-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Rachunek dla Putina

Ile będą kosztować Rosję sankcje nałożone za atak na Ukrainę?

Gdy w 2014 r. Rosja zajęła Krym, nałożone na nią zachodnie sankcje były pozorne. Bardziej pod uspokojenie sumień opinii publicznej niż po to, aby realnie Rosji zaszkodzić. To był jeden z powodów, który sprawił, że Rosja nie zawahała się, aby zaatakować Ukrainę. Nowe sankcje, które zostały ogłoszone w tygodniu po ataku Rosji na Ukrainę, tym razem będą kosztować dużo. Wymierzone są bowiem w Centralny Bank Rosji, w rezerwy walutowe tego kraju, które wynoszą aż 630 mld dolarów. Sankcje już spowodowały w Rosji załamanie kursu rubla i panikę wśród obywateli. Dlatego 27 lutego w niedzielę Rosja stwierdziła, że sankcje są „bezprawne” i w odpowiedzi rosyjskie siły nuklearne zostały postawione w stan podwyższonej czujności. Na to, jak działa ekonomiczna broń w rękach Zachodu, patrzą uważnie Chiny, które od lat przygotowują się do zajęcia Tajwanu, zbuntowanej od czasu wojny domowej pod koniec lat 40. XX w., chińskiej prowincji. Największym jednak uderzeniem w rosyjską kleptokrację (instytucjonalne rządy złodziei) jest przystąpienie do sankcji Szwajcarii. Jedna trzecia fortun rosyjskich oligarchów znajduje się właśnie tam. Także osobiste pieniądze rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Skala sankcji nałożonych przez Zachód zszokowała rosyjskie elity. Władimir Sołowiew, znany rosyjski propagandzista, rozpłakał się na wizji, na skutek sankcji stracił bowiem dostęp do swoich luksusowych willi nad włoskim jeziorem Como. Szokiem też było odcięcie Rosji od systemu międzynarodowych rozliczeń SWIFT. Rosjanie byli pewni, że taka decyzja nie zapadnie, bo będą ją blokować ich europejscy przyjaciele. I rzeczywiście. Przez pierwsze dni Niemcy, Włochy, Węgry i Cypr sprzeciwiały się wyrzuceniu Rosji ze SWIFT. W końcu jednak ustąpiły pod presją międzynarodowej opinii publicznej.

Ogromne koszty wojny

Rosyjska gospodarka może skurczyć się nawet o 5 proc. Zanim zdecydowano się wyłączyć Rosjanom dostęp do systemu SWIFT, to siłę uderzenia w rosyjską gospodarkę szacowano na zaledwie 0,7 proc. rosyjskiego PKB. Gdy dziesięć lat temu wprowadzono analogiczne sankcje na Iran (za nieprzerwanie projektu budowy własnej broni atomowej), to doprowadziło to do spadku irańskiego eksportu aż o jedną trzecią. Najbardziej jednak mogą uderzyć w Rosję postępujące ograniczenia zakupu od niej surowców naturalnych (gaz, węgiel, ropa naftowa). W 2021 r. wpływy z tego tytułu stanowiły aż 36 proc. rosyjskiego budżetu, ale w poprzednich latach było to jeszcze więcej.

Jednak dochodzą do tego jeszcze bezpośrednie koszty wojny. Dzień prowadzenia działań wojny na Ukrainie szacowany jest nawet na 80 mld zł (20 mld dolarów). Po ogłoszeniu sankcji rubel spadł do rekordowo niskiego poziomu w stosunku do dolara amerykańskiego. Rosyjski bank centralny ponad dwukrotnie podniósł stopy procentowe do 20 proc. (z 9,5 proc.), a moskiewska giełda została w poniedziałek 28 lutego zamknięta na przynajmniej dwa dni. Europejska filia największego rosyjskiego banku była na krawędzi upadku, gdy oszczędzający pospiesznie wycofywali swoje depozyty. Przedstawiciele rosyjskiego banku centralnego przyznali, że rosyjski sektor finansowy utracił płynność. Aktywa rosyjskiego banku centralnego zostały zwyczajnie zamrożone, a większość prywatnych funduszy inwestujących w Rosji (m.in. Norges Bank Investment Management oraz British Petroleum) zaczęły wyprzedaż wszystkich rosyjskich aktywów. Rosyjski bank centralny uciekł się do desperackich działań. Zakazał obsługi zagranicznych firm. W takim sensie, że mają one uniemożliwiony transfer pieniędzy na Zachód. To może uchronić rosyjski rynek przed pełnym załamaniem, ale z drugiej strony oznacza utratę zaufania inwestorów, którzy zapamiętają, że w chwili kryzysu władze de facto znacjonalizowała ich majątki.

Prezydent Władimir Putin przeprowadził rozmowy kryzysowe ze swoimi najważniejszymi doradcami gospodarczymi. Wystarczyło przyjrzeć się minom uczestniczących w tym spotkaniu, aby wiedzieć, że nie jest dobrze. Zresztą wystarczy zobaczyć, co w poniedziałek stało się z notowaniami rosyjskich spółek na zachodnich giełdach: Novolipetsk Steel: -72 proc., Novatek: -67 proc., Phosagro: -67 proc., Łukoil: -56 proc., Gazprom: -50 proc., Rosneft : -45 proc., Norilsk Nickel: -40 proc. Tłumacząc na język zwykłych ludzi, w tym tygodniu rosyjscy oligarchowie stracili od 40 proc. do 2/3 wartości swoich majątków.

Bezprecedensowy apel oligarchów

O tym z jak dużym kryzysem mamy do czynienia świadczy apel rosyjskich oligarchów Michaiła Fridmana i Olega Deripaski. Wezwali oni do zakończenia trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Taka publiczna odezwa do Putina to akt ogromnej odwagi. Za mniejsze „przewiny” ludzie w Rosji tracili wolność i majątki. „Urodziłem się na zachodniej Ukrainie i mieszkałem tam do 17 roku życia. Moi rodzice są obywatelami Ukrainy i mieszkają we Lwowie, moim ulubionym mieście” – napisał Fridman w liście do Putina, podkreślał, że wojna to tragedia dla dwóch narodów, które są bratnie dla siebie od stuleci. „Spędziłem większość mojego życia jako obywatel Rosji, budując i rozwijając firmy. Jestem głęboko przywiązany do narodów ukraińskiego i rosyjskiego, i postrzegam obecny konflikt jako tragedię dla nich obu” – tłumaczył Fridman. Drugi z odważnych rosyjskich oligarchów Oleg Deripaska na komunikatorze Telegram wezwał do rozpoczęcia rozmów pokojowych „tak szybko, jak to możliwe”. Jego apel brzmiał naprawdę rozpaczliwie.

W tym kontekście ciekawe jest, że jeszcze 21 lutego Deripaska powiedział, że nie będzie wojny. „Ten kryzys będzie kosztował życie i zaszkodzi dwóm narodom, które są braćmi od setek lat” – podsumował Fridman. Jeden z anonimowych oligarchów cytowany przez międzynarodowe agencje nie ma wątpliwości: „To będzie katastrofalne pod każdym względem: dla gospodarki, dla relacji z resztą świata, dla sytuacji politycznej” – podsumował. Putin spotkał się 24 lutego, w dniu rozpoczęcia wojny, z kilkudziesięcioma najbogatszymi Rosjanami na Kremlu. Jednak już dziś wiadomo, że to, co im wówczas powiedział, się nie sprawdziło. Wojna nie zakończyła się po trzech dniach (72 godzinach), jak planował, ale trwa i wręcz eskaluje.

Protestujący publicznie Dieripaska, to nie byle kto. Jest on objęty już sankcjami USA, na których listę trafił z uwagi na swoje bliskie relacje z Putinem. Była to kara, jaką USA nałożyły na niego za atak Rosji w 2016 r. na amerykańskie wybory prezydenckie. Fortuny największych rosyjskich oligarchów w wyniku sankcji mogą się posypać. Tym bardziej że Zachód zaczyna coraz głośniej mówić, że będzie rozważał zamrażanie ich majątków, a nawet konfiskaty. Roman Abramowicz, najbogatszy Rosjanin, przekazał do tzw. ślepego funduszu swoje aktywa w Wielkiej Brytanii, m.in. słynny klub piłkarski Chelsea, licząc, że pomoże mu to uratować majątek przed sankcjami. To właśnie w rosyjskich oligarchach świat upatruje tych, którzy mają powstrzymać Putina od dalszego rozlewu krwi. Nie chodzi tylko o ich biznesy, które cierpią, ale o to, że przestali oni móc korzystać z ogromnych fortun, które zgromadzili. Jedną z cech rosyjskiej kleptokracji jest to, że antyzachodnie na użytek wewnętrzny rosyjskie elity prowadzą bogate życie towarzyskie na Zachodzie. W uproszczeniu, pieniądze, które kradną w Rosji, wydają na przyjemne życie na świecie. Teraz mają problem, bo przymusowy pobyt w Rosji dla większości z nich to więzienie. Rachuby, że oligarchowie będą wywierać presję na Putina, sprawdzają się. W rozmowach pokojowych między Ukrainą a Rosją pośredniczy osobiście wspomniany już Abramowicz. Do tego stopnia, że pojawia się na negocjacjach w Mińsku, próbując jak najszybciej zakończyć wojnę.

FMC27news