Swoje kontrowersyjne pomysły rządzący kwitują mantrą, że uczciwi nie mają się czego bać, bo dobrzy urzędnicy państwowi nie pozwolą ich skrzywdzić. Takie myślenie to gorzej niż zbrodnia. Pisanie prawa pod silnych, uczciwych ludzi kiepsko się skończy.
Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt nowelizacji ustawy, który ma pozwalać prokuratorowi wprowadzać zarząd komisaryczny do firmy, jeżeli jej kierownictwo podejrzewane jest o przestępstwa. Nowe prawo ma dotyczyć dużych firm zatrudniających powyżej 250 osób, ale na biznes i tak padł blady strach, że prokuratura zyska możliwość wyboru zarządzających. Fakt, iż decyzję taką ma zatwierdzać sąd, jest małym pocieszeniem, bo batalie prawne mogą ciągnąć się miesiącami. „Trudno przecież sobie wyobrazić, by menedżer podejrzewany o ustawianie przetargów poprzez wręczanie łapówek dalej mógł kierować firmą” – broni projektu zmian Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Problem w tym, że podejrzany nie oznacza winny, a procesy tego typu w Polsce trwają latami. Nowelizacja zawiera też projekt horrendalnej kary dla firmy wynoszącej nawet 30 mln zł (pierwotnie miało to być 50 mln zł) za przestępstwa pracowników. Projekt jest przedstawiany przez Ministerstwo Sprawiedliwości jako sposób wzmocnienia walki z przestępczością. Środowiska biznesowe widzą w nim jednak zwyczajną groźbę pod swoim adresem. Dość przypomnieć sytuację sprzed 18 lat, gdy znany przedsiębiorca Roman Kluska został aresztowany w świetle reflektorów, wypuszczony za horrendalną kaucją 8 mln zł, a w końcu uniewinniony. Kluska publicznie mówił, że decydenci polityczni chcieli od niego okup liczony w dziesiątkach milionów złotych. Ostatecznie za niesłuszne aresztowanie otrzymał… 5 tys. zł odszkodowania (na samych odsetkach od wpłaconej przez niego kaucji prokuratura zarobiła ok. 35 tys. zł). Winni tamtej bandyterki nigdy nie zostali ukarani.
Imadło Ziobry
Na wszystkich dobrych uczelniach wojskowych na świecie jedną z pierwszych nauk, jakie otrzymują przyszli oficerowie jest zasada, że w działaniach wojennych groźba, jest silniejsza niż jej wykonanie. Sama możliwość uderzenia często jest dla przeciwnika dużo gorsza niż bezpośredni atak. Przepisy, które pozwalają przejmować na podstawie decyzji prokuratora kontrolę nad firmą, nie muszą być stosowane. Samo ich istnienie daje niewiarygodnie duże pole do nadużyć i nacisku na właścicieli firm. Nieprzypadkowo celem są duże firmy obracające milionami. Sprawa wygląda dziwnie. Skoro, jak twierdzi ministerstwo sprawiedliwości, ma być to oręż rzadko stosowany tylko w wypadku najpoważniejszych przestępstw, to jak to się ma do faktu, iż podejrzany prezes firmy będzie na wolności? Z przepisu jasno wynika, że musi być on podejrzany. Z drugiej strony konieczność usuwania go siłą z władz spółki oznacza, iż nie jest on aresztowany i próbuje wykonywać swoje obowiązki. Gołym okiem widać brak spójnej narracji w tych przepisach.
– Zbigniew Ziobro chce mieć imadło na dużych biznesmenów – mówi jeden ze znanych polskich przedsiębiorców. Zwraca on uwagę, że przedstawiciele partii politycznych od 30 lat próbują układać się z prywatnym biznesem. Istnienie tego typu narzędzia w rękach polityka sprawi, iż biznesmen, do którego z jakąś prośbą zwróci się osoba kojarzona z władzą, będzie się bał odmówić – tłumaczy. Ustawa przewiduje także, że powołany przez prokuratora zarząd komisaryczny w firmie ma przekazywać sądowi lub prokuraturze informacje mające znaczenie dla toczącego się postępowanie. W ten sposób z przejmowania zarządzaniem firm Ministerstwo Sprawiedliwości chce zrobić narzędzie zbierania materiału dowodowego. „Rozwiązanie takie może budzić wątpliwości z perspektywy systemowych założeń prawa karnego, jak i cywilnego” – komentował na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” adwokat Bartosz Groele, wspólnik w kancelarii Tomasik Pakosiewicz Groele.
To kolejny kontrowersyjny projekt Ministerstwa Sprawiedliwości po tzw. prewencyjnej konfiskacie majątku. Ten projekt nie trafił jeszcze na ścieżkę legislacyjną, ale już wzbudza zrozumiałe emocje. Minister Ziobro chce, aby jego prokuratorzy mogli, bez wyroku sądu, zajmować majątki. Dowodzenie, że się człowiek legalnie dorobił, ma spoczywać na tym, komu zabrano majątek. Aby stać się ofi arą takiego paragrafu, wystarczy przypadkowo utrzymać kontakty z osobą podejrzewaną o dokonywanie przestępstw. „W przypadku wejścia w życie tych rozwiązań wystarczy, że osoba majętna będzie np. utrzymywać kontakt z – jak się później może okazać – sprawcą przestępstwa, i wówczas może być narażona na ryzyko związane z obowiązkiem wykazania pochodzenia całego swojego majątku, pod rygorem jego przejęcia przez państwo również w wyniku pomyłki organów. Państwo zajmie lub ostatecznie przejmie dobra pochodzące z legalnych źródeł. To wszystko będzie możliwe w sytuacji, w której nie będzie toczyło się żadne postępowanie karne wobec właściciela majątku” – alarmuje Radosław Płonka, ekspert Business Centre Club ds. prawa gospodarczego. Niedopuszczalna jest wynikająca wprost z tych przepisów próba przerzucenia ciężaru dowodzenia niewinności na obywatela. Co więcej, prawo to zakłada, że skonfiskowany może być majątek osoby, wobec której nie toczy się żadne postępowanie. Jest to w sposób oczywisty prawo niezgodne z polską Konstytucją.
Ostrzeżenie dla biznesu
Próba wprowadzenia takich drakońskich rozwiązań sprawia, że przedsiębiorcy będą bali się narażać władzy, na przykład wspierając oficjalnie opozycję lub angażować się w projekty, które władzy się nie podobają. To jest właśnie groźba silniejsza niż jej wykonanie. Ironicznie komentował takie pomysły prof. Robert Gwiazdowski (adwokat przedsiębiorców przed sądami) dla którego plany PiS, to nic innego, jak urzeczywistnianie zapisanej w Konstytucji zasady, że Polska to państwo, które w demokratyczny sposób urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej. „Jest oczywistą oczywistością, że jak ktoś jest podejrzany przez prokuratora, to nawet jak nie jest jeszcze skazany, to powinien być pozbawiony wszelkich praw dlatego, że sąd może się pomylić i go uniewinnić, więc lepiej się zabezpieczyć” – kpił prof. Gwiazdowski. Swoje kontrowersyjne pomysły rządzący kwitują mantrą, że uczciwi nie mają się czego bać, bo dobrzy urzędnicy państwowi nie pozwolą ich skrzywdzić. Takie myślenie to gorzej niż zbrodnia. Pisanie prawa pod silnych, uczciwych ludzi kiepsko się skończy. Prawo nie powinno być pisane w taki sposób, aby uczciwi ludzie musieli być gwarantami, że nie zostanie ono użyte w niewłaściwy sposób. Musi być pisane tak, aby nieuczciwy człowiek, jeżeli dostanie w swoje ręce władzę, nie był w stanie przy jego pomocy skrzywdzić uczciwego.
Instytucjonalne ustalenie prymatu państwa w starciu z obywatelem może i będzie miało opłakane skutki. Prawo tworzy się bowiem nie dla ludzi, którzy są odpowiedzialni i nie będą go nadużywać, ale przewidując to, że do władzy mogą dojść ludzie nieuczciwi.