – mówi w filmie siostra zaginionego Anna, tymczasem „jak wielu zarządców kopalni był narażony na ciągłe zastraszanie przez miejscowe grupy przestępcze, które opanowały przemysł węglowy Syberii”. Film przedstawia więc dowody przynależności Szczukina do kryminalnego układu. Wskazuje drogę, którą środki z eksportu węgla są nielegalnie transferowane z Rosji do rajów podatkowych poprzez łańcuszek fikcyjnych firm. Autorzy udzielają głosu świadkom, którzy mówią, że legalny biznes oligarchy to jedynie „przykrywka”. Choć fundament bogactwa, ocenianego przez „Forbesa” na 1,4 mld dolarów również robi wrażenie. To koncern węglowy „Połosuchinskaja” zarządzany przez cypryjski trust. Dzięki legalnym i nielegalnym dochodom sięgającym rocznie 100 mln dol. córka i zięć surowcowego barona żyją beztrosko w londyńskiej posiadłości wartej 15 mln funtów, wrastając w kręgi brytyjskiej elity. Tymczasem wg dobrze poinformowanych źródeł śledztwo rosyjskich organów ścigania nie dało rezultatów. Nic nie dała także audiencja, jakiej Annie Łazarewicz udzielił jeden z najpotężniejszych urzędników Rosji. Choć szef Komitetu Śledczego (KS) Aleksander Bastrykin wziął dochodzenie pod osobisty nadzór. I nic dziwnego, skoro Szczukin miał działać ręka w rękę z miejscowym gubernatorem Amanem Tulejewem oraz szefem obwodowej delegatury KS, którzy za sute łapówki kryli ciemne interesy miliardera. Kryminalnej ośmiornicy przycięto wprawdzie macki, ale w zupełnie innej sprawie. FSB oskarżyła Szczukina o próbę reketu, czyli przestępczego przejęcia kopalni „Inskaja”, należącej do Antona Cygankowa. Szczukin znalazł się w areszcie domowym, w którym przebywa do dziś. Nie przestał być miliarderem i nie stracił majątku. Po prostu miliony wpływają na konta córki, a zarządzanie koncernem przejął zięć. Aresztowano za to szefa delegatury KS. Siergiej Kalinkin wyznał, że w zamian za nakaz zatrzymania Cygankowa otrzymał od węglowego barona klucze do londyńskiego apartamentu, a z jego rezydencji wyjechał nowym BWM piątej serii. No cóż, Szczukinowi nie można odmówić gestu. Z tej samej korupcyjnej puli kupił kuźnieckim górnikom karetkę pogotowia. I niech ktoś powie, że Rosja nie jest krajem społecznej sprawiedliwości, gdzie każdy dostaje według potrzeb.
Wracając do medialnej afery, fikcyjne aresztowanie miało skłonić opornego biznesmena do przekazania intratnej kopalni w ręce Szczukina. Czy biznesowy patent szokuje? Jak na realia rosyjskiego „dzikiego Wschodu”, nie bardzo. Praktyka „Mac Mafii” lat 90. święci triumfy do dziś. Najwidoczniej do czasu londyńskiej dintojry „Ruskich” zachodnia opinia publiczna nie chciała nic wiedzieć na temat kryminalnych zatargów. Tymczasem wg rosyjskiej statystyki w latach 1992–2016 zginęło 620 rosyjskich górników. Od 2014 r. wypadkowa krzywa wzrosła do 56 śmierci rocznie. Ludzi masakrują wybuchy metanu i samozapłony pyłu węglowego. Jak informuje ministerstwo obrony cywilnej odpowiedzialne za ratownictwo, faktyczną przyczyną tragedii jest „lekceważenie zasad bezpieczeństwa”. Dla biznesmenów, takich jak Szczukin, liczy się tylko wydobycie, dlatego nie dziwi zależność. Jedna śmierć górnika równa się sześciu milionom ton wyeksportowanego węgla. Natomiast dla brytyjskich czytelników najbardziej interesujący okazuje się fakt, że Jordan w materiale dla Al Jazeery chciał ujawnić, kto z ich reprezentantów wybieranych w demokratycznych procedurach stał za propagandowym najazdem na sybeyjskiego przedsiębiorcę. Okazuje się, że w wojnę z miliarderem są zaangażowani lord Russel oraz kilkukrotny minister ds. europejskich i amerykańskich sir Henry Bellingham. Pierwszy zorganizował kolację w Westminsterze, na którą według „The Observera” zaproszono: „wpływowych prawników, posłów, szefów redakcji i co najmniej jednego byłego szpiega”. Krócej mówiąc, zebrał się komplet lobbystów. Drugi namawiał zaproszonych gości do zainicjowania interwencji brytyjskiego rządu. Chodziło o to, aby minister ds. bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa Ben Walles, mówiąc brzydko, „napuścił” na Szczukina M5, czyli kontrwywiad. Pretekstem stała się wątpliwa reputacja majątku węglowego magnata. Od czasu, gdy GRU próbowało w Salisbury otruć Siergieja Skripala, brytyjski parlament uchwalił prawo o przestępstwach finansowych (Criminal Financial Act). Według jego zapisów służby specjalne, sądy i policja mają prawo domagać się wyjaśnienia „niejasnych źródeł pochodzenia pieniędzy” (Unexplained Wealth Orders), co oznacza wszczęcie procedury dochodzeniowej.
Londyn nie ukrywa, że prawo jest wymierzone w rosyjskich oligarchów wspierających hybrydową wojnę Putina na Ukrainie. Szczukin i jego rodzina mieszczą się w definicji skorumpowanych miliarderów, ale polityczna i medialna agresja nieco dziwi. Nic dziwnego, że zaniepokojony poczuł się minister bezpieczeństwa, który o swoim rzekomym udziale dowiedział się z prasy. Wydał odpowiednie polecenie Scotland Yardowi, z tym, że w kierunku nieoczekiwanym dla Bellinghama i Russela. Jak można sądzić z najnowszych przecieków, obiektem śledztwa stali się obaj lobbyści. Bellingham tłumaczy naiwnie „Observerowi”, że podjął interwencję z altruistycznych pobudek. „Zainteresowałem się dramatycznym losem syberyjskich górników”. To szczytna idea, gdyby nie wyniki śledztwa Scotland Yardu. Okazuje się, że ktoś opłacił renomowaną firmę PR Sans Frontieres do uruchomienia operacji krypt. „Project Pike”. Oferta była szczodra: 40 tys. funtów za jednorazowe opublikowanie „kompromatu” na portalu YouTube, 50 tys. funtów za artykuł w papierowych mediach, 70 tys. funtów za telewizyjną wstawkę. Ile kosztowało pozyskanie wpływowych polityków, o tym policja milczy, choć można przypuszczać, że kwoty były wyższe. Obecnie brytyjskie tytuły biorą w obronę oskarżycieli i oskarżonych, co daje asumpt do podejrzeń, że do kontrataku przystąpił węglowy oligarcha wraz z zięciem. Również nie za darmo pozyskali dziennikarza Al Jazeery i sympatię „The Observera”. Największą jednak aferą jest zaangażowanie instytucji państwowych. Od komisji parlamentu, przez ministerstwa bezpieczeństwa i spraw wewnętrznych, po służby specjalne, fi skalne i policję.
Kto stoi za skandalem?
Ildar Uzbekow w wywiadach udzielonych, m.in. „Forbesowi” mówi zagadkowo: „kampanię wymyślił oligarcha bliski Putinowi oraz kilku innych biznesmenów, nie wyłączając byłego, wysoko postawionego oficera KGB”. Sugeruje, że „wobec niepowodzenia z aresztowaniem i zarzutami wobec teścia, szukają sposobów przejęcia cypryjskiego trustu”. O kogo chodzi? Jak informują rosyjskie media, za brytyjskim atakiem kryją się Rustem Magdiejew i Rusłan Rostowcew. Pierwszy zawdzięcza biznesową karierę prezydentowi Tatarstanu, który mianował go asystentem. Taka rekomendacja wystarczyła, aby majątek Magdiejewa został wyceniony w 2014 r. na 300 mln dolarów. Swoje zrobiły powiązania z silnym człowiekiem sewastopolskiego odłamu rosyjskiej mafii Radikiem Jusopowem. Obaj rozkręcili na przemysłową skalę przemyt szwajcarskich zegarków, głównej oznaki przynależności do putinowskich elit. Z kolei Rostowcew to węglowy hochsztapler, który metodą Szczukina przejął kilka syberyjskich kopalni. Niestety nie był tak sprytny, jak konkurent i jego biznes stanął na progu bankructwa, co Uzbekow wiąże z próbami reketu prosperującego interesu teścia. Nie łudźmy się jednak. Magdiejew i Rostowcew to tylko płotki, za którymi stoi grupa prawdziwych beneficjentów.
Co przemawia za takim scenariuszem? Obaj aferzyści są znani z udziału w tzw. mołdawskiej pralni. Tak międzynarodowy zespół dziennikarski nazwał schemat wyprowadzenia z Rosji 20 mld dolarów i ich legalizacji w zachodnim systemie bankowym. Pieniądze pochodziły z finansowych przekrętów na zamówieniach państwowych, takich państwowych holdingów jak Rosyjskie Koleje, Rosatom, Rostech (produkcja zbrojeniowa) czy filar systemu finansowego Bank WTB. Wszystkie instytucje są kierowane przez kolegów Putina z KGB, zwanych siłowikami. To z poparcia tej grupy wpływu w najbliższym otoczeniu Putina Rostowcew otrzymał ekskluzywne prawo nielegalnego eksportu donbaskiego węgla do Europy. Jak wiadomo, prorosyjscy separatyści „znacjonalizowali” kopalnie, ale prawdziwymi właścicielami są ludzie Kremla wywodzący się z KGB/ FSB i wywiadu wojskowego GRU. Tym samym aferzyści trafili do grupy bogatych Rosjan, którzy robią biznes na hybrydowej wojnie Kremla. Podobnie jak oligarcha Konstantin Małofiejew, znany z finansowania antyukraińskiego buntu Krymu, Odessy czy Doniecka i Ługańska. Taką samą funkcję pełni „kucharz Putina” Jewgienij Prigożyn. W zamian za sute zyski z kontraktów żywieniowych dla armii, wojsk wewnętrznych i szkół, werbuje i finansuje najemników walczących o przywrócenie wpływów Kremla na Bliskim Wschodzie i w Afryce.
Dlaczego jednak ofiarą padł magnat węglowy? Przecież świat odchodzi od energetycznego wykorzystania tego surowca. Wg analizy BP Rapid Transition Europa, Japonia i USA przeszły „szczyt” węglowy w latach 2010–2018, natomiast inne firmy konsultingowe prognozują taką sytuację na lata 2018‒2025. Tak czy inaczej, udział surowca w światowej energetyce zmniejszy się z 35 do 20 proc., choć redukcja konsumpcji węgla obejmie Chiny i Indie w perspektywie 2040 r. Inaczej sprawę widzi Kreml, który traktuje węgiel jako trzeci po ropie naftowej i gazie towar eksportowy. Zgodnie z informacją centrum analitycznego ministerstwa energetyki „Rosinformugol”, do 2035 r. Moskwa planuje zwiększyć udział w światowym eksporcie węgla z 15 do 25 proc. W liczbach bezwzględnych eksport wzrośnie do 440 mln ton z 1,6 mld ton globalnego zapotrzebowania. Oznacza to dwukrotny wzrost rosyjskiego wkładu w światowy handel węglem. Nie trzeba tłumaczyć, że wobec stagnacji gospodarczej oraz zachodniego embarga eksport surowców energetycznych jest dla Kremla podstawowym sposobem napełniania budżetu państwa. O tego zależy ekonomiczna, a więc socjalna i polityczna stabilność reżimu Putina. Dlatego jego otoczenie toczy od kilku lat wojnę o przejęcie syberyjskich kopalń. Ze względów geologicznych wydobycie kuzbaskiego węgla jest bardzo opłacalne, a tania siła robocza zwielokrotnia zyski. Pierwszym krokiem było odsunięcie od wpływów jeszcze jelcynowskiego gubernatora Amana Tulejewa, bez którego zgody niemożliwy był przełom własnościowy. Do jego dymisji wykorzystano głośny pożar kemirowskiego centrum handlowego, w którym zginęło 50 dzieci. Od 2017 r. węglowi biznesmeni związani z Tulejewem są zmuszani do niekorzystnej odsprzedaży biznesu. W przypadku oporu siłowikom pozostaje FSB, dyspozycyjny wymiar sprawiedliwości, czyli przejmowanie aktywów przez podstawionych aferzystów, takich jak Magdiejew i Rostowcew. Ofiarą prowokacji padł zapewne biznesmen z nadania Tulejewa, jakim jest Szczukin.
Dintojry na rosyjskim rynku węglowym nie są jednak istotą brytyjskiej afery. Jeśli mamy do czynienia z operacją rosyjskich służb specjalnych, przerażenie budzi łatwość, z jaką dokonały medialnego ataku. Zgrozę wywołuje łatwość wykorzystania brytyjskich polityków, miejmy nadzieję w roli kupionych, ale tylko „pożytecznych idiotów”. Skandaliczna jest spóźniona reakcja brytyjskich władz. Za niezwykle niebezpieczne trzeba uznać zmanipulowanie opinii publicznej. Strach sobie wyobrazić, co jeszcze pod wpływem rosyjskich prowokacji opublikują największe tytuły prasowe. Dlatego bardzo poważnie należy się zastanowić, czy aby porachunki węglowych bossów to jedynie wojna biznesowa? Czy też mieliśmy do czynienia z próbą generalną poważniejszego ataku na Europę? Jedno jest pewne: jeśli był to hybrydowy test, wypadł dla Kremla pomyślnie. Potwierdził sprzedajność zachodnich elit politycznych i podważył mit ostoi demokracji, którym chlubi się czwarta władza.