5 C
Warszawa
niedziela, 22 grudnia 2024

Ryzyko zasady domina na Bliskim Wschodzie

Zaskakujący i silny atak Hamasu na Izrael, zdecydowana reakcja Izraela oraz USA wzbudziły obawy o ryzyko wybuchu III wojny światowej. Pytany przez dziennikarzy prezydent Duda wyraził sceptycyzm, powołując się na podobne konflikty z Palestyńczykami w przeszłości. Co prawda odwołanie się do historii ma sens, jednakże trzeba uwzględniać też zmieniające się czynniki mające wpływ na sytuację polityczną, układ sił i interesów oraz cele głównych graczy w regionie. Ponadto na Bliskim Wschodzie trzeba dodać czynnik emocji, nieprzerwanego kręgu zemst i odwetów.

Andrzej Derlatka

twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu

Zasadne jest też przywołanie podobnego splątania nierozwiązywalnych konfliktów etnicznych, religijnych, gospodarczych oraz militarnych z przeszłości, jak na przykład na tzw. kocioł bałkański, który „bulgotał” licznymi wojnami i pomniejszymi konfliktami przez ponad 100 lat od początku XIX w., by eksplodować I wojną światową w 1914 r., która przebudowała kompletnie układ geopolityczny świata. Znakiem zbliżania się wojny było zorganizowanie się głównych zewnętrznych aktorów mieszających w kotle bałkańskim w przeciwstawne koalicje czekające na pretekst casus belli do uderzenia. Zadziałała wtedy zasada domina, implikowania zdarzeń kolejnych z poprzedniego, nad którą w pewnym stadium nie da się zapanować.

Podobne „bulgotanie” na Bliskim Wschodzie trwa już ponad 70 lat i ryzyko wywołania tam kolejnej wojny światowej nie maleje. Problemy wydają się też nierozwiązywalne. Są też na Bliskim Wschodzie tacy aktorzy, którzy jak Iran oficjalnie głoszą zamiar unicestwienia państwa Izrael oraz budowy nowego porządku świata, oraz tacy, którzy, jak Turcja, nawet niespecjalnie skrywają swoje plany odbudowy potęgi i wpływów na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Utworzyły się przeciwstawne koalicje z Chinami, Rosją i Iranem z jednej strony oraz USA, NATO, Izraelem oraz Arabią Saudyjską z drugiej. Niekochany przez wszystkich na Bliskim Wschodzie Izrael może dać casus belli, a poważnych, nierozwiązywalnych konfliktów tam nie brakuje.

Główny rywal Izraela  – Iran wzmocnił w ostatnich latach znacząco swoją pozycję. Zbudował sojusz państw z dominującą muzułmańską religią szyicką – z Irakiem, Syrią i Libanem – tzw. Szyicki Półksiężyc. Zagraża teraz bezpośrednio granicom Izraela. Na terenie Syrii i Libanu zgromadził poważne siły zbrojne w postaci m.in. podporządkowanych sobie oddziałów Hezbollah, które nie są już tylko luźnymi oddziałami terrorystycznymi, ale dobrze zorganizowanymi i uzbrojonymi oddziałami wojskowymi. Poza tym Hezbollah jako partia i ruch społeczny w Libanie faktycznie dominuje w parlamencie, rządzie i administracji, a władze konstytucyjne Libanu są w istocie atrapami.

W Syrii szyicki rząd al-Asada dzięki pomocy militarnej Iranu i Rosji pokonał Państwo Islamskie oraz sunnickie oddziały opozycji, ponadto porozumiał się z syryjskimi Kurdami. Tryumf Asada został potwierdzony niedawnym powrotem Syrii do Ligi Państw Arabskich.

Iran ponadto utworzył nowy sojusz z Rosją, współdziałając wojskowo i politycznie w czasie wojny domowej w Syrii oraz dostarczając Rosji broń na jej wojnę z Ukrainą. Zawarł w 2021 r. sojusz z Chinami, podpisując Układ o Wszechstronnej Współpracy. Zgłosił akces do zdominowanej przez Chiny Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO), co wprowadza Iran do kręgu bliskiej współpracy militarnej i bezpieczeństwa z innymi członkami SCO, m.in. Rosją, Indiami, Pakistanem i Kazachstanem co gruntownie zmienia układ sił na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Ponadto od początku przyszłego roku będzie członkiem BRICS, rosnącej w siłę antyamerykańskiej organizacji gospodarczej m.in. Chin, Rosji, Indii, Pakistanu, RPA, Brazylii, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Dla Izraela to dramatyczna zmiana sytuacji strategicznej game changer, na który będzie mu trudno znaleźć odpowiedź bez mocniejszego wsparcia USA i bliższych relacji z Unią Europejską i NATO. Może być to trudne z uwagi na krytyczny stosunek wielu państw europejskich, zwłaszcza w odniesieniu do polityki Izraela wobec Palestyńczyków.

Iran oficjalnie poparł ataki Hamasu przeciwko Izraelowi. Nie ma sygnałów wskazujących na to, by miał zamiar włączyć się bezpośrednio w obecny konflikt, podobnie jak nie miało to miejsca w przeszłości. Nie jest gotów do wojny samodzielnie, tym bardziej że jego bezpośredni atak zbrojny na Izrael (np. rakietami balistycznymi) oznaczałby kontruderzenia z udziałem wojsk USA. Wydaje się, że Iran i tym razem posunie się tylko do ograniczonych ataków rakietowych Hezbollahu, w rejonie Wzgórz Golan na północy Izraela, które tylko symbolicznie wesprą militarnie Hamas, jednak wesprze go politycznie i finansowo. Nie zdobędzie się na samodzielne kroki militarne bez konsultacji i wsparcia nowych sojuszników – Chin i Rosji, jakkolwiek Iran nie uzyskał twardych i formalnych gwarancji bezpieczeństwa od nich. No, chyba że kolejne wydarzenia „zasady domina” wymkną się spod kontroli i np. zapowiadana kolejna intifada (bunt, powstanie) doprowadzi do załamania systemu rządów w Izraelu i innych krajach regionu. Na co obecnie się nie zanosi.

„Powódź Al-Aksa”

Hamas obecny atak na Izrael nieprzypadkowo w nazwie odniósł do meczetu Al Aksa, trzeciej najważniejszej świątyni muzułmanów w świecie, po Mekce i Medynie. Zbudowano go na Wzgórzu Świątynnym obok ruin Świątyni Salomona oficjalnie w VII w., w miejscu wniebowzięcia Mahometa, jakkolwiek część historyków uważa, że pierwotnie była to romańska świątynia chrześcijańska erygowana przez Cesarza Justyniana w VI w. Otoczenie meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym i sama świątynia są ostatnimi czasy miejscem ustawicznych konfrontacji pomiędzy zwłaszcza ortodoksyjnymi Żydami i Palestyńczykami, co wzburza cały muzułmański świat. Obrona meczetu Al-Aksa musi więc budzić solidarność muzułmanów i wsparcie dla Hamasu.

Formalnie zgodnie z izraelskim prawem wstęp do jakiejkolwiek części meczetu Al-Aksa jest zabroniony dla Żydów ze względu na sakralny charakter tego miejsca. Jednakże w ostatnich latach ministrowie, reprezentujący w rządzie religijne partie, prowokacyjnie odwiedzali ten meczet, co za każdym razem powodowało zamieszki i ataki Hamasu. W styczniu br. skrajnie prawicowy minister policji w rządzie Izraela Itamar Ben-Gwira złożył wizytę na Wzgórzu Świątynnym, co zostało uznane przez premiera Palestyny Mohammeda Sztajeha za próbę przekształcenia znajdującego się tam meczetu Al-Aksa w żydowską świątynię. Palestyńskie MSZ nazwało postępek izraelskiego polityka „bezprecedensową prowokacją”. Rzecznik Hamasu skomentował wizytę Ben-Gwira na Wzgórzu Świątynnym, że „kontynuacja takich zachowań zbliży wszystkie strony do wielkiego starcia”. Eskalacja nastąpiła 5 kwietnia br., gdy izraelska policja wtargnęła do świątyni i starła się z muzułmańskimi wiernymi w czasie świętego dla muzułmanów miesiąca Ramadanu. Użyła petard i strzelała do przebywających tam gumowymi kulami. Policja izraelska zakomunikowała, że dziesiątki Palestyńczyków uciekły do meczetu i próbowały zabarykadować się w środku po zamieszkach przed Sądem Najwyższym w Jerozolimie. Wzburzenie społeczności palestyńskiej wzbudził wtedy wyrok sądu uznający stare tureckie księgi notarialne w odniesieniu do majątków żydowskich, podczas gdy sądy odmawiają uznania takich samych starych ksiąg notarialnych wobec Arabów. Później nie było lepiej. Napięcie narastało z obu stron.

Bezpośrednim publicznie ogłoszonym pretekstem Hamasu do obecnego ataku „Powódź Al-Aksa” stały się obrzędy tysięcy żydowskich osadników przed meczetem Al-Aksa na wezwanie nacjonalistycznych grup żydowskich i z okazji żydowskiego święta Sukkot, trwającego od 29 września do piątku 6 października. Atak nastąpił w sobotę (szabas) 7 października. Zaraz potem szef biura politycznego Hamasu Ismail Haniyeh oświadczył „Burza rozpętała się w Gazie i rozszerzy się na Zachodni Brzeg”. Nazwał operację przeciwko Izraelowi „bohaterską epopeją”, która jest „odpowiedzią na agresję na meczet Al-Aksa”. Dowodzącym „Powodzią Al-Aksa” jest przywódca bojowego skrzydła Hamasu legendarny terrorysta Mohammed Deif. Zapowiedział rozpoczęcie totalnej inwazji na Izrael. Dołączył do niej Islamski Dżihad, konkurencyjna terrorystyczna organizacja palestyńska ze strefy Gazy. Rządzący na Zachodnim Brzegu Al-Fatah wyraził ostrożne poparcie. Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, były przywódca Al-Fatah, oświadczył w sobotę, po rozpoczęciu przez Hamas ataku na Izrael, że Palestyńczycy mają prawo bronić się przed „terrorem osadników i wojsk okupacyjnych”.

Faktyczna przyczyna inwazji „Al-Aksa” wydaje się leżeć gdzieś indziej. Hamas zdecydował się teraz zaatakować Izrael z uwagi na postępy negocjacji Izraela z Arabią Saudyjską, przy współudziale USA, w sprawie zawarcia „Porozumienia Abrahama”, zakładającego uznanie państwa Izrael, normalizację stosunków oraz współpracę gospodarczą i militarną (dotychczasowe porozumienia Abrahamowe Izrael zawarł z ZEA, Bahrajnem, Marokiem, Sudanem). Od kilku lat Arabia Saudyjska i Izrael blisko współpracują w sposób niejawny w kwestii ich wspólnego wroga – Iranu, zwłaszcza wywiadowczo. Arabia Saudyjska pozyskała z Izraela pewne technologie dot. energii i ochrony środowiska, a Izrael uzyskał prawo przelotów samolotów komunikacyjnych. W ostatnich dniach faktyczny przywódca Arabii Saudyjskiej Mohamed bin Salman ujawnił, że „do porozumienia jest bardzo blisko”. USA zgodziły się jakoby na warunki Królestwo Arabii Saudyjskiej (KAS): objęcie KAS gwarancjami bezpieczeństwa podobnymi do art. 5 Traktatu o NATO, dostępu do technologii nuklearnych USA i sprzedaży przez USA samolotów F35. KAS jakoby zażądało też nieujawnionych ustępstw Izraela w kwestii palestyńskiej. Hamas obawia się jednak, że „Porozumienie Abrahama” zamrozi obecną sytuację Palestyńczyków na długie lata, bez nadziei na zmianę.

Zainteresowanym ewentualnym fiaskiem negocjacji „Abrahamowych” jest też Iran. Pomimo przywrócenia stosunków dyplomatycznych z Królestwem Arabii Saudyjskiej przy współudziale Chin i „nowemu otwarciu” nastąpił marazm. Nie ma postępów w relacjach dwustronnych, a wzmocnienie militarne KAS oraz uzyskanie technologii nuklearnych przyspieszy prace nad uzyskaniem przez KAS broni jądrowej, co zmieniłoby radykalnie układ sił pomiędzy oboma wrogimi krajami. Do tego KAS i Izraelowi porozumienie otworzyłoby drogę do współpracy militarnej oraz ewentualnie wspólnej inwazji na irańskie ośrodki nuklearne, oraz bazy wojskowe. Nie jest więc wykluczona inspiracja Iranu wobec Hamasu, który choć sunnicki, to korzysta ze wsparcia Iranu. No cóż, „wróg mojego wroga…”

Wbrew dominującym komentarzom, obecna konfrontacja z Hamasem paradoksalnie jest na rękę Premierowi Natanyahu i rządzącej w Izraelu koalicji.

Po pierwsze zastanawiają nasilające się ostatnio bezsensowne prowokacje izraelskie wobec świętego dla muzułmanów meczetu Al-Aksa. Można było im zapobiec, a zwłaszcza niepotrzebnym „wizytom ministrów” rządu Izraela. Nacjonalistyczny rząd wspierał i wręcz stymulował masowe osadnictwo na ziemiach palestyńskich, prowokacyjnie zakazywał używania flagi Palestyny itd., czym kreował nieustanne napięcia w relacjach z Palestyńczykami. Reakcja strony palestyńskiej była oczywista. No, chyba że była to część planu kontrolowanego użycia „zasady domina”.

Po drugie trudna do uwierzenia jest indolencja izraelskich służb wywiadowczych: Mossadu (wywiad cywilny), Ammanu (wywiad wojskowy) czy Shin Bethu (Służba Bezpieczeństwa i Kontrwywiad). Hamas jest ich głównym i najważniejszym celem rozpracowania. Dotychczas byli w stanie ustalać nawet drogi poruszania pojedynczych przywódców Hamasu i naprowadzać pociski rakietowe na ich samochody w Strefie Gazy. Musieli w oczywisty sposób wiedzieć o przygotowaniach Hamasu do ataku (gromadzenie sprzętu, broni, amunicji, szkolenie posiadanych 40 tys. bojowników itd.), co trwało wiele tygodni. Pewnie spodziewali się jak zwykle ataku chałupniczych rakiet Hamasu, z którym też jak zwykle poradziłby sobie przystosowany do tego celu system antyrakietowy „Iron Dome”. Nie wzięli pod uwagę, że Hamas się uczy i użył takiej liczby rojów rakiet, z którym „Iron Dome” sobie nie poradził. Nie przewidzieli też przełamania ufortyfikowanej granicy ze strefą Gazy przez tysiące bojowników w wielu miejscach, użycia dronów w stylu wojny na Ukrainie, czy spektakularnego i widowiskowego zastosowania motolotni z dwuosobową uzbrojoną załogą (propagandowe filmy muszą robić wrażenie na muzułmanach). Nie przewidzieli masowych zbrodni na cywilach, gwałtów i porwań. Hamas zaatakował w szabas, święty dzień odpoczynku, kiedy wielu żołnierzy korzysta z przepustki i granica jest słabiej chroniona.

Po trzecie, społeczeństwo Izraela jest mocno spolaryzowane m.in. na tle forsowanej przez rząd Natanyahu reformy ograniczającej niezależność sądów. Dochodziło nawet do buntów w armii. Wojna z Hamasem poprzez „efekt flagi” daje szanse na zjednoczenie narodu i wzrost notowań rządzącej koalicji oraz Natanyahu, który może przejść do his-
torii jako mąż opatrznościowy Izraela, a nie skorumpowany polityk.

Po czwarte, przed podpisaniem „Porozumienia Abrahama” z Arabią Saudyjską, zawierającego koncesje Izraela na rzecz Palestyńczyków, korzystne dla przyszłości byłoby wyeliminowanie przywódców Hamasu i ograniczenie wpływów tej organizacji. W innym razie Hamas utrzyma „rząd dusz” Palestyńczyków i będzie rządził całe lata w Autonomii Palestyńskiej. A to największa „zmora” Izraela.

FMC27news