W ubiegłym tygodniu jak meteor przemknęła przez media informacja o poparciu Polaków dla polsko-węgierskiego weta blokującego unijny pakiet finansowy, czyli budżet na lata 2021–2027, Fundusz Odbudowy i rozporządzenie Komisji Europejskiej wprowadzające mechanizm „pieniądze za praworządność”.
Wiadomość ta jednak nie doczekała się głębszych refleksji, a szkoda, bo wyniki sondażu pracowni United Surveys dla radia RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” są nader interesujące, choć idą zdecydowanie pod prąd lewicowo-liberalnego (i bezkrytycznie prounijnego) medialnego mainstreamu. Zresztą być może właśnie wyłaniający się z badania niepoprawny politycznie obraz był przyczyną, dla której wspomniane media postanowiły nie grzać tematu. Cóż, w takim razie „pogrzeję” go ja.
Respondentom zadano dwa dość rozbudowane pytania. Pierwsze dotyczyło mechanizmu „praworządnościowego”, informując pytanych, że rozwiązanie to umożliwia blokadę unijnych funduszy, zaś o złamaniu zasad praworządności i wstrzymaniu wypłat będą decydowały pozostałe kraje UE. Zdecydowana większość (46,1 proc.) opowiedziała się za odrzuceniem przez Polskę modelu „pieniądze za praworządność”, wybierając odpowiedzi „zdecydowanie odrzucić” (29,3 proc.) i „raczej odrzucić” (16,8 proc.). Za poparciem mechanizmu opowiedziało się natomiast 37,4 proc. („zdecydowanie poprzeć” 21,8 proc. i „raczej poprzeć” – 15,6 proc.). Pytanie drugie odnosiło się bezpośrednio do zawetowania budżetu, gdyby „pieniądze za praworządność” miały wejść w życie. I tu 57,4 proc. opowiedziało się za zablokowaniem budżetu („zdecydowanie zablokować” – 35.5 proc. i „raczej zablokować” – 21,9 proc.), zaś przeciwnego zdania jest zaledwie 19,5 proc. „Nie wiem” odpowiedziało aż 23,2 respondentów.
Jak łatwo się domyślić, wśród partyjnych elektoratów stanowisko za wetem zajęli wyborcy PiS i Konfederacji, zaś przeciw – głównie Lewicy. Ciekawostką jest natomiast niekonsekwentne podejście wyborców Koalicji Obywatelskiej – otóż są oni w większości za „mechanizmem praworządności”, ale jednocześnie uważają, że gdyby ten mechanizm wszedł w życie wraz z unijnym budżetem, to należy go zawetować (!). Jak to mawiają w „internetach” – fuck logic…
Równie ciekawy jest nieco świeższy (i obszerniejszy) sondaż Ibrisu dla „Rzeczpospolitej”, z którego wynika, że Polacy nie są podatni na emocjonalny szantaż uprawiany przez opozycję, jakoby weto oznaczało wstęp do polexitu. Łącznie aż 67,9 proc. badanych nie podziela tej obawy, najwyraźniej traktując weto jako normalny element negocjacji. Również większość (choć nieco mniejsza, bo 53,7 proc.) nie uważa, że weto oznacza utratę unijnych funduszy. Z kolei 58,4 proc. sprzeciwia się temu, by inne kraje mogły decydować o tym, czy w Polsce łamana jest praworządność. Prounijna postawa zwycięża jedynie przy pytaniu, czy o złamaniu praworządności miałby decydować Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Za taką możliwością opowiedziało się 51,1 proc. ankietowanych przy 44,4 proc. głosów sprzeciwu i 4,5 proc. nie mających zdania.
Co nam mówią te wszystkie cyferki z dwóch badań przeprowadzonych na przestrzeni tygodnia? Ano to, że rząd wetując unijny budżet cieszy się co do zasady społecznym poparciem – i to czasem idącym w poprzek codziennych politycznych sympatii. Bezkrytyczni zwolennicy UE gotowi w ciemno podżyrowywać wszystko, co urodzi się w Brukseli, są w zdecydowanej mniejszości. Potwierdza się tym samym (na co od czasu do czasu zwracam uwagę), iż rzekomy cielęcy euroentuzjazm Polaków, zapatrzonych w Unię jak w obrazek, jest w znacznej mierze mitem. Owszem, gdyby ich zapytać, czy „tak w ogólności” są za członkostwem, odpowiedzą w przytłaczającej większości twierdząco. Jednak gdy poskrobie się nieco głębiej, sytuacja staje się z miejsca o wiele bardziej skomplikowana, a nasze poparcie dla Unii okazuje się być obwarowane różnymi zastrzeżeniami sprowadzającymi się z reguły do sprzeciwu wobec zbyt głębokiej ingerencji Brukseli (o innych państwach nie wspominając) w nasze wewnętrzne sprawy. Widać to chociażby po niezmiennie negatywnym stanowisku w sprawie przyjęcia waluty euro, mieszania się Unii w kwestie światopoglądowe czy przyjmowania migrantów. Swojego czasu małą sensację zrobił sondaż dla „Polityki”, w którym Polacy zdecydowanie odrzucili mechanizm przymusowej relokacji uchodźców, nawet gdyby wiązało się to z obcięciem unijnych funduszy czy wręcz z opuszczeniem UE.
Morał dla rządu? Podtrzymać weto i nie godzić się na plewy w rodzaju proponowanych „deklaracji interpretacyjnych” czy odesłania „mechanizmu praworządnościowego” do TSUE. Polacy generalnie doskonale widzą, o co toczy się gra i na ogół w relacjach z Brukselą kierują się zdroworozsądkową kategorią własnego interesu. Krótko mówiąc, zdają sobie sprawę, że jeżeli przehandlujemy suwerenność za pieniądze, to w efekcie, zdani na unijną łaskę, możemy nie mieć ani jednego, ani drugiego. Pozostaje mieć nadzieję, że premier Morawiecki widzi to równie wyraźnie, jak wyborcy.