Niemiecka gospodarka tonie. Pandemia, przerwane łańcuchy dostaw, wreszcie ukraińska wojna sprawiły, że biznes liczy straty w miliardach euro, a kanclerz Scholz na próżno szuka wzrostu PKB. Kołem ratunkowym staje się współpraca ekonomiczna z Polską. Czy Warszawa powinna wykorzystać kłopoty Berlina? Oczywiście, cały czas rośnie lista dwustronnych problemów, których realizacji Niemcy odmawiają od lat. To również dobry czas budowy nowego formatu wzajemnych relacji, z naciskiem na słowo „partnerskie”.
Recesja
„Źle się dzieje w państwie niemieckim” – napisałby William Shakespeare, obserwując gospodarkę i społeczeństwo naszego zachodniego sąsiada. Wzrost PKB najpierw obniżyła pandemia, jednak „cios łaski” zadała rosyjska napaść na Ukrainę. Wojna powoduje wzrost cen i zwiększa biznesową niepewność. Eksperci ostrzegają przed drastycznymi konsekwencjami.
W marcu ciało doradcze rządu federalnego – Niemiecka Rada Ekspertów Ekonomicznych – ostrzegła przed drastycznym pogorszeniem kondycji gospodarki. Jeśli w listopadzie szacowała, że w 2022 roku wzrośnie o 4,6 proc., to wiosną obniżyła prognozę o 2,8 proc. Rosnące ceny gazu i ropy naftowej załamały opłacalność działalności gospodarczej i zrujnowały prywatnych konsumentów. Wicekanclerz Robert Habeck zaapelował o oszczędzanie surowców energetycznych. Największe straty ponoszą sektory chemiczny, maszynowy, budowlany i metalurgiczny, czyli flagowe działy niemieckiego eksportu. Dlatego Rada zmniejszyła oczekiwania dotyczące produkcji przemysłowej, a więc także rynku pracy. Zwiększyła natomiast prognozę inflacyjną. W 2022 roku bazowy wskaźnik ma wynieść 6,1 proc., jednak inflacja odczuwana przez konsumentów jest znacznie wyższa.
Gorzej, że największy skok cenowy dotyczący paliw i żywności ma charakter długoterminowy. To wynik dramatycznego błędu, którym była polityka „biznes jak zwykle” z Moskwą. Dziś Niemcy stoją przed egzystencjalnym kryzysem energetycznym lub utratą europejskiego przywództwa.
W każdym razie majowe prognozy brzmią panicznie: – Produkcja przemysłowa może skurczyć się nawet o 12 proc. – ostrzega ekonomista Tom Krebs z uniwersytetu w Mannheim. Taki wskaźnik oznacza najgłębszą recesję od wielu dekad i jest równoznaczny z obniżeniem PKB o 2 do 4 proc. Ważne są przede wszystkim społeczne następstwa kryzysu. Po dwóch latach lockdownów pracodawcy znaleźli się pod presją nierytmicznych dostaw oraz wymogów polityki ekologicznej UE. Recesja grozi falą bankructw i znaczącym wzrostem bezrobocia.
Tymczasem obecny wzrost cen wywołuje mocny nacisk płacowy, dotyka bowiem Niemców o średnich i niskich dochodach. Skąd wziąć pieniądze na programy osłonowe? Próba zaradzenia inflacji staje się dla koalicji SPD/Zieloni/FDP brzemieniem nie do udźwignięcia. Olaf Scholz ma coraz mniejsze pole manewru finansowego i socjalnego, tymczasem Tom Krebs ostrzega, że napięcie społeczne rośnie.
Polskie koło ratunkowe
W kontekście szybko pogarszającej się sytuacji niemieckie media zwracają uwagę na pozytyw. Kwitnie niemiecka wymiana gospodarcza z Europą Środkową, a to dzięki Polsce, która pozostaje najważniejszym partnerem, wyprzedzając Czechy i Węgry.
Według danych statystycznych, eksport do państw regionu wzrósł w I kwartale o 9,8 proc. czyli o 67 mld euro. Niemiecki import podniósł się aż o 14,6 proc., osiągając wartość 69,2 mld euro. To prawdziwe koło ratunkowe.
„Niemiecka gospodarka korzysta z silnego ożywienia gospodarczego Europy Środkowej, która odbiła po pandemii” – ocenia Komitet Wschodni Niemieckiej Gospodarki. W interesie Berlina leży zatem wzmocnienie pozytywnej tendencji, aby wojna i ceny surowców energetycznych nie wywołały spowolnienia w naszej części kontynentu. Relacje ekonomiczne z Polską odgrywają kluczową rolę. W ciągu pierwszych trzech miesięcy 2022 roku eksport z Niemiec do Polski wzrósł o prawie 13 proc. do ponad 21 mld euro. Wobec kryzysu globalnych łańcuchów dostaw, polskie firmy stają się alternatywą kooperacyjną, a nasz kraj atrakcyjnym miejscem lokalizacji niemieckiej produkcji.
Dobra kondycja gospodarcza Polski i chłonność rynku konsumenckiego jest dla Niemiec tym ważniejsza, że załamaniu uległy relacje ekonomiczne z Moskwą i Kijowem. Eksport do Rosji spadł w I kwartale 2022 r. o 10 proc., czyli do poziomu poniżej 5,5 mld euro. Eksport na Ukrainę obniżył się o 7,4 proc. (ok. 1,1 mld euro), a na Białoruś o 10,7 proc. (ok. 228 mln euro). Sankcje, problemy logistyczne i finansowe to przyczyny, dla których niemieckie firmy masowo wycofują się z obecności na wschodnich rynkach. Przy tym tendencja spadkowa ulegnie nasileniu. Według danych Komitetu Wschodniego, tylko w marcu obroty handlowe z Ukrainą spadły o 46 proc. Z Rosją i Białorusią odpowiednio o 58 i 50 proc. Straty idą w miliardy euro, pogłębiając kryzys niemieckiej gospodarki.
Długa lista
Gdy w grudniu 2021 roku powstał rząd Olafa Scholza, ton niemieckich mediów był dla Polski skrajnie nieprzychylny. Oskarżały Warszawę, że bierze stosunki polsko-niemieckie na zakładnika „postępującej radykalizacji Zjednoczonej Prawicy”, przytaczając Deutsche Welle. Antyniemieckość Jarosława Kaczyńskiego miała być spoiwem obozu rządowego. Niemiecka minister spraw zagranicznych Annalen Baerbock przed wizytą w Warszawie mówiła agencja DPA: „To nie będzie spacerek”. Miała rację, ponieważ nagonka niemieckich mediów to nic innego, jak niezadowolenie z rosnącej asertywności Polski, która broni własnych interesów.
Wystarczy spojrzeć na listę naszych postulatów, które niemieccy partnerzy konsekwentnie ignorują od lat. To przede wszystkim problem reparacji wojennych. Dziwi, ponieważ Berlin regularnie wypłaca rekompensaty Izraelowi i Rosji. To również jawna niechęć do utworzenia w Berlinie miejsca pamięci poświęconego Polakom – ofiarom niemieckiego ludobójstwa II wojny światowej. Dziwnym trafem koncepcja ewoluuje od upamiętnienia martyrologii Polaków, do mauzoleum wszystkich ofiar III Rzeszy.
Ignorowane problemy dotyczą także praw i statusu społeczności polskiej w Niemczech, wyraźnie nierównego z sytuacją mniejszości niemieckiej w Polsce. Także w kontekście dyskryminacji edukacyjnej oraz w sprawie łączenia rodzin, uprawianej przez niemieckie państwo. W tzw. konflikcie o praworządność postawa rządu Scholza nie pozostawia wątpliwości, że Komisja Europejska może liczyć na poparcie Berlina. Tak samo, jak w sprawie rzekomej dyskryminacji społeczności LGBT.
Dobrze, że wojna zmusiła Berlin do rezygnacji z gazociągu Nord Stream-2 i chociaż jeden, niezwykle drażliwy problem, wypadł (zapewne chwilowo) z długiej agendy polsko-niemieckich rozbieżności. Zastąpił go spór o tempo implementacji Zielonego Ładu UE, która obarcza stronę polską gigantycznymi kosztami wzrostu cen energii i unijnego handlu kwotami CO2. Obie kwestie duszą polską gospodarkę, która obecnie rzuca koła ratunkowe Niemcom. Krytyczne słowa na ten temat wypowiedziane przez Mateusza Morawieckiego zostały jeszcze niedawno nazwane w niemieckich mediach „dzikim atakiem”. Tymczasem od tego, czy Polska utrzyma rolę dźwigni niemieckiej gospodarki w Europie Środkowej, zależy głębokość, czas, a więc dolegliwość recesji.
Wykorzystywanie słabości partnerów to credo polityki zagranicznej każdego państwa, które dba o własne interesy. Tak właśnie Berlin działa wobec Warszawy od chwili zawarcia dwustronnego układu o dobrym sąsiedztwie, czyli od 25 lat. Niemcy wykorzystywały dotychczas przewagę gospodarczą i polityczną, a więc dysproporcję potencjałów. Tyle że obecnie sytuacja ekonomiczna i tytuł lidera Europy ulegają silnej erozji. Pod wpływem systemów błędów gospodarka tonie. Jeśli chodzi o europejski autorytet, jest jeszcze gorzej. W następstwie sojuszu z Moskwą Berlin ociera się o miano wspólnika agresji i zbrodni na Ukrainie.
Tylko zwrot w stosunkach z Polską pomoże w rekonstrukcji niemieckiej gospodarki. Warszawa to lider regionu. Zmianę proporcji najlepiej rozumie niemiecki biznes. Obecnie pora na refleksję klasy politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem SPD. Trwanie w antypolskim stereotypie i dalsze ignorowanie naszych postulatów może skończyć się dla Berlina podwójną klęską. Socjaldemokraci stracą władzę w kolejnych, być może przedterminowych wyborach, kończąc zarazem marzenia o niemieckim przywództwie w Europie.