-1 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Skorumpowany jak Niemiec

Polacy to złodzieje, a Polska słynie na całym świecie z bałaganu

Tak brzmi stereotypowa opinia rozpowszechniona wśród Niemców i Austriaków. Pora chyba na zmianę myślenia, o czym świadczy gigantyczna korupcja w austriackim koncernie paliwowym OMV. Jej źródłem jest niemiecki prezes firmy, który wprowadza do Europy wzorce złodziejstwa zapożyczone z rosyjskiego Gazpromu.

Cesarz europejskich prezesów
Takie miano nadał ekonomiczny portal Dossier.at prezesowi koncernu paliwowego OMV. Po opublikowaniu rezultatów dziennikarskiego śledztwa, Austriaków zalała przysłowiowa krew. Oczywiście ze złości, do której mają wiele powodów. Niemniejszy wstyd odczuwają niemieckie elity biznesowe, ponieważ Rainer Seele, stojący na czele OMV, to ich rodak. I to nie byle jaki, tylko były prezes niemieckiego giganta surowcowego koncernu Wintershall. Siostrzana spółka holdingu BASF jest udziałowcem najważniejszych projektów gazowych Europy, na czele z rurociągami jamalskim oraz North Stream-1 i 2. Tymczasem zamiast dumy z finansowej efektywności lub wzorcowego zarządzania niemieckimi i austriackimi aktywami, na scenach politycznych obu państw wybuchł korupcyjny skandal. Ze względu na skalę złodziejstwa i styl grabieży, afery nie udało się zamieść pod dywan.

Zakłopotanie Berlina można zrozumieć. Metody zarządzania Rainera Seele kładą głęboki cień na uczciwość wszystkich projektów gazowych z Rosją, których gorącym orędownikiem są Niemcy. Wściekłość Austriaków ma wiele powodów. OMV jest jednym z nielicznych koncernów paliwowych Europy znajdujących się pod kontrolą państwa. Zgodnie z informacjami Interia Biznes, z 18 liczących się firm tej branży na kontynencie, nie wyłączając tzw. super gigantów w rodzaju BP lub Royal Dutch, tylko polskie PKN Orlen i Grupa Lotos, norweski Statoil, węgierski MOL i austriacki OMV znajdują się pod kontrolą państwową. Wszystkie natomiast mają status prawny spółek publicznych, co oznacza, że emitują powszechnie dostępne akcje. Jeśli chodzi o OMV, struktura właścicielska wygląda jednak następująco: 31,5 proc. akcji należy do państwowego holdingu ÖBIB, 24,9 proc. do funduszu IPIC będącego własnością szejka Abu Dhabi, czyli prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich, natomiast 43,3 proc. akcji znajduje się w swobodnym obrocie na giełdach Wiednia, Frankfurtu i Monachium. Dlatego, jak ocenia portal Dossier.at OMV, to perła w koronie aktywów skarbu państwa.

Dlaczego? Podobnie jak niemiecka branża paliwowa, OMV jest strategicznym partnerem Gazpromu, który czerpie krociowe zyski z rosyjskiej strategii energetycznego uzależnienia Europy Środkowej i Wschodniej. Podobnie jak spółki niemieckie, także wiedeński koncern posiada w Rosji ogromne aktywa, angażując się w gigantyczne inwestycje. Udział OMV w gazociągu North Stream staje się zrozumiały, gdyż Austriacy mają 25 proc. akcji złoża JużnoRusskoje w naftowo-gazowym Klondike, jakim jest Jamało-Nieniecki Okręg Autonomiczny Rosji.

Szacowana wielkość tamtejszych zasobów obu paliw, to odpowiednio 50 mln ton ropy i bilion metrów sześciennych gazu. Maksymalna zdolność wydobywcza po ukończeniu międzynarodowych inwestycji ma osiągnąć 25 mld metrów eksportowego przesyłu gazu rocznie. A dokładniej miał osiągnąć taki poziom wydobycia. Połączenie skutków tegorocznej, ciepłej zimy, cenowego krachu na globalnym rynku surowcowym, a przede wszystkim epidemicznego załamania koniunktury gospodarczej postawiło kreskę na zyskach OMV, a prezesa Rainera Seele naraziło na publiczną kompromitację i śledztwo. Do niedawna dziennikarskie, a obecnie wewnętrzne dochodzenie wszczęte przez radę nadzorczą koncernu. Wiele zatem wskazuje, że cesarz europejskich prezesów zasiądzie na sądowej ławie oskarżonych.

Pandemiczne oszczędności
Wszystko przez epidemię, powtarza sobie zapewne Seele, który, jak wszyscy prezesi w Europie, musiał zarządzić kroki oszczędnościowe. Przed gospodarczym zamrożeniem OMV zatrudniał prawie 20 tys. pracowników, generując zysk 2,1 mld euro rocznie. Obecnie stanął przed perspektywą cięć inwestycyjnych, płacowych oraz redukcji personelu. Gwoździem do trumny okazało się kosztowne przejęcie właścicielskie potentata tworzyw sztucznych Borealis AG. Seele zawarł transakcję, niestety przyszła zaraza, a cztery miliardy euro na wykup 39 proc. akcji trzeba było jakoś zebrać. OMV zawiesił kosztowny program inwestycyjnej ekspansji w Rosji, szacowany na 1,5 mld euro. Następnie zmniejszył wolumen pozostałych projektów o kolejne 500 mln euro. Nie pomogło, Seele musiał ściąć koszty operacyjne koncernu o 200 mln euro. Ostatni krok równoznaczny z redukcją personelu, a szczególnie kadry zarządzającej, uruchomił skandal. Obcięcie przywilejów starszych i licznego grona zwykłych wiceprezesów już spowodowało wrzenie. Jednak otwarty bunt podniosła chmara dyrektorów działów, z których każdy uważał się za udzielnego księcia na włościach OMV. To była kropla, która przelały czarę goryczy. Wyrzuceni z dnia na dzień wysoko opłacani menedżerowie zaczęli sypać szefa w mediach.

Jak to jest, że gdy nas zwalnia się z pracy, Seele pozostaje najwyżej opłacanym prezesem spółki w UE z roczną pensją 7,2 mln euro? Jak to jest, że gdy nam odbiera się służbowe limuzyny przedstawicielskiej klasy BMW 5, Seele wydaje na loty prywatnym odrzutowcem 400 tys. euro rocznie?, zapytali wiceprezesi, którzy uratowali się z kadrowej rzezi. Wiarygodność donosów sprawdzili dziennikarze Dossier.at, którzy opublikowali dane o gigantycznym wprost marnotrawstwie, korupcji i bizantyjskim stylu urzędowania prezesa. Już publicznie zapytali, dlaczego tak się dzieje, skoro z powodu koronawirusa firma zwalnia setki szeregowych pracowników?

Na przykład w ramach obecnych oszczędności pod znakiem zapytania stanęło dotowanie austriackiej kultury. OMV chętnie inwestował środki w słynną Operę Wiedeńską. Cena prasowych fotek Seele z utalentowanymi muzycznie dziećmi nie była wygórowana. Rocznie chodziło o skromne pół miliona euro. Gdyby nie fakt pysznej imprezy w Operze Wiedeńskiej, która odbyła się na koszt OMV w 2018 r. z okazji okrągłej rocznicy współpracy z Gazpromem. Zgodnie z ujawnionym kosztorysem, tylko na wykwintne dania przygotowane przez renomowanych kucharzy, a szczególnie na najlepsze wina oraz inne alkohole świata, prezes wydał również 500 tys. euro. Kolejne 300 tys. pochłonęła kapiąca od słynnych nazwisk i niezwykłej oprawy artystycznej inscenizacja „Wesela Figara”. Tylko i wyłącznie dla rosyjskich gości, na czele z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Następną z wątpliwych pozycji budżetowych prezesa, którą dziennikarze śledczy kwalifikują jako polityczną korupcję, jest futbolowy sponsoring. Nie, nie chodzi o dumę austriackiej ligi. Rapid Wiedeń otrzymuje od OMV jedynie 1,2 mln euro rocznego wsparcia, za co piłkarze grają w koszulkach z logo koncernu. Jak się okazuje, Seele wydał przez pięć lat 25 mln euro na utrzymanie ulubionego klubu Władimira Putina. To petersburski „Zenit”. Niestety do dziś nie wiadomo, jakie są warunki układu, bo umowa sponsorska OMV zawiera klauzulę tajności.

Po ujawnieniu skandalu austriaccy kibice są wściekli, natomiast komentatorzy nie mają wątpliwości. Prezent dla Putina to korupcja o skali niesłychanej dla austriackich i europejskich standardów biznesowych. Na usprawiedliwienie prezesa można jedynie przytoczyć fragment jego wywiadu dla „Deutsche Welle”. W 2012 r., jako ówczesny prezes niemiecko-rosyjskiej izby gospodarczej, powiedział: „Żeby prowadzić z Moskwą zyskowne interesy, trzeba wniknąć w rosyjską duszę”.

O wnikaniu w bizantyjski styl zarzadzania prezesa i jego działań dla dobra OMV wiele mówią rachunki za służbowe czartery prywatnymi samolotami. Najczęstsze trasy podroży luksusowymi jetami wiodły do Moskwy, Dubaju i Dublina. Dwa pierwsze kierunki są oczywiste, w przeciwieństwie do kosztów. Bilet rejsowym liniowcem do ZEA w najwyższej klasie biznesowej kosztuje 3 tys. euro. Jeden lot Seele wynajętym odrzutowcem to kwota 30 tys. euro. Zresztą, gdy wybuchła epidemia, prezes pobił rekord strat przynoszonych firmie. Z powodu zamknięcia granic i zawieszenia regularnych połączeń, znalazł się wiedeńskiej pułapce. Tymczasem bardzo chciał zarządzać OMV ze swojej prywatnej posiadłości w Irlandii.

Koszt lotu wyniósł tym razem okrągłe 60 tys. euro. Zapłacił austriacki rząd, podatnicy i drobni akcjonariusze. Wszystko to w czasie, gdy koncern tnie zatrudnienie i generuje straty. No cóż, pora chyba na nowy stereotyp. Może: złodziej jak Niemiec?

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news