e-wydanie

5.9 C
Warszawa
wtorek, 23 kwietnia 2024

Polska: drugi krąg wokół Państwa Środka

Wizyta prezydenta Dudy w Pekinie z okazji otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich to wielka szansa dla Polski. Możemy awansować do geopolitycznej drugiej ligi i w oparciu o Chiny zrównoważyć nasze relacje z Niemcami i Unią Europejską, jako europejski „adwokat Chin”. Okazja sama pcha się w ręce polskiej dyplomacji.

Położenie geopolityczne Polski, fatalne w sytuacji, gdy centrum świata był Atlantyk, poprawiło się radykalnie po przeniesieniu środka ciężkości globalnej polityki na Pacyfik. A jeszcze bardziej we wrześniu ubiegłego roku, kiedy Chiny stały się państwem, którego nikt do niczego nie może zmusić, za to one mogą nagiąć do swojej woli każdy inny kraj, tak jak złamały USA i Kanadę jednocześnie, w sprawie Meng Wanzhou. To już naprawdę jest inna rozmowa, w której argumentem jest naga siła, a nie obłudny dyskurs o „demokratycznych wartościach”, bazujący na podwójnych standardach dla równych i równiejszych, a praktykowany przez bezczelnych euro-urzędników, na których nikt nie głosował. Ziścił się więc chiński sen, w którym Chiny są Państwem Środka, otoczonym przez koncentryczne kręgi państw pełniących funkcję wasali-trybutariuszy, sojuszników (czyli sąsiadów wasali) oraz barbarzyńców do poskromienia. W minionych epokach historycznych było to myślenie życzeniowe, w najlepszym razie program polityczny. Teraz zaś ta architektura świata stała się rzeczywistością. A także praktyką chińskiej polityki międzynarodowej.

Charakterystycznych przykładów dostarczają Uzbekistan, Indonezja, Iran, Mjanma-Birma. Wszystkie wymienione kraj są sąsiadami sąsiadów Chin, a więc automatycznie traktowane są jako sprzymierzeńcy ChRL, zgodnie ze starą zasadą dyplomacji „sąsiad naszego sąsiada jest naszym sojusznikiem”. Wszystkie więc doświadczają chińskiej życzliwości i gestów przyjaźni. Zatem Uzbekistan otrzymał od Chin tunel pod górami Tienszan, radykalnie skracający podróż ze wschodu na zachód kraju, ukończony w 2016 r., o wartości 350 mln dolarów. Indonezja szybką kolej Dżakarta-Bandung. Iran jednostronne zniesienie sankcji ekonomicznych, tak istotne, że wszelkie inne sankcje ze strony USA iڬUE przestały mieć sens. Birmę zaś prezydent Xi Jinping odwiedził osobiście (2020 r.), choć słynie z niechęci do podróży zagranicznych.

Owszem, są w tym systemie zgrzyty. Ostatnio zaczęła wyłamywać się Indonezja, uznając zapewne, że jedna linia kolejowa o długości 140 km to zbyt mało, więc wstrzymała eksport węgla do Chin i wsparła politycznie państwa skonfliktowane z Chinami na Morzu Południowochińskim. Ten dąs należy jednak czytać „zasługujemy na więcej”, co zapewne zostanie przez Pekin uwzględnione, gdyż Indonezja jest zbyt ważna. Małe niepowodzenie w relacjach z Dżakartą rekompensuje Pakistan, uważany obecnie za państwo najbardziej na świecie przyjazne wobec Chin. Co prawda, Pakistan zڬChinami graniczy bezpośrednio, ale jeszcze bardziej z Indiami, z którymi ma zastarzały konflikt, więc też kwalifikuje się do roli sojusznika Państwa Środka, co oznacza wielki geopolityczny awans Islamabadu, zwłaszcza w porównaniu z jego dotychczasową rolą „małego brata” USA, zmarginalizowaną dodatkowo po wyjściu Stanów Zjednoczonych z Afganistanu. Podobna marginalizacja spotkała też Uzbekistan, ale w obu przypadkach pomocną dłoń szybko podały Chiny. Natomiast wobec państw stanowiących pierwszy krąg wokół Środka, czyli bezpośrednich sąsiadów ChRL, bez ceregieli stosowana jest polityka kija i marchewki. Przykładów dostarczają Filipiny, Wietnam, Laos, a ostatnio Kazachstan, gdzie nie przypadkiem byliśmy świadkami najkrótszej interwencji wojskowej w dziejach rosyjskie- go imperium. Oto po tygodniu przyszedł chiński leśniczy (minister spraw zagranicznych Wang Yi) i wyrzucił z lasu partyzantów, jak moglibyśmy sparafrazować stary dowcip z czasów PRL.

Wyjaśnijmy, co się w tym Kazachstanie właściwie stało. Otóż były prezydent Nazarbajew realnie nie oddał władzy, tylko przesiadł się razem kierownicą na tylne siedzenie samochodu. Obecny prezydent Tokajew wykorzystał protesty po podwyżkach cen gazu, żeby tę kierownicę odzyskać. Jednak Rosja popierała Nazarbajewa, więc Tokajew musiał się okupić, dając Putinowi hojne koncesje polityczne, oficjalnie w ramach wdzięczności za bratnią interwencję „rosyjskiego NATO”, która sprowadziła się symbolicznego przypilnowania paru gmachów publicznych i lotnisk. Nic więcej te 2500 żołnierzy w tak wielkim kraju, jak Kazachstan zwojować nie mogło. Efektem była reakcja chińskiej dyplomacji, która zorientowawszy się w sytuacji, złożyła administracji Tokajewa ofertę, którą można streścić słowami: „dobra chłopaki, od nas dostaniecie to samo za pół ceny, ale Rosjanie wracają do domu!” I wrócili, choć wyraźnie niechętnie. W ramach samopocieszenia Kreml uruchomił swoich agentów wpływu, którzy zaczęli opowiadać w światowych mediach o „dojrzałym sojuszu rosyjsko-chińskim” oraz o wielkich korzyściach politycznych z wewnętrznej integracji ZSRR Bis, które jakoby dzięki tej interwencji zostały odniesione. Nie przysłoniło to jednak analiz nazywających relacje Moskwy i Pekinu „wyrachowanym małżeństwem z rozsądku” oraz przypominających, że Chiny mają wobec Rosji zamrożone roszczenia terytorialne o Kraj Zabajkalski i z pewnością nie jest to wieczna zmarzlina. Władywostok nazywał się kiedyś Haishenwai i chińskie Google stale o tym przypomina. Zgrzyt w Kazachstanie oraz awantura z Ukrainą, a więc niepokoje na obu końcach Jedwabnego Szlaku 2, mocno godzące w interesy Chin, spowodowały niespodziewane podniesienie zwykłej obecności prezydenta Putina na otwarciu igrzysk olimpijskich w Pekinie (4 lutego br.) do rangi szczytu Rosja-Chiny. Mówiąc mniej dyplomatycznie, cesarz Xi wezwał na niesfornego wasala na dywanik, żeby ów wytłumaczył się ze swoich postępków.

Jednocześnie Chiny wykonują kolejne przyjazne gesty wobec Polski, poczynając od kurtuazyjnych życzeń zdrowia choremu prezydentowi Dudzie, złożonych na najwyższym szczeblu, przez samego prezydenta Xi. Co więcej, Andrzej Duda został zaproszony na otwarcie olimpiady i zaproszenie to przyjął, otwarcie łamiąc bojkot dyplomatyczny ogłoszony przez USA. Zauważmy, z jak pokornym milczeniem przyjęły ten fakt Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska (czyli realnie Niemcy), zawsze tak chętni do zarzucania nam nieprzestrzegania praw człowieka. My tymczasem stajemy po stronie Chin, które te prawa ważą sobie lekce, ale oto tak pięknego pretekstu Zachód przeciw Polsce już nie wykorzystuje. Niemcy ani pisną, właśnie bowiem świeżo dostały w oko, za postępowanie Litwy wobec Tajwanu. Pekin nie mogąc wywrzeć presji bezpośrednio na Wilno, zastosował odpowiedzialność zbiorową i nałożył sankcje na niemieckie firmy prowadzące interesy na Litwie. Chiny przyjęły feudalną zasadę, że za postępowanie wasala odpowiada jego senior i ukarały tegoż seniora Litwy, budząc panikę w Berlinie, który teraz ani śmie bardziej zadrażnić stosunków z państwem będącym źródłem jego łańcuchów dostaw.

Polska jako sąsiad Rosji, czyli najbardziej uciążliwego sąsiada Chin, niniejszym weszła więc w skład uprzywilejowanego, drugiego kręgu krajów wokół Państwa Środka. Leżące na zachód od nas Niemcy znalazły się w kręgu trzecim, to znaczy w gronie barbarzyńców do poskromienia. Tresurę tę właśnie obserwujemy w praktyce. To chyba najlepsza wiadomość dla Polski od czasu objęcia władzy przez PiS. Po ściągnięciu przez Pekin cugli Berlinowi, w niemieckich mediach posypały się komentarze, że niemiecka polityka wobec Polski i Węgier powinna być „bardziej koncyliacyjna”. Słowem, pod okiem „kaprala Europy” wykwitła kolejna śliwa!

Pytanie, co dalej z tak korzystnym dla Polski obrotem spraw geopolitycznych? Powinniśmy zostać europejskim „adwokatem Chin”, ponieważ możemy liczyć na godziwe honorarium za te usługi. W przeciwieństwie do Ukrainy, która za tę praktykę adwokacką odwdzięczyła się nam stawianiem wszędzie pomników Bandery. A teraz bezczelnie wykorzystuje status „kraju specjalnej troski”, któremu trzeba pozwalać na wszystko, bo rzekomo zagraża mu Rosja. To znaczy m.in. tolerować zamykanie przejść granicznych z Polską dla ruchu kolejowego, co narusza interesy Chin dużo bardziej niż nasze.

Ten felieton ukaże się po 4 lutego, więc będziemy mogli się przekonać, jak dalece sprawdziła się ta prognoza. Zatem przewiduję, że w Pekinie to prezydent Duda, a nie Putin zostanie poproszony o przywołanie Ukrainy do porządku. Przyjęcie chińskiej oferty będzie oznaczać koniec ustępliwej polityki Warszawy wobec Kijowa. Jeśli ten asertywny zwrot w stosunkach polsko-ukraińskich nastąpi, będziemy mogli uznać, że Polska awansowała do geopolitycznej drugiej ligi, do której spadły Stany Zjednoczone. I wtedy skończą się też aroganckie szantaże TSUE oraz Komisji Europejskiej.

Najnowsze