7.2 C
Warszawa
czwartek, 6 marca 2025

Cyniczna gra eurokratów

Europejscy przywódcy chcą ponownie wykorzystać Ukrainę jako pretekst do przyspieszenia budowy federalnego superpaństwa.

Unia Europejska rozwija się przez kryzysy, a właściwie wykorzystuje wszelkie możliwe kryzysy do tego, żeby za cenę doraźnego rozwiązania danego problemu wystawić krajom członkowskim rachunek w postaci zgody na dalszą centralizację. Tak było choćby przy okazji kryzysu finansowego z lat 2007-2008 czy wydarzeń z lat 2020-2022, gdy światem rządziła specyficznie pojęta polityka pandemiczna.

Zjazd w Londynie

Nie inaczej stało się także i tym razem, gdy w Białym Domu doszło do spektakularnej medialnie kłótni między prezydentami Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. Nim polityczni komentatorzy zdążyli dobrze omówić to, co stało się w Waszyngtonie, w Londynie zebrali się europejscy przywódcy, aby stworzyć polityczną przeciwwagę dla zainicjowanego przez Donalda Trumpa procesu rozmów pokojowych.

Najbardziej wymowny był już sam fakt, że pełniący funkcję gospodarza spotkania brytyjski premier Keir Starmer nie zaprosił w ogóle przedstawicieli państw bałtyckich. Europejscy przywódcy bardzo chcieli wystąpić w roli obrońców sprawiedliwości, a tymczasem pominęli bodaj najbardziej zagrożone ewentualną kolejną inwazją kraje na kontynencie. Nie było w tym ani krzty przypadku, ponieważ podstawowym celem spotkania nie było wcale współdziałanie na rzecz bezpieczeństwa i pokoju, lecz osiągnięcie kolejnego kamienia milowego na drodze do centralizacji władzy w Europie.

Konkluzje szczytu w Londynie były całkowicie do przewidzenia jeszcze przed rozpoczęciem rozmów. Eurokraci, którzy najprawdopodobniej celowo zbuntowali Wołodymyra Zełenskiego przeciw Trumpowi, już od dłuższego czasu prowadzą medialną i polityczną ofensywę na rzecz zwiększenia wydatków na obronność poprzez kolejne emisje wspólnego długu. Po zakończeniu rozmów w brytyjskiej stolicy Ursula von der Leyen ogłosiła więc, że już wkrótce zaproponowany zostanie „wszechstronny plan” powtórnego uzbrojenia Europy. Tłumacząc to stwierdzenie na bardziej zrozumiały język, niemiecka przewodnicząca Komisji Europejskiej zamierza użyć Ukrainy i zbrojeń jako pretekstu do emisji kolejnej transzy wspólnego unijnego długu.

Reforma fiskalna

W dokładnie ten sam sposób Donald Tusk już dwa tygodnie temu wzywał poprzez swoje konto na portalu X, aby jak najszybciej przyjąć nowe zasady fiskalne, by „sfinansować bezpieczeństwo i obronę Unii Europejskiej”. Wypromowany w sztuczny sposób na lidera antytrumpowskiej opozycji polski premier tradycyjnie zachowuje się dokładnie tak, jak oczekiwaliby tego Niemcy. To właśnie im bowiem zależy najbardziej na tym, aby jeszcze bardziej wzmocnić europejskie superpaństwo.

Proponowana przez Ursulę von der Leyen reforma fiskalna Unii nie spotykała się dotąd z wielkim entuzjazmem, gdyż przewidywała likwidację wielu unijnych funduszy, przekształcenie ich w kilka filarów i ścisłe podporządkowanie woli Komisji Europejskiej. Jednakże w sytuacji, gdy na kontynencie zapanowała tak przemożna chęć odegrania się na Donaldzie Trumpie, złamanie wszelkiego oporu może okazać się dużo łatwiejsze, niż dotąd zakładano.

Skrajna fałszywość Berlina w stosunku do Ukrainy jest wręcz szokująca. Zapewne mało kto pamięta dziś, że gdy w pierwszych dniach wojny władze z Kijowa apelowały w niemieckiej stolicy o udzielenie pomocy, w odpowiedzi usłyszały jedynie, że za kilka tygodni i tak wojna będzie już skończona. Stosunek niemieckiego państwa do Ukrainy uległ zmianie dopiero w kolejnych miesiącach wojny, gdy dzięki pomocy udzielonej przez Polskę i Stany Zjednoczone znacząco wzrosły szanse na to, że Kijów ostatecznie nie wpadnie w ręce Rosjan. Dość szybko okazało się przy tym, że prawdziwą intencją Berlina i Brukseli jest nie tyle udzielenie pomocy ogarniętej wojnie Ukrainie, ile użycie jej jako wszechstronnego pretekstu do centralizacji władzy w Unii.

Strategia ta przyjęła kształt m.in. nawoływań do zmiany traktatów europejskich. Przy okazji rozszerzenia Unii miała ulec reformie sama struktura decyzyjna. Argumentowano, że w Unii liczącej więcej członków należy wręcz zlikwidować zasadę weta lub znacząco rozbudować obszar, w którym decyzje byłyby podejmowane większością głosów. Już wówczas mówiło się także o konieczności reformy zasad fiskalnych, tak aby wzmocnić możliwości wydatkowania pieniędzy z unijnego budżetu.

Ukradziony prezent

Dopóki prezydentem Stanów Zjednoczonych pozostawał Joe Biden, przywódcy europejscy mogli mieć wręcz pewność, że Ukraina wcześniej czy później padnie ich łupem i zostanie wykorzystana jako pretekst do uzyskania wielkich politycznych korzyści. Powrót do władzy Donalda Trumpa doprowadził do tego, że plany te momentalnie legły w gruzach. Dopracowywana od dłuższego czasu amerykańsko-ukraińska umowa w sprawie złóż mineralnych zagrażała wszystkim planom eurokratów, gdyż zapewniała Amerykanom decydujący wpływ na gospodarkę ukraińską. Mowa w niej była nie tylko o korzyściach finansowych z przyszłej eksploatacji, ale także o strategicznie ważnej infrastrukturze.

Trump z całą pewnością rozwścieczył swoją umową unijnych przywódców, którzy poczuli, jak sprzed nosa znika im długo oczekiwana nagroda. W tej sytuacji zdecydowali się podjąć działania, które naraziły ich na śmieszność. Bez względu bowiem na to, jak bardzo eurokraci prężyliby swoje muskuły, brutalna prawda na temat Starego Kontynentu jest taka, że nie ma on już żadnej realnej zdolności przeciwstawienia się Rosji bez pomocy amerykańskiej. Przywódcy zgromadzeni w Londynie nakarmili media iluzją, że są w stanie zastąpić USA w roli gwaranta bezpieczeństwa ukraińskiego państwa. W rzeczywistości Europa jest w stanie co najwyżej zapewnić finansowanie.

Stanowisko reprezentowane przez eurokratów stało się wręcz groteskowe, gdy szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas stwierdziła, że „wolny świat potrzebuje nowego lidera”. Nie do końca wiadomo, kogo dokładnie estońska polityk miała na myśli, ale jako pewnik można za to uznać fakt, że eurokraci mają coraz większe problemy z realną oceną sytuacji. Marzenia o zastąpieniu Stanów Zjednoczonych w roli światowej potęgi finansowej numer jeden z pewnością nie gasną, ale Europa ma do dyspozycji bardzo niewiele argumentów za tym, aby do tego rzeczywiście doprowadzić.

Z punktu widzenia środowisk starających się o wykonanie kolejnego wielkiego kroku na drodze do pełnej centralizacji władzy w Unii, szczególnie ważne jest doprowadzenie do kolejnych emisji wspólnego długu. Proces ten został jak na razie wstrzymany, gdyż brakuje do niego politycznej woli, a korzyści finansowe płynące z unijnych obligacji są jak na razie wątpliwe. Awantura w Białym Domu otwiera jednak przed eurokratami pewne nowe możliwości stwarzania politycznego nacisku, aby mimo wszystko dopełnić budowę superpaństwa poprzez dług. Właśnie temu celowi służy medialna kampania oczerniania administracji Trumpa i stwarzania mylnego wrażenia, iż Europa jest zdana tylko na siebie (i w konsekwencji musi wspólnie zadłużyć się na dozbrojenie).

Eurokraci z wielką łatwością oskarżają dzisiaj wszystkich o bycie pachołkiem Putina, choć w rzeczywistości to ich najbardziej obciąża wieloletnia polityka rozbudowywania więzi z Rosją. Przejściowo w ich interesie leży wstawienie się za Ukrainą, lecz można mieć w zasadzie pewność, że w dłuższej perspektywie Berlin i Bruksela i tak odbudują przyjazne relacje z Moskwą.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news