-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Angela Merkel katastrofą Europy. Moskiewska klęska niemieckiej kanclerz

Przedemerytalny bilans Merkel trudno nazwać inaczej niż klęską. Na dywaniku u Putina kanclerz zebrała płody kapitulacyjnej polityki. Szesnastoletnie rządy Merkel kończą się więc europejską katastrofą, grożącą rozpadem Unii Europejskiej, a wschodniej i środkowej części kontynentu – gorącą wojną.

Upokorzenie

O sierpniowej wizycie Angeli Merkel w Rosji można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że była triumfalnym finałem kanclerstwa. Wskazują na to fakty, ale także gesty, które odgrywają w dyplomacji znaczącą rolę.

Już w 2007 r. najlepszy przyjaciel Niemiec Władimir Putin głośno upokorzył panią kanclerz. Znając jej fobię do psów, postanowił w świetle kamer zapoznać Merkel ze swoim labradorem.

Złośliwość i chamstwo wobec kobiet, z którego słynie autokrata, to jedno, a upokorzenie państwa oraz całej Unii Europejskiej to co innego. W tym aspekcie Kreml zaplanował wizytę do najmniejszego szczegółu.

Było to ostatnie spotkanie Merkel z Putinem w charakterze szefowej niemieckiego rządu. Zamiast wdzięcznej pamięci kanclerz przejdzie do historii pokazową uległością wobec Moskwy, zakrawającą na zdradę europejskich wartości, w tym równości członków Unii Europejskiej i solidarności z ofiarami rosyjskiej agresji.

Putin po mistrzowsku wykazał lekceważenie dla swojej długoletniej partnerki, dzięki której dziś dyktuje swoje warunki europejskim demokracjom. Wobec polityk, która zajadle broniła gazowych, a więc geopolitycznych interesów Kremla.

Po pierwsze Putin wymógł, aby wizyta Merkel odbyła się przed jej spotkaniem z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, zaplanowanym w Kijowie. Rozmawiać z agresorem i mordercą, a następnie ofiarą, to z politycznego i czysto ludzkiego punktu widzenia kompromitacja.

Po drugie, uścisk dłoni z Putinem miał miejsce dokładnie w pierwszą rocznicę próby zabójstwa rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Trudno o większą oznakę słabości europejskiej przywódczyni poczuwającej się do wyznaczania kierunków rozwoju UE.

Po trzecie, ze względu na niechęć do drażnienia Putina, Merkel odmówiła udziału w Krymskiej Platformie. To inicjatywa władz w Kijowie, na którą przybyli prezydenci i premierzy wielu państw Europy i świata, dając wyraz sprzeciwu wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę.

Tymczasem Merkel nie pojawiała się na forum stanowiącym ważną część obchodów 30-lecia niepodległości Ukrainy. W ostatniej chwili zadecydowała, że do Kijowa nie poleci również minister spraw zagranicznych Heiko Maas.

Obecność przedstawiciela Niemiec na eksponowanym szczeblu rządowym miała być jednym z atutów i ważnym sygnałem podnoszących międzynarodowe znaczenie ukraińskiego forum. Mówiąc prościej, Maas miał do odegrania symboliczną rolę, podkreślając niezgodę Europy na okupację ukraińskiego półwyspu.

Jednak polityk w ostatniej chwili odmówił udziału w szczycie, powołując się na konieczność uporania się z afgańską ewakuacją. Dla przypomnienia wiosną tego roku miał dość czasu, aby polecieć do Moskwy. Zawarł tam ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem układ, że Berlin i Moskwa obronią gazociąg NS-2 przed amerykańskim sankcjami.

A więc najbliższy sojusznik USA, jakim mienią się Niemcy, nie miał wówczas potrzeby robienia uników, odmownie traktując zaproszenie szefa rosyjskiego MSZ wbrew prośbom i interesom także europejskich sojuszników.

Tymczasem decyzją Merkel na Krymskiej Platformie Niemcy reprezentował minister gospodarki i energetyki Peter Altmaier. Za przykładem Berlina natychmiast poszły Paryż i Rzym. Obniżyły poziom swoich delegacji wysyłanych na Ukrainę. Tak wygląda praktyczny wymiar destrukcyjnej polityki Merkel.

– Inni sojusznicy delegowali prezydentów, premierów, ministrów spraw zagranicznych czy ministrów obrony, ponieważ okupacja Krymu nie jest tematem do dyskusji ministrów energetyki – skwitował niemiecką zdradę MSZ Ukrainy.

Ponadto rzecznik władz w Kijowie nie omieszkał dodać: – Altmaier jest kojarzony w Europie z prorosyjską agendą Berlina nie tylko dlatego, że jest zdecydowanym zwolennikiem gazociągu Nord Stream 2 z Rosji do Niemiec.

Ukraina nie ma siły na wybrzydzanie, jednak miarą rozczarowania postawą Merkel był nieoficjalny komentarz Brukseli: – Przyjazd Altmaiera do Kijowa nie miał kompletnie sensu, bo jego wizyta wyglądała na rosyjską prowokację.

Bardzo trudno uwierzyć w przypadek, bo równocześnie Moskwa wykonała czwarty gest upokorzenia. Po spotkaniu z Merkel Putin kazał wpisać na listę sankcji ukraińskiego kolegę Maasa ministra Dmytro Kułebę.

– Z punktu widzenia zasad międzynarodowej dyplomacji nałożenie sankcji na ministra spraw zagranicznych jest środkiem podejmowanym niezwykle rzadko – skwitowała decyzję Moskwy kancelaria Wołodymyra Zełenskiego, dodając, że to klęska Merkel w Moskwie po raz kolejny ośmieliła Putina.

Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że ukraińska integralność terytorialna jest wykorzystywane przez Niemcy, jako karta przetargowa w stosunkach z Kremlem. I nie tylko, równocześnie z Europą Środkową bowiem, także zachodnie media widzą w niemieckiej kanclerz katastrofę w skali całej Unii.

Wielka destruktorka

– Niemcy od ponad 30 lat prowadzą politykę opartą na zasadzie: „Po pierwsze Rosja”, i tak naprawdę nic się nie zmienia – powiedziało portalowi euobserver.com wysoko uplasowane źródło dyplomatyczne w Komisji Europejskiej.

Był to komentarz do publikacji ukraińskich mediów o tym, że Putin zażądał, aby Merkel odwołała udział Maasa w Platformie Krymskiej, a ona posłusznie spełniła polecenie.

Bardziej dyplomatycznie, ale za to równie przekonująco, zdefiniował politykę Merkel Wołodymyr Zełenski. Podkreślił, że problemem jest zajmowanie przez niemiecką kanclerz dwóch stołków naraz, co oznacza balansowanie między napastnikiem i ofiarą.

– Niestety odległość między stołkami rośnie z dnia na dzień – dodał ukraiński prezydent, lecz zasadnicze jest pytanie, dlaczego Merkel konsekwentnie wchodzi w relacjach z Moskwą na te same grabie?

Gołym okiem widać, że podczas jej szesnastoletniej kadencji stosunki UE z Rosją przeszły od pełnego nadziei, konstruktywnego dialogu do geopolitycznej konfrontacji. Przy tym faktów nie neguje sama Merkel. Kanclerz podkreśliła, że na przestrzeni lat systemy polityczne Rosji i Niemiec całkowicie się rozeszły, a mimo to jest przekonana, że ​​milczenie UE, czyli izolacja Rosji, jest  opcją niedopuszczalną.

Główny błąd Berlina polega zatem na przekonaniu, że ​​ kluczem do bezpieczeństwa europejskiego jest ciągły dialog z Rosją. Mimo że to Putin ustami swojego szefa dyplomacji Ławrowa, zerwał faktycznie wszelkie kontakty na najwyższym szczeblu z UE.

To Kreml, w obawie przed rewolucją oszukanych i okradzionych Rosjan, izoluje się od Europy, stając się największym zagrożeniem jej bezpieczeństwa. Świadczą o tym wyniki osiągnięte przez Merkel na dywaniku u Putina.

Według tygodnika „Der Spiegel” agenda obejmowała sytuację w Afganistanie i na Białorusi, los Aleksieja Nawalnego, przyszłość Ukrainy, Syrii, Libii, a nawet zakaz działalności trzech niemieckich NGO’s w Rosji.

Tymczasem jedynym wymiernym rezultatem było wyzywające zachowanie Putina, który oświadczył Merkel, że ​​presja zewnętrzna na jego decyzje jest niedopuszczalna w jakiejkolwiek formie.

– Skończyły się czasy, kiedy Moskwa próbowała przypodobać się Zachodowi, a ryzyko utraty reputacji odgrywało znaczącą rolę zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej Rosji – skomentowała blamaż Merkel kremlowska prasa.

Także zdaniem dziennika ekonomicznego „Handelsblatt” Kanclerz nie zdołała uzyskać dla Ukrainy żadnych gwarancji zachowania roli kraju tranzytowego rosyjskiego gazu. Natomiast Moskwa uzależniła tę kwestię od zawarcia przez państwa UE długoterminowych kontraktów na zakup surowca Gazpromu.

Bez odpowiedzi pozostała prośba Merkel o pośrednictwo Moskwy u talibów, aby obywatele afgańscy, którzy w takiej czy innej formie udzielali pomocy krajom zachodniego sojuszu, mogli bez przeszkód opuścić kraj.

Zdaniem opiniotwórczego tytułu, za główny wynik niezbyt udanej wizyty w Moskwie można uznać fakt, że kanclerz Niemiec wyznaczyła w ten sposób rosyjski kurs dla swojego następcy. Ciągłość była i pozostaje kamieniem węgielnym niemieckiej polityki zagranicznej, a w jej ramach chęć podtrzymywania otwartego dialogu z Rosją.

To największe nieszczęście dla Niemiec, UE, a przede wszystkim Europy Wschodniej, ponieważ Niemcy kierują się wyłącznie swoimi, a nie unijnymi interesami. Tymczasem UE jest zdominowana przez Berlin.

Sygnał alarmowy rozległ się już 10 lat wcześniej, gdy Merkel kosztem przetrwania strefy euro odmówiła kryzysowej pomocy Grecji. Dziś straty inwestycyjne i odszkodowawcze wynikające z przerwania budowy NS-2 kosztowałaby Berlin tylko 10 mld euro. Niestety Merkel zadeklarowała cele klimatyczne, które na kolana powaliły niemiecką gospodarkę.

Były redaktor naczelny „Die Zeit” Theo Sommer jest przekonany, że rezygnacja Niemiec z energetyki jądrowej i węglowej była fatalnym błędem. Głos eksperta jest fragmentem debaty w przededniu wrześniowych wyborów do Bundestagu, a więc wokół bilansu kanclerstwa Merkel.

Przyszłości energetyki jest centralnym punktem dyskusji, bo wg ministra Petera Altmeiera do 2030 r. zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrośnie o 15 proc., natomiast źródła jej pozyskiwania wysychają.

Wynika to przede wszystkim z planu przejścia na alternatywne formy zasilania. Zadeklarowany cel zapewnienia 65 proc. bilansu z energii słońca, wiatru, wody i biopaliw jest coraz bardziej utopijny. Stąd bezwzględna obrona gazociągu Nord Stream-2, ponieważ rosyjskie paliwo staje się fundamentem przetrwania gospodarki, a zatem politycznej dominacji Niemiec w UE.

Merkel była chwalona jako pragmatyczna i wizjonerska liderka, jednak naprawdę stała się dla Europy katastrofą. Charakteryzowała ją taktyka zwlekania. Brakowało jej wizji i woli działania.

– Angela Merkel jest przereklamowanym liderem. Zamykając elektrownie jądrowe i węglowe, uzależniła Niemcy i UE od gazu Putina. Poparła cele klimatyczne, ale nie udało się ich zrealizować. Dziś gospodarka europejska stoi w martwym punkcie, a Niemcy z trudem utrzymują status quo gwarantujące przywództwo w Unii – komentuje konserwatywny politycznie i liberalny ekonomicznie duński dziennik „Jyllands-Posten”.

Jednak największym grzechem Merkel są manipulacje w najważniejszych kwestiach bezpieczeństwa. Chodzi o jednostronną decyzję o przyjęciu uchodźców, ideologiczną wojnę z Budapesztem i Warszawą, wreszcie grę ukraińską i środkowoeuropejską suwerennością w relacjach z Rosją.

– To bardzo niefortunne, że Unia Europejska, która opiera się na idei równości krajów i ich obywateli, trafiła w ręce Angeli Merkel – ocenia duński tytuł, dodając do listy winowajców Emanuela Macrona.

Rezultatem jest coraz wyraźniejsze wewnętrzne pęknięcie Unii. Na ostatnim szczycie Polska i państwa bałtyckie sprzeciwiły się propozycji wznowienia dialogu z Rosją autorstwa duetu Merkel-Macron. Z kolei Parlament Europejski zamroził umowę inwestycyjną z Chinami, a jest to plan osobiście pilotowany przez kanclerz w czasie niemieckiej prezydencji w UE.

Ogromne kontrowersje wzbudza plan rekonstrukcji gospodarczej UE, skierowany przede wszystkim na zieloną energetykę kosztem gospodarek Europy Środkowej i Południowej. Rysy powiększają się stale pomiędzy Południem i Północą UE, osią debaty jest zaś finansowanie projektu odbudowy Europy po pandemii, narzuconego przez Berlin i Paryż.

Wreszcie polityka fiskalna rządu Merkel doprowadziła do rozkwitu legalizacji korupcyjnych środków, zamieniając unijny system bankowy w wielką pralnię brudnych pieniędzy.

– Jedni członkowie Unii, jak Cypr, Malta i Hiszpania, zarabiają miliony na sprzedaży europejskich paszportów rosyjskim oligarchom. Inni, jak Holandia, Irlandia i Luksemburg, zamieniły się w raje podatkowe – kwituje skutki przywództwa Merkel norweski „Stavanger Aftenblad”. Co symptomatyczne gazeta przeszła z pozycji liberalnych do poglądów konserwatywno-chrześcijańskich.

– Scheda po niemieckiej kanclerz grozi politycznym wybuchem – prognozuje brytyjski „The Spectator”. Chodzi zarówno o wyniki wyborów do Bundestagu, jak i szczyt UE pod koniec bieżącego roku. Jeśli wszystkich podziałów nie uda się wyeliminować, a w Berlinie rząd utworzą Zieloni, animozje eksplodują w Brukseli, wywołując paraliż Komisji Europejskiej.

Po Merkel tylko wojna?

Rosyjska polityka Merkel, a szczególnie gazowy pakt zawarty z prezydentem USA Joe Bidenem, wywołała szok w Europie Środkowej i Wschodniej. Nie chodzi jedynie o państwa unijne i Ukrainę, ale także kraje posowieckie – sygnatariuszy Partnerstwa Wschodniego. Gruzja, Mołdawia, a nawet Azerbejdżan, które przez wiele lat widziały w UE, a więc w Niemczech, źródło swojego bezpieczeństwa, poczuły się zdradzone.

Takiego zdania jest Constanze Stelzenmüller. Dyrektorka programu NATO w Brookings Institution twierdzi, że ​​Merkel i Nord Stream-2 wpędziły politykę transatlantycką w diaboliczną pułapkę.

Według analityk rosyjska polityka Berlina podkopała europejską jedność, czyniąc Putina zwycięzcą sumy błędów kanclerz. Wyraz rozczarowaniu, ale przede wszystkim obawom, daje Europa Środkowa.

Ministrowie spraw zagranicznych Polski i Ukrainy w ostrym liście otwartym opublikowanym przez europejskie media, nazwały działania Niemiec największym zagrożeniem bezpieczeństwa UE.

Prezydent Litwy Gitanas Nauseda na łamach „Die Zeit” nie zawahał się porównać relacji Merkel z Putinem do stosunków pomiędzy nazistowskimi Niemcami i ZSRS Stalina.

W niezwykle trudnej sytuacji została także postawiona Bruksela. Komisja Europejska bardzo krytycznie reaguje na gazociąg, który wzmocni Rosję jako dostawcę energii do UE.

Z drugiej strony Komisja zdaje sobie sprawę ze znaczenia NS-2 dla niemieckiej gospodarki i poparcia, jakim cieszy się inwestycja zarówno w CDU/CSU, jak i w SPD.

Strategia Merkel postawiła więc KE pomiędzy młotem i kowadłem, pogłębiając paraliż organów unijnych. Uwidoczniła europejskim politykom skalę i następstwa niemieckiej dominacji w Europie.

Merkel próbuje uspokoić sąsiadów i Brukselę, ale wiarygodność Niemiec i samej kanclerz spadła do zera. Dlatego Europa Środkowa pyta, ile warte są unijne, natowskie oraz amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa wynikające z faktu członkostwa Polski i Państw Bałtyckich w obu wymiarach transatlantyckiego sojuszu?

Bardzo pesymistyczną wizję konsekwencji polityki Merkel snuje brytyjski ekspert. Profesor King’s College London i doradca ministra obrony, Maximilian Terhalle, stawia dwie groźne dla Polski tezy.

Po pierwsze, Zachód nie jest już w stanie obronić naszego regionu przed geopolityczną i militarną ekspansją Rosji. Po drugie, do takiej sytuacji doprowadziła ugodowa wobec Putina polityka Merkel. W następstwie zgniłego kompromisu w sprawie NS-2, zawartego z Bidenem, Kreml uzyskał decydujący instrument obezwładniający UE oraz NATO.

Według Terhalle Putin wykorzysta atut, którym jest niezdolność Stanów Zjednoczonych do prowadzenia jednocześnie dwóch wojen. Oznacza to, że w przypadku wybuchu działań wojennych między Ameryką i Chinami, Europa będzie musiała sama bronić się przed potężną, rosyjską ofensywą.

Na pierwszy ogień kremlowskiej ekspansji pójdzie Ukraina, którą gazociąg NS-2 pozbawił minimalnej przewagi nad Rosją wynikającej z tranzytu gazu. Potem przyjdzie pora na państwa wschodniej flanki NATO, które słusznie pytają, jak bardzo niezawodne są środki odstraszania Sojuszu?

– Rosyjskiego prezydenta zachęca uparte lekceważenie przez Niemcy interesów bezpieczeństwa Polski i krajów bałtyckich, tym bardziej że Biden dał jasno do zrozumienia: – ​​Rosja stanowi mniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa USA niż Chiny – ocenia brytyjski profesor dla portalu Politico.

Maximilian Terhalle przypomina: – W 2017 r. ówczesny sekretarz obrony James Mattis zapytany, czy USA mogłyby prowadzić dwie wojny na dużą skalę w tym samym czasie, odpowiedział: – Nie, w tym przypadku Putin może liczyć na sprzyjającą konfigurację.

Dlaczego? Ponieważ Niemcy, a wraz z nimi UE, mają ręce związane uzależnieniem od rosyjskiego gazu. Dlatego Bundeswehra lub żołnierze innych państw europejskich nie zastąpią obecności amerykańskiej w Polsce oraz na Łotwie, Litwie i w Estonii.

– Wojna pomiędzy USA i Chinami pochłonie amerykański potencjał gospodarczy i militarny, podważając zdolność Waszyngtonu do odstraszania w Europie. Putin dostanie okazję do wyrównania klęski ZSRS w zimnej wojnie – podsumowuje Brytyjczyk.
Zagrożenie wydają się rozumieć także politycy niemieccy reprezentujący koalicję rządową Merkel. Eurodeputowany z CSU Manfred Weber krytykuje rosyjską politykę kanclerz, uważając, że szkodzi całej Unii Europejskiej.

W wywiadzie dla konserwatywnej gazety „Die Welt” Weber stwierdził: – Nord Stream-2 jest szkodliwy dla całej Europy i Ukrainy. Bez współpracy Angeli Merkel i byłego kanclerza Gerharda Schroedera z Putinem gazociąg byłby nie do pomyślenia.

FMC27news