Dzięki uchwale Sądu Najwyższego przedsiębiorcy, którzy mają kredyty zaciągnięte we frankach szwajcarskich, mogą pozywać banki o unieważnienie umów.
Firmy, które zaciągnęły kredyty we frankach szwajcarskich (CHF), też mogą wygrywać sprawy z bankami, wynika z uchwały Sądu Najwyższego z 22 kwietnia br. (sygn. akt III CZP 40/22). Do tej pory wiadomo było, że pozywać i wygrywać mogą konsumenci. Sytuacja firm była i jest inna, jako podmioty gospodarcze mają bowiem mniejszą ochronę. Przede wszystkim nie było korzystnych dla firm orzeczeń Sądu Najwyższego ani Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Dodatkowym kłopotem są wysokie koszty, które muszą ponosić firmy kierujące sprawy do sądu. To 5 proc. wartości przedmiotu sporu, podczas gdy konsumenci płacą tylko tysiąc złotych. Sąd Najwyższy stwierdził, że wszelkie postanowienia umów kredytów frankowych, które pozwalają bankom na dowolne kształtowanie kursów obcych walut (zwykle chodziło o franka szwajcarskiego, ale czasem też euro) są niezgodne z prawem. Z tego zaś wprost wynika, że także umowy zawierane przez firmy są nieważne lub częściowo nieważne. Chociaż uchwała SN nie mówi wprost, że dotyczy przedsiębiorców, to jednak opisuje czynność stosowaną także wobec firm jako niezgodną z prawem. Zdaniem prawników cytowanych przez portal prawo.pl, ta ustawa może zatrząść rynkiem. „Takie wyraźne, jednoznaczne stanowisko, na dodatek wyrażone w uchwale Sądu Najwyższego, otworzy nowy rozdział w historii sporów frankowych. Spodziewać się można bowiem, że teraz na masową skalę umowom tym zaczną przyglądać się osoby, które dotychczas opuszczały kancelarie prawne z kwitkiem z uwagi na brak statusu konsumenta” – komentuje Dawid Rogoziński, prawnik i wykładowca w Katedrze Prawa Cywilnego WPiA Uniwersytetu Gdańskiego. „Dzięki uchwale SN, każdy przedsiębiorca, który zawarł z bankiem wadliwą umowę, ma realne szanse na wygranie swojego procesu sądowego” – dodaje Radosław Górski, radca prawny. „Nieważność umowy zawartej między przedsiębiorcami oznacza, że obie strony umowy, czyli też banki, miały trzy lata na pozwanie o zwrot przekazanych świadczeń. Termin przedawnienia roszczenia banku o zwrot kapitału kredytu powinno liczyć się od dnia wypłaty kredytu, co oznacza, że roszczenia banków o zwrot kapitału kredytu mogły ulec już przedawnieniu” – podsumowuje radca Górski.
Czekanie na uzasadnienie
Firmy już próbowały pozywać banki. Zwykle starały się przedstawiać w pozwach jako konsumenci. Część „frankowiczów” (jak nazywane są osoby zaciągające kredyt w CHF) mieszkała w zakupionych nieruchomościach, więc tak naprawdę miała do tego prawo. Bo zwykle rejestracja firmy w domu, w którym się mieszka, oznacza, że dominuje i tak zwykłe przeznaczenie lokalu, a siedziba firmy jest aktywnością „dodatkową”.
Ostatnia uchwała SN czyni już takie sztuczki niepotrzebnymi, bo dotyczy wszystkich stron umów z bankami. Na razie wszyscy czekają na uzasadnienie. SN ma miesiąc od wydania uchwały. Sędziowie liczą, że będzie tam jasno napisane, czy uchwała dotyczy też przedsiębiorców. Zdaniem sędziego Piotra Bednarczyka, zastępcy szefa XXVIII Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Warszawie, specjalnie stworzonego do prowadzenia spraw frankowych z uchwały SN nie wynika, czy dotyczy ona firm. Jednak przedsiębiorcy kierują swoje sprawy do sądów gospodarczych. Dodatkowo w Polsce nie ma prawa precedensowego, dlatego brak jasnej deklaracji będzie musiał być sprawdzony w praktyce orzeczniczej. Dopiero wówczas sprawy trafią do Sądu Najwyższego, a on się wypowie.
Większa kasa, krótsze przedawnienie
Firmy mają gorszą sytuację także z powodu tego, że mają krótszy okres przedawnienia, który wynosi tylko trzy lata. Rozwiązaniem jest zawezwanie banku do próby ugodowej. Takie wezwanie nie oznacza poniesienia dużych kosztów sądowych, ale przerywa bieg przedawnienia.
Cechą charakterystyczną kredytów udzielonych firmom jest to, że jest ich mniej, ale często były znacznie większej wartości, niż te udzielane zwykłym ludziom. Dodatkowo część banków może stać się bardziej elastyczna na rozmowy ugodowe. Do tej pory bankowcy uważali, że unieważnienia lub „odfrankowienia” kredytów dla przedsiębiorców były opcjami niedostępnymi. Teraz, w obawie przed niekorzystnymi wyrokami, mogą oferować polepszenie warunków. Gdyby bowiem doszło do masowych pozwów przedsiębiorców, banki mogłyby mieć poważne kłopoty, jeśli zaczęłyby przegrywać te sprawy. Istotą prowadzenia biznesów bankowych jest minimalizacja ryzyka. Już bowiem w trakcie procesów banki będą musiały tworzyć rezerwy na pokrycie ewentualnych przegranych.
Sednem wszystkich procesów z bankami jest to, że franki szwajcarskie w ogóle nie były faktycznym przedmiotem transakcji (kredyty wypłacane były w złotówkach, podobnie płacono raty). Tak więc były tylko wskaźnikiem do wyliczania należności, który zdaniem sądów był nieuczciwym parametrem.
Szansą dla przedsiębiorców jest wykazanie, że umowy z bankiem przekraczały granicę tzw. swobody zawierania umów lub były sprzeczne z zasadami współżycia społecznego (bardzo pojemne prawo, pod które sąd, jeśli chce, może wpisać, co uważa) lub też odpowiednią ustawą.
Za nieuczciwe uważane jest asymetryczne podejście do praw kredytodawcy i obowiązków kredytobiorcy. W skrócie fakt, że ten pierwszy w zasadzie dowolnie może kształtować kurs spłaty, a także walutę, w której owa spłata ma być dokonywana.
Takie wyroki już zapadały. Sąd Okręgowy w Warszawie, XXIII Wydział Gospodarczy Odwoławczy, w wyroku z dnia 30 października 2018 r. (sygn. akt XXIII Ga 986/18) uznał, że zawarty w umowie mechanizm waloryzacji złotówki do franka szwajcarskiego jest niezgodny z zasadami współżycia społecznego w rozumieniu art. 58 §2 k.c. Przy czym, ponieważ obie strony umowy są uznawane za równoprawne (tzw. podmioty profesjonalne), to sam fakt, iż umowa o nieproporcjonalnym rozłożeniu ryzyka zmiany kursu waluty między bank a biorącą kredyt firmą, nie jest podstawą jej unieważnienia. Jednak za takowy mogły być uznane fakty naruszania zasad współżycia społecznego (odsyłają do nich przepisy art. 58§2 k.c. i art. 353 1k.c.). Kurs spłaty był bowiem ustalany przez jedną stroną arbitralnie i nieprecyzyjnie. Czyli tłumacząc na język zwykłych ludzi, banki w umowach z firmami na dobrą sprawę działały trochę w sposób przypominający oszustwa. Dlatego takie umowy można unieważniać.
A Sąd Najwyższy uznał właśnie 28 kwietnia w sposób jednoznaczny, że tak silne uprzywilejowanie banków (jednej strony umowy), iż to ona decyduje o kursie przeliczenia, stanowi o bezwzględnej nieważności umowy z mocy prawa. „W efekcie nie ma znaczenia status kredytobiorcy jako przedsiębiorcy, ponieważ sam fakt zawarcia w umowie zapisu pozwalającego bankowi dowolnie kształtować kurs waluty obcej, a zdecydowana większość zawiera tego rodzaju zapisy, prowadzi – zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego – do nieważności takiej umowy” – komentuje na portalu prawo.pl Karolina Pilawska, adwokat, wspólnik w Kancelarii Prawnej Pilawska Zorski Adwokaci.
Wszystko wyjdzie w tzw. praniu, czyli w sprawach sądowych. Jednak już dziś warto zrobić wszystko, aby roszczenia firm się nie przedawniły. Do wygrania mogą być bowiem ogromne kwoty.