Na przyszłość powinniśmy patrzeć z głębokim niepokojem
Stanęliśmy jako gospodarka w obliczu wydarzenia, które nie miało precedensu w ciągu ostatnich lat. Chodzi o negatywną prognozę dotyczącą finansów publicznych, szerzej – w ogóle wypłacalności. Firmy ratingowe zajmują się oceną zdolności kredytowej i wiarygodności finansowej danego państwa. Natomiast to, co dla nas jest szczególnie ważne, to negatywna prognoza dotycząca systemu fiskalnego. Mówiąc najprościej: na przyszłość powinniśmy patrzeć z głębokim niepokojem.

prof. Witold Modzelewski – Instytut Studiów Podatkowych
Część komentatorów jest tym nieco zaskoczona, bo przecież wciąż powtarzamy, że gospodarka jest silna, dobra, a sytuacja fiskalna stabilna. Jednak – jak wiemy – między sytuacją fiskalną a kondycją gospodarki nie ma prostych zależności.
Złożone zależności gospodarczo-fiskalne
Może być tak, że istnieje silna gospodarka, a jednocześnie dziurawy, słaby i nieefektywny system fiskalny. Może być też odwrotnie – słaba gospodarka, ale sprawny system fiskalny. Najlepszym przykładem tego przez około dwieście lat było państwo pruskie, które miało bardzo słabą gospodarkę, natomiast wyjątkowo sprawny – choć brutalny – system fiskalny. Dzięki temu Prusy mogły utrzymywać stałą armię kilkakrotnie większą niż Rzeczpospolita Obojga Narodów.
Nie jest to więc takie proste. Żyjemy w różnych schematach myślenia publicystycznego, które czasem są prawdziwe, a czasem nie. Uważa się, że poprawa sytuacji fiskalnej automatycznie wiąże się z poprawą sytuacji gospodarczej. Może tak być, ale nie musi.
Efektywność systemu fiskalnego, a więc przede wszystkim podatków stanowiących dochody budżetu państwa, zależy od bardzo wielu czynników. Zwłaszcza jakościowych: od stanu prawa, jego przestrzegania i braku luk w systemie.
Jak w ogóle wygląda kwestia szacunku obywateli do stanowionego prawa? Prawo stanowione w dobrej wierze budzi szacunek albo przynajmniej może go budzić. Natomiast prawo stanowione w złej wierze niekoniecznie szacunek wzbudza.
Jak wiemy, mamy do czynienia z czymś, co określa się mianem prywatyzacji prawa podatkowego, czyli często nie bardzo wiadomo, kto dane przepisy pisze i w jakim celu. Często nie sposób nawet zrozumieć sensu wielu regulacji. Ten stan rzeczy nie dotyczy tylko nas, co może być pewnym, choć niewielkim pocieszeniem.
Dlatego negatywne prognozy dotyczące najbliższej przyszłości systemu fiskalnego nie powinny nas zaskakiwać. Już dziś wiadomo, że w tym roku nie wykonamy dochodów budżetowych. Można to sprawdzić – internet jest bezlitosny, przechowuje wszystkie wypowiedzi, nie tylko te najmądrzejsze. Najważniejsze jednak, że pozwala on zweryfikować jakość prognoz, które były wcześniej formułowane.
PRZEPIS NA LEPSZE BEZPIECZEŃSTWO POLSKI TO INWESTYCJE AMERYKAŃSKICH FIRM?
Tak więc w tym roku nie wykonamy dochodów budżetu państwa. Jak już wspominałem, mamy do czynienia nawet z ujemnymi dochodami budżetowymi z drugiego co do wielkości podatku Rzeczpospolitej, czyli podatku dochodowego od osób fizycznych.
Wpływy z tego tytułu w sierpniu spadły do minus 11 mld zł. Przypomnę, że w zeszłym roku wynosiły one 97 mld, czyli ta część udziału we wpływach, która stanowi dochód budżetu państwa, ocierała się o 100 mld. Co prawda, w prognozach zawyżano je nawet do 107 mld, ale właśnie takie zawyżenia są niestety charakterystyczne dla naszego planowania budżetowego.
Tak naprawdę już od prawie pięciu lat systematycznie zawyżamy prognozy dochodów budżetowych. Stało się to swego rodzaju rytuałem: w prognozach podaje się wyższe dochody, aby wykazać niższy deficyt. Następnie okazuje się, że deficyt jest w rzeczywistości znacznie większy, bo prognozy okazują się nierealne.
To zawyżenie wynosi mniej więcej, jak co roku, około 50 miliardów złotych. Później, przy pomocy różnego rodzaju zabiegów kreatywnej księgowości budżetowej, kwotę nieuzyskanych dochodów udaje się zmniejszyć w bilansie do 30–40 mld. Mechanizmy tej „kreatywnej księgowości fiskalnej” są dobrze znane i ci, którzy wiedzą, zdają sobie sprawę, że faktycznie brakuje nam około 50 mld zł w stosunku do prognoz.
Tę rozbieżność można by całkowicie wyeliminować, czyli zwiększyć efektywność fiskalną. Ale to wymagałoby zmiany paradygmatu, a więc prawdziwej polityki sensu stricto, czyli realnego rządzenia. Nie chodzi tu o politykę międzynarodową, do której tak często czujemy się predestynowani, lecz o poważne działania wewnętrzne.
Na przykład: można by ograniczyć, a przynajmniej częściowo wyeliminować, bezzasadne zwroty podatku od towarów i usług. Skala tych nienależnych zwrotów to około 50 mld zł rocznie.
Można więc to wszystko zmienić, w taki czy inny sposób. Jednak tego typu działań nie da się ukryć – są one bowiem bezpośrednią kompetencją i odpowiedzialnością władzy wykonawczej.
Trzeba po prostu nie zwracać pieniędzy tym, którym zwraca się je bezzasadnie – czasami nawet legalnie, ale jednak bezzasadnie. Na tym polega cała natura rzeczy: obywatel działa legalnie dopóty, dopóki nie udowodni mu się działania w sposób nielegalny. A to udowodnienie wymaga przejścia przez określone procedury.
I właśnie to jest ta proza rządzenia – proza, która nuży, a przede wszystkim nie przekłada się na słupki poparcia. Wręcz przeciwnie. Efektywna polityka fiskalna jest dobrą polityką, ale nigdy nie będzie popularna.
🔴 Jastrzębowski: Tusk vs Trzaskowski „Tam miłości nie było!” | K. Ziemiec
Wiemy, że nie zapowiada się – chociaż niektórzy twierdzą inaczej – aby w przyszłym roku nastąpiła zmiana paradygmatu. Jednak wobec niemożności przerzucenia na obywateli brakujących 50 mld zł poprzez podwyżki podatków (bo prezydent prawdopodobnie takich ustaw nie podpisze), trzeba będzie ręcznie zwiększać efektywność fiskalną.
Oznacza to selektywny wybór tych, którzy będą musieli zapłacić – nie poprzez zmiany ustawowe, lecz działania o charakterze kontrolnym. I tu po raz pierwszy w sposób istotny pojawia się czynnik pozaekonomiczny, o którym mam zaszczyt powiedzieć w tym cyklu po raz pierwszy. Do tego tematu zapewne będziemy jeszcze wracać.
Pesymistyczne prognozy wynikają bowiem nie tylko z pogarszającej się jakości systemu podatkowego i nieudanych operacji uszczelniających – zwłaszcza w ramach tzw. JPK. Właśnie w tym obszarze widać największy rozdźwięk między tym, co deklarowano, a tym, co faktycznie osiągnięto.
To brakujące 50 mld zł. dotyczy przede wszystkim najważniejszego podatku, jakim jest podatek od towarów i usług. To właśnie w tym obszarze miały działać systemy uszczelniania podatków – dziś jednak panuje nad tym zupełna cisza.
System monitoringu i przesyłania ewidencji do organów podatkowych przedstawiano jako rozwiązanie efektywne. Tymczasem należy przypomnieć, że ewidencja sfałszowana zewnętrznie niczym nie różni się od rzetelnej. Trzeba jeszcze udowodnić jej nierzetelność – a tego, poprzez samo przesyłanie dokumentów do urzędów skarbowych, udowodnić się nie da.
Nie to jest jednak w tej drugiej części naszego spotkania najważniejsze. Myślę, że powinniśmy odnotować coś innego: do tej pory ryzyko polityczne – czyli ryzyka międzynarodowe, ryzyka zagrożeń wojennych – nie było w praktyce brane pod uwagę. A przecież do niedawna sami uczestniczyliśmy w działaniach wojennych, stale mówi się też o cyberwojnie czy wojnie hybrydowej. Te ryzyka są wszechobecne w naszej narracji publicznej, choć czasami zdarza nam się do nich zdystansować.
Firmy ratingowe po raz pierwszy dostrzegły wpływ tych czynników na prognozy dotyczące przyszłości – a zwłaszcza na prognozy dotyczące systemu fiskalnego. Na ile trafnie to zrobiły, to już zupełnie inna kwestia.
Trzeba jednak przypomnieć pewną starą prawidłowość, o której warto co jakiś czas mówić: to, w jakim stopniu płacimy podatki, zależy nie tylko od jakości systemu fiskalnego – a ta, jak wiemy, jest w tragicznym stanie – lecz także od nas samych.
W Unii Europejskiej mamy do czynienia z różnymi problemami, ale także sami dokładamy do tego negatywnego obrazu własny wkład – zwłaszcza poprzez chaos i niską jakość naszej legislacji podatkowej.
Nawet jednak, gdy prawo jest słabe, postawa obywateli – tych, którzy dokumentują, ewidencjonują, deklarują i w końcu płacą podatki – ma znaczenie podstawowe.
Do niedawna dominowała optymistyczna prognoza: że nikt nie zburzy naszego porządku i że sami nie wplączemy się w żadną wojnę. Niejednokrotnie miałem okazję rozmawiać z przedsiębiorcami – a przecież to jest w końcu mój zawód – którzy zwracali uwagę, że całe to mówienie o wojnie, o „naszych wojnach”, które dominowało w narracji przez ostatnie ponad trzy lata, nie było tak naprawdę poważnie traktowane.
Zwłaszcza inwestorzy podchodzili do tego z dystansem, bo wiadomo – nie inwestuje się w kraju realnie zagrożonym wojną. To prawidłowość banalna, ale niezmiennie prawdziwa.
Pierwszą ofiarą każdego stanu przedwojennego – czy też poważnego zagrożenia wojennego – jest prawda, która staje się ofiarą propagandy wojennej lub antywojennej. Drugą ofiarą są inwestycje. Bo przecież w warunkach niepewności każdy zadaje sobie pytanie: czy warto inwestować w tak niepewnym otoczeniu?
Po raz pierwszy mamy do czynienia z wyraźnym uwypukleniem tego wątku. Po trzech latach konfliktu za naszą wschodnią granicą widać naszą wyjątkową odporność na tę tzw. warstwę narracyjną, która – mimo pewnych wahań – pozostawała jednoznaczna i negatywna. Nawet kiedy mówiono nam, że jesteśmy już właściwie w stanie wojny, nie traktowaliśmy tego do końca poważnie.
Natomiast firmy ratingowe zaczęły dostrzegać ryzyko, które ma ogromne znaczenie dla jakości systemu podatkowego. Im większe jest zagrożenie pozaekonomiczne, tym niższa efektywność fiskalna systemu. I żadnymi zaklęciami ani samymi działaniami kontrolnymi nie da się tego zmienić.
Wniosek płynący z tych obserwacji jest stosunkowo nowy – nie tylko dlatego, że dotąd nie był obecny w naszej świadomości, lecz także dlatego, że stanowi zapowiedź przyszłych analiz i podsumowań.
Wiktor Dyduła “Relacja Wojtka Szczęsnego sprawiła mi radochę” | GENTLEMAN.TV
Konieczność reform i polityki fiskalnej
Jeżeli chcemy poprawić sytuację fiskalną, musimy przede wszystkim podnieść jakość prawa podatkowego. To konieczność – trzeba wyrzucić za burtę balast zbędnych i szkodliwych przepisów. Nawet politycy zaczynają to rozumieć, skoro mówią o deregulacji i uchylaniu absurdalnych regulacji. I oczywiście – trzeba je uchylać. Bo po co tracić czas i energię na przepisy, które nie mają żadnego znaczenia, a służą jedynie interesom lobbystów?
Wiadomo jednak, że przyszły rok to wciąż ta wspominana już katastrofa.
Faktury ustrukturyzowane, czyli tzw. e-fakturowanie, nie zwiększą znacząco dochodów budżetowych. Przez ostatnie dziesięć lat wpłynęły one na budżet jedynie w wysokości około 10 mld zł, czyli średnio 1 mld rocznie, co pozostaje poniżej granicy błędu prognostycznego. Można pisać, że system jest dobry, ale w praktyce nie ma to większego znaczenia.
Podobnie wątpliwe są efekty raportowania ewidencji w postaci JPK do organów podatkowych.
To, co rzeczywiście jest w naszej mocy, to wiele działań mających na celu poprawę i usunięcie wad systemu fiskalnego. Wystarczy jedynie wola ustawodawcy – aby wyrzucić za burtę balast zbędnych regulacji, które niczego nie wnoszą, a jedynie zabierają czas podatnikom i organom państwowym.
Równocześnie konieczne jest łagodzenie narracji wojennej, która po raz pierwszy została dostrzeżona jako czynnik destrukcyjny. Nasza odporność na tego rodzaju opowieści jest godna szacunku, ale jeśli w nie uwierzymy, nie będziemy w stanie naprawić systemu fiskalnego. Wówczas jego jakość będzie pogarszana przez czynniki całkowicie niezależne od prawa podatkowego, jego stosowania czy kontroli.